Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2008, 20:21   #309
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Książę wybrnął elegancko z sytuacji wykazując sporo zdolności dyplomatycznych. Dbając o swój autorytet potępił jej zachowanie, jednak dbając również o dobro koalicji nie wyprosił jej z sali. Lipiński swoją przemową nawet jej nie zdenerwował. Jego zażenowanie było jej zupełnie obojętne. Taka już była, przywykła do tego. Wzbudzała w ludziach skrajne uczucia. Miłość, nienawiść. Szacunek, potępienie. Zachwyt, odrazę. Dla Ortegi te pojęcia dzieliły cienkie granice, a balansowanie pomiędzy nimi traktowała jako swoistą zabawę. Rozmyślnie przeskakiwała z jednego pola na drugie niby dziewczynka grająca w klasy.

Mimo wszystko postanowiła respektować nałożony na nią zakaz odzywania się, toteż do końca obrad chciała przysłuchiwać się jedynie całej dyskusji. Ale syn Georga poruszył gorący jak widać temat i Ortega też postanowiła dorzucić własną opinię.
- Książę - zerknęła na Aligariego już zupełnie przytomnie. Od kiedy wyzbyła się z krwi narkotyku, znów zyskała dumny i dostojny wyraz twarzy, tak dla niej typowy. Zupełnie, jakby incydentu sprzed chwili dopuściła się inna kobieta, a Mercedes nie miała z tym absolutnie nic wspólnego. - Wiem, że mam zakaz wypowiadania się i respektuję twoje decyzje, ale przez wzgląd na poruszane tematy proszę o pozwolenie zabrania głosu. Obiecuję zachowywać się nienagannie - ostatnie słowa ciężko przechodziły jej przez gardło, jakby fakt, że okazała podporządkowanie zdradzał tym samym jej słabość.

Robert trwał w wyrazie zadumy i wpatrywał się w nią niewzruszony. Stuknął kilkakrotnie swoją laską po czym kiwnął tylko głową dają znać, że może mówić.
- Panowie, myślę, że za bardzo roztrząsacie sprawę. Ta akcja będzie się dziać błyskawicznie. Osobiście przypuszczam, że od momentu wybuchu rakiet, do końca całej walki nie powinno upłynąć więcej niż kwadrans, przy niewkalkulowanych niespodziankach - pół godziny. Wątpię aby ktoś w tym czasie zdołał zebrać sprzęt reporterski i dojechać na miejsce, nie wspominając o ominięciu wozów patrolujących okolicę. Co do żołnierza, jakie ma znaczenie list, który wyjdzie spod jego ręki jeśli wciąż będą mogli go przesłuchać? I, o ile mówić może nie chcieć, to już przy użyciu przymusu lub skutecznej perswazji, może być bardziej skory do kooperacji. Dlatego proponuję usunąć ten pionek z szachownicy zaraz po tym jak wypełni swoje zadanie i przysłuży się naszej sprawie. Martwy będzie zdecydowanie dyskretniejszy niż żywy. Sprawą żołnierza zajmie się moja córka. Dopilnuje, aby oficer dostał współrzędne celu, a po fakcie wyeliminuje go po cichu nie zostawiając żadnych śladów. Wiem, że niektórzy z was mają o śmiertelnikach zgoła odmienne zdanie ode mnie i mogą potępiać mnie za tak łatwo wydany wyrok śmierci na tegoż człowieka, ale zeznania oficera mogą bezpośrednio doprowadzić do mnie i to mnie narażają bezpośrednio na zdemaskowanie. Dlatego zwracam się oficjalnie do księcia by pozwolił zająć mi się sprawą po mojemu i zadbać mi o własne bezpieczeństwo.

- Co do gangów, Al-Quaidy i stwarzania dobrych pozorów. Osobiście nie wydaje mi się, aby był odpowiedni czas na takie planowania. Jutro atak. Kiedy, panie Donovan, chce pan rozsiewać te rzekome plotki? I niby gdzie? Po okolicznych barach? Wśród mieszkańców Reykjaviku, w środowisku policji, czy też żołnierzy? Nie mamy na to czasu. Plan pana Lasalle’a jest prostszy w realizacji, i o ile narkotyki byłyby jak najbardziej do zorganizowania, to obawiam się, że też nie jakaś dramatyczna ilość, tym bardziej, że to rzecz, jak się państwo domyślają dość kosztowna.
Proponuję nie udziwniać. Możemy się przebrać. Czarne stroje, kominiarki - jak najbardziej. Nawet jeśli ktoś nas zobaczy lub choćby sfilmuje, nie ujrzy żadnej twarzy, nie będzie miał punku zaczepienia. Dodatkowo możemy jedynie oddelegować kilka osób do patrolowania obrzeży rezydencji wiedźmy. W ten sposób można mieć pewność, że nikt niepowołany nie przygląda się całemu zdarzeniu, jak również nie zachodzi nas od tyłu. Oznaczałoby to, niestety, uszczuplenie liczby osób biorących udział w bezpośrednim ataku, ale chyba faktycznie, po przemyśleniu sprawy, należałoby przekierować kilka osób do obserwacji terenu. Może postacie ze słabym bojowym potencjałem? Najlepszy w tym byłby zapewne pan Lipiński i jego szczury, ale to oczywiście tylko sugestia. Nic zapewne nie przemknęłoby niezauważone obok niego i jego pomocników. Na akcje trzeba pojechać kradzioną furgonetką, ewentualnie dwoma. Samochody można faktycznie zostawić na miejscu, dodatkowo wysypać tam śladowe ilości narkotyków. Pamiętajmy o rękawiczkach. Nie chcemy przypadkiem zostawić żadnych odcisków palców. Co do ucieczki... Może najbliższym kanałem? Pan Lipiński będzie z pewnością doskonałym przewodnikiem, choć przydatne okazałyby sie również plany kanałów biegnących pod Reykjavikiem, o ile Karol już takowymi nie dysponuje.

