Szeol wcisnęła guzik domofonu. Facet ją zainteresował, coś w tym głosie mówiło, że warto poświęcić mu czas.
-Dobra, powiem tak jeśli Bóg jest to niech mnie ręka boska broni, a jeśli Boga nie ma to dzięki Bogu...może być???. Zapytała zaczepnie i otworzyła drzwi.
-A to coś nowego. Takich „wierzących” ze świecą szukać. Heheh.
Do mieszkania wszedł "ksiądz". Zamknął za sobą drzwi. Ewidentnie czuł się jak u siebie w domu. Był przystojny w taki szelmowsko- chłopięcy sposób, który dodawał mu uroku.
-Witamy na powrót w świecie śmiertelnych…witaj. Jestem Xerieh. Jeden z Namaru. Niestety z tych pachołków na dole drabiny władzy, więc nie zdziwię się, jeśli nie pamiętasz.
-Tak, poznał swój swego. Szybki jesteś.
Szeol odsunęła się od niego. W głowie miała mętlik i masę pytań bez odpowiedzi. Chociażby jak ją znalazł i to tak szybko???
-Czego chcesz ? Bo chyba nie spytać jak się czuje?- usiadła na łóżku i spojrzała na klechę wyzywająco. Przecież to on przyszedł do niej a nie odwrotnie.
-O! Trafiła nam się cwaniara! To dobrze. Od razu do rzeczy. Bez pieprzenia o tym jak źle to było w Nicości i jak niewygodna jest egzystencja śmiertelnika. Mówiąc to uśmiechnął się i wycelował w nią palec.
-Nie wiem jakich przekonań nabrałaś w Piekle, ale sam reprezentuję stronnictwo Lucyferian. Przybyłem tu wraz z moim wspólnikiem aby cię zwerbować w nasze szeregi.- Rozparł się wygodnie w fotelu i założył nogę na nogę.
-Spokojnie...- Szeol czuła, że musi zebrać myśli, podeszła do okna.
-Po pierwsze niby dlaczego mam ci wierzyć. Po drugie, dopiero... przybyłam. Ciut się gubię...-Na chwilę zawiesiła głos.
-Powiedz mi co się stało ze ...hmmm Starym???? Jakoś go nie czuje w powietrzu. Ludzie chyba sami sobie radzą...Porannej Gwiazdy nie ma...Co tu się do cholery dzieje???? A po nicości bycie śmiertelnikiem to rozkosz.- Uśmiechnęła się do niego.
-Nikt cię do niczego nie zmusza. Powiesz słowo, spieprzam stąd na śniadanie i już nigdy mnie nie zobaczysz. A co do pytań, strzelaj. Odpowiem w miarę możliwości.- Spojrzał na sufit dając jej do zrozumienia, że to nie pierwsza tego typu rozmowa. Mimo to nie potrafiła się powstrzymać, zawsze była pyskata co nie raz przysparzało jej problemów.
-O proszę jaki wrażliwy...nie no spokojnie. Jesteśmy po tej samej stronie. Jestem Szeol i wątpię czy coś ci to mówi...Teraz jestem też cholernie zagubiona... i pewnie nie miła. Wybacz jeśli cię uraziłam ...cholera...Naprawdę potrzebuje wyjaśnień..jakichkolwiek wyjaśnień.
Spojrzał na nią lekko zdziwiony. Nie mógł przecież wiedzieć jak bardzo bezsilna poczuła się w tej chwili.
-Nie uraziłaś mnie niczym. Po prostu stwierdzam fakt, że daleko nam do świadków Jehowy i innych stronnictw, które na siłę zmuszają cię do przystąpienia, bo inaczej stanie się z tobą to, albo tamto. Lucyferianie zapewniają wspólnotę, opiekę i walczą o jeden cel. Nikt nie stoi nad drugą osobą z kijem.
-Ok, już powiedziałam - jesteśmy po tej samej stronie....Tylko, że nie wiem co o tym myśleć. Podejrzewam, że dla ciebie to tylko kolejna rozmowa z kolejnym Upadłym. Dla mnie to kompletne novum. Postaraj się to zrozumieć. Nie jest łatwo ufać po latach samotności...po co ja ci to mówię... . O co walczycie i kto dowodzi bo nie Lucyfer, bo jego nie ma..Ciągle nie ma. Więc kto???? Który z upadłych??
Szeol czuje, że nie ma siły wdawać się z nim w słowne potyczki. Naprawdę potrzebuje informacji i jakiegoś oparcia w tym nowym dla niej świecie .
-Też się zastanawiam po co mi to mówisz…ale wracając do tematu. Naszej grupie przewodzi Orios, jeden z zaufanych podkomendnych Lucyfera. Mimo, że jest biurokratą, radzi sobie całkiem nieźle. A jeśli o samą, Poranną Gwiazdę chodzi, to słyszałem jakoby dał znać w świecie o swojej obecności…co stawia go w lepszym położeniu niż Wszechmogącego i lojalistów, którzy…cóż. Po prostu się rozpłynęli. Ale to akurat lepiej dla nas.
-Rozumiem. W sumie, wychodzi na to, że też niewiele wiecie. Zwyczajnie zbieracie się do kupy, bo w "kupie siła", logiczne. Zawsze to bezpieczniej ....Załóżmy, że przyłącze się do was... co będę z tego miała...oprócz pozoru bezpieczeństwa. Przecież na pewno nie wy jedyni zbieracie powracających...Jak zwykle jak nie ma szefa wszyscy pchają się do władzy??? Mam rację?? - Odpowiedziała zanim ugryzła się w język.
Ksiądz westchną cicho.
-Wiemy więcej niż sądzisz, ale nie lubię odsłaniać wszystkich kart na początku. Nie jedyni? Tutaj ? Ależ jesteśmy jedynymi. Stronnictwa w tym mieście dzielą się na Lucyferian oraz niezależnych, z których każdy sobie rzepkę skrobie.Do władzy? Staramy się wprowadzić porządek w tym burdelu jakim jest Los Angeles, a potem zająć się poszukiwaniami Lucyfera na pełną skalę. W zastępstwie Porannej Gwiazdy rządzi nami najwyższy rangą anioł i zachowaliśmy przedwojenny system podziału.- W ostatnim zdaniu pobrzmiewała lekka nutka gniewu.
-Dobra koniec tego, masz tu mój numer, odezwij się...jak zechcesz - Powiedział wstając i ruszając do wyjścia.
-Zaczekaj! Dobra przekonałeś mnie. Tak wkurzać potrafią się tylko Lucyferianie. Daj mi 5 minut, ubiorę się jak człowiek i możemy iść ....- Zawołała za nim czując lekkie ukłucie paniki.
Obrócił się na pięcie,widziała, że powstrzymał się od cisnącego się na usta warknięcia "czego"... albo czegoś w bardzo podobnym stylu.
-Nie. Nie możemy. Teraz, wspólnie z partnerem muszę uciąć sobie „przyjazną pogawędkę” z jednym z byłych Revener’ów. Ale możemy po ciebie przyjechać za półtorej godziny i przedstawić reszcie stronnictwa. Co ty na to?
Spojrzała na niego uważnie ciągle zastanawiając się w co właśnie wdeptuje. Jednak ten facet był jej jedyna alternatywą, jedynym łącznikiem z takimi jak Ona jak i z tym co "kiedyś".
-Będę gotowa.- Powiedziała. Drzwi się zamknęły i została sama...Postanowiła, że czekając na niego doprowadzi mieszkanie do porządku. Jak się wlazło między wrony...Kto wie co ją tu jeszcze czeka???
__________________ Jesteś tym czego pragniesz. Jesteś tym czego chcesz.
Jesteś tym co potrafisz i tym kim być chcesz.
Ostatnio edytowane przez Xawante : 14-11-2008 o 08:33.
Powód: Możnapowiedzieć "kurza ślepota".. dzięki Greg :)
|