Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2008, 16:29   #304
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wysłuchał spokojnie uwag księcia. Kiwnął niezobowiązująco głową. Oczywiście, nie miał zamiaru podpisywać żadnej listy. Rety, gdyby cos takiego kiedyś wyciekło, to byłby poważny kłopot. Po prostu, jak ów kamerdyner coś mu da to weźmie, ale nic nie podpisze, po prostu chłop zostanie z pustą kartką. Dziwił się, że książę w ogóle coś takiego wymyślił. Bo co to była za lista? Tych, co odebrali plan ataku, który przygotował? No i to niechby choć jedną osobę podejrzała jakaś kamera, i niechby potem ktoś dorwał ta listę. Mieliby wszyscy kłopoty bardzo duże. Rzecz jasna, nawet nie mógłby tego zrobić. Był archontem, osobą z zewnątrz, kimś w rodzaju ambasadora, konsula, czy po prostu ucha Rady Camarilli przy księciu. Reprezentował sobą Wiedeń, nie Reykiawik. Jego ewentualne bezsensowne postępowanie obciążałby nie miejscowego księcia, ale wampirzych zwierzchników.

Ale nie chciał robić jakiegoś zamieszania. Mimo wszystko, choć książę średnio nadawał się na stanowisko, na pewno nie pomogłoby nikomu oficjalne podważanie jego kompetencji czy praw z tak błahego powodu. Lasalle chciał mieć spokój, wcześniej, by cieszyć się odpoczynkiem oraz muzyką, teraz, by wyrwać Mercedes ze szponów nałogu. Potem zaś zabrać ją gdzieś daleko, gdzie będą mieli tylko siebie i swoje szczęście. Ech, marzyciel, fantasta. Właśnie dlatego nie chciał ostrzejszej wymiany słów. Po co? Żeby się lepiej poczuć? Po odejściu dziadka i tym, co wyprawiała Mercedes wątpił, żeby to było możliwe. Tylko Rossa, prawdziwe światełko błyszczące smutnym światłem, ale jakże pięknym.
- Rzeczywiście, książę, także mam nadzieję, że to chwilowe. Pan rozumie, sprawa istotnej wagi.

Bowiem, czyż odejście dziadka nie było sprawą wagi olbrzymiej. Zapewne teraz Etrius szalał, albo gryzł się, co robić w tej sytuacji, kiedy jego powarzysz, bo tak chyba należałoby powiedzieć o dziadku, zniknął.
- Oczywiście, tak, chcę wziąć udział w ataku. Jak najbardziej proszę na mnie liczyć w tym zakresie. Może być sama czołówka uderzeniowa, jeżeli coś tam w ogóle zostanie po trafieniu rakietą.

Wprawdzie książę minął się z nieco prawdą mówiąc, że Georg w czymś go zastąpił. Przecież Lasalle nie wyraził zgody na jakąś robotę, w której trzebaby było go wyręczyć, ale pomyślał, że to może skrót myślowy. Całkiem możliwe, ze książę miał nawyk takiego dziwnego mówienia oraz stukania laską, co, jak zapewne sądził, dodawało mu powagi oraz powodowało, iż ktoś zwracałby na niego uwagę bardziej niżeli bez tego stukania.

Pozytywnie natomiast ocenił jego reakcję na kwestie Mercedes. Karol niepotrzebnie wyskoczył z tym bezsensownym pomysłem odesłania jej. Pewnych osób się nie odsyła, zwłaszcza osób, które miały wielki udział w budowaniu przygotowań do ataku oraz mogą wszystko zniszczyć. Szczęśliwie książę nie skorzystał z sugestii Karola, który zapewne miał prawo zdenerwować się uwagami pięknej Toreadorki, ale jutro była akcja. Wkurzona Mercedes, obrażona, mogłaby wszystko zniszczyć. Wprawdzie naćpana także, ale wierzył, ze tak się nie stanie. Dobrze, że książę uznał, iż nie ma sensu zaogniać sytuacji poza udzieleniem paru słów nagany.

Hm, a ci nowi? Shizukę znał. Była rzeczywiście ładną dziewczyną, jakże inną niż Mercedes, ale także bardzo urodziwą. Jednak w przeciwieństwie do swojej matki, mimo całego zwampirzenia, emanowało z niej, trudno uwierzyć, ciepło oraz sympatia. Cieszył się, że ja poznał. Pomyślał, że jeżeli bliżej i otwarciej kiedyś porozmawiają, odkryją niejedną płaszczyznę porozumienia. Właściwie to byli podobni do siebie, bardzo. Znacznie bardziej niż on i Mercedes, ale to właśnie zimna Ortega zawładnęła jego sercem, bowiem bogini miłości to kapryśna istota, natomiast jej wysłannik, Amor, strzela swoimi pociskami, jak chce, nie patrząc na rację, sens, czy jakikolwiek rozsądek. Teraz stał przy niej, jakby przy odzyskanym skarbie, którego nie chciał wypuścić.

Pozostałych dwóch mężczyzn sprawiało wrażenie rzeczowych i konkretnych, chociaż Brujah bardziej mu przypominał sposobem mówienia Malkavianina. No cóż. Każdy ma swojego bzika. Dobrze natomiast, ze Georga nie było. Mercedes nie musiała się czuć skrępowana pozorem chęci przebywania z nim. Byle do uderzenia na czarownicę. Skoro jednak nie przyszedł, sprawa rozwiązywała się sama.

Zerknął do torby z bronią. Hm, rzeczywiście zawierała trochę zabawek. Można wziąć? Nawet trzeba.



Maczeta wykonana niewątpliwie ze stali hartowanej wyglądała bardzo solidnie. Posiadała bardzo wygodną rękojeść wykonaną z drewna, w kształcie ułatwiającym mocny i pewny chwyt, co osobiście stwierdził wyjmując ją ze skórzanej pochwy i wykonując kilka złożeń. Nie był mistrzem broni białej, ale potrafił nią walczyć, a nieco ponad półmetrowa broń doskonale nadawała się i do walki i do ukrycia. Nie była wielka, ale we wprawnych rękach niezwykle niebezpieczna. Ostrze o orientalnym wzorze, naprawdę robiło wrażenie niczym broń w filmach z Jetem Lee i Jakckie Chanem. Dodatkowo spostrzegł w rękojeści zamontowany kompas niewielkich rozmiarów. Aczkolwiek po co? Chyba wyłącznie dla bajery. Ale trudno było zaprzeczyć, że dla Toreadora bajera była niemal równie ważna, jak skuteczność.



Do tego pistolet. Lekki, pewny, nowoczesny. Właśnie taki, jak Heckler & Koch USP. Poręczny, łatwy do ukrycia w kaburze pod marynarką. Właśnie coś takiego było mu potrzeba.

- Kochanie - szepnął do Mercedes. – Czy pomóc ci z tym wyborem broni, wiesz? Potem, proszę. Spędźmy ten czas razem.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 10-11-2008 o 09:32. Powód: do, ś, ą
Kelly jest offline