Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-11-2008, 00:11   #121
 
Rainrir's Avatar
 
Reputacja: 1 Rainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputację
Do szopy dobiegł jako ostatni z ludzi w obozie, wcześniej częstując największą grupkę murzynów, którzy nacierali od prawej strony.
Przyklęknął w drzwiach, osłaniając ukrytych jak tylko się dało.
Gdy Halder wraz z kobietami i dziećmi pobiegli w stronę pomostu, lub raczej łodzi, Piotr biegł tuż przed nimi, spowalniając pościg i kładąc wroga.
Z szybkiej rachuby wynikało, że brakuje trzech najemników.
Dzika, Młodego i Silvy, ale dałby głowe ściąć, gdyby nie sytuacja w jakiej się znaleźli, że nie dalej jak przed chwilą słyszał odgłos jego broni.
-Pośpieszcie się, nie uda mi się dłużej ich utrzymać!-krzyknął, nie oglądając się za siebie.
Jednak sytuacja go do tego zmusiła.
Tylko na chwilę, zobaczył po lewej stronie stojącą beczkę, podbiegł do niej, i modlił się, żeby nie było w niej nic łatwopalnego.
Po chwili wachania znalazł dogodniejsze miejsce, ponownie w szopie.
-Pal licho cholerną beczkę... i nie mówie tego na serio
Postanowił zaczekać na spóźnialskich.
Nawet jeśli są martwi.
Miał tylko nadzieję, że jedną nogą nie stoi na heroiźmie, a drugą na głupocie.
 
Rainrir jest offline  
Stary 08-11-2008, 09:33   #122
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Widok kolejnego, rozerwanego na strzępy serią z wrażej broni dziecięcego ciałka padającego niemal u jej stóp, wyrwał Sophie z odrętwienia. Dotarło do niej, że albo w natychmiast weźmie się w garść, albo namalować sobie na piersi celownik, dla większej pewności, że Simba ją zastrzelą. Poderwała strzelbę i mogący powalić słonia pocisk trafił napastnika w splot słoneczny. Bełkocący bez ładu i składu przestali być dla niej ludźmi. Wszystko nabrało nowej ostrości.

O mały włos nie oddała następnego strzału prosto w Wilka. Przesunęła lufę kawałek dalej i wystrzeliła w ciemność, wpędzając tym samym otumanionych narkotykiem czarnoskórych za węgieł. Halder pchnął Ankę w stronę szopy – widząc w niej zbawienie, Torecci krzyknęła na resztę skulonych w śmiertelnym strachu dzieciaków. Złapawszy za rączkę jedno z nich, ruszyła w podyktowanym przez Kaldera kierunku. Ruszyła tam, choć Bóg był świadkiem, że tym, na co miała największa ochotę, było obrócenie się na pięcie i rzucenie w stronę Simba. I rozdzieranie ich gardeł zębami, wypruwanie arterii, oddzielanie mięsa od kości i zadawanie im bólu, który poczuliby nawet poprzez narkotyczną zasłonę. Była wściekła. I tak strasznie pragnęła zemsty.

Przedarło się jednak do jej głowy, że rzeczą najważniejszą w tej chwili, jest zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom. Nie tracąc czasu wytłumaczyły dzieciom, co mają zrobić, żeby pokonać pomost. Wolała nie myśleć o tym, co stałoby się, gdyby nie udało im się przerzucić do Haldera najmniejszych dzieci.
 
hija jest offline  
Stary 08-11-2008, 14:27   #123
 
Gruby95's Avatar
 
Reputacja: 1 Gruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemu
Mariusz nie wiedział do kąd biegnie, myślał tylko by uciec. Gdy po chwili przestał biec bardzo ostrożnie zaczął się rozglądać. Nie mógł w to uwierzyć. Uciekł. Chciał uciec i mu się to udało. - Na tym świecie na pewno stoi jakaś wyższa siła! - Stwierdził Mariusz po czym odsapnął. - No to co teraz? Nie spałem zbyt długo, a gdybym powtórzył drzemkę już mógłbym nie mieć tyle szczęścia. - Mariusz postarał się teraz wstrzymać z odpoczynkiem i zaczął myśleć co dalej. - No dobra... Wrócił bym tam do wraku, ale nie wiem czy zastanę tam swoich czy... Tych, no... A kij z tym. - Po zastanowieniu Mariusz ruszył w kierunku misji. - To chyba tam jest misja. To będzie jedyna rozsądna decyzja...
 
Gruby95 jest offline  
Stary 14-11-2008, 16:36   #124
 
Egon's Avatar
 
Reputacja: 1 Egon nie jest za bardzo znany
Granaty ? – popatrzył na Haldera i złapał się za pasek.. nic. – Nie mam już żadnego, poszło w te cholerne czarnuchy – skrzywił się. Zgodnie z rozkazem osłaniał. Odetchnął dopiero po tym jak udało im się przebiec. Westchnął głośno i ruszył z kopyta oddając parę krótkich Seri w Simba. Znalazł się w szopie. Uklęknął przy drzwiach na pomost i skierował lufę w stronę drzwi po prawo jako, że Wilk osłaniał lewą stronę. Kolbe oparł wygodnie na ramieniu, głowa lekko opadła na prawe ramie. Palec wskazujący leciutko opadł na spust.

Jeden strzał jedna śmierć, chociaż i tak to się tutaj nie przyda... – pomyślał. Przypomniał sobie to zdanie z czasów legii jak pili z jednym strzelcem wyborowym… później dostali naganę za strzelanie do dzikusów po pijaku, ale było warto – przypominał sobie, ale cały czas pilnował by nawet szczur nie prześlizgnął się przez drzwi których pilnował. Na samą myśl o starych dobrych czasach uśmiechnął się lekko.
Najpierw Wilka Z tymi co nie przyszli, później ja i spierdalamy, byle szybko - pomyślał i oparł się lekko prawym barkiem o framugę drzwi.
 
__________________
"Kiedy kopną w Twoje drzwi, jak uciekniesz stąd,
Podniesiesz w górę ręce czy wyciągniesz swoją broń
Kiedy prawo już Cię znajdzie jak z nim sobie radę dasz
Możesz umrzeć na ulicy albo poznać zimno krat."
Egon jest offline  
Stary 15-11-2008, 14:18   #125
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Misja 5.30 - 5.45





Za ich plecami wstawał kolejny dzień. Za kilkanaście minut będzie zupełnie jasno, co dodatkowo może zmniejszyć szansę najemników na ewakuację. Zostało jeszcze kilku rebeliantów na terenie misji rozlokowanych w różnych budynkach. Dwaj siedzący w prawie całkowicie zrujnowanym szpitalu okazali się najdokuczliwsi.

Byli chyba obładowani amunicja, bo co chwilę dziurawili ściany szopy wystrzeliwanymi na oślep seriami, bądź odłupywali tynk z murowanych ścian kapliczki.
Pociski kalibru 7,62 były półtora razy cięższe od tych do FN i nic nie robiły sobie ze starych desek z jakich była zbudowana szopa. Widać było, że ta po prostu rozpadnie się niedługo.
Co prawda zgromadzone w niej graty stanowiły niezłą osłonę dla trójki mężczyzn, ale gwizd rykoszetującego co chwila pocisku drażnił nerwy.

- Ile mamy amunicji - spytał Egon.
-
U mnie dwa magazynki do pistoletu - pierwszy odpowiedział de Werwe.
Pozostali dwaj uzbierali w sumie 5 magazynków.
- Nie za dużo - skwitował Wilk - na szczęście na razie jakoś przysiedli, poza tymi dwoma... kolejna wystrzelona seria z kałasznika przedziurawiła dach szopy.

W świetle wstającego dnia wszędzie widać było leżące, porozrzucane, ciała Simbe, w powietrzu unosił się zapach dymu i prochu, oraz najgorszy, słodko- mdlący zapach krwi i nadpalonych ciał.

- Cholera !!! - de Werwe obserwujący ewakuację zauważył to pierwszy, w jego głosie brzmiała desperacja - ta łajba chyba tonie ?
Pozostali odwrócili się jak na komendę. Rzeczywiście łajba była już mocno przechylona i gołym okiem było widać, że jeśli odpłynie, a raczej zdryfuje w dół rzeki to tylko z niewielkim ładunkiem. Trzy ? Cztery osoby ? Przy dużej dozie szczęścia może pięć.


Marcus wyciągnął ręce po pierwszego dzieciaka, dziękując w duchu, że ostrzał zdziesiątkowanych Simba jest nikły. Ci co pozostali w misji mieli albo niewiele amunicji, albo im się skończyła, a od ostrzału z dżungli chroniła ich solidna w miarę kaplica.
- Następne !!! - kolejne dziecko, choć popłakane i posmarkane udało się umieścić w łodzi.
Halder
wychylił się jak mógł i wyciągnął ręce przed siebie. Czuł, że przy każdym kolejnym, może nie dać rady. Mięśnie przedramion poddawały się coraz bardziej zmęczeniu.
Anna i Sophie tłumaczyły coś kolejnemu wskazując na mężczyznę. Ten przygryzł zęby przygotowując się na przyjęcie ciężaru.


Silva przyczajony za ścianą budynku widział jak serie dwóch strzelców powoli rozszarpują szopę. Zorientował się, ze łódź spłynie w jego kierunku, choć dostanie się do niej wpław, gdy Simba znajdą się na brzegu dawało raczej iluzoryczne szansę na przeżycie. Na razie jednak musiał zlikwidować te dwa pawiany siedzące chyba na skrzynkach amunicji. Sprawdził magazynek FN i powoli zaczął się przesuwać za róg budynku. Jeśli zajdzie ich od tyłu...
- Job mat' - zdążył tylko pomyśleć, po czym przypadł płasko do ziemi.


Ten sam dźwięk dotarł do trójki w szopie. de Werwe chciał się poderwać i ruszyć na przystań, ale ręce Wilka i Egona przycisnęły go do ziemi.
- Leż kurwa. I tak nic nie pomożesz - wysyczeli


W tej sytuacji Halder mógł zrobić tylko jedno.
- Na ziemię !!! - widząc że kobiety go nie rozumieją rozdarł się jeszcze głośniej
- Na ziemię głupie baby !!! - po czym widząc, że spełniły jego polecenie, sam dał przykład klasycznego padnij, jakich nie powstydziłby się żaden elew Kaiserische Akademii.


Pierwszy pocisk moździerzowy łupnął obok ściany kaplicy wywołując burzę odłupanych kawałków mułowej cegły i okrzyki euforii wśród Simba w dżungli.
Wilk podniósł nieco głowę.
- Zapalające - stwierdził beznamiętnie - widać skończyły im się odłamkowe.
- Ale pocieszenie -
Egon był większym pesymistą.

Kolejny jakby prowadzony łaskawszą tego dnia niż dotychczas ręką Losu trafił idealnie w pogruchotany szpital. Przez sekundę jakby nic się nie działo, po czym w niebo wytrysnął wysoki na kilka metrów jęzor ognia. Pół sekundy później musiało eksplodować ambulatorium. Dwaj pozostający we wnętrzu Simba nie mieli najmniejszych szans.

Na oczach najemników dwie żywe pochodnie wypadły ze środka.





Stremowało to widać obsługę moździerza, bo zaprzestali ognia. Przynajmniej na razie.
Kilku kierujących się zdrowym rozsądkiem pozostałych w misji Simba pomknęło z powrotem do dżungli. Widać nie mieli zbyt wysokiego mniemania o przeszkoleniu artylerzystów.

