Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2008, 18:26   #64
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Uwe dostawszy środek był już spokojniejszy, przytępiło to szum myśli który towarzyszył mu na mieście. Lecz usłyszawszy owe słowa, stojąc i czekając na taksówkę, omal nie podskoczył. Z każdym słowem, zdaniem i głoską biły dzwony w głowie Niemca, maszerował ogrom myśli, uderzały o siebie i zawierały sojusze by znowu obijać się echem w jaźni. Lecz w tych chaosie trwał porządek. Całe szczęście, że jednak był po środku uspokajającym – panika mówiącej osoby mocno nie udzielała się w jego umyśle.
Potwór, krzywda, dziecko? To zupełnie jak mój syn, prawie tak samo... Bestialski sposób? Zapewne tak samo... To wszystko jest nazbyt podobne, nazbyt. Trzy osoby? Czy zwykły człowiek potrzebuje do powstrzyma aż siły trzech? Za dużo podobieństw. Cierpienie, jak miałem mieć dar, ona go ma – oboje tracimy dzieci. Ta sama osoba? Organizacja? Naśladowca mordercy? Możliwe. To jest najstraszniejsze, powoli zaczynam wierzyć w przeznaczenie.
Całe przemyślenia błysnęły i zadrżały wybuchem w głowię Schmita, lecz było okamgnienie, jakby zupełnie nie zdziwiony tym co mówi się do nich, jakby spodziewał się tego. W rzeczywistości już zdążył przemyśleć słowa.

-Uspokój się. To raz. Weź głęboki oddech, policz do dziesięciu do tyłu.

Rzekłszy te słowa zrobił przerwę na zaczerpnięcie oddechu.
Jeśli sprawa jest niepowiązana? Jeśli, to... To mogę pomóc. Zatrzymać dramat, dramat który ja niegdyś przeżywałem. Przeznaczenie? Możliwe, nawet prawdopodobne. Prawdopodobne przeznaczenie? Cóż... Trzeba wyruszyć szybko, może będzie trzeba pomóc. Tylko jak? Użyć daru, narazić innych i siebie? Tak, trzeba będzie, będzie trzeba jak ktoś nie będzie zwykłym mordercą.
Zaczerpnął oddech, spojrzał na ich oboje mówiąc dalej.

-Pojedziemy tam, a Ty mów od razu, dokładnie o co chodzi. To dwa.

Spojrzał na zegarek, zaraz potem na twarz Carmen. Wpatrywał się jej chwile w oczy, jakby nie wiedząc co ma powiedzieć. Sytuacja była prawie kopią. Prawie kopia i to było najstraszniejsze. Chciał coś powiedzieć, pocieszyć, dodać pewności i pędzić tam. Bo chociaż do życia samego dziecka nie podchodził z emocjami, to zależało mu na jego przetrwaniu chyba na równi z matką, jakby widząc pokrótce swego syna, a w domniemanym kacie – zabójcę. Opuścił wzrok na ziemie i milczał, starał się robi coś, co przychodziło mu z wielkim trudem – nie myśleć. Starał się opierać temu gdyż w jaźni już nakreślały się dantejskie sceny tego co chciał zrobić zabójcy swego własnego syna.

-Jedźmy. To trzy.

Na nieskończonej płaszczyźnie umysłu Uwe trwało mocowanie się pustki s pokoju z nadciągającymi obrazami. Podniosłymi scenami niebytu tamtych zdarzeń, kolejnych lat życia syna mieszały się z torturami, zarówno umysłowymi jak i fizycznymi, którymi Uwe miał przelać cały swój gniew na zabójcę, na różne projekcie jego domniemanego wyglądu. Największa tortura, trzeźwo myśleć w stresie, przezywać wiekowe męki każdego swego odczucia. Chociaż z oczyma wlepionymi w nierówności podłoża, gotował się tym wszystkim od środka.

- Jedziemy. To cztery.

Powtórzy swe słowa raz jeszcze, ale bardzo gniewnie by w jakikolwiek sposób wyładować smutek, żal i nienawiść w nim spoczywające.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline