Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2008, 23:06   #301
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński


Szedł wolnym krokiem, otoczony przez kilkunastu malutkich muzyków ze swojej orkiestry. Na czele pochodu dreptali dumnie, Mozart, Beethoven i Bach podkreślając tym samym swoją pozycję w stadzie. Spisywali się rewelacyjnie, utrzymując resztę gryzoni w karbach, tak, że Lipiński nie szczędził im pochwał i przede wszystkim…ciasteczek.

- Zobaczymy czy tym razem narada przebiegnie w miarę spokojnie. Czuje, że nowi poważnie namieszają w układzie sił moi drodzy, ale może jutrzejszy szturm lekko ich przetrzebi. – rozważał na głos w szczurzej mowie. Jego podopieczni niewiele z tego rozumieli, lecz wystarczało mu jedynie, że go słuchali. – A potem przekonamy się czy Marry niczego nie zmalowała.

Myśli o wampirzycy postanowił jednak upchać w kąciku swojego umysłu i odłożyć je na później.

Gdy ujrzał zarys Elizjum przyśpieszył kroku, choć wiedział, iż jest długo przed czasem. Uwielbiał chodzić pieszo, spacery pozwalały mu skupić myśli i stanowiły nieodzowny element jego dnia.

Jak to wcześniej było ustalone, tuż przed wejściem do pałacu, szczury rozbiegły się na wszystkie strony, nie licząc trójki przodowników, którzy wdrapali się na Lipińskiego. Parę chwil musiało upłynąć zanim rozlokowały się na swoich ulubionych miejscach i dopiero, kiedy skończyły, Karol ruszył do środka.


Powoli sala zapełniała się. Muzyk ubrany w nowy, czysty garnitur z pewnością zaskoczył osoby przyzwyczajone do niemiłych zapachów unoszących się w jego pobliżu. Jego czubek głowy niezmiennie zdobił czarny kapelusz, niżej oplatał go długi szal, a na nosie widniały ciemne okulary. Obserwował większość osób w milczeniu, jedynie ograniczył się do kiwnięcia parę razy głową w geście powitania.

Dopiero wtaczająca się wręcz Mercedes zwróciła jego większą uwagę. Coś z nią było nie w porządku. Tylko co? „Alkohol, narkotyki” – wymieniał w myślach wampir, przyglądając się z lekkim rozbawieniem poczynaniom kobiety. Ta z trudem oparła się o skraj stołu obok Nosferatu i zaczęła gadać, na niej nieszczęście powiedziała za dużo.

Karol słuchał obelg w swoim kierunku z dużym spokojem, ponieważ Ortega z pewnością nie kontrolowała siebie. W tak ważnym dniu doprowadziła się do takiego żałosnego stanu. Kompozytor westchnął ciężko, bowiem jego pierwszy osąd co do jej osoby okazał się niestety trafny.

„Mogłaś ćpać przez wszystkie ostatnie dni a ty wybrałaś akurat tą noc. A tak się zaczęło nam dobrze współpracować. Szkoda.”
– w jego oczach Mercedes udowodniła, iż jest osobą niewartą większej uwagi, nie mówiąc o jakimkolwiek współdziałaniu.

Nie oszczędziła nawet Księcia, którego bezczelnie sparodiowała zdając swój „raport”. Choć tutaj musiał Karol przyznać, że wyszło jej to całkiem zabawnie i nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu. Szal okazał się znowu przydatny.

Kiedy Mercedes w końcu wyszła z sali, odetchnął z ulgą. Miał nikłą nadzieje, że już się nie pojawi. Sam ustawił się tak, żeby wszyscy go dobrze widzieli i głośno odchrząknął. Chciał jak najszybciej zatrzeć niesmak po Torreadorcę.

- Dziękuję przedmówczyni za bardzo j-a-s-n-o przekazane informację. – rzucił jeszcze i rozpoczął swój raport. - Mam kilka informacji do przekazania zebranym. Moje szczury znalazły drogę do siedziby wiedźm i zdołały zbadać dolne poziomy pałacu. Księga, którą zamierzam odzyskać musi się, więc znajdować na dwóch ostatnich piętrach, bądź strychu. – mówił krótko i zwięźle w kółko dreptając. – Otoczenie posiadłości patrolują dobermany kontrolowane przez Lalkarza, więc trzeba się przygotować na możliwość walki z nimi. A samego Lalkarza moi szpiedzy są w stanie namierzyć, jak tylko wychyli nos z posiadłości, choć pewnie już jest na to za późno. Ja ze swojej strony, tak jak zostało to wcześniej ustalone podejmę się próby odzyskania artefaktu. To wszystko co miałem do przekazania…aaa naturalnie witam nowych członków naszej społeczności. – dodał życzliwie i usunął się na bok.

Niewiele czasu minęło a jego nadzieje, okazały się płonne. Ortega wróciła, tym razem w towarzystwie spóźnionego Archonta. Nie wyglądała najlepiej, ale oceniając jej ruchy miała się dużo lepiej niż poprzednio.

- Spójrzcie kogo znalazłam? Pomijając Briana, który się dziś nie pojawi jesteśmy chyba w komplecie. Możemy więc wrócić do naszej uroczej dyskusji. Na czym to skończyliśmy? Ach, i wybaczcie mi mój niewinny popis. Trochę mnie chyba poniosło, ale sami wiecie, my Toreadorzy popadamy czasem w dekadencję i tracimy wtedy samokontrolę. Ja... chyba powinnam was przeprosić


- To nie jest kwestia przeprosin. Nie wiem co pani zażyła i nie obchodzi mnie to. Wiem natomiast, że dzisiaj podczas ostatniej narady przed jutrzejszą bitwą, nie powinna pani doprowadzać się do takiego stanu, ponieważ mamy ostatnia szansę na wymianę ważnych dla ataku informacji. Udowodniła pani, ze nie powinna przebywać tu dłużej. Proszę, więc Księcia o oficjalnie wyproszenie z narady pani Ortegi, która już przekazała nam swoje wiadomości. – odrzekł sucho zwróciwszy się na koniec do Aligariego. Na Mercedes nawet nie spojrzał.

Ocenił i osądził.

Nie było tu miejsca na uczucia, nie było na niekompetencję, które mogły ich później dużo kosztować.
 
mataichi jest offline