Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-11-2008, 23:16   #401
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Coś się kończy. Coś się zaczyna. Astaroth nie mogą się powstrzymać wybuchł obłąkańczym śmiechem

Droga była długa i męcząca. Więcej na niej było przeszkód i niebezpieczeństw niż tych którzy go wsparli. Droga wiodąca coraz głębiej w ciemność, poprzez powolne odrzucanie siebie. Popełnił na niej więcej błędów niż dobrych decyzji, lecz pomimo to bilans wyszedł na plusie. Osiągnął to, czego pragnął. Spełnił swoje marzenie, zrealizował swój cel. Dokonał swojej zemsty i teraz nadchodził czas by za to zapłacić. Choć nigdy się nie spodziewał, że cena będzie aż taka wysoka

Przez całe życie i część swojej drugiej egzystencji był samolubny. Działał dla swojej korzyści, często pod przykrywką szlachetności lub dobra innych. Kłamał, oszukiwał, mordował, a wszystko to by samemu utrzymać się przy życiu. Cenę swojego życia spłacał krwią i cierpieniem innych. Po trupach szedł do celu, nie zatrzymując się i nie oglądając się za siebie. Później, gdy życie odeszło a wraz z nim strach przed śmiercią całkowicie oddał się we władanie zemście. Myśli o zabiciu Ritha były dla niego paliwem pozwalającym utrzymać zdrowe zmysły. W pogoni za nim przybył aż do wymiaru bieli, wykorzystując towarzyszących mu jako narzędzia zemsty. Lecz gdy ostatnie drobinki energii Ritha zostały przez niego wchłonięte a jego stworzyciel stał się zwykłym cieniem nienawiść zniknęła. Choć zdawałoby się, że szaleństwo jest nieuniknione, a jedynym co go może czekać jest ostateczny koniec to jednak stało się inaczej. Choć starał się wyrzec człowieczeństwa, to jednak wciąż był człowiekiem. Choć w ciele demona, choć tak odmienionym wciąż był tak naprawdę tym samym Blackerem. Co prawda wiedział o wiele więcej, jego moc była nieporównywalna z tym co potrafił dawniej, ale ludzkie emocje i odruchy wciąż tkwiły w nim. Choć przeszedł w swoim życiu dwie przemiany, umotywowaną żądzą mocy i umotywowaną żądzą zemsty, to nie zdołało to jednak całkiem go zmienić. Troska o tutejszy wymiar chaosu, jego własne dzieło. Lęk o życie jego towarzyszy i przyjaźń łącząca go z nimi. Ambicja by osiągnąć jeszcze więcej i niepokój o to, jak będzie wyglądała śmierć dla niego. Wcześniej tłumione przez żądzę zemsty wypełniły pustkę, pozwalając mu dalej żyć

Teraz jednak przyszła pora zapłaty. Czas wyrzeczenia się wszystkiego i odpowiedzi za wszystkie zbrodnie których dokonał. Sprawiedliwości musi stać się zadość

Stworzą raj. Miejsce ostatecznego niebytu, wspólnoty dusz i umysłów. Miejsce, gdzie nie będzie odrzuconych i samotnych, gdzie wszyscy będą jednym. Nie będzie podziału na rasy i stronnictwa, nie będzie wojen i rozlewu krwi. Nie będzie śmierci i cierpienia, będzie natomiast tylko szczęście. Raj, ostateczna utopia, spełnienie snów szaleńca. Połączenie bieli i chaosu, fuzja wszystkich wymiarów. To, czego pragnął. Teraz jednak czas stanąć przed ostatecznym sądem. Mistress zadbała już o komplet sędziów, teraz czas na rozprawę

Niezależnie od tego, jakiego wyboru dokonają jego towarzysze i tak sprawiedliwości stanie się zadość. Albo jego życie raz na zawsze zakończy się zanim będzie mu dane ujrzeć upragnione dzieło, utopię albo na wieczność zostanie strażnikiem raju, samemu nie mając do niego wstępu. Przerażała go nieco świadomość, że po części utrzymuje wszystkich swoich towarzyszy przy życiu dzięki amuletowi zdobytym po najgorszym wrogu. Wolał nie zastanawiać się, co byłoby gdyby nie udało mu się przechwycić amuletu w ciągu tej krótkiej chwili. Mimo wszystko jego życie było piękne, a tych którzy go wsparli nie zapomni już nigdy. Niezależnie od wyboru swoich przyjaciół przyjmie ich decyzję. Nie oznaczało to jednak że podda się, jeśli dojdzie do walki. Astaroth nigdy się nie poddawał i zawsze walczył do końca

Przestał się śmiać i odwrócił się do Almeny, po czym skinął głową w podziękowaniu. Pięć dni... To powinno wystarczyć. Następnie zwrócił się do swoich towarzyszy

- Wszyscy musimy dokonać wyboru. Jeżeli mnie zabijecie otrzymacie szansę na powtórne życie. Niewielu ma szansę otrzymać taki dar... Jeśli chcecie ze mną walczyć to proponuję to zrobić jak na cywilizowane istoty przystało. Ci, którzy pragną walki niech stawią się za cztery dni w miejscu, gdzie spotkaliśmy się na tej wyspie po raz pierwszy. Tam, gdzie się to zaczęło niech się i skończy. Kejsi... Obiecałem, że oddam Ci wiatr lodu, gdy tylko nie będzie mi już konieczny. Proszę, oto on - teleportował się do Kejsi oddając jej pierścień - Barbaku, Funghrimmie, Tevie... Zwalniam was z tego, co sobie obiecywaliśmy. Nie mogę pozwolić by zobowiązania w jakikolwiek sposób wpływały na waszą decyzję.

Gdy tylko skończył mówić wbił w ziemię Żywy Ogień. Jeśli tylko dojdzie do walki bez mocy obydwu artefaktów byliby skazani na przegraną. Tym razem nie będzie się ograniczał i wykorzysta całą moc amuletu. Już nie mógł się doczekać, co zdecydują pozostali...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 10-11-2008 o 21:56.
Blacker jest offline  
Stary 10-11-2008, 03:20   #402
 
Extremal's Avatar
 
Reputacja: 1 Extremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemuExtremal to imię znane każdemu
Tacy Jak Oni

Z cyklu: "Janusz Gajos recytuje, a dzieci się śmieją".

Avalanche, czując powiew zimy we włosach, wkroczył pewnym krokiem do elfickiego miasta. Frędzelki i ordery przy jego broni migotały w świetle księżyca i w rytmie spadających kropli deszczu. Mewy szczekały ostrzegawczo nad jego głową, zwiastując złowieszcze omeny.
- This town is mine, and these people belongs to me! - Avalanche odwrócił się słysząc pozbawiony obcego akcentu, krystalicznie czysty elficki, by stanąć twarzą w twarz z przeznaczeniem.
- Wo wohnst Du?! - zagaił po krasnoludzku pomocnik szeryfa czając się zza ramienia swego chlebodawcy.
- You are dead. I am the new sheriff now - rzekł Avalanche, wyjął miecz i zajarał. Następnie włączył bullet time i ściął dwa nędzne łby stojące mu na drodze do chwały. Założył kapelutek szeryfa i filuternie nasuwając go sobie na hełm postąpił naprzód.

Vriess usiadł przy barze w kantynie.
- Garncer! Papu k*wa!
Przy czym jego nie znosząca sprzeciwu mina wyrażała iście werterowskie zniesmaczenie światem. Z delikatną nutką cebuli.
Kiedy jednak przed jego oczami zjawił się tak gorąco wzywany barman, Vriessowi nie pozostała inna kwestia dialogowa, jak:
- Gah. Fuck. What are you?!

[Extremal stwierdził, że za mało emotek używamy. Czas to zmienić . Sweet emo knight&necromancer mode on ]

W tym też momencie dosiadł się do baru Avalanche ^^. Obrzucił barmana górnolotnym spojrzeniem i rzekł był:
- You're fuckin disgusting ;3!
- Yeah, fuck you too -_-...

[Zauważcie tę subtelną grę emotek. Bez nich to zdanie miałoby zupełnie inny sens.Ponieważ zaś dalej nie wiecie co było nie tak z tym barmanem, to uszczęśliwimy Was jego fotką:


Następnie przenieśmy się do czwartej gęstości, jakieś dwadzieścia lat później, po wydarzeniach z TJT 1.
Avalanche jest już dawno emerytowanym republikańskim senatorem, nie mającym nic przeciwko murzynom, ale uważającym, że każdy powinien mieć dla siebie jednego ;3. Aktualnie trudni się ich hodowlą na swojej prywatnej plantacji w stanie Idaho (miało być "ajoła", ale nie wiem jak się pisze, a Idaho wiem ).
- Moja rodzina hoduje murzynów od 120 lat. Hodował mój dziad, ojciec i hoduje i ja.
Jego młoda żona podaje mu do ręki cygaro i mannę która świeżo co spadła z nieba (czyt. murzyn przyniósł z pola). Avi zdejmuje buciki i zakłada je na krzesełko. Rozkoszuje się krzykami pracujących na polu niewolników, gdy nagle pod jego krzesełkiem otwiera się portal i wpier*la (nie ma tutaj '', bo jest za to zaje*sta groza sytuacji) go do środka. Czy możecie zrozumieć jego oburzenie? Nawet butów nie miał na sobie, nieborak.

Tymczasem Vriess (pamiętajmy, że minęło dwadzieścia lat) wylądował na cmentarzu komunalnym w Wilanowie (pięć metrów w grobie na Wilanowie - tyle, że arcykórwamorderca, a nie Vriess). Ale nie dosłownie, po prostu się szwędra po okolicy. I czyha. Jak sęp na pustyni na zdechłego lisa.
Podchodzi (dalej czyhając) do ciecia pilnującego cmentarza.
- Cześć Janek - zagaja.
- No, cześć Vriess! Dawno cię tu nie było - uścisnęli się jak starzy przyjaciele.
- Wiesz, nowy cmentarz otworzyli. Obczaić trzeba było. A co nowego u ciebie?
- No, dzisiaj przywieźli - tu cieć spojrzał na swój notesik - Pani Janina ze Śródmieścia, lat 58, zawał serca.
- O, ch*jowa sprawa . A coś jeszcze jest?
- Pan Marek, lat 32...
- O, o oO!
- Gah, nic z tego. Rozumisz, tir go pier*olnął ;3, jak na rowerku popindalał.
- Nosz, co za chu*owy miesiąc -_-...
- Ty, wiesz co? Koło pomnika coś zakopali świeżego, to obczaj, Jutro proboszcz przyjdzie to więcej ci coś powiem, bo na razie to na lewo tam kwiatki wącha.
- No obczaję, dzięki. Jakby co, to mój numer na koma znasz; daj strzała a dzwonię.
- Jasna sprawa.
Vriess zaczaił się na jeszcze ciepłą mogiłę, niczym lew na bezbronne jagnię antylopy. Czuł w żyłach żywiej krążącą krew. Już miał się rzucić i wgryźć w świeżo nasypaną ziemię, gdy nagle poczuł, ze majta nóżkami w powietrzu. I, że jest mu ciepło i bezpiecznie niczym w łonie matki.
Tak, dobrze się domyślacie. Też go portal wpie*dolił .


Na tym możemy skończyć ten krótki prequel, o tym co działo się z Vriessem i Avalanchem przez kilka ostatnich lat, w tak zwanym międzyczasie.


[Hiiiiiiitohiiiiii hiiiiiiitoooooojoniiiii kiiiiiiiłaaaaaaaaaaaaaaa mogiłaaaaaaaaaaa turamuuuuuu - dziękujemy tokijskiemu chórowi cesarskiemu im. Little Boya i Pikachu za wykonanie "Pieśni Żurawia" na nasze wejście]

Pieśń taszikom to wolność...

Nie wsZyscy poprawnie potrafią wykonać taniec taszikom. Wykonuje się go podczas przesilenia wiosennego, aby uprawy i płodność, były na wysokim poziomie. Przodują w tym szczególnie japończycy, którzy naumieli się stosować podczas tańca taszikom różne akcesoria. Ale tak naprawdę nikt nie wykonuje go dobrze.

Otóz, Vriess i Avalanche nie umieli wprawdzie wykonać tańca taszikom, ale za to całkiem poprawnie wykonali podwójnego axla i połowę volta, zanim wy*ebali mordą w glebę.
- Żesz w dupem ^^- Avalanche podsumował z ziemskiej perspektywy otaczający go krajobraz.
- Co tu się do k*wy nędzy dzieje - rzekł Vriess, patrząc na otaczające go znajome mordy.
- Nie rozumisz? To Stand Alone Complex; złożona świadomość. To był pusty plan, gdzie błąkały się dusze z czyśćca, zamknięte w kręgu własnych grzechów!.. A teraz powiedz, czy Motoko Kusanagi była Władcą Marionetek. A może na odwrót?
- A ty mi powiedz czy Aramaki był małpą?
- Pi*rdolisz głupoty ;3.
- Ty nie gorsze ^^.

W tym momencie chmury zafalowały. Dzień został zastąpiony przez... K*wa, też dzień . Ale zrobiło się jakoś inaczej. Włos stanął dęba, a pojedyncze cząstki atomów, wwiercały się w ciała, niczym ghoul wgryzający się w zdechłego szczura. W chmurach w niebiesiech otworzyła się dziura, a z niej, na latającym dywanie wyleciał osobnik. Tenże on doleciał do Vriessa i Avalanche'a i przystanął mierząc ich szklistym, poważnym wzrokiem.



- Budda mówi: to jest ch*j w porównaniu z Almanakh - wyrzekł.
- Batu-san - pisnął stłumionym głosikiem Avalanche.
- Tak, we własnej osobie - wyrzekł Batou-san - Mianuję was Samurajami Fioletu.
Rzekł był, po czym spalił gumę na dywanie i odleciał.

Vriess spojrzał na osobnika, który wrył się w ziemię kawałek dalej od niego. Tak, to był wielebny Thomas. Należał do Kościoła Atomu i swego czasu służył w Bractwie Stali. Skupywał tam tylko nieparzyste kwartalniki "Poradnika Wędkarza".
Avalanche wyłowił spojrzenie kompana i jako, że podzielał jego zdanie na temat zmniejszania ilości bohaterów w poszczególnych side-questach, zbliżył się do Thomasa.
- Thomas... - zaszeptał mu do ucha.
- Thomas... - powtórzył, nie widząc efektu poprzedniego zagajenia.
Przez chwilę kontemplował efekt motyla zachodzący na horyzoncie.
- Thomas - zagadał po raz trzeci - A, ch*j ci w d*pę nygusie ...
Tak rozwiązawszy spór współistnienia i ustaliwszy hierarchię w grupie poświęcił się kontemplacji pozostałych gapiących się na nich poczwar.

Kto to widział kota z gębą człowieka, mającego kształty 90x90x90?!
Z czym Ty się, Mistress wozisz?
Vriess pstryknął paluchami i z nowo-otwartego portalu wyskoczyło dwóch rednecków, przy czym jeden (Avalanche był tego pewien) był reinkarnacją Łajki. Poznał to po charakterystycznym ghoście.
- No job twoju mat' mamy go wreszcie!
- Szto?!
- CIUPAKABRAS!
- A czy ktoś widział kota z mordą człowieka? Zaraz wyssie krew z owczych serc! Łapaj go!

- Dosyć tego - warknął Avalanche - Wyjmujemy pierścienie mocy! Trzeba poradzić się Mistrza Gry!
Vriess wyciągnął swój pierścień i założył go na palec. Klejnot zajarzył się niezwykłym blaskiem.
- ELFY!! - krzyknął Vriess, przyzywając moc elfickiego żywiołu.
- ŻÓŁWIE!! - krzyknął Avalanche.
- SZLEJERS!! - krzyknął wyłaniając się na dywanie zza chmur Batou-san
- CHUJ*WE SESJE - krzyknął chomik Bartłomiej, który pojawił się tutaj z d*py ;3 wzięty.
- Z połączenia tych czterech magicznych żywiołów - rzekł był narrator, którym był nadal Janusz Gajos - powstaje Mistrz Gry Almena!

- Nigdy nie jeżdżę po alkoholu i nie kupuję plastikowych torebek w Realu - rzekła MG i znikła.

- Ożesz w dupem , co za rada - rzekł Vriess.
- Pozostało nam j*bać księżniczki i zabijać smoki - podsumował Avalanche.
- Nic nie jest stracone - odezwał się z chmur Batou-san - Pamiętajcie, Samurajowie Fioletu. Aby uwolnić się ze Stand Alone Complex (czyt. TJT), musicie odnaleźć Serce Taszikom...
- Nie no, ku*wa , Batou-san, to byłby dobry quest na nową sesję... Na Takich Jak Oni - zasępił się Vriess.
- Ok, to zaśpiewajcie po prostu Pieśń Taszikom i idźcie lulu, bo już późno (faktycznie szwajcarski rolex na ręce Batou-san'a wskazywał 2:54 IjEm wg. czasu bagdadzkiego).

Cóż było robić. Chwycili się za rączki i zaczęli śpiewać, a Batou-San przyglądał się im z chmur zasiadając na kolanach Odyna, Króla Piorunów i bitej śmietany.

[media]http://youtube.com/watch?v=-6PtbI50t_A[/media]

//////////////////////

Wyteleportowało Vriessa i Avalanche'a do realnego świata tak prędko, jak pojawili się w świecie Stand Alone Complex.
- Ożesz w dupem - rzekł Avalanche, który stał się już Extremalem - Dopiero co miałem hodowlę murzynów.
- Duchy zaklęte w Stand Alone Complex, oraz jej wiśniach, nie raz jeszcze mogą wstać do walki...
- Kur*a , przynieść ci płytkę z filmem...
- Almena zduplikowała swoją świadomość w poszczególne konta, podtrzymując sesję...
Extremal poprawił sobie poduszkę pod tyłkiem, kontemplując złożoność natury człowieczej i porównując swoje spostrzeżenia z nauką darwinizmu i kreacjonizmu oraz scjentologii i kilku pedałów z Grecji, po czym rzekł:
- A ja na to jak na lato.



Czy gdzieś pisaliśmy, że nasz ostatni post będzie na poważnie ?
 
__________________
Jednogłośną decyzją prof. biskupa Fiodora Aleksandrowicza Jelcyna, dyrektora Instytutu Badań Nad Czarami i Magią w Sankt Petersburgu nie stwierdzono w naszych sesjach błędów logicznych.
"Dwóch pancernych i Kotecek"

Ostatnio edytowane przez Extremal : 10-11-2008 o 03:44.
Extremal jest offline  
Stary 10-11-2008, 12:48   #403
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację


- C-co...?
Kejsi nie mogła uwierzyć. T-to nieprawda...! ^^

Chodź ze mną.
Nie mogę. Wiesz, że to złe, złe, złe!
O czym ty mówisz? Złe? A co jest dobre? To, że się rozstaniemy!?
N-nie rozstaniemy się Kissi!
Świetnie! Czyli wyruszamy jutro!
Nie słuchasz mnie!!! Chcę... chcę żebyś został!
Dlaczego zawsze ja muszę rezygnować ze swoich marzeń dla ciebie!?
K-kissi...!
Zawsze to samo, zawsze łzy, zawsze ja jestem tym który musi ulec! Dlaczego, Kejsi!? Dlaczego mi to robisz!?
Kissi ale ja...!
Zasłaniasz się tym sowim Światłem, a tak po prostu jesteś samolubna! Samolubna ot co!
Kiss....!
I kłamiesz, że mnie kochasz!!! Skoro mnie kochasz zrób to dla mnie, chodź ze mną! Robię to dla nas obojga! Dla nas, Kejsi!

- T-to nieprawda...!
Poczuła nagle silny ból w piersiach. Przytknęła łapki do brzucha, jakby tamowała krew wypływającą z rany.
- T-to nie...! On nie...! Ś-światło...!

Mistress była bezlitosna. Oczywiście, Kejsi wiedziała o tym od zawsze. Mistress była Chaosem, mgłami chaosu, darkness deeper then the deepest night. I jak każdy demon ukrywała doskonale swoją prawdziwą naturę. Tak jak Verion, jak Valgaav, jak Astaroth. Taki był Chaos.
Ponieważ Światło i Chaos od wieków egzystowały obok siebie w Wielkich Wojnach, teraz kiedy Mistress zaproponowała pokój, Wojownicy światła do reszty zgłupieli, zgłupieli, zgłupieli!

Kejsi nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Z jednej strony Mistress miała dużo litości dla nich wszystkich. Ocaliła ich, utrzymywała przy życiu, pozwoliła im stać się Takimi Jak Teraz. Ale czy to nie była ironia?
Z drugiej strony, Światło... Światło też daje nam życie, a potem je odbiera, odbiera, odbiera! To zaszczyt umrzeć dla Światła!
Dla wspólnej idei, stworzenia Piątego Wymiaru...?

Mistress nie była zła. Mistress była Chaosem.

Każde kolejne jej słowo było tylko gorsze. Kissi.... Astaroth... Zostali postawieni przed okrutnym wyborem!

Ku jej zdumieniu Astarothowi było wesoło w takiej chwili. Zrozumiała, że on był na to wszystko gotów. Konsekwentnie bronił Wiatru Lodu i Żywego Ognia. Po właśnie, po to, po to! Żeby teraz mieć się czym bronić! Żebyśmy zasłużyli na swoje odkupienie!

- Wszyscy musimy dokonać wyboru. Jeżeli mnie zabijecie otrzymacie szansę na powtórne życie. Niewielu ma szansę otrzymać taki dar...
Kejsi chciała coś powiedzieć ale powstrzymała się.
- Jeśli chcecie ze mną walczyć to proponuję to zrobić jak na cywilizowane istoty przystało. Ci, którzy pragną walki niech stawią się za cztery dni w miejscu, gdzie spotkaliśmy się na tej wyspie po raz pierwszy. Tam, gdzie się to zaczęło niech się i skończy.
Znów, ale nic nie powiedziała.
- Kejsi...
- Uh?! – przestraszyła się.
- Obiecałem, że oddam Ci wiatr lodu, gdy tylko nie będzie mi już konieczny. Proszę, oto on - teleportował się do Kejsi oddając jej pierścień

W osłupieniu spojrzała na pierścionek w swoim łapkach.
- Astaroth...
Kiedy chciał odejść, chwyciła go za czarny płaszcz.
- Nie rozumiesz!!! – spojrzała mu w fioletowe ślepia. – Jeśli Wiatr Lodu jest teraz komuś potrzebny... to tobie, tobie, tobie!

Mew ichigo image by Tea_Gardner_2008 on Photobucket

Wcisnęła mu pierścień z powrotem w dłoń.
- Wszyscy jesteśmy Tacy Sami, Astaroth! Przeszliśmy przez to razem, razem, razem! To jakimi jesteśmy zawdzięczamy tylko sobie! To jak się to zakończy także będzie naszym dziełem! Wygrałeś, przeznaczeniem tego pierścienia było trafić w twoje ręce! Jesteśmy Tacy Sami! Równi wobec życia, równi wobec śmierci! Nie musisz oszukiwać! Nie chcę tego!!! Zatrzymaj go. Taka była wola Światła, abym przegrała, abyś go zatrzymał. Weź go – stanowczo będzie odmawiać przyjęcia Wiatru Lodu.

Spojrzała na Almanakh i Mistress. Na resztę.
- Ja... uhhh ja...!?
Miała nadzieję ze decyzja przyjdzie jej łatwo, ale tak nie było!
- Zniszczyć wszystkie świątynie w ciągu pięciu dni!? Ale...!?

Nie wierzyła w to wszystko. Jedno było pewne, jedno, jedno!
- Ona nie żartuje! – jęknęła. – Mistress nie żartuje!!! Ona to naprawdę zrobi, Piąty Wymiar! Co teraz, co teraz!? S-skąd mamy pewność, że Shabranido i ci z Wymiaru Pustki i Czwartego Wymiaru rzeczywiście przystali na to co mówisz!? Że rzeczywiście zrobią boki tej Płaszczyzny!? Nie... ona nie blefuje! Oj oj ojjjj!!!
- Jeśli otwarta zostanie tylko jedna Brama, niczym to nie grozi – odparła Mistress. – Ale dwie Bramy dokładnie w tym samym czasie zachwieją równowagę.
- Nie powstrzymamy ani Ciebie, ani Shabranido, ani... a kto otwiera Bramę w Wymiarze Pustki!?

Spojrzała na drużynę.
- Jeśli... jeśli Almanakh... mogę iść z nią... niszczyć te świątynie!... Szybko, szybko, szybko! Zdecydujmy co robimy!!!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 11-11-2008, 21:42   #404
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Drow zmierzył nieprzejednanym wzrokiem Almenę, która przywołała ich wszystkich przed swoje oblicze. Nie zabrakło tu również Almanakh, bardziej minorytki, stojącej teraz w cieniu Mistress, która do nich przemawiała. Istota chaosu, którą Ray’gi poprzysiągł kiedyś zniszczyć stała przed nimi i dyktowała im warunki. Z punktu widzenia ekstremisty byłoby to oczywiście nie do przyjęcia. Ray’gi natomiast uśmiechnął się i pozwolił wsłuchać się w mowę Almeny, jednocześnie rozglądając się po zebranych.

- W wybranych czterech punktach czterech wymiarów w tym samym czasie otworzymy cztery Bramy. Każda Brama będzie łączyć dwa sąsiednie Wymiary. Tunele czasoprzestrzeni staną się bokami płaszczyzny, którą utworzymy wewnątrz.

Mistress rozprawiała o swoich planach. Mówiła o zniszczeniu świątyń innych religii w Wymiarze Chaosu. Coś w nim drgnęło. Cokolwiek on planował, przecież jego celem, jego misją była ekspansja mrocznych elfów właśnie ku chwale Lolth. Teraz nie mógł podpierać się już zapleczem. Mógł liczyć tylko na siebie. W rzeczywistości, zawsze liczył tylko na siebie. To zawsze było jedyne, autentyczne wyjście.

