Nathiel, podtrzymujesz płomień i pilnujesz obozowiska dopóki słońce nie zaczyna wychylać się zza horyzontu, próbując przebić się przez poranną szarówkę. Chętnie zostawiłbyś już przykry obowiązek grzebania w ogniu, jednak wszyscy jeszcze śpią, niepomni tego, że kto rano wstaje temu... no, w każdym razie wczesne wstawanie to cecha dobrego wędrowca i wojownika.
Dopiero gdy dzień rozpoczął się na dobre, w obozie zaczął się ruch. Zdążyłeś nawet przegryźć co nieco - czyniąc przy tym odpowiednio dużo hałasu - podczas gdy reszta drużyny dopiero poczęła wstawać z posłań. Pierwszy - ku własnemu i Twojemu zdumieniu - podniósł się Anzelm, wyraźnie w dobrym humorze. Pozdrowił Cię skinieniem głowy i udał się nad jezioro by dokonać porannych ablucji.
Anzelm, ruszyłeś w stronę wody, dziwiąc się trochę, że kobiety jeszcze śpią. Ostatecznie miały za sobą całą noc nieprzerwanego odpoczynku. Dzięki temu jednak możesz w spokoju zająć się sobą. Rozwiązałeś bandaże. Rana ma się całkiem nieźle. Powiedziałbyś nawet, że całkiem dobrze. Świetnie wręcz. Co prawda blizna jest jeszcze lekko nabrzmiała, jednak tylko w jednym miejscu ciągnie się w miarę świeża, czerwona linia. Nie ma śladu po opuchliźnie czy zapaleniu, rękę masz w pełni sprawną.