Dolina SÅ‚oni 19.30 -20.15
Paddy prowadził ich pewnie, zresztą trop był wyraźny i nawet zapadający szybko zmierzch nie mógł mu w tym przeszkodzić. Co jakiś czas przystawał, by zbadać okolicę, ale ta wydawała się bezpieczna.
Ruszał więc dalej z palcem na spuście FNa. Starał się nie myśleć o zniknięciu
Imani i jego przyczynach.
Grupa podążała za swym przewodnikiem, lecz każdy z nich pogrążony był w innym nastroju. Przygoda w chacie, (o ile można to było nazwać przygodą) nie wpłynęła dobrze na morale grupy.
Eryk i Simone rozmawiali cicho, w głosie brata słychać było wyraźną troskę.
Tim tez miał o czym myśleć. Podczas swych wielu lat wędrówek przez Czarny ląd słyszał o trądzie, czasem widział majaczące we wnętrzach chat bezkształtne cienie gdy trafiał do misji lazarystów. Ale świadomość, że i jego mogła dotknąć choroba wyrzucającą tu zarażonego nią poza nawias społeczeństwa, była... Nie lepiej o tym nie myśleć.
Także
Narinda wydawała się dostosowywać do nastroju reszty. Być może ta wędrówka przez dżunglę, nasuwała jej wspomnienia o mężu ?
Jedynie
Kit, jakby wydawać się mogło nie powinien mieć większych zmartwień. O ile za brak takowych można uznać wędrówkę z małej grupie z dwojgiem być może chorych i perspektywą że za każdym zakrętem może czaić się kilku Simba.
Zapadający w dżungli zmrok, jest dla widzącego po raz pierwszy Europejczyka zawsze zaskoczeniem. Przejście od momentu gdy słońce znad drzew oświetla busz, a ciemnościami trwa dosłownie kilka minut. Gdy to znajdzie się tylko poniżej koron jego padające już pod ostrym kątem promienie zdają się mnożyć w nieskończoność liczbę cieni, łudząc wzrok widokiem fantastycznych zwierząt, budowli.
Jest to dziwny stan nierealności gdy można postępując kilka kroków przejść od jasnej polany w absolutną ciemność, by znów po kilku krokach wystawić twarz na ostatnie promienie słońca.
Tak było i tym razem.
Paddy wrócił do głównej grupy.
-
Panie poruczniku przed nami jest mała polanka ze strumykiem. Za nia szlak się wyraznie zwęża. Myslę że to dobre miejsce na nocleg...