Wyszli na zewnątrz remizy, a Filonek rozejrzał się i nerwową, drżącą płetwą wyciągnął spod skorupy paczkę czerwonych Marlboro. Zaciągnął się łapczywie, podpalając trzy fajki naraz.
- Ku[rant], jeszcze jedna taka akcja i mi kropki na pancerzu posiwieją - mruknął.
- W dodatku frajer żadnych fantów nie miał - Bartłomiej dłubał sobie kością z Kononowicza w zębach.
- Ale za to sweterek miał ładny - Kotecek chował resztki sweterka do swojej kolorowej torby, na które miał wycerowane kwiatuchy - Zszyję sobie i będzie na biforkę jak złoto, nie to co wy, barbarzyńcy...
- Zamknij się pedale [rowerowy] - splunął w jego kierunku Bartłomiej.
W tym też momencie świat wokół nich zafalował. Tuż przed nimi wyrósł posąg Kopernika, oni sami zaś znaleźli się pośród tłumu ludzi.
- Ku[rza twarz], co to za wieś?! - jęknął Bartłomiej.
-
Czasami wolę być zupełnie sam
Niezdarnie tańczyć na granicy zła
I nawet stoczyć się na samo dno
Czasami wolę to, niż czułość waszych obcych rąk! - spiżowym głosem zaśpiewał nad ich głowami Kopernik odpowiadając na egzestyncjonalne pytanie Chomika; zakręcił globusem, po czym umilkł.
- To ja już wolę żeby nie było niczego - mruknął Filonek.
W złą godzinę to powiedział, ale nie uprzedzajmy faktów.
Przed nimi wyrósł, niczym diabeł z pudełka, osobnik ubrany w białe kimono. Osobnik miał nieogoloną mordę, zmierzwiony włos i tępy wyraz mordy, a czuć było od niego na kilometr czosnkiem i jagodzianką na kościach.
- Jestem Cygan, syn boga piorunów Raidena, Pan Uziemienia i Władca Izolacji!
- Zdecydowanie, ten przebija wszystko - rzekł Filonek mierząc plugawego adresata wzrokiem.
- No i co za bezguście - mlasnął z niesmakiem Kotecek - Ten jego szlafrok wygląda, jakby go psu z tyłka wyciągnął...
- Milczcie śmiertelnicy! - ryknął Cygan - Kur[de]!
Pstryknął brudnym paluchem i Kopernik, wraz otaczającymi go ludźmi zniknął bezpowrotnie. Zamiast tego zapadła ciemność.
Tymczasem Klex złapał za szmaty Skorpiona.
- Ja ci ku[rde] dam Cyganie koniec kariery - ryknął na swego śniadego kompana.
- Ziomek, puść mnie ... - zaskomlał Lech Roch - Ja chcę chodzić po swoim Opolu...
- A mam powiedzieć twoim ziomkom Cyganom, że zamiast kosę, to masz plastikową lalkę Barbie w kieszeni?!
- To nie Barbie, to żeńska figurka Action Man'a - zapłakał największy raper RP.
- Tak se to tłumacz - warknął Klex i obejrzał się za siebie. Wraże nutki jak gdyby odzyskały wigor i znowu ukazały się na horyzoncie.
- Chodu, Cyganie! - wrzasnął profesor, łapiąc za szmaty Lecha Rocha.
W kwaterze głównej Ligi Sprawiedliwych panowała ponura atmosfera. Agent Bolek miał przewiązane bandażem czoło, Leonidas zaś miał całą rękę w temblaku. Akurat u niego nie był to taki problem, w końcu do walki używał głównie nóg. Jednak uszkodzenie szacownej głowy Lecha - Elektryka, pozbawiło Ligę wielu wspaniałych pomysłów, jakie mogły zeń trysnąć.
- Kur[ze jajo] - podsumował całą akcję Klex - To może od razu weźmy emeryturę pomostową dla super-bohaterów i dajmy se spokój z Elektronikiem...
- Zło-dzie-je! Zło-dzie-je! - głęboko zakodowana w podświadomości Lecha żyłka do strajkowania znalazła swoje ujście w spontanicznym okrzyku.
- Bo du[reń] jesteś a nie Wódz - mruknął Pawlak - Z mojej starej lepszy by był...
- Twoja stara to robi kręgi w zbożu! - ryknął Klex i rzucił się z pięściami na biednego rapera. Zamiast jednak spodziewanego łoskotu, usłyszeli ciche plaśnięcie. To z lechowej kieszeni spadła na ziemię książka. Zszokowani faktem, że raper i w dodatku Cygan może czytać książkę, przez chwilę konstatowali ten niezwykły widok.
- Skąd to masz?! - zapytał w końcu Leonidas.
- Ja?.. No, tego... Od fanów, a! Buraku!
- Podpieprzył z rynku, to widać - Klex wziął do ręki księgę - "Jak podbiłem świat. Biblia Wielkiego Elektronika". A to menda.
- No, otwórz, zobaczymy co gnida napisała - zachęcił go spartański król.
- "
I trzeciego dnia Elektronik, gładki jak pupa niemowlęcia
Na szczyty swego geniuszu się uniósł i wzleciał
Ponad niebiosa. Jeźdźców Apokalipsy uwolnił z otchłani
Wkrótce pancerni będą zaje[chani]"
- Ku[rcze pieczone] nic nie rozumiem - jęknął Lech Roch - Co za brak wyczucia rytmu!
- Bendem jeździł z siekierą po kraju i ciął złodziei - podsumował swoje wewnętrzne przeżycia Wałęsa. Reszta superbohaterów przez chwilę patrzyła na niego w osłupieniu.
- Czytaj dalej - rzekł w końcu Leonidas.
- "
Nie doniosą swej księżnej magicznej Sagali
Na żółwi dziób mogą się ciecie walić
I Ligę Sprawiedliwych w upier[niczę] w zarodku
Nie szczędząc do tego swych mocarnych pachołków"
- Niedoczekanie jego - zgrzytnął zębami Leonidas.
Klex zastanawiał się przez chwilę.
- Musimy odnaleźć Pancernych. Elektronik boi się ich bardziej od nas, skoro to na nich wypuścił Jeźdźców Apokalipsy...
- I co nam po nich?
- To oni doprowadzą nas do Sagali. To oni pokonają Elektronika.
Klex przeszedł na drugą stronę stołu taktycznego.
- Leonidasie, weź Lecha i Cygana. Odnajdźcie Pancernych zanim będzie za późno.
- A ty?
- Ja spróbuję powstrzymać Elektronika, tak długo jak mi się uda. Ocalcie ich i zaprowadźcie do Cytadeli.
Skinęli poważnie głowami.
- Co to za miejsce? - Filonek patrzył przez kraty lochu, do którego wsadził ich Cygan, Elektryk Wysokich Napięć.
- To Krzywa Wieża... - jęknął zasuszony człowieczek, który siedział skulony pod ścianą - Dawno temu Pan Nasz, Raiden, siłował się w Toruniu na łapę z Liu Kangiem. Raiden zwyciężył, a Liu Kang tak przypier[niczył] w wieżę, że aż się przekrzywiła.
- Oż w du[ralex] - cmoknął z podziwem Bartłomiej - Nieźle koksu musiał pakować ten cały Raiden. Ciekawe ile w kablu miał.
- W kablu miał więcej niż twoja głowa - powiedział człowieczek.
- Żesz kurrrr... - wpieklił się Barłomiej, łapiąc jegomościa - Odszczekaj to, albo łeb Ci urwę! Nikt nie ma więcej w kablu od Chomika Bartłomieja, zapamiętaj to sobie!
- Zostaw go, Bartuś - mruknął Filonek - Musimy pomyśleć, jak się stąd wydostać. Trup nam w tym nie pomoże.
- Nie masz fantów, więc ci nic nie zrobię - powiedział do człowieczka Bartłomiej - Ale pamiętaj, obserwuję cię!
- Nie wyjdziecie stąd - spod ściany znowu zaśmierdziało defetyzmem - Cygan nie zabił was tylko dlatego, żeby móc z was wyssać całą energię... Jesteście dla niego tym - w brudnej łapie nie wiadomo skąd pojawiła się bateryjka Duracella.
- Dosyć tego - warknął Filonek i jednym ruchem skorupy złamał jegomościowi kark - Nie będzie mi tu się reklamował bez odpowiednich tantiem...
Ciało z łoskotem padło na ziemię. Bartłomiej wyłowił zeń święcący się na złoto nieśmiertelnik.
- A jednak bydle coś uchowało - uśmiechnął się i spróbował zębem - E, gówno, zwykły metal... - rzucił nieśmiertelnikiem o ziemię.
Kawałek blaszki z wygrawerowanym napisem: "Johny Cage", upadł z brzękiem na ziemię.
Klex skradał się między krzaczkami w kierunku Cytadeli. Przed oczami przewijały mu się obrazy całego życia... Czuł, jak gdyby znowu znalazł się w swojej Akademii... Profesor Ambroży Klex, a nie Wojownik Ambroży Klex... Jak zwyczajne i wspaniale ciche wydawało mu się tamto życie, poświęcone sławieniu Allaha. Sielanka, tylko czasem przerwana wybuchem jakiegoś dziecięcego mudżahedina. Teraz jednak był inny czas - inne potrzeby. Klex potrząsnął głową i przyspieszył kroku.
Przed nim wyrosły znienacka dwie postaci.
- Kogo też my tu mamy! - zakrzyknął Agent Żwirek.
- Nasz Pan miał rację. Dureń sam do nas przyszedł - skinął głową Agent Muchomorek.