Zanosiło się że moździerzyści zyskali dla najemników mimowolnie kilkanaście minut czasu.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 17-11-2008 o 09:32.
Arango jest offline  
Stary 20-11-2008, 12:33   #126
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Łódź była znacznie poważniej uszkodzona, niż to się wydawało na pierwszy rzut oka. Nawet pozostawienie na brzegu rzeki murzyniątek, nie rozwiązałoby kwestii ewakuacji. Wszyscy biali i tak nie daliby rady odpłynąć. Z każdym kolejnym dzieckiem linią zanurzenia łodzi obniżała się coraz bardziej, a krawędź burty niemal już osiągnęła poziom wody.
I wtedy zdarzył się cud. Simba zaprzestali ataku i cofnęli się dając im bezcenny czas .
Halder chwycił ostatnie dziecko i pchnął je w kierunku łodzi. Wziąwszy lekki rozpęd przeskoczył z powrotem wyrwę i znalazł się przy kobietach.
- Słuchajcie. – zaczął zwracając się do Anki i Sophie – Wszyscy nie damy rady odpłynąć. Schowajcie się na łodzi i czekajcie. Jak Simba zaczną atakować puśćcie się w dryf. Ale dopiero jak zaczną atakować. Dobijcie do brzegu dopiero jak przestaniecie słyszeć strzały. My spróbujemy wyjść na tyły bandytów i rozbić ich oddział. Jeśli nam się uda odnajdziemy Was. Gdy wygramy usłyszycie dwa strzały, przerwa, strzał, przerwa i dwa strzały z Fn-Fala. Jeśli nie będzie tego sygnału musicie dryfować dalej i jesteście skazane na siebie. Rozumiecie ?
Halder patrzył intensywnie w oczy dziewczyn szukając w ich wzroku potwierdzenia. Odwrócił się by odejść, jednak zatrzymał się wpół kroku i nagle pod wpływem impulsu podszedł do Anki objął ją w tali, mocno przycisnął do siebie i pocałował w usta. Nim dziewczyna zdążyła zareagować puścił ją i uśmiechając się rzucił :
- Auf Wiedersehen.
I już pędził w stronę szopy. W morzu krwi, ognia i śmierci wyglądał, jakby się dobrze bawił.
Przypadł do de Werve i zameldował.
- Nie damy rady się wszyscy ewakuować. Proponuję Panie poruczniku, by kobiety i dzieci zostały na łodzi, a my zajdziemy wroga od lewej strony misji. Przekradniemy się krzakami do dżungli. Cicho wyjdziemy na ich tyły, a jak ruszą do ataku odbijemy moździerz i ostrzelamy Simba. Mamy spore szanse na rozproszenie bandytów, o ile ich zaskoczymy. Nie spodziewają się ataku z tej strony, jak sądzę.
Halder już się nie uśmiechał, w jego oczach czaiła się desperacja. Desperacja i nieustępliwość. Nie wiedzieli, gdzie jest moździerz, nie wiedzieli ilu Simba kryje się za drzewami i jak są rozlokowani, ale nie mieli wyboru. W tej sytuacji najlepszą obroną był śmiały kontratak.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 21-11-2008, 13:05   #127
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Najgorszy w tym wszystkim był kompletny brak orientacji. To ilu ich jeszcze zostało? Czy to jest liczba, z jaką oddział, którym dysponował de Werve może sobie poradzić? Gdzie są inni najemnicy, czy żyją?
Anka nie wiedział nawet ile osób jest potrzebnych do obsługi cholernego moździerza. Skąd ta broń strzela i czy myśl, że trzeba koniecznie zlikwidować jej załogę, nie jest kompletnie bez sensu. Nie wiedziała ile trwa ładowanie tego działka i czy między kolejnymi strzałami może podnieść się i skakać. Nie była przygotowana na chaos, w jakim uczestniczyła. Dotąd oficerem dowodzącym była łódź ogniskując ich skutecznie i nadając kierunek działaniom, ale dziurawa mogła nie podołać obowiązkom.
A na domiar złego, dziurawa nie udźwignie ich wszystkich.
Liczyła sekundy między wystrzałami. Zdążyłaby przeskoczyć. Ale kazano jej leżeć. Nie wiedziała dlaczego. Chodzi o to, że leżącego trudniej z tego moździerza trafić? To już ewakuacja dzieci nie jest priorytetem?
I cały czas przed oczami ciała zastrzelonych dziewczynek i nadspodziewanie głośno brzmiący w głowie okrzyk Haldera. Zginąć w chwili, gdy tak się zawiodło własne oczekiwania. Gdy czujesz jak prawdę o tobie rzeźbią ostre słowa.

Sekundy mijały, moździerz nie strzelał. Wstali i kontynuowali przerzucanie. Nie zadała cisnących się na usta pytań, bo nie mogły paść na nie żadne zadowalające odpowiedzi.
Dzieci na łodzi może miały jakieś szanse. Tylko, co z resztą?

Znowu Halder był tym, który przejął inicjatywę. Anka wyniosła z domu lekką niechęć do Niemców, jako odwiecznych antagonistów jej pierwszej ojczyzny. Co ciekawe, podzielała opinię swego ojca, bo tu w Afryce pewne doświadczenia wolniej odciskały się w zbiorowej świadomości, że to z natury nieuleczalni romantycy i niezdolni do czynu filozofowie. Halder był jednak Niemcem nowego typu. Nie bał się mówić innym, co mają robić, a w otaczającym ich chaosie było to niezwykle ważną zaletą.
Kiwała głową, gdy wszystko im wyjaśniał.
Prawdę mówiąc, wolałaby być w tej chwili mężczyzną i iść strzelać do Simba zamiast tu zostać, pilnując maluchów i modląc się o ocalenie.
Ale dzieci zasługiwały na dodatkową szansę, jeśli najemnikom by się nie powiodło. Jeśli… Odpędziła od siebie tę myśl.

Nagle opuściło ją całe przerażenie. Jakby poddała się rzeczywistości. Będzie się modlić, bo teraz akurat to może zrobić, a potem, jeśli nie usłyszą tej sekwencji strzałów najwyżej same spróbują ocalić dzieci, licząc na łaskę Rzeki.
I jeśli będzie musiała, da radę pociągnąć za spust i przy swojej głowie. Śmierć przecież nie jest końcem.

- Do widzenia. – odpowiedziała Niemcowi po polsku.
Jasne, że pocałunek Haldera ją zaskoczył. Ale nie była zła, ani oburzona, trochę zawstydzona, choć nie samym pocałunkiem, bo on był elementem sytuacji, w której się znaleźli, jej najmniej chorym detalem, a nie żadną gra między dwojgiem ludzi, zawstydzenie wzięło się z własnej chęci przedłużenia tej chwili, chęci niewypowiedzianej, niepokazanej, ale prawdziwej, choć przecież nie powinno być wstyd chcieć żyć.


Przeskoczyła przez dziurę i weszła na łódź uspokajając płaczące dzieci. Będzie czekać, mówiąc, że wszystko będzie dobrze i że ta droga ma koniec w miejscu dobrym i spokojnym, będzie intensywnie wpatrywać się w brzeg i linę trzymającą łódź przy pomoście, której ma nadzieję nie będzie musiała ruszać.
 
Hellian jest offline  
Stary 21-11-2008, 13:20   #128
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ernesto Silva

Pogratulował w duchu celności tym idiotom przy moździerzu. Trafili idealnie, wprost w swoich. Jurij nawet nie miał zamiaru tamtych dobijać, niech się pomęczą. W końcu sami zaczęli to jebaną wojnę. Niech zdychają w męczarniach, kogo to obchodziło? Podniósł się, gdy ostrzał z moździerza nagle zamilkł i nieco zdziwiony rozejrzał wokół. Łódź się przechylała i jej użycie mijało się z celem, przynajmniej teraz. Dosłyszał plan Haldera, widział co robił, ale na razie zignorował Niemca. W końcu jako jedyny nie był jeszcze w tej misji, a widok białej kobiety i murzyniątek zrobił na nim pewne wrażenie. Ale nie dał po sobie poznać jakie, podchodząc tylko do kobiet i zdejmując plecak. Zaczął mówić po angielsku, chociaż za diabła nie wiedział czy druga kobieta go zrozumie. Anka z tego co pamiętał język znała.

-Ernesto Silva.
Podał rękę nieznajomej.
-W tym plecaku jest trochę jedzenia, narzędzia i ekwipunek. Wrócę po niego. Jeśli nie, to używajcie tego mądrze.
Skinął im głową, wsadzając ciężki plecak na barkę. Wyładował jeszcze kilka narzędzi z kieszeni, a z plecaka przełożył do munduru zapasowe magazynki, granaty i jedną konserwę. W razie czego. Teraz pozbawiony utrudniającego poruszanie się balastu mógł powiedzieć, że był sprawny i gotowy do walki.

