Konrad w dał ponieść się silnym emocjom - zmęczenie ogarnęło jego ciało. Ostatnio nie czuł się najlepiej, w końcu nawet czempion padnie pod ciężarem rekonwalescencji, a później powrotu do stałych treningów. Przyszedł do Marthy na korepetycje, a los zesłał to biedne maleństwo. Dziwne, On już nie daje rady, za to inni aż tryskają chęcią działania.
Nie, to coś więcej niż złamana noga go tak urządziła.
Stał i patrzył jak Martha szykuje wszystko, zostawiając go na pastwę bezczynności.
Napadła go ochota by wziąć którąś z leżących książek, i oddzielić się na chwileczkę w swoich myślach.
Z drugiej jednak strony...
-...trzeba coś wiedzieć-dokończył swoją myśl na głos. Stało się to w momencie gdy Martha poprosiła ich o poczekanie z dala od łóżka.
Spojrzał na Nathaniela, jakby on był jakąś wyrocznią od spraw paranormalnych, a jego ojciec był w FBI.
Trzeba być konsekwentnym w swoim szaleństwie, drogi Konradzie, jak coś wypada ze ściany i jest brudne, to trzeba to zaakceptować, choćbyś nie wiem jak nie chciał. Poczekamy zobaczymy.
Martha krzątała się znowu za zasłoną, więc zgodnie z jej życzeniem zacząłem mówić.
-Fakt pozostaje faktem, i wiem co widzialem-rozpoczął spowiedź Konrad - A wy raczej też to widzieliście. Co do karetki, to poprostu jakoś nie ufam lekarzom.
Po ostatnich słowach rozejrzał się w poszukiwaniu uśmiechu na ich twarzach, jednak Martha pozostawała lekko niewidoczna.
-Gdyby nie ich zalecenia, które trafiły do rozumu rodziców -stwierdza cicho- nie miałbym teraz problemów w szkole.
Zawstydził sie tych słów, i spuścił głowe na dół. Głupie słowa.
Edit
orrected!