Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2008, 02:47   #50
alathriel
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
- Żanna słuchaj, ile masz miejsca w wozie? - mówiła szybko po montesku, choć sposób w jaki łączyła słowa i stawiała akcent wymownie wskazywał na ulicę jako nauczyciela.
- Ja, moja siostra, jej dwójeczka i miejsce dla ciebie. - wyliczała rytmicznie uderzając
garnkiem w framugę okna. Widocznie przerwano jej w trakcie przygotowań do gotowania mleka dla dzieciaka.
- No to świetnie. - pchnęła delikatnie Maike w stronę wozu. - Ona się tu zmieści.
Żanna uniosła jedną brew.
- A ty?
- O mnie się nie martw. -
zwróciła się do Maike - Dobra, masz gdzie spać, Żanna się Tobą zajmie. Miłej nocy życzę. Jutro rano spotkamy się na środku placu to powiem wam jak i co. Potem, jeśli będziecie chcieli wrócić jeszcze do miasta, dam wam konie lub chłopaka z koniem. To tyle, dobranoc. - i ruszyła już nie odwracając się do wozu po przeciwległej stronie placu.

Pozostawiona na łasce nieznajomych Maike, za cel wzięła sobie nie przeszkadzanie innym.
- dobry wieczór - skłoniła się nieśmiało - Nazywam się Maike, mam nadzieję, że nie sprawię pani żadnych kłopotów.
Żanna przez chwilę stała zdziwiona, po czym zaśmiała się przyjaźnie, dodając: „Naprawdę jestem taka straszna? Nie musisz się mnie bać" i zaprosiła wystraszoną dziewczynę do środka.
Maike lekko się zaczerwieniła. Starała się opanować skrępowanie, niestety szło jej dość opornie. Podążyła za Żanną i weszła do środa. Od razu rzuciła jej się w oczy ciasnota pomieszczenia, ale bynajmniej jej to nie przeszkadzało. Przywykła do najróżniejszych warunków. Nie była to jej pierwsza wyprawa, a towarzystwo niestety swoich członków przesadnie nie rozpieszczało. Właściwie, mało co ją jeszcze dziwiło. Otrzymanie "misji" w tak nietypowym miejscu i czasie (Montaigne w którym być jej nie miało) również nie było niczym nowym. W końcu do wszystkiego idzie się przyzwyczaić. Przekraczając próg Maike grzecznie ukłoniła się innej kobiecie, która w tym momencie zajmowała się jedną z , zapewne swoich, pociech. Łóżko, na którym siedziała nie było zbyt duże, dostrzegła natomiast jeszcze jedno - mniejsze, również stojące przy ścianie. Mebel chwilowo zawalony był różnymi sukniami. Właściwie ubrania opanowały to pomieszczenie. Suknie na wieszakach, suknie na łóżku, suknie wystające spod łóżka. A jednak było przyjemnie, możliwe, że dzięki niezmierzonej ilości kolorów i raczej miłej atmosfery?

Żanna wskazała Maike mniejsze łóżko, na którym miała sapać. Dokładnie to samo, które skrzętnie starało się ukryć swoją egzystencję pod tonami ciuchów. Kobieta przyglądnęła się meblowi, po czym odłożyła garnek na kozę. Minęła Maike, co nie było łatwe przy takiej ilości miejsca i zwinnym ruchem zgarnęła stroje. Jedną nogą podniosła materac łóżka (które to nawiasem mówiąc okazało się być również skrzynią) i wpakowała tam trzymaną w rękach garderobę. Najwidoczniej miała wprawę.
- proszę - rzuciła przyjaźnie i wróciła do garnka.
Maike podziękowała cicho i nieśmiało usiadła w wyznaczonym miejscu. Nie wiedziała, co powiedzieć. Nigdy nie miała wielkiej śmiałości, ale dzisiaj wyjątkowo nie mogła nic z siebie wykrztusić. Dodatkowo kręciło jej się w głowie i czuła dziwne zmęczenie. Znała to uczucie. Nie zwiastowało niczego dobrego ... zwłaszcza dla niej.

Rozejrzała się po pomieszczeniu. Dopiero teraz dostrzegła przywieszoną kołyskę. Nie zwróciła na to wcześniej uwagi, ale większość rzeczy tak doskonale komponowało się ze sobą nawzajem, że tworzyła jedną, spójną całość i dopiero po chwili dawało się dostrzec poszczególne meble czy jakieś drobiazgi.
Żanna krzątała się przygotowując mleko dla dzieci i .. sprzątając (czy raczej omiatając wszystko) dookoła. Zestresowana dziewczyna siedziała skulona w sobie z torbą na kolanach, którą dusiła, w dodatku nieskutecznie. Prawie się nie poruszała, nawet oddychając uważała jakby nie chcąc zabierać niepotrzebnie tlenu.
- przesadzasz - odezwał się zirytowany głos
- ... wiem... ale nie potrafię inaczej - odpowiedziała zrozpaczona dziewczyna - naprawdę nie chcę im przeszkadzać ...
- to nie przeszkadzaj, ale też nie przesadzaj - westchnęła lekko obojętnym tonem i zamilkła
Żanna podparła się pod boki.
- nie możesz się tak stresować, to niezdrowe - powiedziała używając tonu, którym zazwyczaj wygłasza się jakąś prastarą mądrość ludową
- przepraszam - odpowiedziała odruchowo dziewczyna. Naprawdę nie chciała być niegrzeczna ani tak przesadnie nieśmiała. Po prostu tym razem tak wyszło. Chociaż do przesadnie otwartych ludzi nigdy nie należała...

Kobieta westchnęła w taki sposób, w jaki wzdychają matki, kiedy dziecko jest uparte. W pewnym momencie zakręciła się i w jej ręku pojawiła się kromka z kozim serem
- proszę - podała ją Maike - przynajmniej z głodu nam nie umrzesz.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i podziękowała za jedzenie. Dopiero teraz zauważyła, że faktycznie BYŁA głodna. Właściwie nie jadała nic od śniadania, ale do tej pory jakoś tego nie dostrzegała.
Na zewnątrz było już ciemno, jedynie blask ogniska rozświetlał nocne niebo. Tańce, śpiewy, gwar i odgłosy zwierząt. I tak przez całą noc. Normalnie ludzie mieliby problemy z zaśnięciem w takim miejscu, ale dla dziewczyny niezaprzeczalnie miało to swój urok.

Maike nigdy nie miała problemów ze spaniem. Nawet, jeśli łóżko było ciasne jak w tym wypadku, nie narzekała. Cieszyła się, że w ogóle ma gdzie odpocząć. Dziewczyna mogła spać w każdych warunkach, o każdej porze. Przydatna umiejętność, jeśli zdarza ci się podróżować. Dodatkowo potrafiła też bez problemu nie spać przez 2-3 dni. Owszem chodziła wtedy zmęczona, ale nie wyglądała jak zmora. No może trzeciego dnia, ale przynajmniej zdolności do myślenia nie zanikały.
A mimo to było kilka odgłosów, które wyrywały ją ze snu. Jednym z takich dźwięków był płacz dziecka (być może to z faktu, że jednak była kobietą i chociażby szczątkowe zapędy rodzicielskie przejawiała... co nie zmieniało faktu że na razie nie potrafiłaby sobie nawet wyobrazić posiadania męża czy dziecka. A wyobraźnię miała bogatą) i właśnie takowy nadszarpnął jej błogi sen. Dwukrotnie. Mimo wszystko udało jej się wypocząć. Chociaż… Kiedy poderwała się z łóżka po raz drugi (nie miała pojęcia, która może być godzina. W każdym razie było ciemno) zakręciło jej się w głowie. Oparła się o kant łóżka.
Zasypiania nie pamięta. Ważne że tym razem sen był głębszy. I chociaż z pewnością gwarantował lepszy odpoczynek, Maike zapewne twierdziłaby, że wolałaby z niego zrezygnować.

#*#*#*

Dzień zapowiadałby się całkiem przyjemnie gdyby nie pobudka. Drastyczna. Nathalie wylądowała na podłodze.
- co do.. ? - prawie krzyknęła roztasowując sobie siedzenie. - - dodała zirytowana w momencie, kiedy trafiła wreszcie na głównego siniaka.
Siedziała tak przez chwilę na podłodze z rozłożonymi kończynami. Podpierała się na rękach do tyłu i patrzyła niewidzącym wzrokiem na Żannę. Ta z kolei patrzyła na nią, zatrzymana w połowie zaścielania łóżka.
Dziewczyna oparta teraz na jednaj ręce przysunęła sobie dłoń przed nos i obserwowała ją jakby widziała ją pierwszy raz w życiu. Trwało to dosłownie ułamek sekundy, a z każdej milisekundy na kolejną na jej obliczu majaczył się coraz wyraźniejszy uśmiech. Momentalnie wstała i podbiegła do małego lusterka znajdującego się nad (chwilowo) "jej" łóżkiem. Teraz uśmiech zakwitł w pełni
- zielone ... - szepnęła do siebie - TAK! - Prawie wykrzyknęła. Całe szczęście że żadne z dzieci nie spało bo mogłoby się to naprawdę źle kończyć.
Nagle wizja zamordowania Azy gdzieś wyparowała, a właściwie została wyparta przez nieopisaną radość. Ileż musiała na to czekać? Trzy dni? Przecież to jak wieczność! W dodatku dość nienormalne…

- Maike? - Spytała zdziwiona Żanna - wszystko w porządku? - Patrzyła na nią jakoś podejrzliwie
Nathalie ciarki przeszły po plecach. "MAIKE" Przez te dwadzieścia jeden lat nauczyła się reagować na to imię, chociaż nie lubiła tego.
"Maike" my ass - zaklęła w duchu po avalońsku. Bez odzewu. Znaczy, że miała pełną swobodę? O TAK!
- nie, nic nic - dodała słodko machając lekko dłonią. Może i denerwowało ją, kiedy zwracali się do niej imieniem niebieskookiej, ale... kochała ją parodiować i przekolorowywać. Teraz miała możliwość.
Złapała się teatralnie za policzki jakby była bardzo speszona i onieśmielona - po czym radośnie dodała, gestykulując jak w kiepskiej komedii - muszę na razie iść.
Jedynie na odchodnym dodała normalnym tonem ze szczerym uśmiechem - dziękuję za "opiekę" - i wybiegła z wozu.
Była prawie pewna, że Żanna nie zauważyła zmiany kolorystyki. Pewnie wczoraj się jej nie przyjrzała. Zresztą mało, kto to zauważał.. Nawet, jeśli się to zdarzało to myśleli, że to przewidzenia. O tak, Obie kochały naiwność ludzi. Miały jednak wrażenie, że z tymi tutaj nie pójdzie tak gładko...
Postanowiła się przejść po obozie. Miała jeszcze trochę czasu. W każdym razie tak jej się wydawało. Tylko, do czego miała czas? Coś jej się majaczyło, ale nie mogła sobie przypomnieć, co. No nic, na pewno sobie przypomni, na razie musiała się rozciągnąć. Spacer temu służył, można się było przeciągać do woli. Każdy zajęty swoimi sprawami, nikt nie zwracał na nią uwagi.
Przeszła obok kilku wozów, jeden minęła dwukrotnie. Znalazła się na środku jakiegoś placu. Coś jej zamajaczyło, o czymś pamiętała, ale nie przeszkadzało jej to żeby skręcić powrotem w stronę wozów.
Przy pozostałościach z ogniska spało dwóch mężczyzn. Czyżby się przeliczyli wczorajszej nocy? Uśmiechnęła się, choć nie do końca sympatycznie.
Humor zdecydowanie jej dopisywał.

Kiedy wreszcie obeszła obóz , a zrobiła przynajmniej pół rundy więcej, krążąc po (wtedy jeszcze nieznanym) terenie, wreszcie uprzytomniała sobie o czym miała pamiętać.
- spotkanie - rzuciła w powietrze. Właściwie nikt jej nie słyszał. Pobiegła w stronę placyku. Nie, nie dlatego że nie chciała się spóźnić, po prostu miała się ochotę przebiec.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline