Wątek: Bad Company!
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2008, 22:13   #5
Kutak
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
2012, 2 maj, las na granicy białorusko-ukraińskiej,
13:57

Strzały, huki, krzyki. Krajobraz pola bitwy. Jack ze swojego stanowiska widział świetnie każde miejsce w kompleksie bunkrów. Każdy przeciwnik, który wyłonił się zza ścianki czy przez okno budynku był skazany na pocisk z jego karabinu. A przynajmniej miał ogromną szansę na jego otrzymanie. Prosto między oczy. Latynos znał także pozycje każdego ze swych towarzyszy.

Doskonałe wsparcie – zwykł myśleć o sobie w takich chwilach.

Huk wybuchającego granatu skutecznie przyciągnął jego uwagę. Z bunkra, do którego udali się Rumun i Goldstein wydobywał się już tylko czarny dym. Chłopaki się spisały. W środku nie było już nikogo żywego, to pewne. Po chwili wychylający się zza budynku Traian potwierdził przypuszczenia Rangersa. Czysto.

Refleks to podstawa. Zza jednego z murków wyskoczył jakiś obszarpaniec z karabinem w ręku. Co za amatorka – bierze broń, skacze i myśli, że przeżyje? Do jasnej cholery, to nie „Commando”! Krótka kulka z karabinu snajperskiego ukróciła żywot amatora, przy okazji ratując Białego. Z bólem serca, ale jego karabin może się tu jeszcze przydać…

Skinhead był w tym samym czasie zajęty pruciem do środka okrąglaka, czemu towarzyszyły krzyki rannych. Po chwili jego seria umilkła, krzyki zaś przerodziły się jedynie w jęki. Dwie sekundy potem dwa karabiny rozpoczęły rzeź wewnątrz budowli, a krzyki znów powróciły. Jak w pierdolonym piekle. Olivier i Tyskie to profesjonaliści. W bunkrze z pewnością nie został nikt ży…

Ciche szczeknięcie Whiskey’a.

Jack natychmiast spojrzał na psa, w ostatnim momencie, by dojrzeć jednego z tych dupków, który próbował zajść go od tyłu. Nieźle się nastawał, żeby go tu znaleźć… A może po prostu przechodził obok przypadkiem? Nie skradał się jakoś specjalnie, nie szedł w kierunku snajpera

Krótki strzał z leżącego obok stanowiska strzelca pistoletu rozwiązał wszelkie pytania dotyczące celu wędrówki oponenta.

Stary właśnie biegł, razem z AJ, w kierunku ostatniego z bunkrów. Brat niepewnie trzymał broń, to przecież widać, Jack świetnie widział jego brak doświadczenia… Ale nawet on był setki razy lepszy od tych, z którymi mieli okazje walczyć. A co dopiero Stary – skakał, kucał, strzelał, podczas przejścia do jednego z bunkrów chyba z trzy razy uratował tyłek Alexandra. To był ktoś, to był dowódca…

Przez lunetę Ortega widział, jak Ukrainiec wyciąga zza pazuchy butelkę z benzyną, odpala ją i wrzuca do środka, AJ zaś staje z karabinem zaraz obok wyjścia z bunkra. Świetna, prosta taktyka. Prędki rzut, wybuch płomieni, krzyki i…

Zauważył go. Wyłonił się z lasu. Jakiś partacz, totalny burak, w drelichowej kurtce, w starej czapce z daszkiem… Ale z karabinem. Kałaszem, rzecz jasna. Cztery metry od AJ… Szybko wycelował, przycisnął spust, wstrzymał oddech, poprawił broń… A kałasznikow już prawie wystrzelił…

Strzelił. Trafił go prosto między oczy. Idealnie. Alexander obrócił się w kierunku brata, pewnie gestem chcąc mu podziękować za wybawienie, lecz nagle jego mina zrzedła, nagle uśmiech ustąpił miejsca przerażeniu…

Wyłonił się z jednej z budek. Tak, nikt ich jeszcze nie sprawdził, ale przecież to było nieprawdopodobne, żeby ktoś się tam schował. A jednak… A teraz po prostu stał, trzymając pistolet, z którego lufy unosił się dym. Mimo całego chaosu towarzyszącego walce, każdy świetnie widział ten dym. Każdy widział też świetnie dziurę w głowie Starego. Jego oczy, przepełnione w tym momencie rozpaczą. Jego usta, szeroko otwarte, jakby chciał wydobyć z nich krzyk, niemy krzyk. Jego dłoń, prawa dłoń, którą zawsze tak wiele gestykulował, uniesioną w górę, jakby chciał coś im przekazać. Widzieli to wszystko…

A potem jego ciało runęło na ziemię.

