Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2008, 23:53   #20
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
-Przysyła mnie pan Bartolomeo Thobias. Życzy sobie panią widzieć.
- Herbatka u kapelusznika… Wybornie!

~~ Niedobrze, niedobrze, niedobrze. ~~ powiedziała w tej samej chwili jakaś inna część Galii. Ta sama część podpowiadała jej, że dziwaczny gość to zwiastun kłopotów. O wiele większych niż te, które mogłaby sobie sama wymyślić. ~~ Sprawa jest poważna. Seriously, weź się w garść.~~ zawołał ktoś inny w środku, i to właśnie ów głos pchnął ją w kierunku auta, którym przybył ghul.


Dzwonnik z Notre Dame wiozący ją pojazdem, który w poprzednim wcieleniu musiał być zamienioną w dorożkę za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dynią, wbrew pozorom nie budził zdziwienia Velvet. Patrząc na nieco odstające uszy „szofera” Galia doznała olśnienia – TAK! – ledwie powstrzymała się od pacnięcia dłonią w czoło. No przecież! Skoro siedziała w zaczarowanej dyni, to ten z przodu nie mógł być nikim innym, jak przemienionym przez wróżkę szczurem. Zachichotała pod nosem. Prowadzący pojazd ghul obrzucił ją uważnym spojrzeniem z wstecznego lusterka.
- Nic, nic. Zastanawiałam się, czy nie miałbyś ochoty na kawałek sera?
Przez chwilę milczał i dopiero po chwili z posiniałych ust wydobył się dźwięk.
- Mamy dzisiaj cudowny wieczór, czuć w powietrzu powiew zmian/
Miała ochotę krzyknąć głośno z radości – w całym tym amerykańskim bajzlu ktoś w końcu mówił jej językiem. Wtedy jednak uderzyła ją groza położenia, w którym się znalazła. Wcisnęła się w fotel dyniowej karety, ciaśniej otulając się etolą ze srebrnych norek. Z połyskującej torebki wyciągnęła hebanową, oprawioną w białe złoto papierośnicę. Stary nawyk. Teraz już nie szkodził, a w opinii wampirzycy przydawał szyku. Pieprzona Audrey Hepburne, pomyślała przygryzając długą lufkę z ciemnego szkła, cholerna złodziejka…


Wejście w wielkim stylu. Nie ważne, że nie przystawało ono do wielkiej sytuacji. Velvet po prostu lubiła robić dobre wrażenie.
Usiadła we wskazanym jej fotelu. Wnętrze urządzone było, jak na tragiczny gust Nosferatu, rzecz jasna, całkiem zgrabnie. Dyskretnym acz uważnym spojrzeniem obrzuciwszy pokój, Galia Kazaski założyła nogę na nogę i zamieniła się w słuch.
W miarę, jak Thobias wyrzucał z siebie kolejne słowa, Velvet zaczynała się coraz bardziej niepokoić. Wymienionych przez niego powodów było dość, by mogła mu uwierzyć, jednakże coś kazało jej dopatrywać się ukrytej między wierszami groźby. Czy on mógł wiedzieć? Dlaczego ona? Była w mieście tak krótko, że okazywanie jej takiego ‘zaufania’ było co najmniej dziwne. Może… może jakimś cudem dowiedział się o jej unikalnych zdolnościach… Nie, niemożliwe. Gdyby tak było, leżałaby już pewnie zakołkowana w jakiejś ohydnej, nadgniłej już piwniczce. A może jednak? Nie. Tak? Nie. Tak. Nie? Tak!

- Rozumiem, panie Thobias, że niniejszym zostałam wybrana na ochotnika do zabawy w kotka i myszkę z jakimś zabójcą bez twarzy… Wybornie! – klasnęła w dłonie, wprawiając tym samym Nosferatu, który zapewne oczekiwał raczej sprzeciwu niż entuzjazmu, w lekkie zdziwienie – Kiedy więc poznam resztę psów gończych?
 
hija jest offline