Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2008, 03:20   #402
Extremal
 
Extremal's Avatar
 
Reputacja: 1 Extremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemu
Tacy Jak Oni

Z cyklu: "Janusz Gajos recytuje, a dzieci się śmieją".

Avalanche, czując powiew zimy we włosach, wkroczył pewnym krokiem do elfickiego miasta. Frędzelki i ordery przy jego broni migotały w świetle księżyca i w rytmie spadających kropli deszczu. Mewy szczekały ostrzegawczo nad jego głową, zwiastując złowieszcze omeny.
- This town is mine, and these people belongs to me! - Avalanche odwrócił się słysząc pozbawiony obcego akcentu, krystalicznie czysty elficki, by stanąć twarzą w twarz z przeznaczeniem.
- Wo wohnst Du?! - zagaił po krasnoludzku pomocnik szeryfa czając się zza ramienia swego chlebodawcy.
- You are dead. I am the new sheriff now - rzekł Avalanche, wyjął miecz i zajarał. Następnie włączył bullet time i ściął dwa nędzne łby stojące mu na drodze do chwały. Założył kapelutek szeryfa i filuternie nasuwając go sobie na hełm postąpił naprzód.

Vriess usiadł przy barze w kantynie.
- Garncer! Papu k*wa!
Przy czym jego nie znosząca sprzeciwu mina wyrażała iście werterowskie zniesmaczenie światem. Z delikatną nutką cebuli.
Kiedy jednak przed jego oczami zjawił się tak gorąco wzywany barman, Vriessowi nie pozostała inna kwestia dialogowa, jak:
- Gah. Fuck. What are you?!

[Extremal stwierdził, że za mało emotek używamy. Czas to zmienić . Sweet emo knight&necromancer mode on ]

W tym też momencie dosiadł się do baru Avalanche ^^. Obrzucił barmana górnolotnym spojrzeniem i rzekł był:
- You're fuckin disgusting ;3!
- Yeah, fuck you too -_-...

[Zauważcie tę subtelną grę emotek. Bez nich to zdanie miałoby zupełnie inny sens.Ponieważ zaś dalej nie wiecie co było nie tak z tym barmanem, to uszczęśliwimy Was jego fotką:


Następnie przenieśmy się do czwartej gęstości, jakieś dwadzieścia lat później, po wydarzeniach z TJT 1.
Avalanche jest już dawno emerytowanym republikańskim senatorem, nie mającym nic przeciwko murzynom, ale uważającym, że każdy powinien mieć dla siebie jednego ;3. Aktualnie trudni się ich hodowlą na swojej prywatnej plantacji w stanie Idaho (miało być "ajoła", ale nie wiem jak się pisze, a Idaho wiem ).
- Moja rodzina hoduje murzynów od 120 lat. Hodował mój dziad, ojciec i hoduje i ja.
Jego młoda żona podaje mu do ręki cygaro i mannę która świeżo co spadła z nieba (czyt. murzyn przyniósł z pola). Avi zdejmuje buciki i zakłada je na krzesełko. Rozkoszuje się krzykami pracujących na polu niewolników, gdy nagle pod jego krzesełkiem otwiera się portal i wpier*la (nie ma tutaj '', bo jest za to zaje*sta groza sytuacji) go do środka. Czy możecie zrozumieć jego oburzenie? Nawet butów nie miał na sobie, nieborak.

Tymczasem Vriess (pamiętajmy, że minęło dwadzieścia lat) wylądował na cmentarzu komunalnym w Wilanowie (pięć metrów w grobie na Wilanowie - tyle, że arcykórwamorderca, a nie Vriess). Ale nie dosłownie, po prostu się szwędra po okolicy. I czyha. Jak sęp na pustyni na zdechłego lisa.
Podchodzi (dalej czyhając) do ciecia pilnującego cmentarza.
- Cześć Janek - zagaja.
- No, cześć Vriess! Dawno cię tu nie było - uścisnęli się jak starzy przyjaciele.
- Wiesz, nowy cmentarz otworzyli. Obczaić trzeba było. A co nowego u ciebie?
- No, dzisiaj przywieźli - tu cieć spojrzał na swój notesik - Pani Janina ze Śródmieścia, lat 58, zawał serca.
- O, ch*jowa sprawa . A coś jeszcze jest?
- Pan Marek, lat 32...
- O, o oO!
- Gah, nic z tego. Rozumisz, tir go pier*olnął ;3, jak na rowerku popindalał.
- Nosz, co za chu*owy miesiąc -_-...
- Ty, wiesz co? Koło pomnika coś zakopali świeżego, to obczaj, Jutro proboszcz przyjdzie to więcej ci coś powiem, bo na razie to na lewo tam kwiatki wącha.
- No obczaję, dzięki. Jakby co, to mój numer na koma znasz; daj strzała a dzwonię.
- Jasna sprawa.
Vriess zaczaił się na jeszcze ciepłą mogiłę, niczym lew na bezbronne jagnię antylopy. Czuł w żyłach żywiej krążącą krew. Już miał się rzucić i wgryźć w świeżo nasypaną ziemię, gdy nagle poczuł, ze majta nóżkami w powietrzu. I, że jest mu ciepło i bezpiecznie niczym w łonie matki.
Tak, dobrze się domyślacie. Też go portal wpie*dolił .


Na tym możemy skończyć ten krótki prequel, o tym co działo się z Vriessem i Avalanchem przez kilka ostatnich lat, w tak zwanym międzyczasie.


[Hiiiiiiitohiiiiii hiiiiiiitoooooojoniiiii kiiiiiiiłaaaaaaaaaaaaaaa mogiłaaaaaaaaaaa turamuuuuuu - dziękujemy tokijskiemu chórowi cesarskiemu im. Little Boya i Pikachu za wykonanie "Pieśni Żurawia" na nasze wejście]

Pieśń taszikom to wolność...

Nie wsZyscy poprawnie potrafią wykonać taniec taszikom. Wykonuje się go podczas przesilenia wiosennego, aby uprawy i płodność, były na wysokim poziomie. Przodują w tym szczególnie japończycy, którzy naumieli się stosować podczas tańca taszikom różne akcesoria. Ale tak naprawdę nikt nie wykonuje go dobrze.

Otóz, Vriess i Avalanche nie umieli wprawdzie wykonać tańca taszikom, ale za to całkiem poprawnie wykonali podwójnego axla i połowę volta, zanim wy*ebali mordą w glebę.
- Żesz w dupem ^^- Avalanche podsumował z ziemskiej perspektywy otaczający go krajobraz.
- Co tu się do k*wy nędzy dzieje - rzekł Vriess, patrząc na otaczające go znajome mordy.
- Nie rozumisz? To Stand Alone Complex; złożona świadomość. To był pusty plan, gdzie błąkały się dusze z czyśćca, zamknięte w kręgu własnych grzechów!.. A teraz powiedz, czy Motoko Kusanagi była Władcą Marionetek. A może na odwrót?
- A ty mi powiedz czy Aramaki był małpą?
- Pi*rdolisz głupoty ;3.
- Ty nie gorsze ^^.

W tym momencie chmury zafalowały. Dzień został zastąpiony przez... K*wa, też dzień . Ale zrobiło się jakoś inaczej. Włos stanął dęba, a pojedyncze cząstki atomów, wwiercały się w ciała, niczym ghoul wgryzający się w zdechłego szczura. W chmurach w niebiesiech otworzyła się dziura, a z niej, na latającym dywanie wyleciał osobnik. Tenże on doleciał do Vriessa i Avalanche'a i przystanął mierząc ich szklistym, poważnym wzrokiem.



- Budda mówi: to jest ch*j w porównaniu z Almanakh - wyrzekł.
- Batu-san - pisnął stłumionym głosikiem Avalanche.
- Tak, we własnej osobie - wyrzekł Batou-san - Mianuję was Samurajami Fioletu.
Rzekł był, po czym spalił gumę na dywanie i odleciał.

Vriess spojrzał na osobnika, który wrył się w ziemię kawałek dalej od niego. Tak, to był wielebny Thomas. Należał do Kościoła Atomu i swego czasu służył w Bractwie Stali. Skupywał tam tylko nieparzyste kwartalniki "Poradnika Wędkarza".
Avalanche wyłowił spojrzenie kompana i jako, że podzielał jego zdanie na temat zmniejszania ilości bohaterów w poszczególnych side-questach, zbliżył się do Thomasa.
- Thomas... - zaszeptał mu do ucha.
- Thomas... - powtórzył, nie widząc efektu poprzedniego zagajenia.
Przez chwilę kontemplował efekt motyla zachodzący na horyzoncie.
- Thomas - zagadał po raz trzeci - A, ch*j ci w d*pę nygusie ...
Tak rozwiązawszy spór współistnienia i ustaliwszy hierarchię w grupie poświęcił się kontemplacji pozostałych gapiących się na nich poczwar.

Kto to widział kota z gębą człowieka, mającego kształty 90x90x90?!
Z czym Ty się, Mistress wozisz?
Vriess pstryknął paluchami i z nowo-otwartego portalu wyskoczyło dwóch rednecków, przy czym jeden (Avalanche był tego pewien) był reinkarnacją Łajki. Poznał to po charakterystycznym ghoście.
- No job twoju mat' mamy go wreszcie!
- Szto?!
- CIUPAKABRAS!
- A czy ktoś widział kota z mordą człowieka? Zaraz wyssie krew z owczych serc! Łapaj go!

- Dosyć tego - warknął Avalanche - Wyjmujemy pierścienie mocy! Trzeba poradzić się Mistrza Gry!
Vriess wyciągnął swój pierścień i założył go na palec. Klejnot zajarzył się niezwykłym blaskiem.
- ELFY!! - krzyknął Vriess, przyzywając moc elfickiego żywiołu.
- ŻÓŁWIE!! - krzyknął Avalanche.
- SZLEJERS!! - krzyknął wyłaniając się na dywanie zza chmur Batou-san
- CHUJ*WE SESJE - krzyknął chomik Bartłomiej, który pojawił się tutaj z d*py ;3 wzięty.
- Z połączenia tych czterech magicznych żywiołów - rzekł był narrator, którym był nadal Janusz Gajos - powstaje Mistrz Gry Almena!

- Nigdy nie jeżdżę po alkoholu i nie kupuję plastikowych torebek w Realu - rzekła MG i znikła.

- Ożesz w dupem , co za rada - rzekł Vriess.
- Pozostało nam j*bać księżniczki i zabijać smoki - podsumował Avalanche.
- Nic nie jest stracone - odezwał się z chmur Batou-san - Pamiętajcie, Samurajowie Fioletu. Aby uwolnić się ze Stand Alone Complex (czyt. TJT), musicie odnaleźć Serce Taszikom...
- Nie no, ku*wa , Batou-san, to byłby dobry quest na nową sesję... Na Takich Jak Oni - zasępił się Vriess.
- Ok, to zaśpiewajcie po prostu Pieśń Taszikom i idźcie lulu, bo już późno (faktycznie szwajcarski rolex na ręce Batou-san'a wskazywał 2:54 IjEm wg. czasu bagdadzkiego).

Cóż było robić. Chwycili się za rączki i zaczęli śpiewać, a Batou-San przyglądał się im z chmur zasiadając na kolanach Odyna, Króla Piorunów i bitej śmietany.

[media]http://youtube.com/watch?v=-6PtbI50t_A[/media]

//////////////////////

Wyteleportowało Vriessa i Avalanche'a do realnego świata tak prędko, jak pojawili się w świecie Stand Alone Complex.
- Ożesz w dupem - rzekł Avalanche, który stał się już Extremalem - Dopiero co miałem hodowlę murzynów.
- Duchy zaklęte w Stand Alone Complex, oraz jej wiśniach, nie raz jeszcze mogą wstać do walki...
- Kur*a , przynieść ci płytkę z filmem...
- Almena zduplikowała swoją świadomość w poszczególne konta, podtrzymując sesję...
Extremal poprawił sobie poduszkę pod tyłkiem, kontemplując złożoność natury człowieczej i porównując swoje spostrzeżenia z nauką darwinizmu i kreacjonizmu oraz scjentologii i kilku pedałów z Grecji, po czym rzekł:
- A ja na to jak na lato.



Czy gdzieś pisaliśmy, że nasz ostatni post będzie na poważnie ?
 
__________________
Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych.
"Dwóch pancernych i Kotecek"

Ostatnio edytowane przez Extremal : 10-11-2008 o 03:44.
Extremal jest offline