Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2008, 17:05   #99
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nic nie zapowiadało specjalnych emocji...
Cisza dookoła, tylko niezbyt wesołe miny uczestników wyprawy świadczyły o tym, ze niedawno stało się coś niezwykłego.

Kit od czasu do czasu zatrzymywał się i sprawdzał, czy za jego plecami nie podąża nikt nie proszony. Starał się mieć oczy dokoła głowy. Bycie ariergardą nie należało do stuprocentowo bezpiecznych. Usunięcie tylnej straży było jednym z typowych posunięć przy braniu kogoś w kleszcze. Owo usuwanie dla owej straży nie kończyło się zazwyczaj dobrze, zaś Kit jakoś nie bardzo chciał się znaleźć na długiej liście poległych i zaginionych w akcji.

Jak na razie żaden głodny zwierz, zbłąkany bawół, wściekły Simba czy niezadowolony ze spalenia chaty tubylec nie zakłócił wędrówki. Żadna Imani-2 nie czaiła się w krzakach, nie zaczął ich gonić żaden trędowaty.
Cisza i spokój.

Zwodnicze.

Cielsko leżące na polanie dobitnie świadczyło o tym, że gdzieś niedaleko znajduje się ktoś niezbyt pozytywnie nastawiony do otaczającej ich przyrody. A może i do całego świata. Poza tym zdawać się mogło, że słoń nie jest osamotniony...

- A co tam jest? - wskazał podłużny kształt, częściowo zasłonięty przez ciało słonia.

Leżące w czerwonej koszuli ciało Simby okazało się jedynym przedstawicielem tego plemienia. Przynajmniej na polance. Pozostała ósemka, tak przynajmniej ocenili to Narinda i Patrick, pomaszerowała za plemieniem. W dodatku mieli znaczną przewagę...

Kit, nie ruszający się ze swojego końca polany nie zajmował się badaniem śladów. Ktoś w końcu musiał pilnować tej całej radosnej gromadki. Wysłuchiwał tylko rewelacji rzucanych przez coraz to innego z odkrywców.
Zastanawiał się nad paroma rzeczami... Jaką to broń drzewcową miał na myśli Tim - oszczep czy włócznię? Co się stało z wojownikiem, który załatwił Simbę? Uciekł, czy zginął i leży gdzieś kawałek dalej? Czemu Simba tracili czas na zabawę w strzelanie do słonia, który już nie żył? Sprawdzali na odległość, czy zwierzę nie żyje? W jakim stopniu niesione kły spowolnią tamtych? I gdzie się podziała Imani...

Znalezienie łusek od chińskiej amunicji potwierdziło podejrzenia, że nie była to robota zwykłych kłusowników. Chociaż ci ostatni korzystali zazwyczaj z każdej broni, jaka wpadła im w ręce, to zwykle byli na tyle mądrzy, że nie chadzali z kałaszem na słonia. I to, jak stwierdził Tim, martwego.

- Widać zgłodnieli nieco - skomentował fakt zabrania trąby. - Ale te ciosy to już głupota.

Przeciętny tak zwany kieł ważył dostatecznie dużo, by sprawić kłopot i spowolnić mężczyzn przyzwyczajonych do noszenia ciężarów. I zdecydowanie ograniczyć możliwość szybkiego reagowania. Jeśli ta kość słoniowa, którą zabrali Simba, ważyła tyle, ile głosiły relacje prasowe, to biedacy musieli targać każdy cios we dwóch. I z pewnością nieźle się męczyli.

Obrócił się. Daleko, za ich plecami, widać było dym... Wznoszącą się ku niebu ciemną smugę, informującą na wiele mil dookoła, że ktoś tu był. Chata, jak widać, nie do końca się dopaliła i, być może, usiłowała się zemścić na podpalaczu.

Przez moment Kit zastanawiał się również, jak długo Elvis będzie się jeszcze bawić w odróżnianie cywilów od wojskowych. W końcu byli na wojennej ścieżce i porucznik, jako najstarszy rangą, powinien wziąć cywilbandę w karby. Ale w końcu nie zadaniem sierżanta było podsuwanie takich pomysłów oficerom.

- Zamykam, panie poruczniku - potwierdził fakt, że polecenie do niego dotarło.

Po raz kolejny spojrzał na słup dymu, a gdy już wszyscy dotarli do drugiego końca polany, ruszył za nimi. Samym skrajem, by przy okazji móc rzucić okiem na Simbę.
Cios od noża to nie był. Bez wątpienia Tim miał rację - wyglądało na to, że ktoś z daleka rzucił czymś solidnym w nic nie spodziewającego się mężczyznę. Ale rana nie była gładka... Dziwnie poszarpana. Całkiem jakby ktoś użył czegoś z zadziorami. Na przykład harpuna.

Rybacy kontra Simba - jeden zero - pomyślał.

Rozejrzał się by sprawdzić, czy gdzieś w pobliżu nie leżą zwłoki odważnego albo szalonego rybaka, ale nic nie zauważył. Najwidoczniej zabójca, prawdopodobnie nie tylko rybak, ale i myśliwy, zdołał uciec.
Ciekawe tylko, gdzie był teraz...

Rozglądając się na wszystkie strony ruszył za resztą. Wolał mieć ich w zasięgu wzroku.
 
Kerm jest offline