Uzjel nie usiadł. Tylko przyglądał się Morfowi, po chwili błękitne oczy przeskoczyły na Twe oblicze. Uśmiechnął się pod nosem. -Twój kot to z jednej strony zwierze, z drugiej dzieło stwórcy. Z trzeciej...
Wyjął z marynarki kompas. Spojrzał z radością na grupkę przedszkolaków nieporadnie kopiących piłkę która stanowiła nie lichą część ich ciał. Pogłaskał Morfa i spojrzał na słońce. Już nie obserwował Cię, lecz promyki słońca jakby cos z nich wyczytując. -Formidiel, jeden z naszych braci. Dobrze, poświęcenie świadczy o Tobie jeszcze lepiej. Będzie jak chcesz. Gdzie miałeś się spotkać z Asmodeuszem? Albo, nie, lepiej nie mów, wtedy musiałbym tam przybyć. Za dwa tygodnie postaram się do Ciebie dotrzeć. Uważaj kiedy będę z Fanuelem, on teraz zabrał pod sąd Mefistofela i nie uważa takich... metod.
Wyjął z kieszeni trochę wątróbki w worku. Położył ją przy Morfie. Potem zaczął szukać jeszcze czegoś po kieszeniach, spoglądając na ciebie. Lecz teraz spojrzenie było zimne jak ostrze miecza, przebijające się poza okulary i mrożące krew w żyłach. Twarz niczym rzeźbiona z kamienia. Wnet wyjął z kieszeni i złożył na Twe dłonie mały brylancik. -Jest to jedna z gwiazd skradzionych przez Mefistofela. Oddasz mi ją przy następnym stopniu. Ufam, że spotkamy się na przyjaznej stopnie, bracie.
Odszedł powolnym krokiem. Stado miejskich, szarych gołębi wzbiło się w powietrze przykrywając jego sylwetkę i słońce chylące się ku swemu upadkowi. On znikł, a jego słoneczny przyjaciel zaczął znikać ku nocy.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |