Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2008, 22:49   #1
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
FANTASY#2 - Prolog - Północne miasto


FANTASY#2


Listy zostały rozesłane, plotki rozpuszczone, odpowiednie sznurki pociągnięte, a teraz wystarczyło czekać, aż zjawią się goście i dołączą do gry. Jej stawka była wysoka. Wygrani zgarniają całą pulę, przegrani…przegrani raczej nie wrócą już do swych domów.

MIASTO OŚMIU WĘŻY


Zima tego roku była wyjątkowo ciężka, a w połączeniu z marnymi plonami oznaczało to tylko jedno. Głód. Potężne i dumne miasto Ośmiu Węży, borykało się z problemami gorszymi niż najazd sąsiadów. Było rozrywane od wewnątrz. Codziennie zamarznięte ciała były wywożone poza miasto i palone. Najbiedniejsi, nie mając wielkiego wyboru wybierali ścieżkę zbrodni, a dzielnice, w których zamieszkiwali stały się niezwykle niebezpieczne. Ludzie bali się, a nie było nic gorszego niż przerażony tłum gotów na wszystko. Na domiar złego trakty były trudno przejezdne, tak, więc wielu kupców omijało miasto szerokim łukiem. Tylko głupcy bądź szaleńcy mogliby chcieć pakować się w takie piekło…


Tych o dziwo nie zabrakło. Odpowiedzieli liczniej niż Serafin się spodziewała, lecz dzięki temu miała, w kim wybierać. Pozostało uwolnić, jeszcze tego zgrzybiałego starca, któremu nie zostało już za wiele czasu. Postanowiła wedle wskazówek Wyszemira podzielić ich na zespoły i urządzić im małe zawody.


DRUŻYNA BRĄZOWA - godzina 9.00
Anthel, Ben, Tom, Feryn Ger, Sara Vassenar, Ignacy z Mergott

Karczma „Złote kły dzika” niewiele miała wspólnego ze złotem, już prędzej z wszędobylskim kurzem, jaki zalegał w wielkiej głównej sali. Klientela najwyraźniej nie dopisywała od dłuższego czasu, a widok siedmiu osób siedzących przy jednym stole był dla wychudłego karczmarza niemal wybawieniem. Obskakiwał gości, nie odstępując ich niemal na krok, aż wreszcie poirytowana białowłosa kobieta musiała w niedelikatny sposób oświadczyć żeby zjeżdżał. Ten dziękując w duchu za jakichkolwiek gości nie myślał się wykłócać i kłaniając się nisko, szybko zniknął za ladą. W całej sali było zaledwie troje innych osób, tak, więc miejsce to zapewniało sporo prywatności.

- Na czym to ja skończyłam? A tak…- ciągnęła Serafin. – Skoro przybyliście do tej dziury zakładam, że jesteście zainteresowani ofertą dołączenia do organizowanej wyprawy. Nasze warunki są następujące. Wy dostajecie połowę skarbów, my połowę. Warunku nie podlegają pertraktacji. Jeśli ich nie akceptujecie to żegnam. – uśmiechnęła się wrednie. – Nie ma jednak lekko. Mój ech…partner i główny pomysłodawca całego przedsięwzięcia, stary zrzędliwy dziad Wyszemir, został złapany przez miejscowych strażników i jest teraz przetrzymywany w Wieży Czterech Węży w północnej części miasta. Bez niego cała wyprawa jest skończona, tylko on ma niezbędne mapy. Waszym pierwszym zadaniem będzie wyciągnięcie go stamtąd, w przeciągu dwóch dni. Za ten czas…no cóż, władzę skrócą go o głowę. – wykonała jednoznaczny gest wokół szyi.

- Gdyby tego było mało, będziecie mieli konkurencję w postaci podobnej wam ekipy. Nie tylko wy przyjęliście nasze zaproszenie współpracy. W wyprawie weźmie udział ta drużyna, która pierwsza uwolni Wyszemira. Teraz stanowicie jeden zepsuł i razem zostaniecie rozliczeni. Wszystkie chwyty dozwolone. Jasne?

Kobieta ponownie uśmiechnęła się paskudnie i rzuciła w kierunku Anthela prosty pierścień z brązowym kamieniem.
- Zostałeś liderem tego zespołu i to do ciebie będzie należało rozstrzyganie spornych decyzji. Kto posiada pierścień, ten posiada władzę, nie na odwrót. – mrugnęła porozumiewawczo i wstała od stołu.

- My tu gadu, gadu a ja muszę się śpieszyć. Życzę powodzenia, przyda wam się. – rzuciła na pożegnanie i szybko wybiegła zostawiwszy obcych sobie ludzi z zasadami gry, w której nie spodziewali się wziąć udziału.

Dwie minuty później…

DRUŻYNA NIEBIESKA - godzina 9.15
Detlef, Alemir, Absynth, Skrzypek, Bielan, Ronhaar

Karczma „Złote poroże jelenia”, prosperowała całkiem nieźle jak na niezwykle chudy okres. Gości nie brakowało, przyjemny zapach potraw unosił się z kuchni, a młode uśmiechnięte kelnereczki uwijały się między klientami. Wszystko pięknie, tylko gdzie się podziewali ich pracodawcy?!

