Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2008, 16:08   #84
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Ach! Jakże zostało samotne
miasto tak ludne,
jak gdyby wdową się stała
przodująca wśród ludów,
władczyni nad okręgami
cierpi wyzysk jak niewolnica.

(Lm 1,1)


Od strony słońca przybył człowiek, anioł czy cokolwiek innego. Biały garnitur i okulary przeciwsłoneczne w białych oprawkach spoczywały na ciele młodego blondyna. Nadszedł jako przyjaciel słońca bo jego promienie niczym rzemyki opały go i przytulały jak starego przyjaciela, idąc za nim, przed nim i w nim. Wnet wkroczył na boisko wychodząc z solarnych objęć, ukazując pociągłe rysu twarzy i kilkudniowy zarost. Cały czas uśmiechnięty, białe zęby współgrały trochę groteskowo z ubiorem. Bolało Cię, zimny pot oblał ciało, serce zabiło niczym stary dzwon głosząc wojnę, alarm i pogotowie. Niemalże poczułeś napięcie mięśni, ołów wlany do kości, rozszerzenie się źrenic. Lecz organizm pod żadnym pozorem nie chciał uciekać, odmawiał tego.
Morf wygrzewał się pod tym samym słońcem i ogólnie rzeczy biorąc, nie robił sobie w tych chwilach nic z nieznajomego. Wiercił się tylko.

-Witajcie bracia.

Zabrzmiał i jednocześnie zagrzmiał jego głos, skłonił się lekko w Twoja stronę i w stronę Morfa. Ból powoli puszczał swe sidła podobnie jak panika organizmu. Jeden z archaniołów, Uzjel, Moc Boża. Teraz dało się poczuć. Ból z każdą chwila jego zbliżania zelżał, aż wreszcie kiedy siadł koło Ciebie – zniknął i odszedł w niepamięć, w stronę słońca.

-Ambustielu, bracie. Nie lękaj się. Jak zapewne widziałeś, bo widziałeś nas w szpitalu? Mnie i Fanuela? On o tym nie wie, że jestem tu z Tobą.

Uśmiechnął się po raz kolejny lecz tym razem w wyrazie autoironii. Spoglądał wprost na słońce jakby zupełnie go ono nie raziło, jakby szeptało swymi płomykami inspiracje i pasje.

-Mamy wychwytać Was i poddać pod sąd. To wiesz. Lecz przychodzę do Ciebie z prośbą bracie. Proszę, odkup swe winy i idź z nami, mów co czynią nieprawi.

Powstał i przykucnął przed tobą, do końca starał się patrzeć w blaski słońca. Uląkł. Chyba po raz pierwszy archanioł złożył pokłon maluczkiemu, ukorzył się. Brud z boiska chwycił mackami białą tkaninę spodni. Uzjel milczał, widząc Morfa wskakującego na zwolnione przez niego miejsce.

-Na kolanach proszę Cię o opamiętanie. Odkup swe winy, spotkaj któregoś z buntowników, wskaż nam ich więcej. Proszę Cię, masz szansę.

Wreszcie powstał. Nie czułeś już bólu ni rozpaczy kiedy Uzjel podźwigał się z ziemi. Gdzie miał skrzydła? Gdzieś zapewne, on nie upadł tylko zleciał, on nie palił się przy upadku. Spojrzał prosto w oczy, lecz nie w Twoje. Spoglądał na Morfa zaintrygowany, pogrążony w pomyślunku i zastanowieniu.
Nieopodal kolejna grupa dzieci zaczęła zmierzać ku pewnemu boisku w Los Angeles.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline