Pierwszą reakcją pilota na ostrzał było padnięcia na ziemię. Rozpłaszczył się jak mógł na podłożu i sięgnął ręką po okulary przeciwsłoneczne, który spadły mu z nosa przy wykonywaniu tego manewru. Przez głowę przebiegało mu tylko parę myśli, a wśród nich dominowała jedna: "Strzelają do nas". To nie była dla niego normalna sytuacja ... a przynajmniej nie aż tak normalna. Oczywiście podczas wojny znajdował się pod obstrzałem, ale siedział wtedy najczęściej w kabinie wartego paręnaście milionów myśliwca i chociażby dzięki temu czuł się trochę bezpieczniej.
Z drugiej strony wychował się w L.A a Compton było dzielnicą gdzie wiele osób musiało nauczyć się jak radzić sobie podczas strzelaniny. Las jednak nie przypominał w żadnej mierze miasta, a poza tym Alexander ze swoim pistoletem czuł się jak człowiek z nożem na strzelaninie. Wszyscy mieli karabiny szturmowe i walka wcale nie wyglądała fair.
Zaczął się z przesadną ostrożnością przesuwać w stronę Starego i Jacka , którzy jako jedyni pozostali w tym miejscu aby ostrzeliwać przeciwnika.
Kiedy znalazł się przy nich pociągnął swojego brata za rękaw i gdy tylko ten zwrócił na niego uwagę powiedział -Zarzuć tym swoim drugim karabinem - powiedział do niego podnosząc się na kolana. Było małe prawdopodobieństwo żeby tutaj go trafili, a nie miał zamiaru pokazywać, że się boi. Zresztą już dawno nauczył się panować nad strachem, przecież podczas akcji każdy się boi, albo gdy ktoś walczy z 3 MIGami na wysokości parunastu tysięcy metrów ... "Strach jest zdrowy, pomaga przetrwać. Trzeba tylko nad nim panować." powtarzał te słowa jak mantrę w swojej głowie.
Gdy tylko odebrał karabin zaczął mu się przyglądać. Znał ten model, przynajmniej teoretycznie. M4/M203. Miał celownik kolimatorowy, co znacznie ułatwiało AJ pracę. Gdy tak przyglądał się broni zauważył pytający wzrok brata. Szybko odgadł o co może mu chodzić -Jasne, że dam sobie radę. Jasna cholera latałem samolotem za około 30 milionów dolarów. Poradzę sobie z karabinem za kilkaset dolców. W końcu nie jest tak skomplikowany. Poza tym strzelałem kiedyś z takiego ... na strzelnicy ... ale ogólną zasadę znam, tą stroną celują we wroga i to naciskam. Nie ma problemu - złapał mocno broń, teraz czuł się pewniej. Jasne najlepiej czułby się w czymkolwiek latającym. Nawet jakimś małym cywilnym samolocie, ale na ten luksus, nie mógł liczyć dopóki się nie wydostaną z tego piekła. -Dobra to ja może pójdę tam gdzie reszta nie poszła i zacznę do nich strzelać a ty będziesz ich ściągał? - ni to zapytał ni to stwierdził młodszy z Ortegów i ruszył w wybranym przez siebie kierunku. Po chwili dołączył do niego Stary ze swoją bronią -Czekaj, gdzie leziesz sam. W dwójkę mamy większe szanse. Twój brat wie co robić - na początku poruszali się pochyleni, potem musieli paść na kolana i łokcie. W końcu dotarli do pierwszego miejsca, z którego było widać wrogów. Alexander przyjrzał się terenowi i odwrócił do Ukraińca -Ok to zrobimy to jak na filmach ... - po tych słowach uśmiechnął się nerwowo -Mamy tutaj parę kryjówek. Jeden strzela, drugi biegnie do kolejnej i tak się będziemy jakoś poruszać. A Jack będzie zdejmował jakiś, którzy za bardzo się wychylą.- dowódca dezerterów popatrzył na pilota i skinął powoli głową -Może nie jest to najlepsze przedstawienie planu, ale całkiem udane. Tylko strzelaj dobrze, żeby mnie nie trafili- Ortega pokiwał głową na potwierdzenie, odszukał wzrokiem pierwszego wroga, a Stary zaczął szykować się do sprintu. Miał nadzieję, że to się uda. Miał nadzieję, że jego brat snajper pozdejmuje tych natrętów, których mu wystawią. Z resztą będą musieli sobie jakiś radzić ... oddał pierwsze strzały.
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |