Wszystkiego mógł się spodziewać Pan Jaksa, ale nie uczynku takiego.
Gdy padł strzał na Pana Mateusza nie patrzył, ale nawet gdyby to i robił, to i tak strzałowi zapobiec by nie zdołał.
Zaskoczony słów Pana Ankwicza wysłuchał i na wychodzącego patrzył bez słowa. Potem dopiero, gdy ów wyszedł z karczmy, otrząsnął się nieco.
- Myślę, że to nie kara była, jeno litość. Widno uznał Pan Ankwicz, że dla człeka owego bezrozumnego - tu Pan Jaksa na zwłoki karczmarza wskazał - śmierć lepsza, niźli życie takowe - rzekł. - Do Bonifratrów trafić powinien, nie pod sąd, bo sprawiedliwość boska go dosięgła. Co widzieliśmy.
Potem rozejrzał się i powiedział:
- Roboty więcej nas czeka, skoro Pan Ankwicz - spojrzał przez okno na siadającego na konia - odjechać raczył. Mimo wszystko - rozejrzał się dokoła - posprzątać to musimy. |