Do szopy dobiegł jako ostatni z ludzi w obozie, wcześniej częstując największą grupkę murzynów, którzy nacierali od prawej strony.
Przyklęknął w drzwiach, osłaniając ukrytych jak tylko się dało.
Gdy Halder wraz z kobietami i dziećmi pobiegli w stronę pomostu, lub raczej łodzi, Piotr biegł tuż przed nimi, spowalniając pościg i kładąc wroga.
Z szybkiej rachuby wynikało, że brakuje trzech najemników. Dzika, Młodego i Silvy, ale dałby głowe ściąć, gdyby nie sytuacja w jakiej się znaleźli, że nie dalej jak przed chwilą słyszał odgłos jego broni. -Pośpieszcie się, nie uda mi się dłużej ich utrzymać!-krzyknął, nie oglądając się za siebie.
Jednak sytuacja go do tego zmusiła.
Tylko na chwilę, zobaczył po lewej stronie stojącą beczkę, podbiegł do niej, i modlił się, żeby nie było w niej nic łatwopalnego.
Po chwili wachania znalazł dogodniejsze miejsce, ponownie w szopie. -Pal licho cholerną beczkę... i nie mówie tego na serio
Postanowił zaczekać na spóźnialskich.
Nawet jeśli są martwi.
Miał tylko nadzieję, że jedną nogą nie stoi na heroiźmie, a drugą na głupocie. |