Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2008, 12:41   #87
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Baczność! – wydarł się znowu ten narwany ludź - Szeregiem, frontem do mnie, zbiórka! – kiedy wszyscy ustawili się w szeregu, dowódca zaczął mówić.

- Słuchajcie, ustawię wasz wszystkich teraz w taki sposób, w jaki będziemy poruszać się w czasie patrolu! Jak się domyślacie poruszać się będziemy dwoma rzędami, lub jak kto woli parami. Pierwszą parę tworzyć będę ja i piękna pani Erica. W kolejnych parach dowolnie ustawią się osoby, które walczyć będą wręcz. Nie wiem, ilu z was preferuje walkę na odległość, ale osoby te znajdować powinny się z tyłu. Jeśli zaś chodzi o maga, który się jeszcze nie stawił, to powinien on zająć miejsce w środkowej parze, tak, aby był chroniony i z przodu i z tyłu, niczym innym, jak waszymi ciałami. Co zaś się tyczy pana Klausa, to wraz z głośnym krasnoludem Detlefem, zamkną oni szyk.- krasnolud zerknął podejrzliwie w górę, w stronę ludzia, którego dowódca nazwał "panem Klausem".

- Hmmpff - ocenił. Miał nadzieję, że Pan Klaus zna się trochę na robieniu mieczem. Co do kolejności i ustawieniu ich w ostatnim rzędzie, to początkowo chciał protestować, lewa brew już sunęła do góry wraz z nabieraniem powietrza do płuc, jednak po chwili dotarło do niego, że tak jest dobrze. "W sumie racja, nie chciałbym mieć drzewołaza za plecami. Niby jesteśmy po tej samej stronie, lecz z nimi nigdy nie wiadomo. I do tego cholerny czarodziej. Zaraza jedna..." - podsumował. Już miał splunąć na ziemię, jak zawsze w takich sytuacjach, gdy poczuł, że się dusi. Spanikował. Ktoś rzucił na niego urok i się najnormalniej w świecie udusi. "To pewnie ten czarownik!" - bezbłędnie wskazał winnego. Nagle, przypomniało mu się coś, więc z głośnym westchnieniem ("Uffff...")
wypuścił powietrze z płuc. "Na brodę Grungniego, ale żem się zapowietrzył. Nie można wstrzymywać konwersjancji" - obiecał sobie. "A już myślałem, że to ta wiewiórka, ten magikowy elf zatracony..." - na wszelki wypadek rozejrzał się wokół, czy jaki czarownik nie łazi w okolicy.

- Jak widzicie i ja, i pan Klaus mamy latarnię. - dowódca oddziału nie dawał za wygraną - Nie możecie pod żadnym pozorem wyprzedzać mnie, idąc przed latarnią, ani tez zostawać w tyle, za panem Klausem. Ja i pan Klaus otwieramy i zamykamy szyk, także proszę się tego trzymać. - uśmiechnął się w stronę Klausa.
- Jakieś pytania?

Słysząc to poważne zapytanie, postanowił poważnie się zastanowić. Wsadził sobie paluch wskazujący do nosa i zaczął dłubać. Nieusatysfakcjonowany zmienił narzędzie i zaczął dłubać małym palcem. Też nic. Przypomniało mu się, że nic dzisiaj nie pił. Właściwie, to nic nie pił od tygodnia. Od miesiąca nawet. Jednak potwornie pragnienie zmalało nieco w konfrontacji z facjatą dowódcy. Wzruszył ramionami.

- Służbista.. - mruknął pod nosem.

Detlef lubił się nudzić. Właściwie, to zawsze miał na wszystko czas. "Trzeba się szanować" - twierdził. Ale żeby czekać na jakiegoś elfiaka?
To nie przystoi prawdziwemu krasnoludowi. No, przy piwku to mógłby na samego króla elfów poczekać. Albo królową. Cholera ich wie - w końcu wszyscy wyglądają tak samo. Nie odróżnisz baby od chłopa.

Sprawdził sprzęt. Poprawił mocowanie tarczy na plecach. Pewnie się przyda, skoro mają iść na końcu. Morgenszern był nieco zabrudzony, ale przecież nie będzie nosić tej kolczastej broni za paskiem. Jeszcze go przyrodzenia pozbawi. Garłacz. Przeczyścił lufę zaimprowizowanym wyciorem. Ten oryginalny zgubił mu się gdzieś. Nie pamiętał gdzie i kiedy. Ale ostatnio niewiele pamiętał, więc to nic niezwykłego. Nie rozpaczając po stracie przyrządu przystosował do tej czynności kawałek drutu, na którego końcu zamocował szmatkę. Zadowolony był z siebie jak cholera. "Prawie jak inżynier" - oceniał swoją pomysłowość. I choć "prawie" robiło sporą różnicę, Detlef raczył tego nie zauważać. Nie był wymagający i do szczęścia nie potrzebował wiele.

"Na pewno piwa..." - znowu sobie przypomniał. "No niechże ten dryblas przylezie wreszcie. Zróbmy swoje i wracajmy do knajpy" - niecierpliwił się.

Załadował lufę garłacza prochem i metalowymi odłamkami. Wśród tego złomu było również trochę szkła i kamiennych odłamków. Właściwie nie miało znaczenia, co jest w lufie. I tak efekt był przyzwoity.
Starannie ubił ładunek, by samoistnie nie wyleciał z lufy. Podsypał proch na panewkę, następnie zamknął ją i zostawił kurek w pozycji zabezpieczonej. Teraz wystarczyło odciągnąć kurek i BUM. Siekańce z lufy robiły swoje.
Zatknął broń ponownie za pas i z miną wyrażającą całkowite znudzenie czekał na jaśnie wielmożnie wielebnego elfa-magika.
Już go zaczynał nie lubić.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline