Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2008, 20:51   #2
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
noc poprzedzająca akcje
Fay wstała i się przeciągnęła, lubiła takie zabawy. Patrząc na ciało leżącego na łóżku mężczyzny nie czuła żadnych emocji, zabijanie przestało jej przeszkadzać dawno temu. Każdy miał spełnić swój cel a potem zginąć, Morthand spełnił swój cel dobrze. Wysoki, barczysty brunet o inteligentnej twarzy i brązowych oczach teraz patrzących tępo w sufit. Podeszła do ciała po drodze kontem oka oglądając swój wizerunek w lustrze. Z lustra odpowiedział jej twardy wzrok czarnowłosej młodej dziewczyny, góra osiemnastoletniej. Była szczupła ale wysportowana, widać było, że jest silna jak na swoją budowę oczywiście. Jedynym mankamentem były piersi odrobinę za małe. No ale cóż nie można mieć wszystkiego.
Wytarła zakrwawiony sztylet o prześcieradło dodając kolejną plamę krwi.
"Dobra, co teraz. Fay myśl logicznie. Trzeba się pozbyć trupa."
Kobieta podeszła do szafy i wzięła stamtąd prześcieradło, pocięła je sztyletem na prowizoryczne bandaże. Potem poszukała ubrania nieboszczyka gdy znalazła brązową tunikę i spodnie założyła je. Niestety ubranie nie pasowało na nią, była za drobna. No ale nie będzie w końcu cały dzień w nim chodziła. Przepasała się w pasie paskiem i podeszła do mężczyzny. Obwiązała mu prześcieradłem szyje i z trudem go podniosła. Przerzuciła ramię mężczyzny przez szyje i ciesząc się w duchu, że krew z szyi nie pozlepia jej pięknych czarnych włosów poszła z nim w kierunku ogródka. Zostawiła tam swoją ofiarę tak, żeby przechodzień jej nie widział i poszukała łopaty. Gdy już znalazła te jakże przydatne dla zabójczyń narzędzie otworzyła drzwi na ogródek i rozejrzała się czy nikogo niema.
Gdy się upewniła, że nikt jej nie widzi wzięła się za kopanie dołu. Szło jej to sprawnie jakby na co dzień miała do czynienia z ciężką pracą. Gdy dół osiągnął zadowalającą głębokość jeszcze raz sprawdziła czy nikt jej nie obserwuje. Gdy upewniła się, że jest czysto wróciła do domu po ciało. W duchu dziękowała losowi za chmury przysłaniające księżyc, dzięki nim nawet jak ktoś ją zobaczy pomyśli, że to gospodarz pracuje. Z trudem dowlokła ciało do grobu i je tam wrzuciła. Potem szybko zasypała. Jeszcze raz sprawdziła czy nikogo niema poczym wróciła do domu. Przed wejściem oczyściła łopatę i bose stopy z ziemi. Łopata powędrowała na swoje miejsce a Fay do sypialni. Rozpaliła tam ogień w kominku i wrzuciła tam ubranie w którym pracowała i zakrwawione prześcieradło, na łóżko położyła nową pościel jednak nie położyła jej równo. Chciała, żeby pościel wskazywała na upojną zabawę.
Podeszła do stołu i wzięła stamtąd kubek i butelkę wina. Skrzywiła się na używanie do tego szczytnego trunku tak nikczemnego naczynia ale rymarz nie dysponował kieliszkami. Usiadła z kubkiem przed ogniem, lewą ręką objęła kolana a prawą trzymała kubek. Miała jeszcze dwie godziny do świtu. Spędziła tak godzinę na sączeniu i smakowaniu wina i patrzenia się w ogień. Potem zaczęła zbierać z podłogi rozrzucone ubranie. Najpierw znalazła czarną aksamitną bluzkę bez rękawów, potem bieliznę i czarne spodnie z barwionego jedwabiu. Na końcu podniosła ze stołu rękawiczki i założyła je na dłonie. Również ten element ubioru był w czarnej tonacji. Pozostała największa zagwozdka, gdzie jest pas? Po piętnastu minutach znalazła go pod stolikiem, założyła go i schowała sztylet do pochwy. Zeszła na dół gdzie założyła płaszcz i buty z czarnej skóry sięgające do kolan. Poczekała aż nikt nie będzie przechodził przed miejscem zbrodni i wyszła kierując się do swego pokoju.

ranek; karczma
Po zjedzeniu bardzo wykwintnego śniadania na które składała się jajecznica i sok Fay ubrała się w zieloną tunikę i spodnie. Całego stroju dopełniły brązowe trzewiczki. Do pasa przymocowała sztylet, nie chciała brać miecza tylko by przeszkadzał w ewentualnej walce. Przed wyjściem na szyje powiesiła mieszek z "drobnymi" jakby jej coś wpadło w oko na targu. Tak przyszykowana wyszła z karczmy w której się zatrzymała.

ranek; zaułek
No pięknie, nawet człowiek nie może skrócić drogi na targ bo napadną amatorzy łatwego zarobku. Czterech panów nie starających się nawet zasłonić twarzy przeszkodziło jej w drodze. Dwóch z przodu, dwóch z tyłu. Uzbrojeni w kastety i pałki.
-No, no paniusiu, tędy się nie chodzi bez płacenia myta.
Fay westchnęła i czekała na rozwój wypadków. Ten który zaczął musiał być szefem bandy. Niższy od niej ale znacznie silniejszy trzymał krótką dębową pałkę.
-To jak płacisz paniusiu?
-A może woli zapłacić w inny sposób.
Jego kompan zarechotał z tyłu. Słyszała jak skraca dystans.
-Niezła jest, i tak zapłaci w inny sposób.
Już czuła pot bijący od amatora uciech cielesnych.
-Nie szarp się to Ci się duża krzywda niestanie.
Jakby gwałt, kradzież i pobicie nie były dużą krzywdą. Fay bała się i to cholernie, owszem potrafiła przeżyć starcie z orkiem a napastnicy najprawdopodobniej nie wiedzieli za który koniec miecz złapać ale oni byli silniejsi i było ich więcej. Gdy poczuła z tyłu jak ręka śmierdzącego łapie ją za włosy przeszedł ją dreszcz.
"Może jednak spróbuj? W życiu trzeba spróbować wszystkiego."
W myślach rozbrzmiał jej szyderczy głos. Postanowiła zareagować jak najszybciej. Gdy śmierdziel przekonany o bierności swojej ofiary chciał ją zgiąć w pół wbiła mu łokieć w nos. Napastnik zatoczył się do tyłu i złapał za złamany nos.
-Suka mi nos złamała. Żywcem ją, odpłacimy się jej.
Jednak Fay nie czekała aż tamci zareagują, musiała działać kiedy jej napastnicy byli zaskoczeni. Szybko dała dwa kroki do przodu i kopnęła szefa szajki w krocze. Tamten jęknął i zgiął się wpół. Wojowniczka mu pomogła chwyciła go za głowę i pchnęła w dół. W tym samym czasie wysunęła kolano. Usłyszała tylko chrupnięcie.
Zostało dwóch. Obejrzała się w samą porę, następny rabuś zamachnął się pałką. Odruchowo zasłoniła się przedramieniem, z bólu prawie krzyknęła. Gdy napastnik chciał poprawić tym razem od drugiej strony złapała go za nadgarstek i założyła mu dźwignie na ramię. Nie czekając na rozwój wypadków złamała rękę. Pozostało dwóch, jeden ze złamanym nosem drugi zdrowy. Ten ze złamanym nosem sięgnął po sztylet podczas gdy jego kolega wykazał się zdrowym rozumem i zwiał. Fay nie czekała aż ostatni rabuś ją zaatakuje podbiegła do niego przy okazji stając na dłoni podnoszącego się szefa i się poślizgnęła na niej. Ledwo utrzymała równowagę Jej przeciwnik już był przy niej i pchnął od dołu nożem, wojowniczka dała krok w tył i złapała za lecącą do góry dłoń. Zmieniła jej kierunek prosto na ścianę. Siła uderzenia złamała ostrze lichego sztyletu. Fay się nie paczytkowała a jeszcze raz uderzyła rabusia w złamany nos. Tamten się za niego złapał, odwrócił i zaczął uciekać potykając. Pozostali obezwładnieni byli zajęci leżeniem i jęczeniem.
Obejrzała siebie zaczynając od ręki na którą wychwyciła cios pałki. Była stłuczona i to mocno ale nie złamana, całe szczęście. Jej ubranie miało na kolanie, mankiecie i łokciu ślady krwi napastników. Że też musieli tak krwawić! Nie ma wyjścia trzeba się wrócić do karczmy.

targ; godzinę później
Fay przebrana już w czystą tunikę i spodnie baraszkowała po straganach. Ile tu dobroci, uwielbiała rzadkie przyjazdy do miasta podczas których mogła zasmakować luksusowego życia jakie prowadziła kiedyś. Chodząc od straganu do straganu znalazła coś co przykuło jej uwagę. Mały srebrny pierścionek elfiej roboty. Fay uwielbiała srebrną biżuterie. Podeszła do sprzedawcy i zaczęła się targować. Po kilku minutach udekorowana w prosty pierścionek elfiej roboty i kolczyki ruszyła do karczmy. Martwił ją tylko aktualny stan sakiewki. Trzeba było coś zarobić, karczmę miała opłaconą jeszcze na dwa dni a w sakiewce miała pieniądze na jeden dzień życia. Kiepsko.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 15-11-2008 o 14:05.
Szarlej jest offline