Jakżeż ja się uspokoję -
pełne strachu oczy moje,
pełne grozy myśli moje,
pełne trwogi serce moje,
pełne drżenia piersi moje -
jakżeż ja się uspokoję ...
Ten ból! Ta Biel, ukochany przez słońce odziany w biel przyszedł. Syn powietrza, Moc Boża,
Uzjel. Czyli to koniec. Wszechogarniająca panika, trudny do złapania oddech, ołów w nogach. Ucieczka nic nie da. Tak krótko, tak krótko miał czas na życie i już teraz dogoniły go grzechy. Sam zresztą o to prosił, nieprawdaż? Ale nie tu, nie tu! Nie tu, gdzie są dzieci.
Tylko dlaczego
Morf nie ucieka? Cholerny kot. Myśl, że ten czarny zwierz o szkarłatnych źrenicach mógłby być
Form... nie to jakiś absurd! Ale wszystko jednak wskazuje na to, że to jednak jest któryś z upadłych braci. Może dlatego jest tak uparty?
Słuchał w milczeniu, czekając. Właściwie pogodził się ze swoim losem. Zasłużył na karę i sąd.
Uzjel zaskoczył go zupełnie.
- Przestań! Wstań! - powiedział słabo, kiedy archanioł się przed nim pokłonił.
A potem pojawiła się propozycja. Szansa tak? Nie, nie było szansy. Nie wierzył, że mógłby porzucić to występne uczucie wobec jednego z braci. Ponownie złamałby prawo. Ale czemu nie pobawić się w zdrajcę? Znów.
"Jestem najgorszy ze wszystkich."
-
Jeśli chcecie porozmawiać na osobności, to się nie krępujcie. - wyciągnął papieros z paczki i zapalił, udając że nie obchodzi go wymiana spojrzeń między
Morfem a Uzjelem. Skąd brała się ta zazdrość?
"Sam jestem ciekaw, co tym razem wymyśli ten czterołapy. Zabawne, że zawsze robię to, czego on ode mnie chce."
-
Usiądź Archaniele. To ja powinienem klęczeć, a nie ty. -
Ambu zrobił więcej miejsca
Ujzelowi na ławce, samemu siadając na ziemi i wsparł się o nią plecami.
- Asmod chce mnie zwerbować.
Zapadła cisza.
Zdrajca. Zdrajca. Zdrajca. Gdzie się nie pojawi, już zawsze będą o nim tak myśleć. To ten
zdrajca Ambusitiel. Niech myślą. Niech mówią. Co za różnica, kiedy i tak jest się skazanym na potępienie?
-
Zrobię to, o co mnie prosisz, ale nie dla siebie. - zaciągnął się papierosem. -
Chcę, abyś wstawił się za Formidielem u Pana. Wiem, że upadł.
Zabolało go serce. Gdyby milczał. Albo trzymał go na dystans. Teraz już nic nie pozostało. Zniszczył tego, którego cenił ponad wszystkich.
- To raczej nie jest wygórowane wymaganie. Myślę, że mnie samego nic nie uratuje przed Gniewem Najwyższego, dlatego niech przynajmniej uratuję czyjąś duszę...