Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2008, 11:11   #15
Marianna
 
Marianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Marianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znany
- Nadzieję mieć? - Spłoszona wymogiem deklaracji, upatrywałam czegokolwiek, co mogłoby uwagę jego ode mnie odwrócić. Lekka nerwowość mię nawiedziła, stąd sięgając po dzban kielich łokciem ze stołu zrzuciłam. Na szczęście Myhajło, a właściwie jego zadowolenie, które wyprzedzało go o co najmniej dwa kroki, przyszło mi w sukurs.
- No i jak tam ogierze srogi? Zebrałeś siły na przygodę? - zaczęłam dowcipkować.
Myhajło jednak niezrażony kpiną moją, wąsa jeno wtóry raz zakręcił i do picia się zabrał. A potem śmiechy były, historyje prawdziwe i z plotek urodzenie biorące, i wino i gorzałka. A ja przyłapałam się na tym, że co rusz na Marcina ukradkiem spozieram. Cóż to do licha znaczyć miało? Wino uderzyło mi do głowy, innego wytłumaczenia nie ma. Ot co! Pożegnałam się tedy z towarzyszami moimi, od Anuli balii z gorącą wodą żądając. Bez zmrużenia oka, nie jęcząc na porę ni nagłość zachcianki, służbą odpowiednio rozporządziła. Wkrótce już leżałam z oczami półprzymkniętymi, dając otulić się ciepłej kąpielowej toni. Włosy rozpuszczone rozłożyły się wokół karku i ramion. Mydląca szybko szyję ręka, dotknąwszy nagiej piersi, spowolniła ruch. Gdy palec przypadkiem musnął sterczącą dumnie malinę, pod przymknięte powieki naszły wspomnienia ostatniej nocy. Bardziej niż obrazy, uczucia przypominały mi się. Dotyk, milijony rodzajów dotknięć. Gdzież on tego się nauczył i czy w ogóle da się ars amandi do nauk szkolnych porównać. Musiał siła mieć kochanek – pomyślałam kontrą. - Oj zazdrosnaś! - skarciłam siebie. - Cóż ty masz do niego? - Właśnie, właśnie... co – zreplikowałam jakoś tak nieskładnie. - A może to i dobrze, że on taki... I znów nie widziałam, a czułam. Jego wzrok, źrenice rozszerzone, oddech szybszy, to wolniejszy, płytszy, głębszy. Pocałunków tysiące niepozostawiających ani skrawka ciała mego nieobdarowanym. Czułam to znowu i...
- Marianno! - Marcin odezwał się cicho zza drzwiami – a nic ci nie jest?
... i wiedziałam, że chcę znowu poczuć.
Specjalnie nie odezwałam się ni słowem. Zawołał jeszcze kilka razy, nie usłyszawszy odpowiedzi, naparł na drzwi, które ustąpiły bez problemu. Czyżbym ich nie zamknęła?
Stanął w progu, rozglądając się czujnie. Wtedy podniosłam się z zimnej już wody i znacząc mokrą dróżkę na podłodze, ruszyłam powoli w jego stronę. Nieznaczny uśmiech przebiegł mu po wargach. Zrobił dwa kroki do przodu i kopnął drzwi, które z trzaskiem się domknęły...
Następnego dnia, omówiwszy dokładnie plan działania, do kantoru kupca Laizansa wyruszyliśmy. Pełni nadziei ale i obaw jak z niego skutecznie interesujące nas rzeczy wyciągnąć. Ten jednak, jednym zdaniem, w perzynę całe nasze spiskowanie obrócił.
- Marianna Radzewska? A pamiętam, pamiętam. Miło waćpanią gościć w skromnych progach moich. Cóż sprowadza? Pożyczka znów potrzebna? Nie starczyło na remoncik?
- O czym waść prawisz, mylisz mię z kimś niechybnie...
- No jakże to? Marianna, ślubna Mikołaja? Prawda?
- Tak, ale...
- Oj ja głupi, to ty nic nie wiesz pani. Pan Mikołaj niespodziankę zrobił i skąd dotację dostał nie wyjawił?
- Panie Laizans, Mikołaja mego ziemia już od pół roku skrywa. Tedy mów mi tu zaraz jakie sprawy on z tobą miał!
- Nie wiedziałem – szczerze się zakłopotał - w podróży przebywając... Kondolencje najszczersze racz przyjąć... Już mówię wszystko.
Jedzenia i napitków przynieść kazał, rozsiadł się wygodnie i w końcu raczył zasypać nas wiadomościami od których omal wytrzeszczu nie dostałam. Na koniec triumf zagościł w moim sercu. Jest! Jest dowód, że Mikołaj niewinny! Przecież przywłaszczając sobie talary na zaciąg, nie pożyczałby od kupca na remont dworu! - powtarzałam sobie w duchu jak zdrowaśkę. Ale to za mało, by go oczyścić. Dopaść Niecieckiego i tak trza nam.
- A śmiał się nawet towarzyszący mu imć Nieciecki, że będąc w posiadaniu takiej fortuny, nie uszczknie z niej i za podpisywanie listów zastawnych się bierze. Muszę przyznać waćpani, że różnem słyszał o świętej pamięci Mikołaju opowiadania i najlepszego zdania nie miałem, ale on na Niecieckiego wtedy oburzył się strasznie i honorze szlachcica wykład krótki poczynił.
Odetchnęłam. Wiedziałam, że były prawidła i pryncypia, których nigdy by nie złamał.
- Tedy ile jestem ci winna?
- A nic mościapani. Nieciecki – szlachetny mąż - był tu jakiś miesiąc po tem i co do grosza w imieniu Mikołaja.. ekhem ...Świętej Pamięci męża twego dług spłacił.
Popatrzyłam na Marcina. Wyczytałam to samo w jego oczach. Szczwany lis, ślady zaciera...
 
Marianna jest offline