Co do lektur, to przyżekłam sobie kiedyś, że przeczytam wszystkie i udało mi się. Chociaż kilka razy o mało się nie załamałam ("Roland..." brr..., albo "św. Aleksy...").
Natomiast zdecydowanie lubię, ba nawet uwielbiam czytać książki dwu- trzy- i jeszcze więcej -krotnie. Bo to już w "Rejsie" było: Skąd ja mam wiedzieć czy mi się to podoba, skoro ja tego nie znam?
Za drugim czy trzecim czytaniem dopiero doceniam książkę, bo zauważam dużo więcej niż za pierwszym razem... Mój stary "Mistrz i Małgorzata" jest zaczytany kompletnie, bo był taki okres, kiedy czytałam go co miesiąc... Czasem takie zaczytane książki mają swój urok... ale najlepiej, kiedy są zaczytane przez nas lub naszych bliskich