Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-11-2008, 23:06   #301
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński


Szedł wolnym krokiem, otoczony przez kilkunastu malutkich muzyków ze swojej orkiestry. Na czele pochodu dreptali dumnie, Mozart, Beethoven i Bach podkreślając tym samym swoją pozycję w stadzie. Spisywali się rewelacyjnie, utrzymując resztę gryzoni w karbach, tak, że Lipiński nie szczędził im pochwał i przede wszystkim…ciasteczek.

- Zobaczymy czy tym razem narada przebiegnie w miarę spokojnie. Czuje, że nowi poważnie namieszają w układzie sił moi drodzy, ale może jutrzejszy szturm lekko ich przetrzebi. – rozważał na głos w szczurzej mowie. Jego podopieczni niewiele z tego rozumieli, lecz wystarczało mu jedynie, że go słuchali. – A potem przekonamy się czy Marry niczego nie zmalowała.

Myśli o wampirzycy postanowił jednak upchać w kąciku swojego umysłu i odłożyć je na później.

Gdy ujrzał zarys Elizjum przyśpieszył kroku, choć wiedział, iż jest długo przed czasem. Uwielbiał chodzić pieszo, spacery pozwalały mu skupić myśli i stanowiły nieodzowny element jego dnia.

Jak to wcześniej było ustalone, tuż przed wejściem do pałacu, szczury rozbiegły się na wszystkie strony, nie licząc trójki przodowników, którzy wdrapali się na Lipińskiego. Parę chwil musiało upłynąć zanim rozlokowały się na swoich ulubionych miejscach i dopiero, kiedy skończyły, Karol ruszył do środka.


Powoli sala zapełniała się. Muzyk ubrany w nowy, czysty garnitur z pewnością zaskoczył osoby przyzwyczajone do niemiłych zapachów unoszących się w jego pobliżu. Jego czubek głowy niezmiennie zdobił czarny kapelusz, niżej oplatał go długi szal, a na nosie widniały ciemne okulary. Obserwował większość osób w milczeniu, jedynie ograniczył się do kiwnięcia parę razy głową w geście powitania.

Dopiero wtaczająca się wręcz Mercedes zwróciła jego większą uwagę. Coś z nią było nie w porządku. Tylko co? „Alkohol, narkotyki” – wymieniał w myślach wampir, przyglądając się z lekkim rozbawieniem poczynaniom kobiety. Ta z trudem oparła się o skraj stołu obok Nosferatu i zaczęła gadać, na niej nieszczęście powiedziała za dużo.

Karol słuchał obelg w swoim kierunku z dużym spokojem, ponieważ Ortega z pewnością nie kontrolowała siebie. W tak ważnym dniu doprowadziła się do takiego żałosnego stanu. Kompozytor westchnął ciężko, bowiem jego pierwszy osąd co do jej osoby okazał się niestety trafny.

„Mogłaś ćpać przez wszystkie ostatnie dni a ty wybrałaś akurat tą noc. A tak się zaczęło nam dobrze współpracować. Szkoda.”
– w jego oczach Mercedes udowodniła, iż jest osobą niewartą większej uwagi, nie mówiąc o jakimkolwiek współdziałaniu.

Nie oszczędziła nawet Księcia, którego bezczelnie sparodiowała zdając swój „raport”. Choć tutaj musiał Karol przyznać, że wyszło jej to całkiem zabawnie i nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu. Szal okazał się znowu przydatny.

Kiedy Mercedes w końcu wyszła z sali, odetchnął z ulgą. Miał nikłą nadzieje, że już się nie pojawi. Sam ustawił się tak, żeby wszyscy go dobrze widzieli i głośno odchrząknął. Chciał jak najszybciej zatrzeć niesmak po Torreadorcę.

- Dziękuję przedmówczyni za bardzo j-a-s-n-o przekazane informację. – rzucił jeszcze i rozpoczął swój raport. - Mam kilka informacji do przekazania zebranym. Moje szczury znalazły drogę do siedziby wiedźm i zdołały zbadać dolne poziomy pałacu. Księga, którą zamierzam odzyskać musi się, więc znajdować na dwóch ostatnich piętrach, bądź strychu. – mówił krótko i zwięźle w kółko dreptając. – Otoczenie posiadłości patrolują dobermany kontrolowane przez Lalkarza, więc trzeba się przygotować na możliwość walki z nimi. A samego Lalkarza moi szpiedzy są w stanie namierzyć, jak tylko wychyli nos z posiadłości, choć pewnie już jest na to za późno. Ja ze swojej strony, tak jak zostało to wcześniej ustalone podejmę się próby odzyskania artefaktu. To wszystko co miałem do przekazania…aaa naturalnie witam nowych członków naszej społeczności. – dodał życzliwie i usunął się na bok.

Niewiele czasu minęło a jego nadzieje, okazały się płonne. Ortega wróciła, tym razem w towarzystwie spóźnionego Archonta. Nie wyglądała najlepiej, ale oceniając jej ruchy miała się dużo lepiej niż poprzednio.

- Spójrzcie kogo znalazłam? Pomijając Briana, który się dziś nie pojawi jesteśmy chyba w komplecie. Możemy więc wrócić do naszej uroczej dyskusji. Na czym to skończyliśmy? Ach, i wybaczcie mi mój niewinny popis. Trochę mnie chyba poniosło, ale sami wiecie, my Toreadorzy popadamy czasem w dekadencję i tracimy wtedy samokontrolę. Ja... chyba powinnam was przeprosić


- To nie jest kwestia przeprosin. Nie wiem co pani zażyła i nie obchodzi mnie to. Wiem natomiast, że dzisiaj podczas ostatniej narady przed jutrzejszą bitwą, nie powinna pani doprowadzać się do takiego stanu, ponieważ mamy ostatnia szansę na wymianę ważnych dla ataku informacji. Udowodniła pani, ze nie powinna przebywać tu dłużej. Proszę, więc Księcia o oficjalnie wyproszenie z narady pani Ortegi, która już przekazała nam swoje wiadomości. – odrzekł sucho zwróciwszy się na koniec do Aligariego. Na Mercedes nawet nie spojrzał.

Ocenił i osądził.

Nie było tu miejsca na uczucia, nie było na niekompetencję, które mogły ich później dużo kosztować.
 
mataichi jest offline  
Stary 06-11-2008, 14:08   #302
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Alexander wyszedł od Georga w towarzystwie Nosferatu i niosąc w ręku walizkę z bronią. Nie był szczęśliwy z tego powodu, ale nauczył się już, że kiedy szef Brujahów jest w takim humorze lepiej z nim nie dyskutować. No chyba, że ktoś jest akurat w nastroju, aby dostać parę razy po mordzie. W końcu ludzie ... wampiry ... no w każdym razie wszyscy są od siebie różni i niektórych to kręci.

Muzyk spojrzał z ukosa na swojego towarzysza. Ten cały Vengador przypominał pod pewnymi względami ojca, szczególnie jeżeli chodzi o charakterek. Oboje lubili używać "ciężkich" argumentów, a do tego mieli piekielny temperament. Najlepiej obok takich chodzić na przysłowiowych paluszkach. W końcu nie wiadomo co może spowodować u takiego wybuch.