***
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DwA_Zg_z-FI[/MEDIA]
Coś się zaczyna, coś się kończy. Kto to powiedział? Zresztą, nieistotne. On czułby to teraz doskonale, oni – zebrani nad dołem, w którym leżało jego martwe ciało, zaczynali to rozumieć. Skończył się pewien rozdział, więc z pewnością zacznie się kolejny. A co będzie jego treścią? I jak się skończy? To już pokaże czas.

Kolejne odgłosy wybuchów sugerowały raczej to gorsze zakończenie. Wszyscy znali ten dźwięk doskonale – niemieckie bombowce zrzucają kolejne tony pocisków wypełnionych po brzegi materiałami wybuchowymi. Amerykańce lubiły się czasem pomylić i walnąć w tym w cywilów albo w bezludną okolicę, ale nie Niemcy. Oni, z tą swoją pieprzoną, szwabską precyzją, zawsze zrzucali bomby w dobre miejsca.

Trzeba było się stąd zbierać. W końcu Ruscy muszą być niedaleko…

Każdy trzymał monety, stanęło na rublach, stary zwyczaj w podobnych kompaniach. Martwy trzymał swoją monetę w ustach, reszta, po kolei podchodząc do grobu, mówiła do trupa ostatnie słowa i rzucała monetę do dołu, najlepiej na pierś denata. Gdy ostatni wrzucił rublówkę, w milczeniu zaczęli zakopywać grób. Niezbyt dokładnie – na tych terenach i tak ktoś go rozkopie w przeciągu kilku dni, szukając jakiegoś grubego Rusa, z pyskiem pełnych złotych zębów, albo przynajmniej ze srebrnymi orderami…

Wojna.

Gdy skończyli swą pracę, przysiedli na leżącym nieopodal pniu, by zastanowić się nad fundamentalnym teraz pytaniem – „Co dalej?”.

***
2012, 2 maj, las na granicy białorusko-ukraińskiej,
20:05


Siedzieli nad jego grobem już od godziny. Ktoś coś tam mruczał, Rumun próbował zanucić jedną z przyśpiewek dowódcy, ale nie wyszło to najlepiej. Potem próbował zaintonować wesołą piosnkę biesiadną o cycach Maryny z Krymu, lecz i to nie spotkało się ze zbyt wielką aprobatą grupy. Wszyscy myśleli nad tym, co dalej ich czeka… I dlaczego to skończyło się właśnie tak?

Kto był winny? Chyba każdy z nich, chociaż wszyscy mieli potencjalnych winnych. Jack, bo to on nie wystrzelił, kiedy powinien. Alexander, to on wyciągnął Starego i nie pomógł mu w tej sytuacji. Biały, bo robił za dużo hałasu. Olivier, bo rzucił ten pieprzony granat. I tak dalej, i tak dalej. Wszyscy chcieli wyrzucić innym to, jak bardzo winni są śmierci Ukraińca, lecz nikt nie miał ochoty na awantury. A przy tych ludziach było to niemożliwe do uniknięcia.

Whiskey znów zaszczekał.

- Nu, zwierz ma rację, trza by się napić było. Na smutno źle niby, ale czemu i nie?Rumun wyciągnął z plecaka cztery flaszki zrabowanego samogonu, na co wszyscy zebrani po kolei sięgnęli do swoich pakunków, wydobywając z nich po kieliszku, szklance, musztardówce bądź słoiku.

Adam polał wszystkim. A potem wzniósł niemy toast.

- Picie piciem, panowie, ale musimy coś z tym zrobić. Co dalej? Gdzie dalej? Do Rowna? – spytał po wypiciu przez wszystkich pierwszej kolejki.

- Nie ma chuja, przecież nie znamy tam żadnego kontaktu. Stary nic nam nie mówił… - mruknął Biały, wyjątkowo spokojnie jak na niego.

- Możemy spróbować. Z tego co udało mi się ustalić, cztery godziny stąd jest droga, a przy niej jakaś wiocha. Tu raczej Rusów mało, więc możemy spróbować. Albo dalej, za drogą iść, na północ czy południe, gdzieś zajdziemy na pewno… - mówił powoli Papież.

Na grillu, czyli ognisku w środku beczki, na której położono znaleziony jakiś czas temu fragment stalowej siatki, dochodziły już steki, następną kolejkę polewał Olivier, stosik wypalonych papierosów zaczynał przypominać dorodne mrowisko. Wszystko jak zwykle, ale poza brakiem Starego rzucała się w oczy jeszcze jedna różnica. Teraz to oni muszą zdecydować…
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline