Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2008, 00:05   #51
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
-Wybacz że tak nagle zmusiłem cię do opuszczenia towarzystwa dam. -doktor przez chwilę jakby wahał się szperając w barku. Po chwili postawił przed sobą dwa spore kieliszki, których delikatne brzegi udekorowane były roślinnymi motywami. Doktor delikatnie oparł na jednej z nich ozdobną, srebrną łyżkę. Była dziurawa, taką ją wykonano i wcale nie powodowało to że stawała się zaledwie dekoracyjnym przedmiotem. Clarence zapewne dobrze wiedział do czego za chwile zostanie użyta, zgodnie ze swoim przeznaczeniem.

-Myślę że tak będzie lepiej dla wszystkich. My chyba powinniśmy porozmawiać szczerze o kilku sprawach. Tam poleje się zapewne jeszcze wiele łez. Nie potrzeba im zbędnej widowni. Lukrecja może sprawia wrażenie drobne i delikatnej istoty, ale jest naprawdę dojrzałą choć młodą kobietą i poradzi sobie tam lepiej niż nawet najlepszy lekarz, jestem tego pewien.

Brendan uniósł ją, pośpiesznie, jak gdyby z roztargnienia pomylił kolejność wykonywanych czynności. Szybko naprawił niedopatrzenie i kieliszki wypełnił alkohol o charakterystycznej, jasno zielonej barwie. Doktor umieścił na łyżeczce dużą kostkę białego cukru. Następnie, powoli zaczął ją polewać krystalicznie czystą wodą z dzbanka. Lał ciecz bardzo powoli, pozwalając by powstały na sztućcu syrop, mógł miarowo zlać się do naczynia z alkoholem. Ciesz mętniała z każdą spadającą do niej kroplą.

-Clarence, wybacz moje zachowanie, tam na dole.-westchnął. -Człowiek nie jest już tak młody jak wtedy, gdy razem odkrywaliśmy świat. Mimo że minęło zaledwie kilka lat, wiele się zmieniło. Nie oszczędzaliśmy się, ani nas nie oszczędzano. Cholerna wojna o kawałek skalistej pustyni, a potem... sam przecież pamiętasz jak naprawdę wyglądało życie weterana. Oj Królowa nie byłaby szczęśliwa wiedząc jak w Indiach czas spędzali "nasi dzielni chłopcy". Wszystko kosztuje. Czas płynie nieubłaganie. -doktor w tym momencie zrobił znaczącą pauzę. To że byli osobami, jak to się teraz zwykło określać "nadwrażliwymi", wiedzieli o sobie obaj od lat. Wtedy jednak doktor nie łączył ekscentrycznego towarzystwa w jakim obracał się Aspen, z jego obecną Tradycją. Nigdy żaden nie zagrał w otwarte karty i dziś przychodziło za to zapłacić niemiłymi komplikacjami.

Wiele się od tamtego czasu zmieniło - pomyślał. -Dziś już niema Porządku Rozumu, a Krąg Hipokratesa do którego wtedy należałem nie jest już ta samą organizacją w której ideały tak naiwnie wierzyłem. Może lepiej że tego nie wiesz.

-Clarence, nawet nie wiesz jak się cieszę, że znów się widzimy. Chociaż okoliczności są doprawdy niesprzyjające. Nim jednak wytłumaczę ci co się tutaj tak naprawdę dzieje musimy zagrać w otwarte karty. -podał pianiście kieliszek, a sam dzierżąc swój, rozparł się wygodnie na sofie.

-Dziś wiem kim są ludzie z którymi przystawałeś wtedy, przyjacielu. Wiem, że podobnie jak ja, większość z nich obecnie lubuje się w Zielonej Wróżce. Nasi ówcześni znajomi, ci którzy oczywiście nie trafili dzięki temu do zamkniętych ośrodków, dziś należą do hm... nieformalnego klubu dżentelmenów. Kult Bachusa. Ta nazwa mówi ci coś więcej niż tylko wspomnienia z nauk o mitach starożytnych greków i rzymian, prawda? -to była bardzo ryzykowana wypowiedź, ze strony doktora. Dobrze pamiętał gadatliwość i plotkarstwo Clarence'a. Jeśli źle go jednak ocenił i teraz na wózku siedział przed nim kaleka, nie tyko na ciele, ale i na umyśle, mogło to sprowadzić na nich obu sporo kłopotów. Niestety, nie mieli czasu na długie podchody.
 
Ratkin jest offline