Oczywiście było to wierutną bzdurą, bo najchętniej zmyłby się barką razem z kobietami. Przykucnął przy reszcie najemników, powoli uspokajając oddech. Plan Haldera nie był zły, obrona tego miejsca nie miała sensu. Nie odezwał się, czekając na rozkazy Belga. Jak na razie okazywał się najsensowniejszym dowódcą, chociaż obronę misji przygotował chujowo, mówiąc wprost. Silva podejrzewał, że w ogóle jej nie przygotował i gdyby nie ich dwójka wracająca z lasu to wszyscy tu by byli martwi. Ale to również przemilczał.
 
Sekal jest offline  
Stary 21-11-2008, 14:49   #129
 
Gruby95's Avatar
 
Reputacja: 1 Gruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemu
Mariusz Podkarpacki, już ochłoną po tym wszystkim i był spokojny (Spokojny jak na sytuacje w której się znajdywał). Ruszał w stronę misji, a co parę kroków się rozglądał. - Kurna, nie mam broni. Mogłem jakoś szybko wziąć broń i czmychnąć... Pech! Może tam mi coś odpalą. - Stwierdził Mariusz, nie przejmując się już ekwipunkiem i ruszał dalej.

Gdy Mariusz był już blisko, a przynajmniej "bliżej niż dalej" do misji, ujrzał coś w trawie. - A to co? - Kapral podszedł bliżej by się przyjrzeć. Gdy przykucną w to miejsce, zauważył że jest to skrzynka. - Hmm... Ciekawe... Spróbuje otworzyć - Powiedział, ale w porę coś mu przyszło do głowy - A co jeśli tam jest jakaś bomba? A może coś innego? Może lepiej sprawdzić to w inny sposób. - Mariusz odszedł dalej w poszukiwaniu jakieś kamienia, bądź patyka, którym będzie mógł z odległości rzucić w skrzynkę i sprawdzić czy wybuchnie.
 
Gruby95 jest offline  
Stary 21-11-2008, 17:08   #130
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
- A znasz się dobrze na strzelaniu z moździerza Markus? - Belg zmarszczył brwi - bo jak nie, to możemy narobić więcej szkód niż korzyści.
Lambert był wściekły, wszystko od początku do końca szło nie tak. Katastrofa lotnicza, utrata ładunku, szybkie nadejście Simba, nieudana zasadzka w misji, teraz uszkodzona łódź.
De Werve gniewnym wzrokiem toczył po ścianach szopy i przekrzywionej łodzi. Strach w oczach dzieci i niepewność nie pomagały.
Czuł się jak szczur zagoniony do kąta, spojrzał Halderowi w oczy i odnalazł tam desperację jaką uwolnić może tylko brak wyjścia z beznadziejnej sytuacji.
Czuł to samo.
Zagoniony do kąta szczur rzuca się i gruzie jak wściekły, oni też nie mieli gdzie uciekać i jak bronić się przed atakami.
- Plan dobry, przy ataku ponieśli koszmarne straty, a wątpię by to był jakiś spory oddział, bo oni mają w zwyczaju posyłać do ataku wszystkich na raz. Udany atak popędzi im kota. Nie ma gdzie uciekać, trzeba powybijać tych skur.... - urwał zerkając na kobiety i dzieci.
- Szykujcie się, nie mamy dużo czasu

Przed wyruszeniem podbiegł do łodzi.
- Gdyby nam się nie udało... a los uśmiechnął się do Was, zaopiekujcie się tym - rzucił neseserem na pokład. - albo utopcie w cholerę - mruknął pod nosem.
Przez chwilę w oku błysnęła mu iskierka wesołości.
- Niestety nie ma czasu na 'niemieckie' pożegnania. Postaramy się wrócić na sniadanie.

Szybko wrócił do szopy przeładowując Browninga. Spojrzał po zaciętych twarzach i rękach kurczowo zaciśniętych na broni, przez chwile nie miał żadnych wątpliwości że im się uda.
- Ruszajmy, pora odstrzelic komuś dupę


Gdy pierwszy z nich przeskakiwał przy brzegu Lambert zerknął na Silvę i Haldera.
- Gdzie Dzik i Podkarpacki?
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172