Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2008, 17:33   #104
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- No naaareszcie! - krzyk sierżanta wytrącił krasnoluda z drzemki. Zdążył się biedaczysko zmęczyć bezowocnym staniem w szeregu, wśród podobnych mu - skazańców. Spojrzał nieprzyjaźnie na natrętnego ludzia.

Ten, jakby gromy ciskane z oczu brodacza nie zrobiły na nim wrażenia, dyskutował z przybyłymi z transportem czegoś, co na milę śmierdziało oliwą, o dalszym eskortowaniu ładunku.

"Taa, jasne. Przynieś, wynieś, pozamiataj. A może jeszcze za uszkiem jaśnie pana podrapać?" - Detlef, mimo spokoju płynącego z facjaty, zaczynał się w środku irytować. Nie leżało w jego dumnej, brodatej naturze, bieganie na posyłki dla jakiś ludziów.

- Mmhmm - skwitował długo oczekiwany rozkaż wymarszu. W sumie, iść gdziekolwiek, nawet z tymi durnymi beczkami, było lepszym rozwiązaniem, niż kwitnąć tutaj. Jeszcze trochę i zapuści korzenie - na wszelki wypadek zerknął, czy jego ubłoconych buciorów nie oplatają jakieś cholerne korzonki, czy insze listki. Uspokojony, uśmiechnął się. "Będzie dobrze..." - pomyślał. "Może gdzie na tych wozach mają jaki gąsiorek gorzałki, czy bukłaczek z zacnym piwkiem..." - rozmarzył się.

Pokrzepiony nową nadzieją raźno ruszył za kolumną wozów. Miał z tym milczącym ludziem pilnować tyłów. Nawet mu to pasowało. Daleko od uciążliwego dowódcy może będzie mógł wypytać woźniców, czy zerknąć na zawartość wozów. Na pewno woźnice mają schowane pod kozłem to i owo.

"Tylko czemu, do cholery, te wozy takie wysokie robią?" - oburzył się, nie mogąc sięgnąć wzrokiem za burty pojazdów. Po prawdzie, to sięgał głową niewiele powyżej opasanych metalową taśmą, drewnianych kół, na których jechały wozy. I nie pomagało wyciąganie szyi. Nic a nic. Co więcej, od tego wyciągania szyi chciało mu się coraz bardziej pić.

"Na brodę Ringila, sceznąć przyjdzie w tym durnym ludzikowym mieście..." - pomyślał zmartwiony brakiem perspektyw na napitek. W takim nastroju wszystko dla Detlefa było durne. Durne beczki. Durny sierżant. Durni żołdacy. "Oo, i durny elf. Do tego czaru-marus zatracony." - krasnal rzucił nieufne spojrzenie w kierunku idącego obok dowódcy elfa. "Patrzcie, jakie ptaszydło trzyma. Żadne z tego pieczyste, a i na zupę ledwo starczy..." - dla podkreślenia swej niechęci splunął na ziemię i zgrzytnął zębami.

Krasnoludy wolały nie mieć nic wspólnego z magią. Detlef nie był tutaj wyjątkiem. Dla niego, jak i dla większości pobratymców, dobry mag - to martwy mag. Żaden z magów nie może rzucić zaklęcia z konkretnym kawałkiem stali w czaszce. Albo bez kończyny. "Taak, bez ręki jakoś tracą zainteresowanie czarowaniem. Biegają wtedy w kółko i wrzeszczą - Urwał mi rękę! Gdzie moja ręka?!" - Detlef widział takiego w którejś z bitew. Ręka maga nie wytrzymała konfrontacji z pociskiem wystrzelonym z balisty. Całkiem zabawny był, jak biegał między zwałami poległych i szukał urwanej kończyny. Jakoś nie umiał wyczarować sobie nowej ręki. No i szybko się wykrwawił. A szkoda, bo Detlef postawił na niego parę złociszy, że będzie tak latał trochę dłużej. "A tu dupa. Wzioł i se zmarł. Zaraza złośliwa." - skrzywił się na to wspomnienie. "Oni wszyscy tacy wredni. Nie dadzą uczciwemu krasnoludowi zarobić trochę złota."
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline