Asmodeus przeprosił Maurycego, ksiądz wszedł do ośrodka. Tymczasem upadły w niepysznym nastroju zaczął zmierzać ku Tobie i człowiekowi. TY wiedziałeś co czuł pomniejszy archanioł, niemalże czułeś jak człowiek wyślizguje się mu z dłoni, włóczka i łańcuszek żywota wymyka się spoza objęć i skrzydeł których już nie było i nie będzie. Francisco przerażonym wzrokiem spoglądał na Asmodeusa bo w całym paskudztwie, plugastwie i perwersji jego wyglądu czaiła się groza i gniew mające swój początek wraz z Edenem. Zupełnie jak Ty. Stanął wpatrując się w Ciebie. -Czuje się bardzo zawiedzony. Liczyłam na Ciebie kochany.
Uśmiechnął się katem ust, w źrenicy siliła się złość na wypełźnięcie na wiesz. Lecz była powstrzymywana wolą anioła. -Myślisz, że jak oszczędzisz ich, to Jahwe Cię pokocha? Ten sam z którego ramienia Metatron skazał Azazela na wieczne płomienie i tylko ucieczka z niebios daje mu szanse na odwet? Tan sam Jehowa który umarł za nich, zaślepiony przez Metatrona. Posmakuj śmiertelnika, jego grzechu, otwórz oczy naszemu Bogu na ich niedoskonałość.
Mówił o rzeczach wielkich i podniosłych, o rzeczach skrzydlatych. Nic dziwnego, że człowiek ciągnięty w grzech i swe instynkty popadał równocześnie o błędy, siłując się z samym sobą czy to dzieje się naprawdę i same diabły go odwiedzają czy też nie. Zawsze kiedy czułeś jego zlęknione spojrzenie, czułeś żal i szpilkę w serce. Lecz oczy Asmodeusa były uczuciem zgoła innym. -Uczynię Cię moim sekretarzem, staniemy wraz z Satanaelem pod lilowym tronem. Wybieraj między swymi braćmi, a człowiekiem.
Odszedł, szybkim krokiem pogonił do ośrodka za Maurycym wygrzebując z damskiej torebki plik dokumentów. Lecz zawołany – wróci.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |