Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2008, 09:02   #48
Gadzik
 
Gadzik's Avatar
 
Reputacja: 1 Gadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodze
Poniżej chciałbym zaprezentować kartę postaci stworzoną w duchu jednego z moich ulubionych motywów - dialogu postaci z własną (indywidualnie i subiektywnie pojmowaną) historią, osobowością i sumieniem. W sumie taki kształt karcie postaci nadałem tylko raz, gdyż jak wiadomo nawet najbardziej uwielbiana potrawa jadana codziennie straci swój wyjątkowy smak . Borys Iwanowicz Błochin był jednym z głównych bohaterów świetnie zapowiadającej się (acz niestety już od dawna padniętej) sesji "Babuszki"... Byłbym nawet skłonny stwierdzić, że wyimaginowana osoba kierowcy kandydata na prezydenta należy do jednej z moich ulubionych postaci, jednak z racji niezwykle krótkiego obcowania z nią na gruncie właściwej fabuły, wolę stwierdzić, że zajmuje szczególne miejsce w moim gadzim sercu .

~*~

Borys Iwanowicz Błochin



Duchota ciasnego mieszkania powstałego za minionej ery Gorbaczowa. Odgłos kapiącego kranu, którego nie idzie naprawić. Gwar moskiewskiej ulicy, która na przestrzeni tylko jednego wieku doświadczyła przemarszu wojsk cara, czerwonoarmistów Stalina i sił republikańskich z okazji sześćdziesiątej rocznicy zakończenia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej … A ty stajesz przed lustrem, nie zważając na odbijającą się w zimnej materii odrapaną ścianę wąskiego przedpokoju. Stajesz jako dojrzały mężczyzna, jako jeden z tych, którzy mogą zacząć podsumowywać pierwsze (ostatnie) pełne pół wieku swojego życia. Dziś dwudziesty pierwszy października, dzień twych czterdziestych dziewiątych urodzin, więc spoglądasz we własne oczy dogłębniej niż podczas powszedniej lustracji własnej wartości… Patrzysz ty – patrzy twoje lustrzane alter ego. Mrużysz w zamyśleniu bladoniebieskie oczy, mierzysz w myślach metr osiemdziesiąt swego wzrostu, ważysz siedemdziesiąt pięć kilo swej wagi, oceniasz ilość poziomych zmarszczek na wysokim czole, bierzesz głębszy oddech przez lekko kluskowaty nos aby poczuć agresywny zapach wody kolońskiej. Nie odczuwasz konsternacji gdy przypominasz sobie o łysiejącym czubku głowy i niezdrowej cerze mieszkańca miasta. Mechanicznie poprawiasz krawat adorujący śnieżnobiały kołnierzyk koszuli. Mógłbyś zagwizdać w manifestacji wesołego postrzegania rzeczywistości lecz takie działania wydają ci się nad wyraz sztuczne. Miast tego splatasz ramiona na piersi w wygodnym, odżegnującym geście Piłata. Jak to było ? „W białym płaszczu z podbiciem koloru krwawnika…”

Borys Iwanowicz Błochin: ur. 21 X 1962 r. w Moskwie; Rosjanin; zamieszkały w Moskwie razem z matką; Rozwodnik; pełnoletnia córka; Syn Iwana Błochina i Nadieżdy Kolubkin, członków KC KPZR w latach 1959 - 1987 (śmierć) i 1959-1991 (rozwiązanie partii); nie stwierdzono pokrewieństwa z Wasilijem Błochinem; przeniesiony do rezerwy po odbyciu zasadniczej służby wojskowej w Leningradzie/Petersburgu: uzyskano tam kurs prawa jazdy; kierowca pojazdów mechanicznych, 1980-1983; Wykształcenie: wyższe, magister historii (1983-1987, Uniwersytet Moskiewski im. Łomonosowa); członek KC KPZR w latach 1984-1991; (…)

Oświadczam pod groźbą konsekwencji karnych, iż przedstawione informacje są prawdziwe i poparte stosownymi dokumentami.


W końcu przerywasz pozbawioną wyrazu matematyczną wyliczankę aby przywołać w pamięci tych wszystkich, którzy przewinęli się na poszarpanej koleinami trasie życia. Przywołać ludzi i wydarzenia… Koleżanki i kolegów ze szkoły podstawowej, przyjaciół z czasów studiów, grubego oficera o fizjonomii dzika spod Leningradzkiej jednostki, rozwód z Blanką, rozpad partii, dwuletnie bezrobocie zakończone najpierw pracą przy rozwożeniu paczek a później całkowicie niespodziewaną posadą kierowcy „politycznego”… Chciałeś być historykiem. Poważnym uczonym przedstawiającym w poważnych książkach despotyzm carów i wypaczenia Stalina. Bo ty byłeś wychowankiem Gorbaczowa, bo ty chciałeś mówić czarną prawdę o stalinizmie i białą o leninizmie… W Rosji jednak nie potrzebują prawdy, bo po co męczyć się faktami skoro lepiej zatkać uszy aby pomyśleć jak zdobyć chleb ? Bo Rosja to dziwny kraj… Moskwa to dziwne miasto… Miejsce, w którym zarówno w komunizmie jak i kapitalizmie ludzie po studiach stają się recepcjonistami a wrzaskliwy prostacy dorabiają się fortun, pięknych żon, eleganckich samochodów… i tracą wszystko w ciągu ułamków sekund. Traf chciał, że trafiłeś na taką osobę, zbitą do jednostkowej postaci kolegi z czasów szkoły podstawowej. Siedzieliście w jednej ławce ponad dwadzieścia lat temu – nic nie umiał, nic nie rozumiał. Wszystkie mankamenty własnej inteligencji masował zadziornością i brzydkim śmiechem… A mimo to pamiętał twoje nazwisko przez te dwadzieścia lat z hakiem aby rozpoznać cię i w końcu, po wymianie kilku wspomnień z czasów młodości, obezwładnić równie nagłą co rubaszną propozycją przyznaniem stanowiska kierowcy. I wciskał do ręki kartonową wizytówkę, ni to symbol szyderstwa ni realnej pracy. I włożyłeś ją sucho do kieszeni aby przypomnieć sobie o jej ciężarze późnym wieczorem. Wieczorem, gdy Blanka płakała nad niespłaconymi kredytami, córka Olga prosiła o zakup nowego mundurku do szkoły, matka narzekała na postępujący artretyzm a zimno wpełzające przez nieuszczelnione okna stawało się coraz dokuczliwsze. Ty zaś leżałeś do góry brzuchem na łóżku i tępo wpatrywałeś raz na kalendarz roku 1995 raz kartonową wizytówkę ozdobioną w pompatycznym burżujskim stylu. Rok 1995. Rok zaplanowanej redukcji etatów. Wizytówka. Wiktor Papuszkin, dyrektor III filii ministerstwa spraw wewnętrznych…

Szesnaście lat za kierownicą.

Ilu ich łącznie było ? Jedenastu, nie licząc ich żon, psów, przyjaciół, „przyjaciół”, dzieci i kochanek. Szesnaście lat ze kierownicą BMW i Mercedesów, szesnaście lat ciężkiej pracy na marnych zarobkach. Szesnaście lat w dziewiątym rzędzie teatru polityki… Szesnaście lat upadających rządów, zdymisjonowanych polityków, usuniętych fizycznie dygnitarzy i wsadzanych do więzienia oligarchów. Szesnaście lat wożenia rozmaitych frakcji i grup partyjnych… Szesnaście. Prawie tyle samo co dwie pierwsze prezydentury Rosji razem wzięte. Szesnaście długich lat krążenia w orbicie polityki i masz nie więcej wrogów niż przeciętny urzędnik z Sankt Petersburga: młodszych kolegów z pracy, dla których jesteś podstarzałym śmieciem, bomb zamontowanych w podwoziu i kul snajpera wyborowego. Nieprzypadkowo pierwsze strzały są kierowane na lewą część przedniej szyby auta…

Wróg twojego szefa jest siłą rzeczy również twoim wrogiem. Przy czym nie przeszkadzałoby ci aby po dymisji przeciwnika „twojego” wroga pracować jako kierowca wroga dawniejszego.

I najważniejszy wróg, stwierdzasz nie odrywając wzroku od powierzchni lustra. Czas.

Wreszcie na twej twarzy pojawia się spokojny uśmiech wytrawnego gracza stoicyzmu. Czujesz, że jesteś twardy psychicznie i znasz swoją wartość na politycznym rynku pracy. Umiesz być cierpliwy, dyskretny, w razie niebezpieczeństwa zachować trzeźwość umysłu i orientować się w nieznanym terenie – a to podstawy pracy w tym fachu. Ba, bycie kierowcą (w żadnym razie szoferem – to słowo uwłacza twojej dumie) to wręcz powołanie, które nie pozwalało ci rzucić roboty w trzy diabły. Zawód kierowcy to mieszanina kilku innych profesji: popa, błazna i anioła stróża. Jesteś jak pop, gdyż na podstawie obserwacji wiesz więcej o grzechach znamienitych mężów niż ich własne żony. Jesteś jak nadworny błazen, mający za zadanie miło konwersować ze swoim pasażerem (o ile wyrazi na to chęci). Wreszcie jesteś aniołem stróżem, gdyż nikt nie wie kiedy i czy wysoki dygnitarz powierzy życie w twoje ręce… Przeżyłeś już dwa zamachy, w tym i twój pracodawca… Mimo to wiesz, że brawura jest ci całkowicie obca. Nigdy nie posiadałeś ambicji aby wychylać się zza okien wagonu „bezpieczeństwo”, lecz jako realista rozumiesz, że pasywność prowadzi do odstawienia na boczny tor życia. Jeden mały ruch, najbardziej znikomy gest tchórzostwa a sfora młodych wilków gotów roznieść cię na strzępy… Byle więcej ochłapów, byle spijać śmietankę krwi ofiary. A ty gardzisz w milczeniu tą nędzną taktyką rozzuchwalonych szczeniaków. Bo choć nauka na studiach, miniona młodość, praca obserwatora polityki KC KPZR w monumentalnej recepcji, kapitalizm i wreszcie przeobrażenia republikańsko-nacjonalistyczne zastane za kółkiem musiały w gruncie rzeczy zmienić twoje postrzeganie umarłego komunizmu, to nic nie mogło wykształcić w tobie zachłanności na maksymalne czerpanie korzyści z życia. Sam do końca nie zdajesz sobie sprawy gdzie się tym zaraziłeś i jakie to ma podłoże psychiczne: poczucie, że gdy bierzesz coś ponad własne indywidualne potrzeby ktoś inny dostaje coś poniżej podstawowego minimum ? Zniechęcenie do konsumpcyjnej rzeczywistości ? Wiekowy minimalizm rosyjskiej własności ? Gromili cię za to koledzy, gromił ojciec przed śmiercią, gromiła żona gdy stres i mizerność dochodowa nowej pracy stały ponad jej siły, gromiła córka nad trumną zmarłej na raka matki, gromiła pijana konkubina, gromiła chora na artretyzm matka dopóki nie wyprowadziła się do siostry mieszkającej koło Władywostoku. Oni zarzucali tobie brak męskiej odpowiedzialności, ty odpowiadałeś im wzruszeniem ramion… I wierzyli, że gromienie do serca przyjmujesz, bo zawsze umiałeś okazać zainteresowanie drugiej osobie. Choćby udane.

W oddali zabiły dzwony cerkiewne…

Nie jesteś religijny. Właściwie wisi w saloniku jarmarczna ikona, lecz ty w duchu czujesz się wyprany z buńczucznej metafizyki. Partia tego nauczyła i rozum poniekąd, bo w życiu ani razu łaski bożej nie widziałeś. Prędzej jesteś w stanie zaakceptować działanie przeznaczenia. W cuda nie wierzysz, bo ich właśnie nigdy nie widziałeś a złoto kapiące z zakonnych szmat wzbudza wewnętrzny sprzeciw z „mądrościami” głoszonymi przez tak wystrojonych klechów. Mimo to ojciec pogrzeb chrześcijański zażądał, tak samo jak i matka takowy planuje w obawie przed piekielnymi mękami… Smutne to, lecz każda religia opiera się nie na pokoju i miłości lecz strachu przed karą za grzechy.

Pod wpływem impulsu wyjmujesz z kieszeni elegancki portfel. Z odpowiedniej przegródki wysuwasz złożone na czworo zdjęcie… Panta rei !, krzyczy cytat zapisany na odwrocie artystycznej fotografii córki podczas gdy ty nadal płyniesz pod prąd…


Olga Andriejewa. Twoja dwudziestojednoletnia córka, studentka drugiego roku politologii na Uniwersytecie Petersburskim. Nazwisko przejęła po matce. Ona i jej chłopak-fotograf należą do grupy nazistowskiej. Chociaż gardzisz tą ideologią, nigdy nie robiłeś z tego powodu wyrzutów – sam w końcu byłeś częścią władzy, która została okrzyknięta najbardziej krwawą w historii. Ba, nosisz takie same nazwisko jak stalinowski morderca kilkudziesięciu tysięcy ludzi… Oraz wiesz, że poglądy Olgi stanowią niemą konfrontację z dokonaniami twojego życia. Kontaktujecie się więc z rzadka, bez wyciągania na światło dzienne zastrzeżeń wobec swoich stylów życia, pogard i buntów.

Chowasz portfel z powrotem do wewnętrznej kieszeni marynarki i spoglądasz w głąb obskurnego przedpokoju. Nie, nikogo tam nie ujrzysz. Nie zobaczysz zmarłego ojca, którego surowość uniemożliwiała zawarcie przyjacielskich stosunków między wami. Nie dostrzeżesz zgarbionej matki, która obwinia cię o zmarnowane małżeństwo. Nie wypatrzysz Blanki, dla której odkrycie powołania w kręceniu kierownicą było mimo wszystko zabawą idioty. Nie wypatrzysz jej tak samo, jak ona nieraz wypatrywała do pierwszej w nocy powrotu Borysa. Nie wypatrzysz jej, bo odeszła z dzieckiem i dla aktu własnego usamodzielnienia podjęła pracę w szwalni. Nie była inteligentna, nie była także dobrą towarzyszką życia. Denerwowała cię. Było dziecko, więc wypadało się ożenić dla aktu własnej odpowiedzialności. I tyle. I była, i odeszła, i nie żałowałeś tego, i pracowała, i zachorowała na raka, i umarła i już jej nie wypatrzysz, tak samo jak nie dostrzeżesz Poliny. Konkubiny-dziwki. Dzisiaj byłaby o rok młodsza od Olgi… Tej jednak nie żałujesz. Tym razem ty okazywałeś współczucie i zaangażowanie, a ona pochłaniała na spirytus i amfetaminę tą część pieniędzy, które zwykle słałeś matce… I oto czasem przychodzi ten moment w życiu nawet najbardziej zakochanego mężczyzny, kiedy to honor, kariera i święty spokój stają się ważniejsze od półgodzinnego seksu co dwa dni. I była, i ćpała, i została wyrzucona, i piła, i stała pod latarnią, i zakaziła się NKWD dwudziestego pierwszego wieku, i zmarła pod przysłowiowym płotem. AIDS…

Podnosisz rękę aby zorientować się w położeniu wskazówek na cyferblacie. Czas do pracy. Obracasz się na pięcie plecami do swej rodziny i mijasz kundla rozłożonego na stercie czerstwych gazet. Potiomkin. Flegmatyczny pies z tendencją do izolowania się od świata poprzez częsty sen. Wpatrujesz się w ową kłębiastą postać przez kilka sekund z trudnym pytaniem zawisłym na wąskich ustach: a jeśli ten śpiący na wczorajszej „Wriemia Nowostiej” to tak naprawdę ja ? Bo kim właściwie jesteś w tej całej grze rzeczywistości ? Bynajmniej nie komunistą, bo komunista nie wysługuje się republice. Nie nacjonalistą, bo zbyt wiele widziałeś aby czuć dumę podczas grania hymnu. Nie neonazistą, bo byłeś na pogrzebie zamordowanego Gruzina spod piątki. Nie liberałem, bo brzydzisz się kapitalizmem. Nie prawosławnym, bo nikt cię nie ochrzcił. Nie ateistą, bo wierzysz w Przeznaczenie. Nie nihilistą, bo wierzysz w porządek dziejów. Nie dobrym człowiekiem, bo kilka osób przez ciebie płakało. Nie łotrem, bo nie pozwalasz matce umrzeć o głodzie i chłodzie. Nie jesteś bezideowcem, bo w bezideowości również kryje się idea…

Potiomkin nawet nie drgnął na skrzypienie zamykanych drzwi.

W czarnym garniturze energicznym krokiem gorliwego pracownika wczesnym jesiennym rankiem dwudziestego pierwszego października na klatkę schodową moskiewskiej kamienicy Wiktora Komarenki wyszedł kierowca kandydata na prezydenta Borys Iwanowicz Błochin.

Niemożliwy do naprawienia kran wydzielał z siebie małe krople chlorowanej wody.

Panta rei…

~*~
 
Gadzik jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem