Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2008, 14:00   #102
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zatrute ostrze - pomyślał Kit. - Proste i oczywiste.

Istniało wiele trucizn, które zjedzone nic człowiekowi nie robiły, natomiast gdy dostały się do krwiobiegu... W Ameryce Południowej najpopularniejsza była kurara, ale tu?

Ciekawe, czego używają - zastanawiał się przez moment. - Co prawda człowiekowi powinno być wszystko jedno, od jakiej trucizny umrze, ale to tylko teoria.

Uśmiechnął się ciut krzywo. W obliczu niebezpieczeństw czających się dokoła rozmyślanie o tym, czym zatrute są włócznie i strzały było zdecydowanie niepotrzebne. Wystarczyła wszak jedna mamba. Albo niezbyt w sumie wielki pocisk z kałasza...

I tak był w lepszej sytuacji niż Simone czy Tim. Taki miecz Damoklesa wiszący nad głową nie należał do rzeczy, o jakich można było marzyć. I życie w takiej sytuacji stawało się nieco bardziej skomplikowane... Mimo uspokajających słów Simone trąd nie był czymś, obok czego można było przejść obojętnie. A zastosowane środki zaradcze były dalekie od doskonałości...

Jeszcze raz podziękował Przeznaczeniu za to, że powstrzymało go przed wkroczeniem do tej nieszczęsnej chaty. Trudno było odpowiedzieć na pytanie, jak by się zachował w takiej sytuacji.
On sam zdecydowanie wolał mieć na karku kilkunastu Simba, których przy odrobinie szczęścia można pokonać, niż zasypiać z myślą, że rano na ciele mogą pojawić się złowróżbne plamy...

Oderwał się od ponurych myśli i po raz kolejny rozejrzał się.
Nie po to, by podziwiać piękno otaczającego ich świata, ale by sprawdzić, czy ktoś przegapiony przez Patricka nie czai się w krzakach. Lub kto inny nie podąża ich śladem. Simba, mieszkaniec wioski, słoń... Każde żywe stworzenie mogło stanowić zagrożenie.
Na szczęście nic i nikt nie pojawił się za ich plecami.

Nagłe przejście od światła do mroku stanowiło niezbyt miły element rzeczywistości.

- Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję - powiedział cicho Kit do idącej tuż przed nim Narindy. - Europejskie zachody słońca mają jednak więcej uroku...

Dobrze chociaż, że droga była wyraźna i nie mogli zboczyć...

Czas na postój? - pomyślał.



Chwilę później do grupy dołączył Patrick. Jego meldunek wywołał w Kicie mieszane uczucia. Nocleg w lesie, gdy nie mieli żadnego sprzętu, nie był czymś wymarzonym. Z drugiej strony... Lepsze chyba to, niż wędrówka przez dżunglę przypominającą w mroku las ze złych bajek, z milionami cieni kryjących się wśród drzew i krzewów.
Nawet gdyby w krzakach kryły się tysiące Simba, to i tak byśmy ich nie zauważyli... Dopóki tamci nie zaczęliby strzelać.

- Dobre miejsce na nocleg jest równie dobre na zasadzkę - powiedział cicho. - Trzeba się będzie dobrze...

W tym momencie w oddali rozległy się strzały.
I z pewnością nie były to przedpotopowe rusznice, jakimi najczęściej dysponowali krajowcy. Jeśli w ogóle mieli broń palną. Strzelano z kilku lub kilkunastu karabinów automatycznych. Może i kałasznikowów, chociaż dżungla zdecydowanie zniekształcała odgłosy i utrudniała prawidłową ocenę.

- Dopadli ich - Kit odruchowo podniósł broń, dopiero po sekundzie ją opuścił. - Mieszkańców wioski - sprecyzował. Strzały z pewnością dobiegały z kierunku, w którym prowadził szlak.

Oczywiście była to tylko hipoteza, ale kto inny mógł strzelać, jak nie Simba, i do kogo, jak nie do rybaków. Chyba, że znowu napatoczył się słoń. Trudno sądzić, by przestraszyli się cieni w dżungli i strzelali na oślep...

- Co robimy, panie poruczniku? - spytał.

Cholerna dżungla - pomyślał niechętnie. - Nawet nie można ocenić, czy strzelają z czterech, czy z czternastu karabinów. I jak daleko to się dzieje... Pół mili? Dwie?
 
Kerm jest offline