Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2008, 20:54   #2
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze


EPIZOD 1

DRUGA SPRAWA JANE DOE
Lipiec 2017 Dover, Delaware, USA


W pokoju przesłuchań mężczyzna w białym uniformie, spode łba obserwował ruchy kobiety. Powoli wyciągnęła papierosa z paczki i bawiła się nim chwilę w palcach. Postukała w kartonowe pudełko. W końcu fajka powędrowała do kącika jej ust.

Ogolona głowa mężczyzny i ubranie wskazywały na więźnia. Wysokie czoło, i pociągła niewzruszona niczym maska-twarz, z głęboko osadzonymi małymi czarnymi oczami, które zimne jak stal i zawieszone w przestrzeni ponad stolikiem, milcząco nadawały postaci wyrazu stoickiego spokoju. Mężczyzna nie przekroczył jeszcze czterdziestki. Nie wysoki i raczej chudy, jak szczupły, lecz jego żylaste ręce i umięśniony kark wyprowadzały z błędu, po pierwszym wrażeniu słabeusza.

- Myślałem, że tutaj się nie pali... - zauważył cynicznie z silnym rosyjskim akcentem, wsparty splecionymi, zadbanymi dłońmi na blacie, przenosząc wzrok na tabliczkę z przekreślonym symbolem papierosa.

Pomieszczenie było niewielkie, kwadratowe, z lustrem wypełniającym całą powierzchnię jednej z żółtawych czterech ścian. Podwieszony biały sufit i rażący blask fluorescencyjnych lamp. Na środku, metalowy stół z dwoma taboretami, to całość jego umeblowania.

- Myślenie zostaw nam, Skoliakov. – odpowiedziała, niedbale zapalając w końcu papierosa starą, żłobioną zapalniczką. Zmęczonym, obojętnym wzrokiem omiotła postać Ruska. Wypuściła kłąb dymu w jego stronę.

- Wystarczy jak skupisz się na Angliku... - dodała przerywając chwilę milczenia, z jednoczesnym gestem strzepnięcia popiołu na ziemię. Powtórzyła to piąty raz w ciągu ostatniej godziny i nie żeby jej to jakoś przeszkadzało. Mogła tu siedzieć i przez kolejny rok. On nie miał aż tyle.

- Twój czas ucieka, Skoliakov. – powiedziała obojętny tonem. Zaciągnęła się duszącym, ależ jak przyjemnym dymem. Młody powiedział, żeby nie paliła w sali przesłuchań, bo jeszcze niechcący udusi podejrzanego gryzącym dymem. Szczerze mówiąc, mało ją to interesowało.
- Anglik. – rzuciła lakonicznie odchylając się na krześle do tyłu.

Skoliakov pochylił ogoloną głowę nad stolikiem i wycedził przez zaciśnięte zęby:

- Już mówiłem, tyle razy mówiłem, temu waszemu smarkaczowi... - urwał nie kończąc zdania, gdyż Jane kopnęła nagle w stół i metalowa krawędź wbiła się z umiarkowanym naciskiem w brzuch przesłuchiwanego na wysokości przepony.

- Nie mam pojęcia, gdzie on jest... – mięśnie szczęki drgały mu wściekle, a z oczu leciały niewypowiedziane przekleństwa.

Kobieta uśmiechnęła się ironicznie pod nosem.

- Taaaaak... - westchnęła przeciągle, gasząc niedopałek w puszce sody. Lubiła ten cichy syk, który następował w momencie zetknięcia się żaru z powierzchnią bombelkowego płynu.

Wyciągnęła z paczki jeszcze jednego papierosa, który od razu powędrował do jej ust. Pochyliła się nad stolikiem i splotła dłonie na wysokości twarzy. Wbiła swój zimny wzrok w oczy Skoliakova.

- Wiesz co to znaczy przekonać kogoś? – nie czekając na odpowiedź zaczęła monotonnie wypowiadać kolejne słowa – To znaczy nagiąć kogoś do swojego zdania. Wyobraź sobie jak trudne to się okazuje, kiedy chodzi o grupę pokrzywionych indywidualistów. Któż inny zostaje Sędzią? Trzeba być bardzo pokrzywdzonym przez los, żeby zdecydować się na pracę, w której każdego dnia ktoś taki jak ty, może ci odstrzelić łeb. – Zapaliła papieros po czym postawiła go na filtrze na środku stołu. – Mi się to udało. Przekonałam Sekcję, że możesz się przydać. A oni postanowili się zastanowić, czy warto oszczędzić ci życie. Kiedy fajka zgaśnie, moja oferta przestanie być aktualna.

- Jak sobie nie przypomnisz, to przestaniesz być użyteczny. - dodała ciepłym tonem pełnym sarkazmu, a na jej usta wypłynął uśmiech, który nie zwiastował niczego dobrego.

- Zastanów się dobrze Skoliakov. – rzuciła w powietrze i spojrzała przenikliwym wzrokiem w lustro, jakby chciała porozumieć się z kimś po tamtej stronie. Sędzia nie powinien kłamać na przesłuchaniu? Wyrok śmierci na Rusku zapadł kilka godzin wcześniej. Nie dziwiło jej to. Jego bomba chemiczna zabiła 40 osób i raniła drugie tyle. Zaatakował budynek Poczty Głównej. Za dużo listów do niego nie dotarło czy jak?

- Bladź... - zaklął przesłuchiwany zdradzając pierwsze oznaki podenerwowania - nie masz prawa...

Kobieta prychnęła pod nosem i uśmiechnęła się szeroko. Zabawny był.
- Twój problem polega właśnie na tym, że mam. – wzruszyła ramionami. – Dowodów jest tyle, że mógłbyś załatwić czapę dla połowy komórki Armii Uwolnienia Ziemi w tym stanie.

Zapadła cisza. Oboje przyglądali się papierosowi, który stawał się coraz krótszy. Kobieta zaczęła bawić się kubkiem z wodą sodową, a płyn chlupał obijając się o ścianki. Skoliakov oblizał spierzchnięte usta.

- Do wody mam chyba prawo?

Jane spojrzała beznamiętnym wzrokiem na mężczyznę. Nie pochwalała niehumanitarnego traktowania więźniów. Czasem jednak można dopuścić do pewnego odstępstwa. Jeśli złapią tego pokręconego guru grupy anarchistycznej, wszystkim będzie lepiej. A Rusek musi zrozumieć, gdzie się znajduje i dlatego właśnie jest przesłuchiwany bez przerwy od dziesięciu godzin. Przez ten czas nie dostał wody. Nie pozwolono mu skorzystać z ubikacji. Światło jarzy się jaśniej niż zwykle. Jego żołądek już pewnie domaga się o swoje. Jane słyszała, że nocy też nie miał najprzyjemniejszej. Twardy jest jak wszyscy Rosjanie, ale każdego można złamać.

- Więc jak to jest do końca z tym Anglikiem? - podjęła, jak gdyby nigdy nic.

Skoliakov wydął wargi w ledwie zauważalnym półuśmiechu, który bardziej przypominał grymas zniesmaczenia.

- Paszła w pizdu, suka...

- Czyli? - podjęła tonem zawieszenia Jane z podniesioną brwią, jakby nie usłyszała obelgi.

Papieros kończył swój żywot. Wydał ostatnie dymne tchnienie i rozsypał się w proch. Na środku stolika stał samotny filtr. Jane wstała i zabrała z oparcia krzesła swoją skórzaną kurtkę.

- Doprawdy nie spotkałam jeszcze nikogo, kto by tak nie szanował własnego życia. – minęła stolik i ruszyła w stronę drzwi i właśnie miała złapać za klamkę, gdy...
- Czekaj! – w głosie Ruska zabrzmiała nuta paniki. Czyżby rzeczywiście jej uwierzył? Stanęła nad nim, ale on nadal nie mógł się zdecydować.

- Czterdzieści dwadzieścia Nashville... - nie wytrzymał pod wyczekującym spojrzeniem.

- Sprawdzę. – wzruszyła ramionami i podeszła do drzwi, ale zatrzymała się jakby nagle sobie coś przypomniała. Po chwili zrobiła w tył zwrot i z znienacka z zadziwiającą szybkością ruchów i siłą, uderzyła jego czołem w blat stołu, zostawiając go zdezorientowanego, w rosnącej, czerwonej kałuży z krwawiącego nosa i szepnęła mu do ucha:

- Dla Ciebie, Pani Suko, skurwysynie.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 13-11-2008 o 22:44.
Latilen jest offline