Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2008, 18:43   #51
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Wyszli na zewnątrz remizy, a Filonek rozejrzał się i nerwową, drżącą płetwą wyciągnął spod skorupy paczkę czerwonych Marlboro. Zaciągnął się łapczywie, podpalając trzy fajki naraz.
- Ku[rant], jeszcze jedna taka akcja i mi kropki na pancerzu posiwieją - mruknął.
- W dodatku frajer żadnych fantów nie miał - Bartłomiej dłubał sobie kością z Kononowicza w zębach.
- Ale za to sweterek miał ładny - Kotecek chował resztki sweterka do swojej kolorowej torby, na które miał wycerowane kwiatuchy - Zszyję sobie i będzie na biforkę jak złoto, nie to co wy, barbarzyńcy...
- Zamknij się pedale [rowerowy] - splunął w jego kierunku Bartłomiej.
W tym też momencie świat wokół nich zafalował. Tuż przed nimi wyrósł posąg Kopernika, oni sami zaś znaleźli się pośród tłumu ludzi.
- Ku[rza twarz], co to za wieś?! - jęknął Bartłomiej.



- Czasami wolę być zupełnie sam
Niezdarnie tańczyć na granicy zła
I nawet stoczyć się na samo dno
Czasami wolę to, niż czułość waszych obcych rąk!
- spiżowym głosem zaśpiewał nad ich głowami Kopernik odpowiadając na egzestyncjonalne pytanie Chomika; zakręcił globusem, po czym umilkł.
- To ja już wolę żeby nie było niczego - mruknął Filonek.
W złą godzinę to powiedział, ale nie uprzedzajmy faktów.

Przed nimi wyrósł, niczym diabeł z pudełka, osobnik ubrany w białe kimono. Osobnik miał nieogoloną mordę, zmierzwiony włos i tępy wyraz mordy, a czuć było od niego na kilometr czosnkiem i jagodzianką na kościach.
- Jestem Cygan, syn boga piorunów Raidena, Pan Uziemienia i Władca Izolacji!
- Zdecydowanie, ten przebija wszystko - rzekł Filonek mierząc plugawego adresata wzrokiem.
- No i co za bezguście - mlasnął z niesmakiem Kotecek - Ten jego szlafrok wygląda, jakby go psu z tyłka wyciągnął...
- Milczcie śmiertelnicy! - ryknął Cygan - Kur[de]!
Pstryknął brudnym paluchem i Kopernik, wraz otaczającymi go ludźmi zniknął bezpowrotnie. Zamiast tego zapadła ciemność.

Tymczasem Klex złapał za szmaty Skorpiona.
- Ja ci ku[rde] dam Cyganie koniec kariery - ryknął na swego śniadego kompana.
- Ziomek, puść mnie ... - zaskomlał Lech Roch - Ja chcę chodzić po swoim Opolu...
- A mam powiedzieć twoim ziomkom Cyganom, że zamiast kosę, to masz plastikową lalkę Barbie w kieszeni?!
- To nie Barbie, to żeńska figurka Action Man'a - zapłakał największy raper RP.
- Tak se to tłumacz - warknął Klex i obejrzał się za siebie. Wraże nutki jak gdyby odzyskały wigor i znowu ukazały się na horyzoncie.
- Chodu, Cyganie! - wrzasnął profesor, łapiąc za szmaty Lecha Rocha.

W kwaterze głównej Ligi Sprawiedliwych panowała ponura atmosfera. Agent Bolek miał przewiązane bandażem czoło, Leonidas zaś miał całą rękę w temblaku. Akurat u niego nie był to taki problem, w końcu do walki używał głównie nóg. Jednak uszkodzenie szacownej głowy Lecha - Elektryka, pozbawiło Ligę wielu wspaniałych pomysłów, jakie mogły zeń trysnąć.
- Kur[ze jajo] - podsumował całą akcję Klex - To może od razu weźmy emeryturę pomostową dla super-bohaterów i dajmy se spokój z Elektronikiem...
- Zło-dzie-je! Zło-dzie-je! - głęboko zakodowana w podświadomości Lecha żyłka do strajkowania znalazła swoje ujście w spontanicznym okrzyku.
- Bo du[reń] jesteś a nie Wódz - mruknął Pawlak - Z mojej starej lepszy by był...
- Twoja stara to robi kręgi w zbożu! - ryknął Klex i rzucił się z pięściami na biednego rapera. Zamiast jednak spodziewanego łoskotu, usłyszeli ciche plaśnięcie. To z lechowej kieszeni spadła na ziemię książka. Zszokowani faktem, że raper i w dodatku Cygan może czytać książkę, przez chwilę konstatowali ten niezwykły widok.
- Skąd to masz?! - zapytał w końcu Leonidas.
- Ja?.. No, tego... Od fanów, a! Buraku!
- Podpieprzył z rynku, to widać - Klex wziął do ręki księgę - "Jak podbiłem świat. Biblia Wielkiego Elektronika". A to menda.
- No, otwórz, zobaczymy co gnida napisała - zachęcił go spartański król.
- "I trzeciego dnia Elektronik, gładki jak pupa niemowlęcia
Na szczyty swego geniuszu się uniósł i wzleciał
Ponad niebiosa. Jeźdźców Apokalipsy uwolnił z otchłani
Wkrótce pancerni będą zaje[chani]
"
- Ku[rcze pieczone] nic nie rozumiem - jęknął Lech Roch - Co za brak wyczucia rytmu!
- Bendem jeździł z siekierą po kraju i ciął złodziei - podsumował swoje wewnętrzne przeżycia Wałęsa. Reszta superbohaterów przez chwilę patrzyła na niego w osłupieniu.
- Czytaj dalej - rzekł w końcu Leonidas.
- "Nie doniosą swej księżnej magicznej Sagali
Na żółwi dziób mogą się ciecie walić
I Ligę Sprawiedliwych w upier[niczę] w zarodku
Nie szczędząc do tego swych mocarnych pachołków
"
- Niedoczekanie jego - zgrzytnął zębami Leonidas.
Klex zastanawiał się przez chwilę.
- Musimy odnaleźć Pancernych. Elektronik boi się ich bardziej od nas, skoro to na nich wypuścił Jeźdźców Apokalipsy...
- I co nam po nich?
- To oni doprowadzą nas do Sagali. To oni pokonają Elektronika.
Klex przeszedł na drugą stronę stołu taktycznego.
- Leonidasie, weź Lecha i Cygana. Odnajdźcie Pancernych zanim będzie za późno.
- A ty?
- Ja spróbuję powstrzymać Elektronika, tak długo jak mi się uda. Ocalcie ich i zaprowadźcie do Cytadeli.
Skinęli poważnie głowami.

- Co to za miejsce? - Filonek patrzył przez kraty lochu, do którego wsadził ich Cygan, Elektryk Wysokich Napięć.
- To Krzywa Wieża... - jęknął zasuszony człowieczek, który siedział skulony pod ścianą - Dawno temu Pan Nasz, Raiden, siłował się w Toruniu na łapę z Liu Kangiem. Raiden zwyciężył, a Liu Kang tak przypier[niczył] w wieżę, że aż się przekrzywiła.
- Oż w du[ralex] - cmoknął z podziwem Bartłomiej - Nieźle koksu musiał pakować ten cały Raiden. Ciekawe ile w kablu miał.
- W kablu miał więcej niż twoja głowa - powiedział człowieczek.
- Żesz kurrrr... - wpieklił się Barłomiej, łapiąc jegomościa - Odszczekaj to, albo łeb Ci urwę! Nikt nie ma więcej w kablu od Chomika Bartłomieja, zapamiętaj to sobie!
- Zostaw go, Bartuś - mruknął Filonek - Musimy pomyśleć, jak się stąd wydostać. Trup nam w tym nie pomoże.
- Nie masz fantów, więc ci nic nie zrobię - powiedział do człowieczka Bartłomiej - Ale pamiętaj, obserwuję cię!
- Nie wyjdziecie stąd - spod ściany znowu zaśmierdziało defetyzmem - Cygan nie zabił was tylko dlatego, żeby móc z was wyssać całą energię... Jesteście dla niego tym - w brudnej łapie nie wiadomo skąd pojawiła się bateryjka Duracella.
- Dosyć tego - warknął Filonek i jednym ruchem skorupy złamał jegomościowi kark - Nie będzie mi tu się reklamował bez odpowiednich tantiem...
Ciało z łoskotem padło na ziemię. Bartłomiej wyłowił zeń święcący się na złoto nieśmiertelnik.
- A jednak bydle coś uchowało - uśmiechnął się i spróbował zębem - E, gówno, zwykły metal... - rzucił nieśmiertelnikiem o ziemię.
Kawałek blaszki z wygrawerowanym napisem: "Johny Cage", upadł z brzękiem na ziemię.

Klex skradał się między krzaczkami w kierunku Cytadeli. Przed oczami przewijały mu się obrazy całego życia... Czuł, jak gdyby znowu znalazł się w swojej Akademii... Profesor Ambroży Klex, a nie Wojownik Ambroży Klex... Jak zwyczajne i wspaniale ciche wydawało mu się tamto życie, poświęcone sławieniu Allaha. Sielanka, tylko czasem przerwana wybuchem jakiegoś dziecięcego mudżahedina. Teraz jednak był inny czas - inne potrzeby. Klex potrząsnął głową i przyspieszył kroku.
Przed nim wyrosły znienacka dwie postaci.
- Kogo też my tu mamy! - zakrzyknął Agent Żwirek.
- Nasz Pan miał rację. Dureń sam do nas przyszedł - skinął głową Agent Muchomorek.
- PAJCHIWOOOO! - krzyknął Klex i rzucił się na Żwirka, który upadł na ziemię już z ukręconą głową. Lądując, Ambroży poczuł jednak silne uderzenie w swój szlachetny kręgosłup. Kiedy się ocknął, zobaczył wycelowaną w siebie lufę.
- Zapłacisz za Żwirka - z ust Muchomorka ciekła wściekła piana. W tym momencie rozległo się cmoknięcie charakterystyczne dla odkorkowywanej butelki siarkofruta. Z ust Muchomorka pociekła krew, po czym zwalił się on z łoskotem na ziemię.
Jezus wyciągnął ostrze i wytarł o skraj ubrania Żwirka. Potem wyciągnął rękę do Klexa.
- Może potrzebujesz pomocy?

Cygan wyprowadził swych więźniów na dziedziniec.
- Teraz wyssę z was całą energię! - zaśmiał się diabolicznie.
- Nie tak prędko! Zło jeszcze nie zatryumfuje! - krzyknął z progu Leonidas. W następnej chwili leżał już nieprzytomny pod ścianą.
- Tylko Elektryk może pokonać Elektryka - Wałęsa zrobił krok naprzód - To są ostatnie godziny naszych pięciu minut.
- Angard! - warknął Cygan. Z jego palców wystrzeliła wiązka która zderzyła się z podobną, wyczarowaną przez Wałęsę. Pot leciał z prezydenckiego czoła, kiedy z wysiłkiem starał się kontrować energię Cygana.



- Nie wygrasz ze mną starcze - zapluł się Pan Uziemnienia.
- Nieważne i tak bendem prezydentem!
W tym momencie energia Wałęsy załamała się. Moc Elektryka rzuciła nim o przeciwległą ścianę z taką siłą, że aż pospadały na niego dachówki.
- Ha! I kto jest lepszym Elektrykiem?! - zatryumfował Cygan.
- Elektrykiem, może tak. Ale to ja jestem lepszym Cyganem - Lech Roch wyciągnął z kieszeni kosę.
Zaczęli krążyć wokół siebie. Wiedzieli, że pierwszy który wyciągnie przeciwnikowi portfel i wbije kosę w plecy - zwycięży. A gra była nie o byle co; Lech Roch dopiero co odebrał kuroniówkę.
- Nie jesteś Cyganem - warknął Władca Uziemnienia - Tylko się z nimi wychowałeś. Nie jesteś ich godzien! Jesteś pod-cyganem!
- Nieeeee!!! - Lech dał się sprowokować i rzucił się na syna Raidena.
- Mam cię! - Cygan wyciągnął mu z kieszeni portfel. Zaskoczony Lech Roch skamieniał w miejscu. Pan Izolacji wykorzystał ten moment i kocim ruchem wbił mu kosę w plecy. Lech Roch pobladł i upadł mordą w glebę.
- Tak to się robi - mlasnął Elektryk Wysokich Napięć - Ani kropli krwi, a nawet jeśli psy coś zwęszą, to się ich o rasizm oskarży... Wasza kolej! - wskazał na Pancernych.
Zanim jednak przystąpił do gwałtu na stanie energetycznym bohaterów, na dziedzińcu zrobiło się ciemno.
- TY STAĆ - Konan z Ibizy, wszedł mocarnym krokiem do środka - TY DU[reń]!
- Ktoś ty?!
- JA KONAN Z IBIZY. TY ICH ZOSTAWIĆ! - Konan wskazał na Filonka i resztę.
- Chyba kpisz albo poziom cukru ci spadł, bo głupoty gadasz - warknął Cygan.
- WIĘC JA CIĘ WYZYWAĆ NA POJEDYNEK W TRANCE'SIE!
- Przyjmuje wyzwanie! - Cygan rozpostarł ręce. Ukryte w dziedzińcu lasery i kule zaczęły migotać, co tworzyło niesamowitą atmosferę. DJ Paszczak Molestator, przyjaciel Cygana, wjechał ze swoim sprzętem na dziedziniec.

[media]http://youtube.com/watch?v=woppOHJVwAY[/media]

Konan upadł na kolano, przygnieciony potęgą Cygańskich sampli. Powoli wstał, zbierając siły.
- SZAMANIE TIESTO, JA CIĘ PROSIĆ - zaszeptał - TY MI POMÓC...
Kilka tysięcy kilometrów dalej, na wiecznie słonecznej Ibizie, w Świątyni Trance'u Szaman Tiesto usłyszał telepatyczną prośbę Konana. Zamknął oczy i przekazał swemu najlepszemu uczniowi całą swoją taneczną energię. Konan wyjął swoje magiczne pałeczki i stanął prosto.

[media]http://youtube.com/watch?v=_2jdjHAn20E[/media]

Cygan upadł charcząc na ziemię. Z jego uszu leciał dym, a z nosa sypały się iskry. Nie minęła minuta jak została z niego tylko kupka izolacji.
- WY IŚĆ ZE MNĄ - powiedział wycieńczony walką Konan - MY NIE MIEĆ DUŻO CZASU...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.
Chrapek jest offline