Mike jak zwykle spokojny odłożył skręcony karabin, kolba z wiśniowego drewna prezentowała się pięknie, cały karabin wyglądał jakby przeszedł długa i dokładną kurację odmładzającą u dobrego rusznikarza. Solo zamyślił się przez chwilę marszcząc czoło. Po czym spokojnym ruchem zdjął znoszoną ramonę i odwrócił ją na lewa stronę. "Podszewką" okazał się być konkretny kevlarowy pancerz z widocznymi tu i ówdzie wzmacniającymi płytkami, całość obszyta była uchwytami systemu modułowego ze starannie rozmieszczonymi ładownicami. Po chwili dołączyła do nich kabura z coltem M1911A1, wersja springfield arms, trzeba było się długo nachodzić by wreszcie znaleźć ten egzemplarz u starego rusznikarza na przedmieściach. Nałożył pancerz dociągając wszystkie paski i ściągacze, podobnie zrobił ze spodniami ukazując kształt wszytych na kolanach pancernych ochraniaczy. Z jednej z ładownic wyłowił zestaw słuchawkowy z laryngofonem i podpiął do swojej starej nokii którą wetknął do innej ładownicy. Na głowę naciągnął kominiarkę, na czole umieścił gogle-lustrzanki. Na telefonie wybrał numer Andrew i wsłuchał się w sygnał, dobrze, że po powrocie wydobył od Hansa kontakty do wszystkich starych znajomych. Głos kumpla usłyszał w chwili kiedy składał się do strzału oparty o krawędź dachu. -Cześć tu Mike. Ktoś was wrobił, Ci z którymi macie walczyć wiedza, że jesteście przygotowani i uzbrojeni, na pewno się zabezpieczyli. Jako twój kumpel radzę ci stary zbieraj swoich i spadajcie stamtąd bo za chwilę może być naprawdę gorąco i to nie tym którzy przyjechali tłumić zamieszki. Nie mogę dłużej gadać, trzymaj się i nie daj się głupio zabić.
Rozłączył się nie dając chłopakowi czasu na reakcję. Dalmierz w optyce usłużnie podał dystans do celu, siła i kierunek wiatru z zestawu meteo, ustawienie poprawek było dziełem chwili. -Szykuj się Alex, zaraz poślę mu kulkę z pozdrowieniami i zwijamy dupy.
Mike dopiero teraz załadował do broni magazynek, dziesięć starannie wykonanych na zamówienie nabojów o zwiększonym ładunku prochowym. Zamek przy przeładowaniu wydał odgłos będący muzyką w uszach strzelca wyborowego, idealnie bez zgrzytów jeden z nabojów o polerowanej główce pocisku znalazł się w komorze broni, gotów by ponieść śmierć. Mike starannie wycelował w głowę, ten świetlny tatuaż był jak bullseye w tarczy, ułatwiał celowanie tak że trafienie w głowę było zadaniem wręcz śmiesznym. Wstrzymany oddech i palec spokojnym jednostajnym ruchem ściągający język spustu. Strzał i pchnięcie kolby w ramię. Mike spokojnie podniósł się słysząc szept przyklejonego do lornetki Alexa: -Trafienie potwierdzone, cel zlikwidowany. Zwijamy się.
Zanim skończył mówić jego towarzysz już upchnął dragunowa w długim pokrowcu i przewiesił na pasie przez plecy. Kiedy razem biegli do zejścia z dachu Mike dokręcał tłumik do wyjętego z kabury pistoletu. W tej chwili nie zależało im na "rozgłosie", zadnie główne wykonane, zarobili swoją pensję, teraz najważniejsze było wyniesienie cało swojej dupy. A to najlepiej zrobić po cichu i chyłkiem. Biegli jeden za drugim klatka schodową w dół, winda była zbyt niebezpieczna, łatwo ja zatrzymać między piętrami albo zwyczajnie spuścić bez hamowania na dół. Teraz ważne było by w ciągu następnych pięciu do ośmiu minut znaleźć się w odległości minimum dwóch tysięcy metrów od miejsca akcji. Liczyła się szybkości i synchronizacja. Determinacja i siła ognia tylko w najgorszym wypadku.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |