[Roger to 28-letni mężczyzna o opalonej, pozbawionej zarostu twarzy i nieco niesfornych blond włosach. Jest wysoki i dość dobrze zbudowany. Ma na sobie brązowe spodnie z koźlęcej skóry, wysokie, skórzane buty, skórzaną kurtę i kaftan kolczy. Uzbrojony jest w miecz i kuszę oraz tarczę pozbawioną jakichkolwiek ozdób. Uzupełnienie stroju stanowi plecak i szary płaszcz z kapturem.]
- Ciepło i sucho - te słowa wypowiadam szeptem, z odrobiną zdziwienia, do wchodzących ze mną do karczmy. - Witam - dodaję nieco głośniej, skinieniem głowy witając wszystkich obecnych.
- Piękna pogoda - mówię. W głosie brzmi lekka ironia.
Rozglądam się po izbie, usiłując w niezbyt dobrym świetle świec dostrzec, jacy ludzie zgromadzili się pod dachem. Oraz zorientować się, gdzie, w razie konieczności, można znaleźć zapasowe wyjście...
Ściągam kaptur i przegładzam lekko wilgotne włosy, a potem idę w stronę wolnego stołu.
Na razie nie zamawiam nic, nie chcąc przeszkadzać staruszkowi, który właśnie zabrał się za opowiadanie.
Ściągam za to płaszcz i przewieszam go przez oparcie krzesła. Potem biorę do ręki kuszę i siadam. Sprawdzam, czy nadmiar wilgoci nie wpłynął źle na różne elementy mechanizmu.
"Ciekawe, czym dysponuje kuchnia. Jeśli aprowizacja jest tak kiepska, jak stan miasteczka, to padniemy z głodu."
Słysząc odgłos otwieranych drzwi spoglądam w stronę wejścia.
"Elfy... Kiedyś miałem z takimi do czynienia. W chwili, gdy przestawały zadzierać nosa, stawały się całkiem niezłymi kompanami. Ciekawe, czego tu szukają..."
Nie mam jednak zamiaru wypytywać.
Wstaję i w ślad za Rufusem ruszam w stronę kontuaru. Wzdycham ciężko, gdy pada odpowiedź barmana.
- Niech to... - mówię. - Nikt w okolicy nie dysponuje niczym do jedzenia? - upewniam się. - To jak wy żyjecie? - zadaję retoryczne pytanie.
Po barmanie widać, że mieszkańcy miasteczka faktycznie ledwo żyją.
- Mam nadzieję, że ta woda jest czysta - mówię. - Jeśli tak, to dla mnie pełen kufel... |