W pewnej chwili Mistress powiedziała coś, czego Ray’gi się obawiał i co zamierzał usłyszeć. Spuścił wzrok, a potem podniósł go, aby spojrzeć w oczy Mistress. Był martwy. Przeczuwał to. Sądził jedynie, że zginął podczas starcia z elfami Almanakh. Smokami. Wtedy kiedy Kejsi straciła swe życie. Poświęciła swoje życie w obronie, kogoś, kto w gruncie rzeczy, jest nie lepszy niż Astaroth, niż Fiolet, którego ona tak nienawidzi…? Spojrzał na Kejsi, która zaaferowana krzyknęła:

- Jeśli... jeśli Almanakh... mogę iść z nią... niszczyć te świątynie!... Szybko, szybko, szybko! Zdecydujmy co robimy!!!

Ray’gi uspokoił ją gestem dłoni i przyklęknął przy niej. Odgarnął kosmyk białych włosów, spadający mu niesfornie na twarz, po czym spojrzał głęboko w różowe oczy Kejsi.

- Kejsi, cokolwiek by się stało, jakkolwiek masz zamiar mnie zapamiętać, muszę Ci podziękować. – zmrużył lekko oczy, uśmiechając się do niej – Dziękuję Ci, że poświęciłaś swoje życie, tak naprawdę, tylko po to, żeby ratować martwego. To całkiem miłe. I cokolwiek by się stało, pamiętaj, jesteś Wojowniczką Światła, ciąży na tobie pewne brzemię.

Ray’gi wstał i zaczął zbliżać się do Mistress, krokiem zahaczającym o nonszalancję. Zdjął kapelusz i przewrotnie na nią spojrzał. Stanął w połowie odległości pomiędzy nią, a drużyną i zaczął mówić melodyjnym głosem:

- Czyżbyś Mistress kształtowała nową rzeczywistość ? Rzeczywistość, której nie można zmierzyć, ani oznaczyć… Nie można zdefiniować…? Wyrwaną z pod kontroli, a może taką, którą potrafisz kontrolować tylko ty…? Której nawet ty nie może przyspieszyć, ani spowolnić, czy taką, w której każda istota oddycha za twoim pozwoleniem…? Rzeczywistość chaosu…? Ależ wymiar chaosu już istnieje, właśnie twoi wyznawcy niszczą wszystko, co było w nim najlepsze. Natura Fioletu, jak zauważyłem ma kilka cech specyficznych, które nie pozwalały utrzymać po prostu statusu quo, moja droga - po pierwsze Fiolet, rodzi Fiolet. Jest to nieustannie rozrastająca się manifestacja zła niezdefiniowanego, nieokreślonego, albowiem ów manifestacja jest po prostu obrazem wewnętrznej zgnilizny, przeżerającej serca zbyt wielu. Oto dlaczego każdy posterunek zajęty przez dobro, bądź tzw. „Światło”, będzie ostatecznie stracony. A więc czy nie ma już płomyka nadziei, dla cywilizacji tego, szeroko rozumianego Światła…? On jest, on jeszcze istnieje, nawet w chwili, w której trzymasz nasze dusze, nasze życia. Tym płomykiem jest Barbak, jest nim również Kejsi. Tak, Wojownicy Światła. Dochodzę w ten cudowny sposób to twierdzenia, że ja, bądź oni zsunęliśmy się po osi rywalizacji aż do porozumienia. Cóż za nieszczęśliwe istoty… Jak silną trzeba mieć psychikę, aby rzucić rękawicę Fioletowi, by rzucić rękawicę tobie Almeno oraz twojemu fagasowi…? – tutaj wymownie kiwnął głową w stronę Astarotha - Zabijesz jednego wyznawcę chaosu, bądź demona. Ale ból nie zniknie, złowrogi cierń chaosu nadal będzie tkwił w zdrowym ciele wszechświata. Wyruszysz więc w noc szukać następnego szaleńca, a potem kolejnych… Tak powinno wyglądać życie prawdziwego Wojownika Światła… Najgorsze jest to, że pewnego okropnego dnia Kejsi, bądź Barbak stwierdzą, że żyją tylko z obowiązku, wiecznego obowiązku, który nakłada na nich Biel. Trwania w walce z Fioletem. Czy zawiedli ? Czy zawiodą…? – wzruszył ramionami i uśmiechnął się drwiąco – Nie wiem. Nie mam pojęcia, ale wiem, że, nawet ja, który zabiłem wroga, sprzymierzeńców, mój lud, który miałem chronić, któremu miałem służyć, w końcu… cha, cha… zabiłem sam siebie, niepoprawny w każdym calu pasjonat wojen… Jestem jednym z nich. To jest to czego Fiolet nigdy nie zrozumie… To, że wszystkie stworzenia składają się na wysoce zorganizowaną materię, rządzoną przez prawa natury. Celem wszystkich nas, żyjących istot, jest walka z Chaosem. Walka i tak w ostateczności skazana na przegraną. – Ray’gi przewrócił oczami i zerknął z uśmiechem na Astarotha – Dlatego ja stanę na straconym posterunku razem z Wojownikami Światła, by demonie, jak stworzyła nas natura… Odbyć ostateczne starcie…
 
__________________
Młot na czarownice.

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 11-11-2008 o 21:46.
Mijikai jest offline  
Stary 11-11-2008, 22:19   #405
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
X wtrąc

- Ray`gi... Kult Lolth nie zginie, jeśli o to się martwisz. Boga nie zabija brak świątyń ku jego czci, a brak wiary. Nie zamierzamy niszczyć religii ani wyznawców. To bezcelowe. Ograniczamy się do niszczenia materialnych przeszkód, budynków, które kiedyś będzie można zapewne odbudować.
Ray’gi wstał i zaczął zbliżać się do Mistress, krokiem zahaczającym o nonszalancję. Zdjął kapelusz i przewrotnie na nią spojrzał.
Mistress uśmiechnęła się słabo. Ze współczuciem wręcz. Nie ze złośliwym współczuciem, ale z bardzo prawdziwym współczuciem.
- Wiem. Wyglądam jak ktoś kto odbierze wam wszystko. Życie. Sens egzystencji. Ale to wy sami wybraliście drogę którą kroczyliście. Wy sami doszliście tam, gdzie spotkaliście śmierć. Ja jedynie utrzymałam wasze dusze wśród żywych. Nie miałam do tego prawa, wiem. Ale Chaos nie jest sprawiedliwy. Nic nie jest sprawiedliwe.
- O, Ray`gi. A mogłeś zasiadać u mego boku, jako Lord Demonów. Nieśmiertelny. Bezpieczny. Wiesz, co pchnęło cię ku odrzuceniu tej propozycji? Właściwie... cieszę się, że to zrobiłeś. Że udowodniłeś mi na co sta śmiertelników. Że istnieją Tacy Jak Ty.
- Rzeczywistość, której nie można zmierzyć, ani oznaczyć… Wyrwaną z pod kontroli, a może taką, którą potrafisz kontrolować tylko ty…?
- Nie, Ray`gi. Rzeczywistość, którą będziemy kontrolować my wszyscy. Almanakh, ja, Reznor [aa więc tak ma na imię Obrońca Czwartego Wymiaru!], i ten kto przejmie Wymiar Pustki po Izoethehu. I wy, poprzez swoje decyzje, jakie podejmiecie przebywając w Piątym Planie. Ray`gi. Dziecko w łonie matki żyje w świecie, który jest jego matką. Gdyby dziecku w łonie matki ktoś opowiedział o świecie materialnym... O drzewach, ptakach, słońcu, wietrze, o rzekach, o niezliczonych zwierzętach, o ludziach, elfach, dwarfach, orkach, chimerach, demonach i aniołach, o ich kulturze, ich historii... jak myślisz, czy dziecko uwierzyłoby, że takie miejsce istnieje? A kiedy przychodzi moment narodzin, dziecko jest przerażone, myśli, że to koniec, koniec jego świata, że... umiera. Boi się zmian. Nie wierzy – szepnęła Mistress, ze swoistym żalem.
- Rzeczywistość chaosu…? Ależ wymiar chaosu już istnieje, właśnie twoi wyznawcy niszczą wszystko, co było w nim najlepsze.
- Owszem. Istnieje. Ray`gi. Nie rozumiesz. Nie wierzysz. Chaos, Biel, Pustka, Pasma. Wszystko to połączymy. Dla was. Dla Takich Jak Wy. Dla niewierzących. Aby uwierzyli. Aby zobaczyli, dotknęli, przekonali się, że takie miejsce może zaistnieć. Chcemy was uwolnić, siebie również. Uwolnić z kręgu Wielkich Wojen, z okowów stereotypów. Wymiar Chaosu nigdy się nie zmieni. Wymiar Bieli także. Ale Piąty Wymiar, on będzie zawsze inny. Zawsze taki, jakim dana istota będzie go postrzegać. O jest wykonalne, Ray`gi. Nie... bój... się... narodzin...
- po pierwsze Fiolet, rodzi Fiolet.
- Dlatego tu jestem. W Wymiarze Bieli. Przy Almanakh. Od wieków wiadomo że Chaos i Biel, połączone, emanują niewyobrażalną moc. Kiedy dodamy do tego moc Pustki i Pasm, stworzenie Piątego Wymiaru będzie wykonalne.
- To jest to czego Fiolet nigdy nie zrozumie… To, że wszystkie stworzenia składają się na wysoce zorganizowaną materię, rządzoną przez prawa natury. Celem wszystkich nas, żyjących istot, jest walka z Chaosem.
- Tutaj – uśmiechnęła się Mistress. – Tam, w Piątym Wymiarze, nie zdołacie skrzywdzić Chaosu. Ani Chaos nie skrzywdzi was. Uwierz, Ray`gi. Chaos nie jest Złem. Chaos bywa Dobry, dlatego zwie się Chaosem.
- Walka i tak w ostateczności skazana na przegraną
- Dokładnie. Cykl Wielkich Wojen. Tak bardzo boicie się zmian, że chcecie w nim tkwić na wieki?
- Dlatego ja stanę na straconym posterunku razem z Wojownikami Światła, by demonie, jak stworzyła nas natura… Odbyć ostateczne starcie…
- Masz do tego prawo, Ray`gi. Nie będę cię powstrzymywać. Wiedz aczkolwiek, że się cieszę. Cieszę się, ze miałeś tyle odwagi. Ty, który szedłeś przed siebie zaślepiony czymś, czego zapewne nigdy nie pojmę... ale zawsze bezinteresowny. Odrzucający władzę i moc. Nie zdolny ich przyjąć ze względu na własne sumienie. To piękne, Ray`gi – uśmiechnęła się czule wręcz.

X
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 12-11-2008, 15:54   #406
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
No i się znów teleportowali, tym razem do miasta miłośników drzew. Avadriel zakrakał wznosząc się wyżej i przesyłając obrazy Levinowi. Trupy, dużo trupów i wilki chaosu dużo wilków chaosu. A w środku oni, mało ich. No, nie można zapomnieć o Flafim, który wybiegł z lasu i chce się pobawić w obiadek. Levin poszukał jakiejś kryjówki. Standardowa, znaczy się za plecami orka nie wchodziła w grę, jego nowy właściciel miał skłonności samobójcze. Następną dobrą kryjówką wydawał się smok, no cóż Barbak poczuł wielką chęć kopania. Z braku kryjówki stanął po prostu w miejscu gotów do ucieczki lub walki (z nastawieniem na to pierwsze). Na całe szczęście nie musiał używać nowej brzytwy. Oczami Avadriela obserwował walkę. Drużyna poradziła sobie całkiem nieźle po za sypiącą brokatem Kejsi (jak można tak się ubrać? dobrze, że kruki nie widzą kolorów).
Potem pojawiła się Almena i Almankh. Mówiły długo i skomplikowanie. Druid starał się zrozumieć, ba zrozumiał nawet. Po tym wszystkim każdy zabrał głos. Astaroth go pozytywnie zaskoczył oddając im artefakty. Natomiast Kejsi go zaskoczyła nieprzyjemnie. Pokręcił w milczeniu głową. Gdy Czarna Zorza skończyła odpowiadać dla Ray'giego on zabrał głos.
-Chcecie stworzyć utopie? Nie rozumiecie jednego, utopia może powstać tylko wtedy gdy nie będziecie się mieszać w sprawy ludzkie. Ale nie mi Was pouczać. Jak rozumiem to, że poniosłem śmierć w Waszych gierkach nie jest dostateczną motywacja do utrzymywania mojej egzystencji? Mam zabić demona? Astaroth nigdy nie przysięgałem Ci przyjaźni dlatego...
W tym momencie podszedł do drowa i położył mu rękę na ramieniu. Wbrew pozorom nie był to gest przyjaźni, dzięki dotykowi łatwiej mu było przekazać myśli dla innego humanoida.
"Ona nie będzie pamiętać, ja tak."
-Dlatego stanę za cztery drzwi u boku drowa na przeciwko Ciebie. Nie powiem niech się dzieje wola bogów bo z ich woli tylko zginąłem. Niech się dzieje wola Losu.
Puścił ramię Ray'giego i kontynuował.
-W sprawie burzenia świątyń szczerze mówiąc trochę się pogubiłem. Dlatego też niezależnie od decyzji Barbaka popieram go. On, Kejsi i Funghrim jako jedyni nie próbowali mnie wystrychnąć na dudka.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 12-11-2008, 16:34   #407
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Padł na kolana. Zapłakał. Płakał tak bardzo, jak chyba jeszcze nigdy. Jak małe dziecko, obudzone w środku nocy. Jak ktoś kto właśnie zrozumiał że jego życie nie ma najmniejszego sensu. Życie? Dobre sobie. Czym teraz był? Czym? Znaczna część jego życia okazała się być jedynie iluzją. A kto był temu winien? Ci z którymi walczył od zarania dziejów. Mimo że z nimi walczył sam był w utrzymywany przy życiu właśnie przez nich. Był narzędziem, malutkim trybikiem w wielkiej fioletowej maszynie. A to wszystko w imię czego? W imię utopi do której sam dążył. Czegoś co zdawało się być pięknym snem. Zdawało się być czymś dla czego warto było zginąć dla czego warto było zaryzykować nawet pakt z demonem. Tak mu się przynajmniej jeszcze niedawno zdawało. Och! Jakże się mylił!

- PALADINE!!! Zwierzęcy niemal wrzask wyrwał się z zielonego gardła. Dlaczego?

Czy płakał nad własną śmiercią? A czymże ona była. On sam był jedynie tępym kawałkiem zielonego mięsa. Kimś kto ewolucyjnie stał na tym samym poziomie co koralowce albo algi morskie. Powinien wraz z zakończeniem działań w Ditrojd zginąć. Winien przenieść się do zastępów niebieskich, winien pić teraz na umór w halach Moradine’a, winien wieczność poświęcić na dysputy ze swym teologicznym mentorem, winien w końcu być zeżarty przez robaki, tak jak każe tradycja. A kimże był teraz? Duszą sponiewieraną przez energię fioletu. Kimś kto mienił się być Wojownikiem Światła, kimś kto był z tego dumny, kimś kto mienił się być Takim jak Astaroth... a był jedynie głupcem. Tępym orkiem, któremu właśnie pokazano gdzie jego miejsce.

Powrócił do własnego Ciała, o ile faktycznie było to jego ciało. Wokoło znajdowali się jego przyjaciele i Ci którzy do niedawna podawali się za nich, ci których uważał za wrogów, a którzy byli jednak przyjaciółmi. Almena dawała im możliwość wyboru, czy też może dawała iluzję wyboru.
- A powiedz mi... Rzekł przełykając własne łzy do Almeny. [i] Jaka jest różnica w tym co zrobię? Jeśli stanę naprzeciwko Ciebie, naprzeciwko Ast’a przegram. Jeśli nie stanę też przegram. Słowem tak czy inaczej przegrywam, czy może raczej przegrałem już dawno. Dziwię się jedynie dlaczego Ci, których uważałem za największych Wojowników Światła, nie zakończyli mojego życia wcześniej. Winni to zrobić widząc szerzej. Winni mnie zgładzić zanim zrobiłem to wszystko, zanim wyrządziłem tak wiele złego w imię tak szczytnych celów.
– Almanakh!? Palladine?! Valgaavie!? Khemetro?! Czy tak chciało światło? Być narzędziem w jej rękach? Rozumiem już te smutne spojrzenia pod moim adresem.
- Wiem. Wyglądam jak ktoś kto odbierze wam wszystko.
Almena próbowała pokrętnie udowadniać swoje racje.
– Odbierze? Już to zrobiłaś!
- Ja jedynie utrzymałam wasze dusze wśród żywych!
- Jakim prawem?
- Nie miałam do tego prawa, wiem.
- I co z tego? Jednak to zrobiłaś! Stworzyłaś iluzję. Mistrzowską iluzję, bowiem iluzją tą jest cały otaczający nas świat. I co uważasz, że pomogę Ci stworzyć kolejną iluzję?


- Wszyscy musimy dokonać wyboru.... Odezwał się ten, który był po części sprawcą wszystkiego. Ork powoli przeniósł wzrok na demona. Zielone oczy były przeszklone.
– Pamiętasz co Ci obiecałem? Gardzę Tobą. Gardzę Tobie podobnymi. Nie jesteś wart nawet splunięcia i nie zasługujesz na spotkanie na ubitej ziemi. Jednak się z Tobą spotkam. Wiesz dlaczego? Bowiem gardzę również samym sobą. A to stawia nas na równi. Powoduje że dalej, mimo wszystko jesteśmy tacy sami. Ja już i tak przegrałem, jest mi wszystko jedno w jaki sposób to się skończy. Ale w jednym przyznam racje i Levin’owi i Drow’owi, ten świat nie zazna spokoju tak długo, jak długo tacy jak Ty i ja będą po nim chodzić. Postaram się zatem zmienić przynajmniej to!
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 13-11-2008, 11:05   #408
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Wrócił do Siebie. W końcu znów był tym samym brodaczem co wcześniej. Nawet podobnie pachniał... Sprawdził co przy sobie ma. Po chwili odebrał od Orka klejnoty oraz Topór.

- Powiedz że chcesz chodzić z Wahadłem, Morgensternem oraz Toporem?
- No ba. Nigdy nie wiem kiedy to się może przydać. Poza tym może znajdziemy jakiegoś handlarza? Koniec świata końcem świata ale kilka dodatkowych złotych monet nikogo nie
zabiło!


Fungrihmm całe zamieszanie jakie spowodowała Almena oraz Almanach przyjął na chłodno. W końcu przecież nie istniał. On doskonale pamiętał że jego zbrodnia z wielkiej biblioteki Thanów pod Black Mountain nigdy go nie opuści. To że stracił duszę i przez długi czas służył demonom nie mogło zostać bez wpływu na jego psyche. W końcu został Zabójcą po to by uciec od jego win.
Teraz zaś szykowało się wielkie Ka-Boom. I on musiał tam być!

To jak reagują pozostali było ciekawe. Oczywiście dla tych którzy bawią się w podobne rzeczy. Fungrihmm z natury był uosobieniem Krasnoluda. Przyjmował świat i innych takimi jakie one były. Czasami tylko nieznacznie go kształtował wg zasady „TO ICH PROBLEM”.
Teraz nie miał zamiaru robić niczego na pokaz czy dla którejś z pseudo-bogiń.

-EEEE, może i jestem stary i w ogóle nie kumaty ale czy możecie mi powtórzyć?
Dwarf poprawił spodnie a potem się podrapał po głowie. Jego tatuaże non stop były przykryte łupieżem i włosami. Klątwa z burdelu cały czas się go trzymała. On sam cieszył się że to nie było zatwardzenie bo z tym jest zawsze trudniej....

-Plan jest taki że stworzycie sobie nowy świat. Coś jak Eden, Raj, Walhalla. Oczywiście tylko dla wybranych. I to tych, którzy aktywnie staną po WASZEJ stronie. Ten twór, plan czy sfera będzie magicznie cudowna(a jakże) i co najważniejsze tam będziecie całkowicie nieśmiertelni. Ale wrócić w każdym momencie tu też będzie mogli???

