Grzegorz wzniósł się ponad zabudowania Legionu. Pomiędzy budynkami zaczęło pojawiać się coraz więcej żołnierzy, ich czujniki i radary skierowały się w jego stronę. Zaterkotały karabiny maszynowe, tysiące pocisków poleciało w jego kierunku. Wszystkie przeleciały przez niego, nie czyniąc mu większej szkody. Jednak jednoczesne uzupełnianie odrzuconych siłą pocisków struktury jego ciała, szybowanie na lekkim wietrze i robienie uników było zbyt trudne do wykonania jednocześnie. Zaczął opadać na ziemię. W jego kierunku pobiegła trójka Legionistów. Dwie istoty ułożone z niezręcznie poskładanych gruzów oraz zwinna postura ziemnego golema. Wcielony w postaci niewielkiej chmury opadł na tą dwójkę nieporadnie złożoną z gruzy. Wypełnił sobą każdą szczelinę między kamieniami… a potem zwiększył swoją objętość. Dookoła poleciały odłamki skał i kamieni. Pozostał jedynie Grzegorz. Jednak w chwili, gdy koncentrował się na powrocie do swojej postaci, potężny cios pozostałego golema rzucił nim kilkanaście metrów, wprost na środek placu musztry. Pomogło mu to zmienić postać ale nie w ten sposób w jaki to sobie wyobrażał.
Na placu pojawił się dowódca bazy. Postać z płynnego metalu zaczęła wydawać polecenia i zaprowadziła jako taki ład. Kotecki został otoczony przez Zbierających. Byłby to jego koniec, gdyby nie to, że spotkany „cień” przyszedł mu z pomocą. I najwidoczniej przyprowadził kolegów. Rozgorzała bitwa, „cień” z dowódcą bazy, jego sprzymierzeńcy z pozostałymi Legionistami. Kolejnym ciosem Grzegorz poleciał i upadł wprost pod nogi walczącego dowódcy. Ten zajęty walką woli z „cieniem”, nie zwrócił na niego większej uwagi. Dotychczasowy sprzymierzeniec Koteckiego zaczął blednąć, jednak postać dowódcy wyglądała jakby się topiła, płynny metal zaczął kroplami spływać na poziom ziemi i zastygać. Kto wygra?
- Blaszanki jak coś to chociaż widać. I wiadomo co się po nich spodziewać – mruknął pod nosem Kotecki. Jego postać zaczęła transformować. Zaczęła twardnieć aż w rezultacie… zaczęła wyglądać jak gigantyczny dwumetrowej długości młot. Młot oparty trzonkiem o ziemię, wziął zamach, zatrzymał się widocznie na sekundę lub dwie… i z potężną siłą uderzył w dowódcę bazy. Rozległ się wielki, ogłuszający huk. Postronny obserwator mógłby przysiąc, iż od młota dobiega nucona piosenka:
„Młotkiem, młotkiem, młotkiem przez łeb…
Tak dziś Przymierze zarabia na chleb…”
Ostatnio edytowane przez Greg : 14-11-2008 o 13:42.
Powód: kosmetyka i makijaż ;P
|