Nie chodziło wcale o to, że Alex nie potrafił sobie poradzić w walce. Jednak o dziwo, lepiej czuł się gdy w ręce trzymał gnata niż nóż. W Ameryce praktycznie każdy ma broń palną, a przynajmniej każdy ma w teorii łatwy dostęp do niej. A znając odpowiednich ludzi, nie trzeba nawet czekać ustawowych dni, gdy sprawdzają twoje dane. Mimo, że już od pewnego czasu mieszkał w Islandii, a tutaj nie było tak łatwo zdobyć broni ... przynajmniej zwykłym obywatelom, bo tacy jak on dawali sobie radę, wolał mieć gdzieś przy sobie nawet jakiś zwykły pistolet. Przynajmniej nikt nie rzuci mu tekstu, że jest idiotą, bo przychodzi z nożem, gdy szykuje się strzelanina.

Po krótkim spacerku, pokonanym oczywiście w ciszy, bo drugi wampir nie należał do tych rozmownych, a Donovan nie przepadał za prowadzeniem monologów, wyszli z klubu.

-To co jedziemy razem na mojej maszynie, czy masz jakiś własny środek transportu?-

-Mam swój - odpowiedział Vengador wcale nie za miłym tonem. W związku z tym młodemu wampirowi pozostawało tylko kiwnąć głową

-No to spotkamy się na miejscu - przymocował skrzynkę prezentów do swojego motoru, tak żeby nie obijała się i żeby faktycznie nie wysadzić się w powietrze jadąc do tego cholernego Elizjum. Nie miał zamiaru być kupą dymiących kawałków na autostradzie.

Usiadł na swoim motorze i odpalił go. Po chwili włączył również specjalne motocyklowe radio, a z głośników popłynęły słowa piosenki "A Tout le Monde" zespołu Megadeath. Do taktu ostrego brzmienia Brujah włączył się do ruchu.

Do Elizjum dojechał całkiem szybko. Na motorze jeździł z wielką wprawą. Szybko jak na ten typ tego pojazdu, nie był to w końcu ścigacz, ale nad samochodami miał taką przewagę, że praktycznie może się wszędzie wcisnąć. Nie przeszkadzają mu korki, ani inne tego typu problemy. Co prawda w tym kraju, nie widzieli prawdziwych godzin szczytu ... a i zapewne Donovan nie będzie miał ich okazji już za bardzo zobaczyć, w końcu w momencie, w którym teraz się budził, nie wiele osób jechało do pracy.

Siedzenie i czekanie na wywołanie wcale nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy. Czuł się jak w jakimś cholernym cyrku, albo na jakimś innym przedstawianiu. Jeszcze jakie wymagania wymyślił sobie ten cały wódz, po prostu przedstawianie. Trzeba było jednak jakoś przez to przebrnąć, w końcu miał tutaj reprezentować Georga i swój klan, było to nie mała odpowiedzialność. Szczególnie, że jak szefowi coś się nie spodoba, to nie wyśle ostrej notki, tylko da po pysku ... a umiał walnąć ... oj umiał.

Siedział sobie na krześle słuchając z głośnika swojego Ipoda "Master of Puppets" Metallici. Od czasu do czasu sobie podśpiewywał, szczególnie obserwując, jak jedna naćpana laska, biega sobie po schodach, a jakiś facet w białym garniturki łazi za nią. Co to niby miało być? Spotkanie wampirów czy jakieś cholerne kółko niedzielne. Pokręcił głową podsumowując w ten sposób tą całą sytuację i przeniósł wzrok na inne nowe "dzieci nocy". Jakaś japonka, babka wyglądająca na dzianą i koleś, który z pewnością nie był "swój", gliniarz, agent czy coś takiego? Ciężko było stwierdzić i z drugiej strony, mało to teraz Alexa obchodziło.

W końcu nadszedł czas przedstawienia. Muzykę wyłączył tuż przy sali, a jednocześnie zaśpiewał ten refren obserwując zachowanie reszty młodych. Pasował tak do sytuacji, że aż grzechem, byłoby się powstrzymywać: "Come crawling faster; Obey your master; Your life burns faster;Obey your master;
Master"

Stanął przed księciem trzymając w ręce walizkę, uśmiechnął się szeroko i zaczął swoje przedstawienie:

-Szefuniu drogi książę ... księciuniu. Nazywam się Alexander Donovan, moim ojcem jest George. Jestem z klanu Brujah, i mam zamiar jak cholera dbać i przestrzegać zasady Maskarady, nie ma żadnego problemu. Jestem muzykiem, więc jakby coś to mogę dać niezłego czadu. No ale podejrzewam, że chcecie raczej wiedzieć, co potrafię w bardziej materialnym sensie. Jeżeli trzeba by się gdzieś włamać, kogoś postraszyć, albo posłać go do szpitala z połamanymi kolanami, czy powiedzmy gdyby ktoś stanowił zbyt duże zagrożenie, to na spotkanie ze stwórcą, to wiecie już gdzie walić. No i znam parę osób, co mogą załatwić różne fajne zabawki -

Po tych słowach popatrzył po sali. Nie przejmował się tym jak mogło to zabrzmieć. Szczerze miał to głęboko w dupie. Politycy byli wszędzie tacy sami, dbali tylko o swoje tyłki. A on miał zginać się w ukłonach niby dlaczego? Ktoś tak kiedyś powiedział? Niech się pójdzie leczyć. To cholerny XXI wiek, a nie jakieś średniowiecze czy coś w tym stylu. Łańcuch opresji został zrzucony dawno, ale widać, niektórzy jeszcze tego nie pojęli. Jasne George powiedział mu o co biega z tą całą Munk i trzeba byłą ją załatwić, ale to nie znaczy, że ma biegać jak jakiś plastikowy żołnierzyk. Co to, to na pewno nie.

-A był bym zapomniał. George jest mocno zajęty i jestem tutaj także w jego imieniu - trochę zredagował słowa Ojca, ale ten nie powinien mieć o to pretensji

-Przysyła też prezenty księciuniu. Dla rozdzielenia pomiędzy innych ... członków ekipy. - po tych słowach położył walizkę na stole i otworzył ją, aby pokazać ten arsenalik

-My przyjdziemy uzbrojeni we własne pukawki na jutrzejszą imprezkę u hrabiny - to by było chyba na tyle. Usiadł przy stole, oparł się na krześle, a nogi położył na stole. "Czas radzić!" pomyślał i uśmiechnął się szeroko. Z kieszeni wyciągnął również cygaro i zapalniczkę. Może i palenie nie sprawiało mu tyle przyjemności, co wcześniej, ale cóż stare przyzwyczajenia i te sprawy. Jednak miało to też inny cel, pamiętał, że jak za pierwszym razem odpalił zapalniczkę, to omal nie umarł ze strachu ... no a przynajmniej mógłby umrzeć, gdyby jeszcze żył. Ogień był wrogiem jego rodzaju, musiał się przełamać, aby zapalić, ale robiło to wrażenie. A przecież to była swego rodzaju gierka. Ten świat był tak skonstruowany, czasami trzeba było tak zagrać, żeby pokazać co się chce.

Chwilę wpatrywał się w zapalniczkę, w swojej głowie walczył z chęcią wyrzucenia jej, ale teraz było na to za późno. Otworzył ją. W tym momencie gdyby jego serce jeszcze biło, waliłoby niezłą solówkę. Zamknął oczy za nim ją odpalił, niektórzy tak robili, ale on po prostu nie chciał patrzeć na te iskry. Z zapalonym ogniem było trochę lepiej, odpalił swoje cygaro i szybko, ale ostrożnie zamknął zapalniczkę. Dla zamaskowania tych ... pewnych niedogodności uśmiechnął się szeroko i wypuścił pokaźny obłok dymu w górę pomieszczenia ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 07-11-2008, 13:38   #303
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
- Przede wszystkim pragnę powitać naszych nowych, młodszych przyjaciół. - zaczął Robert, gdy słowa wszystkich zgromadzonych już ucichły. - Ciebie, Shizuko, piękna niczym twa matka. Ciebie, Alexandrze, który gorącem krwi zdaje się dorównywać Georgowi. I Ciebie, Arturze, którego zdolności, mimo tak młodego wieku, już zdołały nam pomóc. Niezmiermie miło mi ujrzeć w końcu wasze oblicza, wiele już o was słyszałem. - spokojny, życzliwy uśmiech nie schodził z jego twarzy - Ja jestem Robert Aligarii, książę z wyboru Camarilli. Me serce przepełnia nadzieja, iż nasza współpraca będzie naprawdę owocna i miła dla obu stron.

Uderzenie laską o ziemię zrównało się z zmianą wyrazu twarzy. Wszyscy zrozumieli, iż koniec uprzejmości, czas przejść do rzeczy. Chłodne spojrzenie Stańczyka przeszło po każdym z zebranych w sali.

- Nie jesteśmy ludźmi. Umierając wyzbyliśmy się wielu ich cech, także ich słabości. A jednak niektórzy z nas nie potrafią tego wykorzystać. Zachowują się nieodpowiedzialnie, ulegając emocjom czy słabostkom w chwili, która może decydować o naszej dalszej egzystencji w tym mieście. Takie zachowanie uważam za niedopuszczalne. - przerwał na chwilę.

- Monsieur Lassalle, po obradach Walter, mój kamerdyner, wręczy panu plan naszych działań, którego nie raczył pan odebrać. Niedogodność jaką będzie konieczność złożenia własnego podpisu na liście zaraz po otrzymaniu tego dokumentu, miejmy nadzieje, okaże się do zniesienia. Rzecz jasna, z powodu pańskiej absencji na wszelkiego rodzaju spotkaniach w przeciągu minionego tygodnia i, jak mniemam, tymczasowego odcięcia się od świata, pana rola jest już nieaktualna - poza dołączeniem do Grupy Uderzeniowej. W tym miejscu podziękowania należą się pannie Mercedes, bez której pomocy plan ataku z pewnością nie powiódłby się, oraz George'owi, który zgodził się na jej prośbę o zastępstwo za naszego Archonta

- Mademoiselle Ortega, mimo jej wiele dla nas znaczącej pomocy, również zasługuje na naganę. Na przyszłość proszę uprzejmie o przybywanie na nasze spotkania w lepszym stanie, gdyż ten, w jakim panna obecnie się znajduje, uniemożliwia uznanie pani słów za przemyślane i zmusza mnie do odebrania pannie głosu w dzisiejszych obradach. Rzecz jasna nikt przymusowo nie będzie zaklejał pani ust, lecz niezastosowanie się do mojej prośby poskutkuje nakazem opuszczenia przez panienkę rezydencji, zgodnie z wnioskiem pana Lipińskiego. Mówiąc krócej - każdy ma prawo przysłuchiwać się naszym obradom, lecz nikt nie może ich zakłócać.

- Kwestia pana Borowicza, zwanego także Brianem, wydaje się nie być sprawą najłatwiejszą. Serdecznie dziękuję ci, Shizuko, za informacje. Przekaż mu najserdeczniejsze życzenia powrotu do zdrowie i jeszcze jedną informację - z radością powitam go w naszych szeregach, lecz niemożliwa jest dla niego jakakolwiek znacząca rola. Jego siła może nam tylko pomóc w walce z kolejnymi ludźmi hrabiny.

- I to chyba wszystko, co miałem wam, drodzy przyjaciele, do powiedzenia. Alexandra proszę o, jeżeli to było wolą jego ojca, rozdzielenie broni między tych, którzy powinni ją otrzymać. Jeżeli ktoś zaś pragnie ze mną porozmawiać już w spokojniejszej atmosferze - za kwadrans będę czekał na państwa w moim gabinecie. A teraz dziękuję za przybycie i żegnam wszystkich. - zakończył spotkanie chłodno, bez cienia uśmiechu na swej twarzy.

Skinął delikatnie głową ku Finney, ta również wstała i poszła za nim. W drodze do wyjścia stanął nieopodal Nożownika i cichym głosem powiedział:

- Jeżeli to możliwe, prosiłbym pana o zaopiekowanie się panną Ortegą przed jutrzejszą nocą. Nie chodzi mi o kontrolowanie jej czynów - po prostu jutro będzie nam potrzebna, by nie rzec - niezbędna, w zdecydowanie lepszym stanie...

***

Siedział na starej fontannie, ostatnio dopiero odnowionej, lecz wciąż nieuruchomionej, umiejscowionej na brzegu parku rozciągającego się za dworem. Obok niego siedziała jego córka, zdająca sobie już sprawę z tego, o czym zaraz będą rozmawiać. Patrzyła się nieobecnym wzorkiem na dwór, a może na niebo rozciągające się nad nim...?

- Finney, najdroższa... Nie potrzeba słów, by zrozumieć, iż twe młode serce trapią jakieś problemy. Czas dla nas jest ciężki, chyba wszyscy to odczuwamy, lecz nie mogę znieść dalej twego nieszczęścia. Wiesz z pewnością, iż masz we mnie oddanego przyjaciela. Wyjaw mi więc, proszę, swe problemy, wyjaśnij mi, co cię tak boli... - Robert mówił cicho, spokojnie, jego głos był wręcz kojący.

Pytającym wzrokiem pełnym niepokoju patrzył się na młodą Ventrue...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 07-11-2008, 16:29   #304
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wysłuchał spokojnie uwag księcia. Kiwnął niezobowiązująco głową. Oczywiście, nie miał zamiaru podpisywać żadnej listy. Rety, gdyby cos takiego kiedyś wyciekło, to byłby poważny kłopot. Po prostu, jak ów kamerdyner coś mu da to weźmie, ale nic nie podpisze, po prostu chłop zostanie z pustą kartką. Dziwił się, że książę w ogóle coś takiego wymyślił. Bo co to była za lista? Tych, co odebrali plan ataku, który przygotował? No i to niechby choć jedną osobę podejrzała jakaś kamera, i niechby potem ktoś dorwał ta listę. Mieliby wszyscy kłopoty bardzo duże. Rzecz jasna, nawet nie mógłby tego zrobić. Był archontem, osobą z zewnątrz, kimś w rodzaju ambasadora, konsula, czy po prostu ucha Rady Camarilli przy księciu. Reprezentował sobą Wiedeń, nie Reykiawik. Jego ewentualne bezsensowne postępowanie obciążałby nie miejscowego księcia, ale wampirzych zwierzchników.

Ale nie chciał robić jakiegoś zamieszania. Mimo wszystko, choć książę średnio nadawał się na stanowisko, na pewno nie pomogłoby nikomu oficjalne podważanie jego kompetencji czy praw z tak błahego powodu. Lasalle chciał mieć spokój, wcześniej, by cieszyć się odpoczynkiem oraz muzyką, teraz, by wyrwać Mercedes ze szponów nałogu. Potem zaś zabrać ją gdzieś daleko, gdzie będą mieli tylko siebie i swoje szczęście. Ech, marzyciel, fantasta. Właśnie dlatego nie chciał ostrzejszej wymiany słów. Po co? Żeby się lepiej poczuć? Po odejściu dziadka i tym, co wyprawiała Mercedes wątpił, żeby to było możliwe. Tylko Rossa, prawdziwe światełko błyszczące smutnym światłem, ale jakże pięknym.
- Rzeczywiście, książę, także mam nadzieję, że to chwilowe. Pan rozumie, sprawa istotnej wagi.

Bowiem, czyż odejście dziadka nie było sprawą wagi olbrzymiej. Zapewne teraz Etrius szalał, albo gryzł się, co robić w tej sytuacji, kiedy jego powarzysz, bo tak chyba należałoby powiedzieć o dziadku, zniknął.
- Oczywiście, tak, chcę wziąć udział w ataku. Jak najbardziej proszę na mnie liczyć w tym zakresie. Może być sama czołówka uderzeniowa, jeżeli coś tam w ogóle zostanie po trafieniu rakietą.

Wprawdzie książę minął się z nieco prawdą mówiąc, że Georg w czymś go zastąpił. Przecież Lasalle nie wyraził zgody na jakąś robotę, w której trzebaby było go wyręczyć, ale pomyślał, że to może skrót myślowy. Całkiem możliwe, ze książę miał nawyk takiego dziwnego mówienia oraz stukania laską, co, jak zapewne sądził, dodawało mu powagi oraz powodowało, iż ktoś zwracałby na niego uwagę bardziej niżeli bez tego stukania.

Pozytywnie natomiast ocenił jego reakcję na kwestie Mercedes. Karol niepotrzebnie wyskoczył z tym bezsensownym pomysłem odesłania jej. Pewnych osób się nie odsyła, zwłaszcza osób, które miały wielki udział w budowaniu przygotowań do ataku oraz mogą wszystko zniszczyć. Szczęśliwie książę nie skorzystał z sugestii Karola, który zapewne miał prawo zdenerwować się uwagami pięknej Toreadorki, ale jutro była akcja. Wkurzona Mercedes, obrażona, mogłaby wszystko zniszczyć. Wprawdzie naćpana także, ale wierzył, ze tak się nie stanie. Dobrze, że książę uznał, iż nie ma sensu zaogniać sytuacji poza udzieleniem paru słów nagany.

Hm, a ci nowi? Shizukę znał. Była rzeczywiście ładną dziewczyną, jakże inną niż Mercedes, ale także bardzo urodziwą. Jednak w przeciwieństwie do swojej matki, mimo całego zwampirzenia, emanowało z niej, trudno uwierzyć, ciepło oraz sympatia. Cieszył się, że ja poznał. Pomyślał, że jeżeli bliżej i otwarciej kiedyś porozmawiają, odkryją niejedną płaszczyznę porozumienia. Właściwie to byli podobni do siebie, bardzo. Znacznie bardziej niż on i Mercedes, ale to właśnie zimna Ortega zawładnęła jego sercem, bowiem bogini miłości to kapryśna istota, natomiast jej wysłannik, Amor, strzela swoimi pociskami, jak chce, nie patrząc na rację, sens, czy jakikolwiek rozsądek. Teraz stał przy niej, jakby przy odzyskanym skarbie, którego nie chciał wypuścić.

Pozostałych dwóch mężczyzn sprawiało wrażenie rzeczowych i konkretnych, chociaż Brujah bardziej mu przypominał sposobem mówienia Malkavianina. No cóż. Każdy ma swojego bzika. Dobrze natomiast, ze Georga nie było. Mercedes nie musiała się czuć skrępowana pozorem chęci przebywania z nim. Byle do uderzenia na czarownicę. Skoro jednak nie przyszedł, sprawa rozwiązywała się sama.

Zerknął do torby z bronią. Hm, rzeczywiście zawierała trochę zabawek. Można wziąć? Nawet trzeba.



Maczeta wykonana niewątpliwie ze stali hartowanej wyglądała bardzo solidnie. Posiadała bardzo wygodną rękojeść wykonaną z drewna, w kształcie ułatwiającym mocny i pewny chwyt, co osobiście stwierdził wyjmując ją ze skórzanej pochwy i wykonując kilka złożeń. Nie był mistrzem broni białej, ale potrafił nią walczyć, a nieco ponad półmetrowa broń doskonale nadawała się i do walki i do ukrycia. Nie była wielka, ale we wprawnych rękach niezwykle niebezpieczna. Ostrze o orientalnym wzorze, naprawdę robiło wrażenie niczym broń w filmach z Jetem Lee i Jakckie Chanem. Dodatkowo spostrzegł w rękojeści zamontowany kompas niewielkich rozmiarów. Aczkolwiek po co? Chyba wyłącznie dla bajery. Ale trudno było zaprzeczyć, że dla Toreadora bajera była niemal równie ważna, jak skuteczność.



Do tego pistolet. Lekki, pewny, nowoczesny. Właśnie taki, jak Heckler & Koch USP. Poręczny, łatwy do ukrycia w kaburze pod marynarką. Właśnie coś takiego było mu potrzeba.

- Kochanie - szepnął do Mercedes. – Czy pomóc ci z tym wyborem broni, wiesz? Potem, proszę. Spędźmy ten czas razem.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 10-11-2008 o 09:32. Powód: do, ś, ą
Kelly jest offline  
Stary 13-11-2008, 15:11   #305
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Brujah oparty w fotelu spokojnie przypatrywał się całej tej dyskusji. Dym z cygara wypełniał pomieszczenie a popiół przynajmniej na samym początku strzepywany był przez niego na dywan. Jakoś nie obchodziło go ile ktoś za to zapłacił, zresztą w końcu była to siedziba władzy, a do władzy trzeba podchodzić nieufnie, przecież o to właśnie chodzi w demokracji ... zresztą to nie była demokracja, tylko cholerne coś. Jakaś grupa starszych wampirów wybiera księcia, wysyła go na miejsca i ma tam sobie rządzić. Ta jasne, piękny system. A wszyscy inni mają słuchać. Nie ważne czy facet jest dobrym władcą czy nie, czy rządzi bardziej despotycznie czy demokratycznie, tamtych którzy są daleko to nie obchodzi.

Myślał już o tym wiele razy, wampirzy władcy nie różnią się od swoich ludzkich odpowiedników. Grzeją dupy na stołkach, a nic więcej ich nie obchodzi. Los zwykłych ludzi ... czy w tym przypadku wampirów, nie jest dla nich ważny. Cóż skoro jednak dostał szansę, znaleźć się w tej siedzibie, to na pewno nie ma zamiaru podporządkować się tym wszystkim cholernym regułą. Wątpił aby w krótkim czasie zdołano coś wygrać, ale może skoro praktycznie mógł być nieśmiertelny, to za wiele lat uda mu się coś uzyskać? A może inni też zaczną się zastanawiać nad głupotą takiego systemu. Na razie były to marzenia, których nie sposób było spełnić, nie pozostawało nic innego, jak pozostać sobą ... jak w pewien sposób walczyć z tym.

Kłótnie tej rady byłyby może w innych okolicznościach zabawne, a może nawet przydatne, ale w momencie, w którym szykowano się do niezłej rozróby, która do tego mogła zakończyć istnienie przynajmniej kilku z nich, nie było to wcale takie zabawne.

-Słuchajcie, nie wiem za bardzo, o czym się teraz kłócicie i szczerze powiedziawszy mam to głęboko w dupie, ale chcę wiedzieć i myślę, że mój ojciec zgodzi się z tym, czy podczas jutrzejszego ataku nie dojdzie do jakiegoś załatwiania własnych porachunków. Wiecie nie wybieramy się w końcu na jakiś pieprzony piknik, na którym co najwyżej mogłyby pogryźć nas mrówki. Jeżeli coś pójdzie nie tak, to możemy skończyć jako kupka popiołu - po tych słowach ponownie zaciągnął się cygarem przypatrując się każdej z zebranych tutaj twarzy. Wątpił aby otrzymał prawdziwe deklaracje, ale przecież nie po to o tym mówił. Miał nadzieję, że te słowa uświadomią tej cywilbandzie, że jakieś tam swoje małe kłótnie mogą dokończyć, jak tylko uporają się z większym wrogiem, a nie w momencie, w których ich istnienie jest zagrożone.

-Kolejna sprawa - zaczął ponownie mówić po chwili -Przeglądałem sobie ten plan. I tak sobie myślę, że fajnie, że wojsko nie będzie reagować. Jeszcze fajnie, że Policja będzie nas praktycznie ochraniać, może przynajmniej raz się do czegoś przydadzą, ale ... co z pieprzonymi mediami!? - ostatnie słowa niemal wykrzyczał, bo chyba nikt tutaj sobie o nich nie pomyślał, a nawet jeżeli pomyślał, to nie potraktował ich poważnie.

-Bo jakoś w tym planie, nikt o tym nie wspomniał. Wiecie, że to cała próba zatarcia śladów będzie nam po nic niepotrzebna, jeżeli jakieś informacje znajdą się mediach. A co gorsza jeżeli ktoś nas uchwyci na kamerze, nie chodzi mi tylko o wspaniałe mordki, które mogą zostać przez kogoś rozpoznane, ale również, jeżeli ktoś złapie coś "niezwykłego" jeżeli łapiecie o co mi chodzi. Sam kordon może nie starczyć, oni mają sposoby, żeby przejść przez policję ... zresztą oni są najczęściej tak głupi, że nie poznaliby transwestytę w przebraniu, nawet jeżeli tamten miałby brodę. A dodatkowo nowe technologie pozwalają na kręcenie z dużej odległości. Zresztą niech przypałęta się niezauważony jakiś koleś, który nas nagra i jesteśmy wtedy w wielkiej czarnej dupie - na chwilę przerwał swój wywód aby zgasić pozostałości cygara

-Jasne można powiedzieć, że da się zatrzymać druk, usunąć te informacje, że nie wszyscy uwierzą, ale chyba lepiej dmuchać na zimne niż żeby później mieć ostro przesrane - tymi słowami Alexander zakończył swój wywód i uśmiechnięty powrócił do swojej ulubionej pozycji.

Wiedział, że po naradzie czeka go trochę zabawy. Broń, trzeba załatwić dobrą broń. Pistolet miał - Colt M1911A, był przez bardzo długi czas używany przez US Army, całkiem spory kaliber, siła obalający i niezawodność. Będzie musiał sobie załatwić coś większego, nie powinno być z tym problemu. Po pierwsze jakiś shootgun, najlepiej SPAS-15, chociaż i innym nie pogardzi. W wypadku tych wolniejszych przydałby się też jakiś peem, ale też nie ma co się za bardzo uzbrajać. No i przede wszystkim trzeba wyjąć jakieś mniej rzucające się w oczy ubranka. Najlepiej jakiś sort mundurowy, niech sobie mówią co chcą, ale nie chciał być zapamiętany przez kogokolwiek podczas tej akcji. A jak już to będzie gotowe? No to cóż trochę zabawy przed taką imprezą nie zaszkodzi ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 13-11-2008, 18:58   #306
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Jednak wszyscy lubią być mądrzy, mądrzejsi od innych, lubią wykazywać innym swoje wspaniałe, cudowne przemyślenia, albo pokazywać, jaki to ja jestem cool, a wy tępaki to się kłócicie. Cóż, typowy Brujah, ale zwrócił na bardzo istotny element uwagę, wiec choć był wkurzający, to nawet bystry. Także typowo brujahowe. Antoine zaczął być przekonany, że Donovan mur beton pragnie zmieniać społeczeństwo oraz uwielbia ballady. Jakby nie było, piosenkarz.
- Ciekawe, czy przytrąbi później księciu w papę za to, ze Ventrue z Rzymu zburzyli Kartaginę? Całkiem możliwe. Chociaż nie. Brujahowie nie są szaleni. Tylko napaleni, a to dwie różne rzeczy - uznał.

- Mister Donovan, ma pan racje, nawet w większym stopniu, niż pan pewnie myśli. Bo problem nie jest w tym, czy dziennikarze zjawią się na miejscu, bo nie zdążą, ale co będzie potem, to zupełnie inna, niestety, kwestia. Mur beton będzie śledztwo, dlatego proponuję dwie rzeczy. Podrzucić na miejsce trochę jakichś prochów. Panna Ortega bez problemu powinna załatwić nieco narkotyków, które tam na miejscu podrzucimy. Wszyscy będą przekonani, że to porachunki gangów, zwłaszcza, jeżeli książę przy pomocy pana Snorre sprowokuje napisanie kilku artykułów na ten temat, jeżeli się stworzy jeszcze kilka dowodów. Osobną rzeczą, jest sprawa owego żołnierza. Szanowni państwo, ten człowiek będzie odpowiedzialny za wystrzelenie rakiety, więc śledztwo będzie ostre. Przecież ta rakieta trafi w cywilny dom. Dlatego ten oficer, tak sprawnie zauroczony przez pannę Ortegę, po prostu niech napisze jakiś list, który postawi go, jako podejrzanego o stosunki z gangiem, albo wszystko jedno, ale żeby był jakoś powiązany z tą sprawą i gdzieś zaznaczył, że kierowała nim chęć zemsty na gangu. Rzecz jasna, warto, żeby się wszyscy nieco ucharakteryzowali, bo rzeczywiście, wolałbym, żebyśmy nie byli sfilmowani nie tyle przez dziennikarzy, ale przede wszystkim przez ciekawskich, którzy mogą po wybuchu chociażby z ciekawości wyjrzeć przez okna oraz posiadać kamery. Co państwo na to? Może jakieś inne jeszcze propozycje?
 
Kelly jest offline  
Stary 13-11-2008, 19:58   #307
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Alex popatrzył spokojnie na biały garniturek, chociaż facet wyglądał, przynajmniej w mniemaniu Donovana wyglądał jak jakaś kiepska podróbka amerykańskiego gangstera, to przynajmniej mówił rozsądnie. Brujah nie lubił garniturów, a ludzi którzy w nich chodzili uważał najczęściej za pieprzonych karierowiczów, ale podobno nie można było oceniać książki po okładce, faktycznie czasem wrażenie bywało mylne, a on przedstawił jakiś konkretny pomysł. "Może wreszcie ta narada ruszy z miejsca, a nie będziemy dalej dyskutować o dupie Marynie" przeleciało przez myśl muzykowi i usadowił się wygodniej w fotelu, co znaczyło tyle, że zaplótł ręce za głową.

Kiedy Antoine skończył mówić, jego uśmiech nie zmienił pozycji, a gdy się odezwał, w jego głosie było słychać bardziej rozbawienie niż zdenerwowanie

-Fajne, że się w końcu ruszyło, ale tak sobie myślę, że próbując upozorować porachunki gangów, możemy jeszcze jebnąć wielki neon "WAMPIRY TU BYŁY". - po tych słowach wrócił do "normalnej" pozycji.

-Poza tym kolego pomysł ma potencjał, tylko dlaczego porachunki gangów miałyby być ochraniane przez kordon Policyjny? Zresztą jak już mówiłem, nie chcemy żeby ktoś wpadał do nas na przyjemną pogawędkę, co nie staruszku? - po tych słowach posłał sali promienny uśmiech

-Pozwolisz, że wykorzystam trochę twój pomysł i go przerobię, jeżeli zacznę pieprzyć jakieś głupoty, to czujcie się zobligowani do przerwania mi. Po pierwsze wykorzystajmy dość aktualny temat: Al-Quaidę czy jakiś innych fanatyków w ich stylu. Akcje przeciw Munk będzie trzeba zacząć od podłożenia jej paru świń. Ot jakieś plotki, że współpracowała z organizacją terrorystyczną, może udzielała jakimś arabom schronienia, może sprzedawała im broń, coś w ten deseń. Teraz wykorzystujemy to, że jest tutaj duża baza NATO. Każdy przychodzi przebrany w wojskowe ciuszki, będziemy dużo "sirować" i ogólnie zachowywać się jak te świry z wojska ... pewnie zastanawiacie się dlaczego? Z bardzo prostego powodu, ten koleś który rąbnie Stingera, napisze w liście, że zrobił to dlatego, że stracił w Afganistanie czy Iraku czy jakimś innym zadupiu swojego najlepszego kumpla. Jednocześnie napisze coś o oddziale chłopaków, który również chciał się zemścić na Arabusach i dokopać ich poplecznikom ... nie wiem, ktoś ułoży jakiś ładny liścik, no nie? W każdym razie wyjaśni to trochę bardziej kordon Policyjny, jeżeli jeszcze któremuś z tych świniaków, również podłożymy wrażenie, że chciał się zemścić ... nie wiem, za to że budzą go swoim śpiewem o 6 rano, albo dlatego, że nie lubi ich muzyki, to zacznie się klarować mediom pewien obraz. Wiecie zemsta żołnierzy i takie inne sprawy. Śledztwo skupi się bardziej na wojakach, a my powinniśmy mieć spokój. Przynajmniej w takim wymiarze, że nikt nie zacznie wpadać na pomysł, że mogły być w to zamieszane "Wampiry". Poza tym dobrze by było zabezpieczyć miejsca, z których mogliby nas kręcić, ale jeśli nie to właśnie przebranie. - gdy skończył mówić znowu oparł się na krześle i ponownie na jego twarzy zagościł błogi uśmiech

-Wiem, że plan może nie jest "kuloodporny", ale przynajmniej zamiast szukać jakiś konkretnych gangów, które mogą być z nami powiązane, będą szukali jakiegoś mistycznego oddziału. Ostatecznie za nim dojdą, że takiego nie było ... jeśli dojdą, to już dawno będzie to zimny trop ... fajne nie? - zakończył swoją wypowiedź Alex kładąc buty na stole.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 14-11-2008, 14:12   #308
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Pomysł szanownego pana ma swoje zalety i jeśli chcesz pan wykorzystywać moje projekty, to się proszę nie krępować. Po to tu jesteśmy w końcu, żeby optymalnie akcję ustalić. Pomysł terrorystyczny naprawdę niezły, ale widzę w nim dwie luki. Być może do wypełnienia. Po pierwsze, wszystko to jest dosyć trudne do wykonania. Czy znajdziemy jakieś ulotki, dodajmy, stare ulotki, żeby tam podrzucić, jakieś filmy, jakieś dowody, coś, co uprawdopodobni kwestię terroryzmu? Czy będą jacyś świadkowie, którzy to potwierdzą? Bo to wszystko uprawdopodabnia tą kwestię. Tymczasem nie ma problemu takiego, jeżeli chodzi o gangi. Gangi są wszędzie, narkotyki produkuje się oraz handluje wszędzie, szczególnie tam, gdzie są porty. Wystarczy podrzucić wiec kilka paczek prochów, może jeszcze jakąś broń. Odciski śladów jakiegoś bandziora z gangu da się załatwić, przecież wystarczy kogoś odpowiednio potraktować odpowiednią dyscypliną, żeby zrobił, co potrzeba. Tu pan lub pana ojciec, mający doskonałe rozeznanie, poradzili sobie w godzinę. Taka broń lub dwie, jakaś kurtka należąca do danej osoby na miejscu znaleziona przez policję etc. Natomiast co do policji, to kordon przecież nie będzie po to, żeby ochraniał nas, bo przecież nie powiemy policjantom, ze chcemy pozabijać trochę ludzi. Tu nie ma znaczenia, czy gang, czy terroryści. Po prostu oni tam będą robiąc np. jakieś ćwiczenia, albo akcję na drodze. A że przy okazji będą stanowić pewną blokadę, to już, według nich, dodatkowa sprawa. Po wtóre natomiast, jeżeli to będzie wojna gangów, to napisze o tym miejscowa prasa, Amerykanie przeprowadzą jakieś śledztwo w bazie i tyle. Natomiast jeżeli będzie to grupa terrorystów, to mamy pewnik, że wszystkie służby amerykańskie, NATO oraz pewnie kilka innych będą się w tym babrać i wtedy wykryją parę nieścisłości. Dlatego wydaje mi się, że gang jest bezpieczniejszy. Tym właśnie bardziej, że naprawdę istnieje, bowiem na istniejacych zawsze łatwiej zwalić. Przeciez nie będa się bronić tak na przykład, że nie zaatakowali czarownicy, bo własnie mordowali w innym lokalu konkurencję. Chyba, żebyśmy te problemy jakoś wyeliminowali, wtedy nie mam zastrzeżeń.
 
Kelly jest offline  
Stary 14-11-2008, 20:21   #309
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Książę wybrnął elegancko z sytuacji wykazując sporo zdolności dyplomatycznych. Dbając o swój autorytet potępił jej zachowanie, jednak dbając również o dobro koalicji nie wyprosił jej z sali. Lipiński swoją przemową nawet jej nie zdenerwował. Jego zażenowanie było jej zupełnie obojętne. Taka już była, przywykła do tego. Wzbudzała w ludziach skrajne uczucia. Miłość, nienawiść. Szacunek, potępienie. Zachwyt, odrazę. Dla Ortegi te pojęcia dzieliły cienkie granice, a balansowanie pomiędzy nimi traktowała jako swoistą zabawę. Rozmyślnie przeskakiwała z jednego pola na drugie niby dziewczynka grająca w klasy.

Mimo wszystko postanowiła respektować nałożony na nią zakaz odzywania się, toteż do końca obrad chciała przysłuchiwać się jedynie całej dyskusji. Ale syn Georga poruszył gorący jak widać temat i Ortega też postanowiła dorzucić własną opinię.
- Książę - zerknęła na Aligariego już zupełnie przytomnie. Od kiedy wyzbyła się z krwi narkotyku, znów zyskała dumny i dostojny wyraz twarzy, tak dla niej typowy. Zupełnie, jakby incydentu sprzed chwili dopuściła się inna kobieta, a Mercedes nie miała z tym absolutnie nic wspólnego. - Wiem, że mam zakaz wypowiadania się i respektuję twoje decyzje, ale przez wzgląd na poruszane tematy proszę o pozwolenie zabrania głosu. Obiecuję zachowywać się nienagannie - ostatnie słowa ciężko przechodziły jej przez gardło, jakby fakt, że okazała podporządkowanie zdradzał tym samym jej słabość.

Robert trwał w wyrazie zadumy i wpatrywał się w nią niewzruszony. Stuknął kilkakrotnie swoją laską po czym kiwnął tylko głową dają znać, że może mówić.
- Panowie, myślę, że za bardzo roztrząsacie sprawę. Ta akcja będzie się dziać błyskawicznie. Osobiście przypuszczam, że od momentu wybuchu rakiet, do końca całej walki nie powinno upłynąć więcej niż kwadrans, przy niewkalkulowanych niespodziankach - pół godziny. Wątpię aby ktoś w tym czasie zdołał zebrać sprzęt reporterski i dojechać na miejsce, nie wspominając o ominięciu wozów patrolujących okolicę. Co do żołnierza, jakie ma znaczenie list, który wyjdzie spod jego ręki jeśli wciąż będą mogli go przesłuchać? I, o ile mówić może nie chcieć, to już przy użyciu przymusu lub skutecznej perswazji, może być bardziej skory do kooperacji. Dlatego proponuję usunąć ten pionek z szachownicy zaraz po tym jak wypełni swoje zadanie i przysłuży się naszej sprawie. Martwy będzie zdecydowanie dyskretniejszy niż żywy. Sprawą żołnierza zajmie się moja córka. Dopilnuje, aby oficer dostał współrzędne celu, a po fakcie wyeliminuje go po cichu nie zostawiając żadnych śladów. Wiem, że niektórzy z was mają o śmiertelnikach zgoła odmienne zdanie ode mnie i mogą potępiać mnie za tak łatwo wydany wyrok śmierci na tegoż człowieka, ale zeznania oficera mogą bezpośrednio doprowadzić do mnie i to mnie narażają bezpośrednio na zdemaskowanie. Dlatego zwracam się oficjalnie do księcia by pozwolił zająć mi się sprawą po mojemu i zadbać mi o własne bezpieczeństwo.

- Co do gangów, Al-Quaidy i stwarzania dobrych pozorów. Osobiście nie wydaje mi się, aby był odpowiedni czas na takie planowania. Jutro atak. Kiedy, panie Donovan, chce pan rozsiewać te rzekome plotki? I niby gdzie? Po okolicznych barach? Wśród mieszkańców Reykjaviku, w środowisku policji, czy też żołnierzy? Nie mamy na to czasu. Plan pana Lasalle’a jest prostszy w realizacji, i o ile narkotyki byłyby jak najbardziej do zorganizowania, to obawiam się, że też nie jakaś dramatyczna ilość, tym bardziej, że to rzecz, jak się państwo domyślają dość kosztowna.
Proponuję nie udziwniać. Możemy się przebrać. Czarne stroje, kominiarki - jak najbardziej. Nawet jeśli ktoś nas zobaczy lub choćby sfilmuje, nie ujrzy żadnej twarzy, nie będzie miał punku zaczepienia. Dodatkowo możemy jedynie oddelegować kilka osób do patrolowania obrzeży rezydencji wiedźmy. W ten sposób można mieć pewność, że nikt niepowołany nie przygląda się całemu zdarzeniu, jak również nie zachodzi nas od tyłu. Oznaczałoby to, niestety, uszczuplenie liczby osób biorących udział w bezpośrednim ataku, ale chyba faktycznie, po przemyśleniu sprawy, należałoby przekierować kilka osób do obserwacji terenu. Może postacie ze słabym bojowym potencjałem? Najlepszy w tym byłby zapewne pan Lipiński i jego szczury, ale to oczywiście tylko sugestia. Nic zapewne nie przemknęłoby niezauważone obok niego i jego pomocników. Na akcje trzeba pojechać kradzioną furgonetką, ewentualnie dwoma. Samochody można faktycznie zostawić na miejscu, dodatkowo wysypać tam śladowe ilości narkotyków. Pamiętajmy o rękawiczkach. Nie chcemy przypadkiem zostawić żadnych odcisków palców. Co do ucieczki... Może najbliższym kanałem? Pan Lipiński będzie z pewnością doskonałym przewodnikiem, choć przydatne okazałyby sie również plany kanałów biegnących pod Reykjavikiem, o ile Karol już takowymi nie dysponuje.

* * *

Nie skorzystała z oferowanych pistoletów. Bronią palną nie potrafiła się posługiwać toteż uznała, że innym przysłuży się ona lepiej. Zagadnęła jedynie Shizukę:
- Może powinnaś coś dla siebie wybrać? Antoine z pewnością poleci ci coś niewielkiego i poręcznego – spojrzała na nią wymownie przypominając jej tym o jutrzejszym zadaniu.

Do Lasalla uśmiechnęła się tylko tajemniczo i odpowiedziała szeptem na jego propozycję:
- „Kochanie”? - Mercedes zmarszczyła mały zgrabny nosek – Antoine, uważaj jak się do mnie zwracasz publicznie. Donovan jest synem Georga, nie chcemy by przekazał mu jak się do siebie wdzięczyliśmy, prawda? Po co drażnić lwa w przeddzień bitwy? Ale posłuchaj... - wygładziła jego nienagannie białą marynarkę - Wyjdź jako pierwszy, ja zamienię jeszcze słówko z Aligariim. Jeśli chcesz możemy spotkać się w „Blue Velvet”. To wyjątkowo ekskluzywny klub dla snobów w samym centrum miasta. Taki jak lubię... – zaśmiała się lekko - Można tam potańczyć, wypić trochę świeżej krwi wprost z młodej przebojowej elity tego miasta, a dodatkowo jak się jest kimś tak znanym jak ja, i wydaje się tam mnóstwo pieniędzy, tak jak ja, można dostać zaciszną przestronną lożę... Dziś mam ochotę na zabawę Antoine. Jeśli chcesz, pomogę ci się odstresować przed jutrzejszą, zdaje mi się, nerwową nocą... - zerknęła na niego spod gęstej zasłony długich rzęs i zatrzepotała nimi kokieteryjnie.

Mercedes nie potrafiła rozmawiać o uczuciach. Możliwe, że nie umiała ich nawet odwzajemnić. Jedyne co opanowała do perfekcji to sztuka uwodzenia i teraz mylnie posługiwała się instrumentami, którymi potrafiła wyśmienicie operować, zamiast zdobyć się na odrobinę szczerości i otworzyć się na to, co chciał jej dać Lasalle. Mimo to był to dla Ortegi grunt tak obcy i niepewny, że wolała odwołać się do starych znanych sobie sztuczek. Mogła zostać partnerką do flirtu, mogła nawet zatopić się w ekstazie kosztowania nawzajem własnej krwi... Mogła dać mu ładne opakowanie, piękne nieskazitelne doznania, ale tylko powierzchowne i fizyczne. Jeśli będzie chciał jej jasnych deklaracji, jeśli będzie oczekiwał z jej strony wyznania. Cóż... Potrzebowała czasu. A nawet ten nie zapewniał, na tym polu sukcesu.

Po naradzie udała się prosto do gabinetu księcia. Minęła jeszcze tylko Arakwę i powiedziała do niej, jak zwykle władczo i stanowczo:
- Porozmawiam z Aligariim i udaję się do klubu w centrum miasta. Chcę trochę zaszaleć. Jeśli reflektujesz na towarzystwo moje, i prawdopodobnie Antoina, poczekaj na mnie. Zważ, że to nie nakaz. Czas dać ci trochę swobody. Tylko pamiętaj by przed świtem wrócić do domu. Jutro ważny dzień. - po tych słowach zniknęła w gabinecie księcia zatrzaskując za sobą drzwi.
Zasiadła w fotelu naprzeciwko Roberta, zakładając nogę na nogę i ukazując, prawie bezwstydnie, długie zgrabne uda, kształtne kolana, gładkie łydki. Mercedes lubiła eksponować swoją urodę. Zazwyczaj wprawiała ona ludzi w zakłopotanie i zachwyt. To dawało jej przewagę. Lubiła to. Rozkoszowała się tym.

- Dziękuję Robercie za to, że wstawiłeś się za mną. Wiem. Nie mam wytłumaczenia na swoje zachowanie. Powiem jedynie, że my, Toreadorzy, mamy szczególny dar do użalania się nad sobą i wciągania w to innych. Ale chciałam porozmawiać o Shizuce. Moja córka, tak jak wspomniałam zajmie się kwestią żołnierza, toteż twój plan jest jakby nieaktualny jeśli chodzi o jej osobę, dlatego nie będzie podpisywać sporządzonego przez ciebie dokumentu. Ta kwestia ją martwi. Jeśli podpisze twój papier postawi ją to pomiędzy nakazem moim i twoim, a chyba się zgadzamy, że kwestia rakiet jest znacznie ważniejsza. Ponadto policją zajęłam się sama, zdejmując z niej niejko to zadanie, i jeśli trzeba będzie zająć się nią ponownie możesz znów na mnie liczyć.

Już miała wyjść, ale odwróciła się jeszcze do Aligariiego.
- Aha, i mam nadzieję, że mój mały popis nie podważył naszego układu? Rozumiem, że dziś nie mogłeś ogłosić wieści o nadaniu mi własnej domeny. Dziś... okoliczności były jakby niesprzyjające. Wiem, nie popisałam się. - zaśmiała się frywolnie, prawie niewinnie – Ale mam nadzieję, że się ze swojej części umowy nie wycofujesz i ogłosisz to przy następnym zebraniu rady. Jeśli nie... obawiam się, że i ja nie wywiążę się z mojej części kontraktu. Dlatego proszę abyś teraz jasno określił swoje zamiary.
 
liliel jest offline  
Stary 15-11-2008, 20:00   #310
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński

Nosferatu przysłuchiwał się w skupieniu proponowanym rozwiązaniom. Było na nie zdecydowanie za późno, ale nikt najwyraźniej nie przejmował się tym. Na dodatek Ortega nie tylko nie została wyproszona z sali, lecz również śmieszny zakaz przemawiania szybko przestał obowiązywać. Aligarii traktował ją zbyt pobłażliwie, co od razu zaalarmowało muzyka.

„Ciekawe czemu? Czyżby Jeszcze niedawno podkopywała jego autorytet a teraz miałaby go już w garści? Stary głupiec.”Karol szybko analizowały poszczególne możliwości, a wyniki wcale a wcale mu się nie podobały.

Poczekał aż Mercedes skończy mówić i wreszcie wstał, aby zabrać głos ponownie. To co musiał zrobić nie było ani miłe ani przyjemne.

- Nie sądzicie, ze pora na szukanie wytłumaczenia, dlaczego rakieta uderzy w posiadłość wiedźm już dawno minęła? Dlatego proponowałem walnąć w dom cysterną, a nie atakować rakietą, co pociągnie za sobą wielkie zainteresowanie mediów.
– zdjął okulary i swoimi wyłupiastymi oczami wodził po zebranych. - Gangi, terroryści? Przez to, że już nie jesteście ludźmi myślicie, że oni nagle przestali myśleć? Nie moi drodzy, żeby zatrzeć ślady prowadzące do nas, trzeba będzie nie raz czy dwa grzebać komuś w umyśle, ale i dziesiątki razy i z tym się trzeba liczyć. Sam będę mógł się zająć wykradaniem i podmienianiem dowodów. – przerwał na momencik kiedy Mozart o mały włos nie spadł z jego ramienia. Poprawił wiercącego się gryzonia i kontynuował odsupłując powoli swój szal.

- Amerykańska rakieta, która z niewiadomych przyczyn uderza w dom mieszkańców Islandii, liczne ofiary. To aż się prosi o rozgłos międzynarodowy. Lecz skoro poparliście pomysł naszego Archonta, to teraz chociaż myślcie trzeźwo a nie traktujcie zwykłych ludzi jak bezrozumne bydło. – tu posłał w kierunku Ortegi swój „powabny” uśmiech. – Teraz możemy co najwyżej anulować atak, bądź przestać wymyślać plany, które i tak szlak trafi. Porachunki gangów czy siedziba terrorystów brzmią równie nierealnie, więc nic innego nie pozostanie tylko wyprać mózgi wielu osobom.

- Co zaś się tyczy ciekawskich, to zostawcie to mnie. Szczury będę patrolować okolicę, poza tym pamiętajcie o dobermanach Lalkarza, które musiały działać do tej pory jako niezły straszak dla ciekawskich.
 
mataichi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172