- PAJCHIWOOOO! - krzyknął Klex i rzucił się na Żwirka, który upadł na ziemię już z ukręconą głową. Lądując, Ambroży poczuł jednak silne uderzenie w swój szlachetny kręgosłup. Kiedy się ocknął, zobaczył wycelowaną w siebie lufę.
- Zapłacisz za Żwirka - z ust Muchomorka ciekła wściekła piana. W tym momencie rozległo się cmoknięcie charakterystyczne dla odkorkowywanej butelki siarkofruta. Z ust Muchomorka pociekła krew, po czym zwalił się on z łoskotem na ziemię.
Jezus wyciągnął ostrze i wytarł o skraj ubrania Żwirka. Potem wyciągnął rękę do Klexa.
- Może potrzebujesz pomocy?
Cygan wyprowadził swych więźniów na dziedziniec.
- Teraz wyssę z was całą energię! - zaśmiał się diabolicznie.
- Nie tak prędko! Zło jeszcze nie zatryumfuje! - krzyknął z progu Leonidas. W następnej chwili leżał już nieprzytomny pod ścianą.
- Tylko Elektryk może pokonać Elektryka - Wałęsa zrobił krok naprzód - To są ostatnie godziny naszych pięciu minut.
- Angard! - warknął Cygan. Z jego palców wystrzeliła wiązka która zderzyła się z podobną, wyczarowaną przez Wałęsę. Pot leciał z prezydenckiego czoła, kiedy z wysiłkiem starał się kontrować energię Cygana.
- Nie wygrasz ze mną starcze - zapluł się Pan Uziemnienia.
- Nieważne i tak bendem prezydentem!
W tym momencie energia Wałęsy załamała się. Moc Elektryka rzuciła nim o przeciwległą ścianę z taką siłą, że aż pospadały na niego dachówki.
- Ha! I kto jest lepszym Elektrykiem?! - zatryumfował Cygan.
- Elektrykiem, może tak. Ale to ja jestem lepszym Cyganem - Lech Roch wyciągnął z kieszeni kosę.
Zaczęli krążyć wokół siebie. Wiedzieli, że pierwszy który wyciągnie przeciwnikowi portfel i wbije kosę w plecy - zwycięży. A gra była nie o byle co; Lech Roch dopiero co odebrał kuroniówkę.
- Nie jesteś Cyganem - warknął Władca Uziemnienia - Tylko się z nimi wychowałeś. Nie jesteś ich godzien! Jesteś pod-cyganem!
- Nieeeee!!! - Lech dał się sprowokować i rzucił się na syna Raidena.
- Mam cię! - Cygan wyciągnął mu z kieszeni portfel. Zaskoczony Lech Roch skamieniał w miejscu. Pan Izolacji wykorzystał ten moment i kocim ruchem wbił mu kosę w plecy. Lech Roch pobladł i upadł mordą w glebę.
- Tak to się robi - mlasnął Elektryk Wysokich Napięć - Ani kropli krwi, a nawet jeśli psy coś zwęszą, to się ich o rasizm oskarży... Wasza kolej! - wskazał na Pancernych.
Zanim jednak przystąpił do gwałtu na stanie energetycznym bohaterów, na dziedzińcu zrobiło się ciemno.
- TY STAĆ - Konan z Ibizy, wszedł mocarnym krokiem do środka - TY DU[reń]!
- Ktoś ty?!
- JA KONAN Z IBIZY. TY ICH ZOSTAWIĆ! - Konan wskazał na Filonka i resztę.
- Chyba kpisz albo poziom cukru ci spadł, bo głupoty gadasz - warknął Cygan.
- WIĘC JA CIĘ WYZYWAĆ NA POJEDYNEK W TRANCE'SIE!
- Przyjmuje wyzwanie! - Cygan rozpostarł ręce. Ukryte w dziedzińcu lasery i kule zaczęły migotać, co tworzyło niesamowitą atmosferę. DJ Paszczak Molestator, przyjaciel Cygana, wjechał ze swoim sprzętem na dziedziniec.
[media]http://youtube.com/watch?v=woppOHJVwAY[/media]
Konan upadł na kolano, przygnieciony potęgą Cygańskich sampli. Powoli wstał, zbierając siły.
- SZAMANIE TIESTO, JA CIĘ PROSIĆ - zaszeptał - TY MI POMÓC...
Kilka tysięcy kilometrów dalej, na wiecznie słonecznej Ibizie, w Świątyni Trance'u Szaman Tiesto usłyszał telepatyczną prośbę Konana. Zamknął oczy i przekazał swemu najlepszemu uczniowi całą swoją taneczną energię. Konan wyjął swoje magiczne pałeczki i stanął prosto.
[media]http://youtube.com/watch?v=_2jdjHAn20E[/media]
Cygan upadł charcząc na ziemię. Z jego uszu leciał dym, a z nosa sypały się iskry. Nie minęła minuta jak została z niego tylko kupka izolacji.
- WY IŚĆ ZE MNĄ - powiedział wycieńczony walką Konan - MY NIE MIEĆ DUŻO CZASU...