* * *

Nie skorzystała z oferowanych pistoletów. Bronią palną nie potrafiła się posługiwać toteż uznała, że innym przysłuży się ona lepiej. Zagadnęła jedynie Shizukę:
- Może powinnaś coś dla siebie wybrać? Antoine z pewnością poleci ci coś niewielkiego i poręcznego – spojrzała na nią wymownie przypominając jej tym o jutrzejszym zadaniu.

Do Lasalla uśmiechnęła się tylko tajemniczo i odpowiedziała szeptem na jego propozycję:
- „Kochanie”? - Mercedes zmarszczyła mały zgrabny nosek – Antoine, uważaj jak się do mnie zwracasz publicznie. Donovan jest synem Georga, nie chcemy by przekazał mu jak się do siebie wdzięczyliśmy, prawda? Po co drażnić lwa w przeddzień bitwy? Ale posłuchaj... - wygładziła jego nienagannie białą marynarkę - Wyjdź jako pierwszy, ja zamienię jeszcze słówko z Aligariim. Jeśli chcesz możemy spotkać się w „Blue Velvet”. To wyjątkowo ekskluzywny klub dla snobów w samym centrum miasta. Taki jak lubię... – zaśmiała się lekko - Można tam potańczyć, wypić trochę świeżej krwi wprost z młodej przebojowej elity tego miasta, a dodatkowo jak się jest kimś tak znanym jak ja, i wydaje się tam mnóstwo pieniędzy, tak jak ja, można dostać zaciszną przestronną lożę... Dziś mam ochotę na zabawę Antoine. Jeśli chcesz, pomogę ci się odstresować przed jutrzejszą, zdaje mi się, nerwową nocą... - zerknęła na niego spod gęstej zasłony długich rzęs i zatrzepotała nimi kokieteryjnie.

Mercedes nie potrafiła rozmawiać o uczuciach. Możliwe, że nie umiała ich nawet odwzajemnić. Jedyne co opanowała do perfekcji to sztuka uwodzenia i teraz mylnie posługiwała się instrumentami, którymi potrafiła wyśmienicie operować, zamiast zdobyć się na odrobinę szczerości i otworzyć się na to, co chciał jej dać Lasalle. Mimo to był to dla Ortegi grunt tak obcy i niepewny, że wolała odwołać się do starych znanych sobie sztuczek. Mogła zostać partnerką do flirtu, mogła nawet zatopić się w ekstazie kosztowania nawzajem własnej krwi... Mogła dać mu ładne opakowanie, piękne nieskazitelne doznania, ale tylko powierzchowne i fizyczne. Jeśli będzie chciał jej jasnych deklaracji, jeśli będzie oczekiwał z jej strony wyznania. Cóż... Potrzebowała czasu. A nawet ten nie zapewniał, na tym polu sukcesu.

Po naradzie udała się prosto do gabinetu księcia. Minęła jeszcze tylko Arakwę i powiedziała do niej, jak zwykle władczo i stanowczo:
- Porozmawiam z Aligariim i udaję się do klubu w centrum miasta. Chcę trochę zaszaleć. Jeśli reflektujesz na towarzystwo moje, i prawdopodobnie Antoina, poczekaj na mnie. Zważ, że to nie nakaz. Czas dać ci trochę swobody. Tylko pamiętaj by przed świtem wrócić do domu. Jutro ważny dzień. - po tych słowach zniknęła w gabinecie księcia zatrzaskując za sobą drzwi.
Zasiadła w fotelu naprzeciwko Roberta, zakładając nogę na nogę i ukazując, prawie bezwstydnie, długie zgrabne uda, kształtne kolana, gładkie łydki. Mercedes lubiła eksponować swoją urodę. Zazwyczaj wprawiała ona ludzi w zakłopotanie i zachwyt. To dawało jej przewagę. Lubiła to. Rozkoszowała się tym.

- Dziękuję Robercie za to, że wstawiłeś się za mną. Wiem. Nie mam wytłumaczenia na swoje zachowanie. Powiem jedynie, że my, Toreadorzy, mamy szczególny dar do użalania się nad sobą i wciągania w to innych. Ale chciałam porozmawiać o Shizuce. Moja córka, tak jak wspomniałam zajmie się kwestią żołnierza, toteż twój plan jest jakby nieaktualny jeśli chodzi o jej osobę, dlatego nie będzie podpisywać sporządzonego przez ciebie dokumentu. Ta kwestia ją martwi. Jeśli podpisze twój papier postawi ją to pomiędzy nakazem moim i twoim, a chyba się zgadzamy, że kwestia rakiet jest znacznie ważniejsza. Ponadto policją zajęłam się sama, zdejmując z niej niejko to zadanie, i jeśli trzeba będzie zająć się nią ponownie możesz znów na mnie liczyć.

Już miała wyjść, ale odwróciła się jeszcze do Aligariiego.
- Aha, i mam nadzieję, że mój mały popis nie podważył naszego układu? Rozumiem, że dziś nie mogłeś ogłosić wieści o nadaniu mi własnej domeny. Dziś... okoliczności były jakby niesprzyjające. Wiem, nie popisałam się. - zaśmiała się frywolnie, prawie niewinnie – Ale mam nadzieję, że się ze swojej części umowy nie wycofujesz i ogłosisz to przy następnym zebraniu rady. Jeśli nie... obawiam się, że i ja nie wywiążę się z mojej części kontraktu. Dlatego proszę abyś teraz jasno określił swoje zamiary.
 
liliel jest offline