Soczysta flegma powędrowała pod nogi A&A.
-Tia wiem że jestem nędznym tworem i że mnie utrzymujecie przy życiu i takie tam. Ale mam to w dupie. Żeby nie było. Prawdziwym bogiem jest MORADIN, PALLADINE REORX. A wy jesteście tylko wyższymi demonami. Uważacie że macie pełne prawo do wszystkich światów. Ja widzę że stworzenie nowego „piątego” planu będzie się wiązało z degradację pozostałych. Zniszczyć wszystkie stare świątynie. A potem co zakazać starych bogów spalić karczmy i wprowadzić higienę wśród orków?
-Tiaaa już to widzę. Jak ktokolwiek spróbuje zniszczyć kapliczkę wykonanę przeze mnie na plaży to ubiję jak swołocz. Nie ważne czy to bogini, demon czy Białas. Po prostu, z mostu i z rymem i toporem w ręku. NIE
-Znam jedną stronę tego konfliktu. Tam przy ognisku z kiełbaskami made In hell, JA przyrzekłem Ci ASTH że nie zrobię niczego co będzie sprzeczne z naszą umową. Nie licząc burdelu
-Nie wieże IM w najmniejszym stopniu. Ponieważ oddajesz artefakty rozumiem że już ci nie są potrzebne. Skoro tak to dlatego że masz swój plan jak pokonać JĄ i JĄ. Co my będziemy mieli z tego że staniemy po twojej stronie?
 

Ostatnio edytowane przez Vireless : 13-11-2008 o 16:06. Powód: tagi
Vireless jest offline  
Stary 13-11-2008, 19:40   #409
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Astaroth spojrzał na pierścień oddany mu przez Kejsi. Czy naprawdę wyznawcy bieli nie potrafili zrozumieć, co jest dla nich dobre? Zaabsorbował jednak trochę energii pierścienia, dosłownie odrobinę... mogła mu się jeszcze przydać. Dotknął również żywego ognia, pobierając i z niego odrobinę energii. Następnie przeniósł wzrok z powrotem na Kejsi i odpowiedział

- Przeznaczeniem pierścienia było trafić w moje ręce? Nigdy mi na nim nie zależało. Pierścień nie był i nie będzie mi nigdy do niczego potrzebny. Niedługo odejdę raz na zawsze, nieważne czy w niebyt wysłany waszymi rękami czy do wymiaru pustki pełnić rolę wiecznego strażnika. Sytuacja jest więc wprost przeciwna. To TY jesteś tą, która w tej chwili go potrzebuje. Nie chcesz walczyć... jednak nie odbieraj tej szansy innym, tym którzy pragną. Powinnaś wiedzieć po walce z Rithem jak wygląda moc amuletu. Dodatkowo... nie poddawaj się tak łatwo. To nie będzie chwalebna śmierć w imię światła tylko pustka nieistnienia, ostateczne potępienie. W końcu jeżeli nie odbierzesz mi życia sama staniesz się drobną cząstką demona. Chyba nie chcesz tego, prawda? Dodatkowo jeszcze dwie sprawy przemawiają, żebyś to ty miała pierścień. Pomyśl, czym on jest... Czy chciałabyś, żeby dusza smoka już nigdy nie powróciła do ojczystego wymiaru? Dlatego pierścień powinien pozostać tutaj, w posiadaniu sił światła do których oryginalnie należał. Ostatni z powodów jest dość samolubny... zanim to wszystko się zakończy to chciałbym choć raz w życiu dotrzymać danego słowa

Gdy Ray`gi i Levin zadeklarowali walkę Astaroth skinął im w podziękowaniu głową. Ostateczna konfrontacja najwyraźniej dojdzie do skutku. Do ich sojuszu przyłączył się również Barbak. Pełne goryczy i pogardy słowa orkowego paladyna zasmuciły demona, jednak była to jego sprawa. Najpewniej gardził nim od zawsze, dopiero teraz postanawiając mu to rzucić prosto w twarz. Wszystko to było jednak nieważne... Najdalej za cztery dni wszystko wyjaśni się permanentnie...

Przywołał do siebie Azmaera. Skoro jego czas zbliżał się ku końcowi, to ktoś musiał przejąć jego dzieło.

- Azmaerze... Byłeś mi przyjacielem. Teraz oddaję ci pieczę nad fioletem. Jesteś od tej chwili nowym panem mgieł i mam nadzieję, że będziesz o nie dbał lepiej niż ja to robiłem... Pamiętaj również o wolnej woli, tak jak i ja o niej pamiętałem.

Gdy odpowiedział dwarf Astaroth uśmiechnął się złośliwie. Widać było, że to właśnie on zna go najdłużej... Jeżeli jednak chciał zachować pełną kontrolę nad sytuacją gra musiała się ciągnąć dalej. Po prostu taki już był - kochał zwyciężać

- Oddaję artefakty byście mieli szanse mnie pokonać. Wybacz, ale teraz gram w tej samej drużynie co ONE. Tak samo, jak dawniej grałem w tej samej drużynie co ty

Jego plan powoli się krystalizował. Wolna wola. Nowa, piąta płaszczyzna gdzie nie będą istniały podziały. Czynniki wpływające na brak wolności wyboru i możliwość ich usunięcia. Wszystkie drobny elementy układały się. Rozumiał. Wiedział już na czym polega wolna wola. Wiedział też, jak dać ją ludzkości. Nie potrzebował do tego zbyt wiele wysiłku, większość potrzebnych rzeczy miał przy sobie. Musiał jednak najpierw porozmawiać z Khemetrą. Gdy tylko załatwi swoje sprawy z drużyną przeniesie się do niej. Musiał się śpieszyć, miał tylko cztery dni czasu zanim jego dawni przyjaciele wykonają na nim wyrok
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 13-11-2008, 20:42   #410
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację

- Hmm...
Kejsi krótkim niezadowolonym mruknięciem podsumowała decyzje Astarotha. Przyjęła z powrotem pierścień i założyła go na łapkę.
- Chodź – skinęła zadziornie na Astarotha.
Zdziwił się.
- Chodź, chodź, chodź – skinęła znów. – Tu. Bliżej, bliżej, bliżej.
Kiedy podszedł zaczepiła się delikatnie na jego płaszczu i podciągnęła się tak, by mogła odgarnąć łapką czarne włosy zdziwionego demona i robiąc osłonę dźwiękoszczelną z łapki szepnąć mu coś na ucho.
Odepchnęła go demonstracyjnie od siebie, ale lekko. Z obrażoną miną podbiegła do Alamankh.
- Możemy iść!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172