Drzwi do alkierza otworzyły się z hukiem.

Do izby wpadła rozpędzona i spóźniona Serafin. Kazała na siebie czekać prawie dobrą godzinę, drugiej grupie sześciu osób. Szybko zlustrowała ich swoim urokliwym spojrzeniem. Krasnolud, ktoś wyjątkowo brzydki o szaro-brunatnej twarzy i czwórka ludzi, w tym jedna młoda dziewczyna, którą Serafin mogłaby przysiąść, że kojarzyła z jednej karczmy.

- Tak to ja jestem Serafin i wiem spóźniłam się. – powiedziała lekko zdyszana na wstępie. – Terminy mnie gonią, rozumiecie te tajne plany i spotkania, więc nie przerywajcie i dajcie mi dokończyć moją propozycję.

Wzięła jeden pełny kufel ze stołu stojący przed krasnoludem i nie wysilając się na jakieś uprzejmości wychyliła spory łyk złocistego napoju.

- To teraz do rzeczy. Ja wraz z takim jednym starym wrzodem na tyłku, organizujemy wyprawę, na której będzie się można bardzo obłowić. Celem wyprawy będą Kraina Bogów. - gdy to wypowiadała z ciekawością zerkała na reakcję zebranych. – Wiem jak to brzmi, jednak to prawda. Co zaś będzie się wiązało z nielichym zyskiem, który podzielimy w następujący sposób. Wy bierzecie połowę, my połowę, przy czym nie sądzę, żeby ktoś wyszedł bez góry złota.

Kolejna seria łyków piwa…

- Istnieje jednak pewno „ale”. Nie znamy waszych możliwości i musimy was sprawdzić w akcji, a tak się składa, że ten stary wrzód, o którym wspominałam został wtrącony do więzienia w Wieży Czterech Węży w północnej stronie miasta. On posiada, pewną mapę, bez której cała wyprawa nie dojdzie do skutku, a więc musimy, a konkretniej to musicie go uwolnić. Macie na to dwa dni, ponieważ potem to z Wyszemirem porozmawia tylko kat.

Kolejny pierścień, tym razem z kamieniem koloru niebieskiego, powędrował pod ręce Detlefa. – Trzymaj, to za to piwo. Osoba mająca pierścień jest oficjalnie liderem zespołu i do niej będzie należało rozstrzyganie spornych kwestii.

Serafin nie zwalniając tempa już szła w stronę drzwi, lecz zanim minęła próg odwróciła się jeszcze na pięcie i dodała mały szczególik. – Czy wspominałam, że macie konkurencję w postaci drugiej równie licznej drużyny? Która pierwsza dotrze do Wyszemira, ta wygra bilet na wyprawę, a więc kto pierwszy ten lepszy. Aha wasi przeciwnicy są w karczmę po drugiej stronie ulicy…

Za nim ktoś zdążył zbombardować ją gradem pytań, błyskawicznie wyśliznęła się z alkierza. Tyle ją widzieli. Spóźniła się, mówiła szybko, lecz przedstawiła konkretną ofertę. Czy bohaterowie, będą w stanie się dogadać i podjąć współpracę?


Gdzieś wewnątrz Wieży Czterech Węży.

Krew ściekała po brodzie staruszka, który zamglonym wzrokiem spoglądał na swojego oprawcę i zarazem osobę przesłuchującą go od samego początku odkąd trafił do tego zapchlonego więzienia.

- Będziesz gadał starcze? Nawet nie wiesz ile jeszcze bólu jestem w stanie ci zadać. – spokojny głos kapitana Wasylego, denerwował Wyszemira i gdyby nie to mogliby się zaprzyjaźnić. Nie lubił zadawać innym bólu ponad to co było niezbędne, a ten bydlak najwyraźniej się tym rozkoszował.


- Dalej uważam, że twoja matka musiała się zaspokajać z jakimś ślepym osłem skoro wyszedł z niej taki muł, ale powiem wszystko. – spodziewał się kolejnego uderzenia, które jednak nie nastąpiło. Po wielu dniach, a może nocach bezowocnych przesłuchań sam MIASTO OŚMIU WĘŻY
był ciekaw, co ma do powiedzenia niedołężny staruszek.

- To chyba oczywiste, że sam nie byłbym w stanie spalić miasta z moim kalectwem. Byłem tylko mózgiem całej operacji, a teraz moi ludzi z pewnością są już w mieście i niedługo tu się zjawią wypierdku. – tym razem uderzenie nie ominęło twarzy zielarza.

- Mój kochanieńki, zadbam o to, żeby twoi ludzie byli odpowiednio przywitani. Już ty mi o nich opowiesz. – jak zwykle na twarzy Wasyla nie zagościła choćby najmniejsza odznaka jakichkolwiek uczuć.

„Przekonamy się ile sam bólu będziesz w stanie znieść. Już niebawem…”
Wyszemir zdążył pomyśleć zanim kopniak pozbawił go przytomności.
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 21-11-2008 o 00:38.
mataichi jest offline