Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2008, 13:05   #127
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Najgorszy w tym wszystkim był kompletny brak orientacji. To ilu ich jeszcze zostało? Czy to jest liczba, z jaką oddział, którym dysponował de Werve może sobie poradzić? Gdzie są inni najemnicy, czy żyją?
Anka nie wiedział nawet ile osób jest potrzebnych do obsługi cholernego moździerza. Skąd ta broń strzela i czy myśl, że trzeba koniecznie zlikwidować jej załogę, nie jest kompletnie bez sensu. Nie wiedziała ile trwa ładowanie tego działka i czy między kolejnymi strzałami może podnieść się i skakać. Nie była przygotowana na chaos, w jakim uczestniczyła. Dotąd oficerem dowodzącym była łódź ogniskując ich skutecznie i nadając kierunek działaniom, ale dziurawa mogła nie podołać obowiązkom.
A na domiar złego, dziurawa nie udźwignie ich wszystkich.
Liczyła sekundy między wystrzałami. Zdążyłaby przeskoczyć. Ale kazano jej leżeć. Nie wiedziała dlaczego. Chodzi o to, że leżącego trudniej z tego moździerza trafić? To już ewakuacja dzieci nie jest priorytetem?
I cały czas przed oczami ciała zastrzelonych dziewczynek i nadspodziewanie głośno brzmiący w głowie okrzyk Haldera. Zginąć w chwili, gdy tak się zawiodło własne oczekiwania. Gdy czujesz jak prawdę o tobie rzeźbią ostre słowa.

Sekundy mijały, moździerz nie strzelał. Wstali i kontynuowali przerzucanie. Nie zadała cisnących się na usta pytań, bo nie mogły paść na nie żadne zadowalające odpowiedzi.
Dzieci na łodzi może miały jakieś szanse. Tylko, co z resztą?

Znowu Halder był tym, który przejął inicjatywę. Anka wyniosła z domu lekką niechęć do Niemców, jako odwiecznych antagonistów jej pierwszej ojczyzny. Co ciekawe, podzielała opinię swego ojca, bo tu w Afryce pewne doświadczenia wolniej odciskały się w zbiorowej świadomości, że to z natury nieuleczalni romantycy i niezdolni do czynu filozofowie. Halder był jednak Niemcem nowego typu. Nie bał się mówić innym, co mają robić, a w otaczającym ich chaosie było to niezwykle ważną zaletą.
Kiwała głową, gdy wszystko im wyjaśniał.
Prawdę mówiąc, wolałaby być w tej chwili mężczyzną i iść strzelać do Simba zamiast tu zostać, pilnując maluchów i modląc się o ocalenie.
Ale dzieci zasługiwały na dodatkową szansę, jeśli najemnikom by się nie powiodło. Jeśli… Odpędziła od siebie tę myśl.

Nagle opuściło ją całe przerażenie. Jakby poddała się rzeczywistości. Będzie się modlić, bo teraz akurat to może zrobić, a potem, jeśli nie usłyszą tej sekwencji strzałów najwyżej same spróbują ocalić dzieci, licząc na łaskę Rzeki.
I jeśli będzie musiała, da radę pociągnąć za spust i przy swojej głowie. Śmierć przecież nie jest końcem.

- Do widzenia. – odpowiedziała Niemcowi po polsku.
Jasne, że pocałunek Haldera ją zaskoczył. Ale nie była zła, ani oburzona, trochę zawstydzona, choć nie samym pocałunkiem, bo on był elementem sytuacji, w której się znaleźli, jej najmniej chorym detalem, a nie żadną gra między dwojgiem ludzi, zawstydzenie wzięło się z własnej chęci przedłużenia tej chwili, chęci niewypowiedzianej, niepokazanej, ale prawdziwej, choć przecież nie powinno być wstyd chcieć żyć.


Przeskoczyła przez dziurę i weszła na łódź uspokajając płaczące dzieci. Będzie czekać, mówiąc, że wszystko będzie dobrze i że ta droga ma koniec w miejscu dobrym i spokojnym, będzie intensywnie wpatrywać się w brzeg i linę trzymającą łódź przy pomoście, której ma nadzieję nie będzie musiała ruszać.
 
Hellian jest offline