Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2008, 23:01   #1
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
FANTASY#2 - Prolog - Południowe miasto


FANTASY#2


Listy zostały rozesłane, plotki rozpuszczone, odpowiednie sznurki pociągnięte, a teraz wystarczyło czekać, aż zjawią się goście i dołączą do gry. Jej stawka była wysoka. Wygrani zgarniają całą pulę, przegrani…przegrani raczej nie wrócą już do swych domów.

MIASTO OŚMIU WĘŻY


Zima tego roku była wyjątkowo ciężka, a w połączeniu z marnymi plonami oznaczało to tylko jedno. Głód. Potężne i dumne miasto Ośmiu Węży, borykało się z problemami gorszymi niż najazd sąsiadów. Było rozrywane od wewnątrz. Codziennie zamarznięte ciała były wywożone poza miasto i palone. Najbiedniejsi, nie mając wielkiego wyboru wybierali ścieżkę zbrodni, a dzielnice, w których zamieszkiwali stały się niezwykle niebezpieczne. Ludzie bali się, a nie było nic gorszego niż przerażony tłum gotów na wszystko. Na domiar złego trakty były trudno przejezdne, tak, więc wielu kupców omijało miasto szerokim łukiem. Tylko głupcy bądź szaleńcy mogliby chcieć pakować się w takie piekło…


Tych o dziwo nie zabrakło. Odpowiedzieli liczniej niż Serafin się spodziewała, lecz dzięki temu miała, w kim wybierać. Pozostało uwolnić, jeszcze tego zgrzybiałego starca, któremu nie zostało już za wiele czasu. Postanowiła wedle wskazówek Wyszemira podzielić ich na zespoły i urządzić im małe zawody.


DRUŻYNA FIOLETOWA – godzina 10.00
Halaz Or-Utain, Macha, Rain, Almirith, Kherr Khazad, Brago Ustinov, Herażtin

No cóż, nie wszyscy mogli mieć szczęście…

Ulica Żebraków, była obecnie jednym z najniebezpieczniejszych miejsc w mieść. Tutaj nie sięgało żadne władztwo, a pachołkowie księcia Ludgiera omijali ją z daleka. To tutaj, można było dostać sztyletem pod żebra o każdej porze dnia i nocy, bez konkretnych powodów…a teraz, kiedy w mieście panował głód, powodów było, aż za wiele.

Speluna na samym końcu ulicy, była jedną śmierdzącą i brudną dziurą. Nikt nawet nie znał jej nazwy, a szyld na zewnątrz dawno został zerwany i wykorzystany jako drewno na opał. W środku było naprawdę tłoczno, po całej sali walali się obszarpańcy i podejrzane persony, nie wzbudzające ni krzty zaufania. Najgorszy był jednak smród niemytych ciał wymieszany z zapachem zepsutego jedzenia i rzygowin. Tylko stali bywalcy, byli na ten odór najwyraźniej uodpornieni.

Serafin poważnie się napracowała zanim zebrała wszystkich do jednego okrągłego stolika. Była to nie tylko najliczniejsza, ale i najdziwniejsza ekipa. Szczególne zainteresowanie wzbudzał dziwacznie wyglądający Halaz Or-Utain, przedstawiciel nietypowego i niezwykle rzadkiego rodu. Nie mniej dziwaczny wydawał się Herażtin, podziemny gnom.

- Dobra, jesteśmy wszyscy. – uśmiechnęła się białowłosa. – Mam nadziej, że podoba wam się miejsce jakie wybrałam. Trochę obskurne, ale ma swój klimat.

Widząc jednak, że zebrani nie wykazywali jej entuzjazmu, lekko się zmieszała, lecz nie straciła rezonu.
- Dobra pewnie chcecie usłyszeć o co będzie się toczyła cała stawka.

- Ale czy to rozsądne, rozmawiać o tych rzeczach w takim miejscu?

- No chyba nie boicie się konkurencji. Serafin machnęła ręką uspokajająco. – Tymi ochlapusami nie macie co sobie zaprzątać głowy. Na pewno już wiecie, że na naszej wyprawie będzie można zarobić, bardzo dużo zarobić. Udamy się do samej Krainy Bogów, i zgarniemy ile będziemy w stanie unieść. Połowa łupów dla was, połowa dla nas, czyli dla mnie i mojego wspólnika. Jeśli wam to nie odpowiada, to dłużej nie będę nikogo zatrzymywać. – odczekała kilka chwil i nie widząc, aby ktoś wstał od stolika kontynuowała. – Mamy tylko mały problem, wspomniany „wspólnik”, dziadyga Wyszemir, został schwytany przez strażników i umieszczony w Wieży Czterech Węży w południowej części miasta. Waszym pierwszym zadaniem i testem umiejętności będzie polegało na wydostaniu go w ciągu dwóch dni, zanim rozprawi się z nim kat.

Parę par ciekawskich uszy, siedzących nieopodal łapczywie wyłapywało informację, jak tylko usłyszeli magiczne słowa: zarobić, zgarniemy, łupów. Serafin nie robiła sobie z tego za wiele i nie oporów paplała dalej.

- Żeby zadanie nie było takie nudne, będziecie mieli konkurencję. Drugą drużynę, choć mniej liczną. Która ekipa pierwsza uwolni Wyszemira ta zdobędzie pierwsze punktowane miejsce. Nie ma nagród pocieszenia dla przegranych. A teraz wybiorę spośród was lidera…hmmm masz chomiczku. – pierścień z fioletowym kamieniem znalazł się w łapkach hybrydy. – Jesteś odpowiedzialny za całość i decydujesz w przypadku sporów. Gotowi do startu, start. Ja idę odpocząć.

Kobieta wstała i nie pożegnawszy się zaczęła przeciskać się kierunku wyjścia. Jakiś obleśny facet przy ladzie, nie omieszkał tak pięknej kobiety zmacać po tyłku, gdy przechodziła…cóż nie wszyscy mogli mieć szczęście. Parę sekund później, ten niewyżyty zboczeniec stracił kilka przednich zębów.

Czy drużyny zaufa dziwnemu stworzeniu i będzie w stanie wykonać wcale nie tak proste zadanie?


DRUŻYNA ZIELONA – godzina 10.00
Biały Kruki, Rizzen, Aaron Huesmann, Vincent Blackborne, Morgan, Isebrin

Szóstka postaci marzła i stała wpatrując się w siebie z nieufnością. Nie posiadali wątpliwości, że zgromadzili się tutaj w tym samym celu. Wszyscy musieli odpowiedzieć na niezwykle intratną propozycję wyprawy, inaczej na pewno nie staliby jak kołki na samym środku zrujnowanej świątyni Sylibi, starej bogini mroźnego wiatru. Tylko gdzie do licha podziewał się ich pracodawca?

Usłyszeli zbliżające się kroki, należące do jednej osoby. W wysadzonych razem z futryną drzwiach, pojawił się mały chłopaczek, zawinięty w mnóstwo szmat, z których wystawała jego czerwona od mrozu twarz i drobne rączki. Poczynił kilka drobnych kroków w kierunku nieznajomych i rzekł niepewnym głosikiem.

- Piękna pani Serafin kazała wam to oddać. – w swoich łapkach trzymał niewielką kopertę, którą złożył ostrożnie na ręce Białego Kruka - najbliższej osoby. Chłopaczek jeszcze przez chwilę z podziwem przyglądał się drużynie, po czym przestraszony czmychnął na zewnątrz.

- Co my tu mamy…- najemnik zaczął czytać na głos.

Przykro mi, że osobiście, nie mogłam się zjawić i przepraszam was za to. Niemniej oferta pozostaje aktualna, połowa łupów w wyprawie do Krainy Bogów będzie należała do was, nie więcej. Zmieniły się tylko warunki zabawy…Wyszemira, człowiek posiadający niezbędną nam mapę i wiedzę, dzięki, której jest w stanie ją odczytać, został uwięziony w Wieży Czterech Węży w południowej stronie miasta. Jeśli jeszcze nie zrezygnowaliście, to waszym pierwszym zadaniem jest wydostanie tego głupca z więzienia. Najlepiej żywego, choć możecie go trochę poturbować. To nie wszystko. Stawka jest tak wysoka, że nie tylko będziecie musieli wykombinować jak go stamtąd wyciągnąć, ale również być szybszym od konkurencji to jest przeciwnej drużyny i topora kata, który za dwa dni skróci Wyszemira o głowę. Drużyna, która sobie jako pierwsza poradzi, weźmie udział w wyprawie. A teraz mam małą wiadomość, do osoby czytającej list. W kopercie znajduje się mały pierścień – jest twój. Ten kto ma pierścień, jest aktualnym liderem zespołu i on dowodzi w razie jakiś niezgodności. To takie ciekawe utrudnienie. Powodzenia!

Serafin



Rzeczywiście na dnie koperty znajdował się pierścień z zielonym kamieniem. Tylko co to wszystko miało oznaczać? Nikt nie skontaktował się z nimi osobiście, a teraz mieli jeszcze zostać poddani najwyraźniej jakiemuś testowi. Niedorzeczność. Szkopuł w tym, że mogło oznaczać to tylko jedno…gra była warta świeczki.


Gdzieś wewnątrz Wieży Czterech Węży.

Krew ściekała po brodzie staruszka, który zamglonym wzrokiem spoglądał na swojego oprawcę i zarazem osobę przesłuchującą go od samego początku odkąd trafił do tego zapchlonego więzienia.

- Będziesz gadał starcze? Nawet nie wiesz ile jeszcze bólu jestem w stanie ci zadać. – spokojny głos kapitana Wasylego, denerwował Wyszemira i gdyby nie to mogliby się zaprzyjaźnić. Nie lubił zadawać innym bólu ponad to co było niezbędne, a ten bydlak najwyraźniej się tym rozkoszował.


- Dalej uważam, że twoja matka musiała się zaspokajać z jakimś ślepym osłem skoro wyszedł z niej taki muł, ale powiem wszystko. – spodziewał się kolejnego uderzenia, które jednak nie nastąpiło. Po wielu dniach, a może nocach bezowocnych przesłuchań sam MIASTO OŚMIU WĘŻY
był ciekaw, co ma do powiedzenia niedołężny staruszek.

- To chyba oczywiste, że sam nie byłbym w stanie spalić miasta z moim kalectwem. Byłem tylko mózgiem całej operacji, a teraz moi ludzi z pewnością są już w mieście i niedługo tu się zjawią wypierdku. – tym razem uderzenie nie ominęło twarzy zielarza.

- Mój kochanieńki, zadbam o to, żeby twoi ludzie byli odpowiednio przywitani. Już ty mi o nich opowiesz. – jak zwykle na twarzy Wasyla nie zagościła choćby najmniejsza odznaka jakichkolwiek uczuć.

„Przekonamy się ile sam bólu będziesz w stanie znieść. Już niebawem…”
Wyszemir zdążył pomyśleć zanim kopniak pozbawił go przytomności.
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 20-11-2008 o 23:10.
mataichi jest offline