Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2008, 17:24   #3
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Wędrówka w zimie nie sprawiała Halazowi większych problemów. Musiał odnaleźć się w każdych warunkach klimatycznych, bez względu na terytorium i porę dnia. Był tym, który z naturą stanowi jedność i potrafi przeżyć jej największe kaprysy. Przynajmniej tak było od zawsze. Ulica, którą szedł, wciąż była obrzydliwa, mimo całego piękna tkwiącego w zimie. Ludzka wegetacja zawsze zaskakiwała Halaza. Nie wyobrażał sobie, że w tych prymitywnych budynkach, ktoś mieszka i co gorsza jest z tego dumny. Nazywają to cywilizacją? Śmieszne. Obraźliwe. Niestety, tutaj prowadziło go ogłoszenie, które znalazł przypadkowo wędrując przez miasto. Zwykle trzymał się z dala od tych wszystkich awanturników, którzy warci byli mniej od oferowanej nagrody. Jednak on miał wielki cel, który zmarnować się nie powinien. Zadanie wydawało się dobrym sposobem, na ukończenie całej nauki i możliwość zyskania mocy, o której zaczął marzyć.

Odnalezienie właściwej karczmy było sztuką chyba większą, niż przejście przez dzielnicę bez szkody. Navaah stał chwilę przed tą... "oberżą", wpatrując się przez szyby w izbę. Spojrzał w górę, gdzie powinien być szyld. Sama belka wystawała ze ściany, dopełniając obraz ubóstwa i rozpaczy tego miejsca. Or-Utain zaśmiał się gorzko i pchnął drzwi. W środku tawerny było jeszcze gorzej. Wszechobecny smród potu ludzkiego, wzmaganego przez liczne warstwy ubrania jakie na sobie posiadają. Jemu wystarczyło jedynie szare szaty z nieokreślonego materiału, oraz proste buty skórzane. Do tego charakterystyczny zapach rzygowin, oraz mocnego alkoholu. Skądś to zna. Halaz woli jednak o tym zapomnieć. Stare czyny powinny zostać zapomniane i leżeć tam gdzie powinny być - było to trudne. Wciąż jego oczy ślizgały się od rąk barmana do lady, gdzie... Musi zapomnieć o tym wszystkim. Stał się wtedy tak bliski ludziom.



Jego pojawienie się wzbudziło złą ciekawość wśród gości tawerny. Dla Halaza było to coś, co nauczył się ignorować. Skutecznie potrafił ostudzić zapał co bardziej ksenofobicznych charakterów. Zresztą - nie wielu ma w życiu okazję spotkać jakiegokolwiek osobnika z jego rasy. Halaz Or-Utain był dziwną hybrydą łączącą w sobie humanoidalne kształty z cechami zwierzęcymi. Nazywali siebie samych Navaaha i zamieszkiwali lasy, które znajdowały się bardzo daleko od tego miejsca, czy od "cywilizacji" w ogóle. Był przeciętnego wzrostu, mniej więcej ludzkiej postury - lecz tylko to łączyło jego zewnętrzny wygląd z innymi rasami. Ciało miał pokryte szarym, dłuższym futrem, grubszym w czasie zimniejszych pór roku. Pysk bardziej tępy, bez bardziej uwydatnionego nosa, przypominający zająca. Zęby z ostrymi kłami. Oczy duże, o błękitnych tęczówkach. Długie uszy, szpiczasto zakończone. Palce zakończone krótkimi, choć ostrymi i twardymi szponami. Czy widać było, że jest druidem? Wątpliwe, nikt nie traktował Halaza poważnie... Do czasu.

Serafin okazała się być kobietą. Chyba człowiekiem, choć jej uroda zdawała się mieć coś z elfickiej krwi. W każdym razie rozpoznała chętnego do zadania. Pewna zaleta tego wyglądu w kontaktach z innymi rasami. Było wolne miejsce przy trochę większym, okrągłym stole. Halaz obserwował kolejnych "towarzyszy". Większość ludzie... Cholera. Jest elf, dobrze że jest elf. Gnom, nie widziałem takiego gnoma, ale to doskonale, że znalazł się też gnom. Serafin mówiła dużo, choć konkretnie. Zadanie wydawało się być proste. Do Krainy Bogów wyruszy drużyna, która najszybciej uratuje staruszka, niejakiego Wyszemira. Halaz uśmiechnął się lekko, gdy padła propozycja nagrody pieniężnej. On chce czegoś innego... Nie zależy mu na pieniądzach - wręcz przeciwnie, nienawidzi ich. Przynoszą samo nieszczęście. Spojrzał ukradkiem na resztę, obserwując ich reakcję. Oni na pewno mają pomysł co z nimi zrobić.

Wybór lidera padł na niego. Spojrzał na fioletowy pierścień w miarę obojętnie, choć z krzywym uśmiechem. Puścił mimo uszu tego "chomiczka". Ludzie nigdy nie byli specjalnie inteligentni. Problem polegał na tym, że miał poprowadzić kilkoro ludzkich przedstawicieli. Oznaczało to, że musi powstrzymać swoje uprzedzenia do tej rasy. Oby wytrzymał... oby... Miał nadzieję, że nie stracą go z góry, ze względu na rasę. Nie był to kompleks - raczej obawa przed niepotrzebnymi komplikacjami, które jedynie spowalnia i nic nie daje. Stuknął o podłogę kilka razy swoim wędrownym kijem, zakończonym jastrzębią głową z fioletowymi kamieniami w miejscu oczu.

- Możecie mnie słuchać, albo nie... - zwrócił się w stronę drużyny, gdy Serafin opuściła karczmę.

Starał się patrzyć w stronę elfa i gnoma. Ludzie go irytowali, zacząłby się jąkać.

- Jeśli jednak chcecie wyruszyć do tej Krainy Bogów, dobrze by było, gdybyśmy zaczęli współpracować - rzekł. - Oczywiście, nasze drogi rozejdą się później, więc mam nadzieję, że taki układ będzie korzystny dla was i dla mnie i że wytrzymacie ze sobą.

Bo nie wiem, czy ja wytrzymam z wami - pomyślał z przekąsem.

- Jestem Halaz z rodu Utain, będę waszym liderem, co oznacza, że odpowiadam za was. Będzie to się wiązało również... z niemiłymi konsekwencjami w przypadku jakiegokolwiek błędnego ruchu z waszej strony. Oczywiście w razie mojej porażki, jestem gotów przyjąć odpowiednią karę... Ponadto liczę, że nie będę musiał - jak to powiedziała ta kobieta - rozwiązywać między wami sporów.
Zrobił krótką pauzę i zapytał;
- Czym się specjalizujecie? Musimy przyjąć pewien plan. Ja jestem druidem i początkującym czarodziejem w dziedzinie czarnej magii.

Zabójcze połączenie, wierzcie mi - pomyślał. Po tym zamilknął. Powiedział wszystko, co do powiedzenia miał. Teraz będzie milczał do czasu, aż coś zmusi go do mówienia. Przewracał pierścień w palcach, aż w końcu schował go w głębokiej kieszeni szaty. Funkcja lidera okazała się już na początku trudna, ale jakoś to wytrzyma. Jeśli okażą się zgrani, to wszystko pójdzie dobrze. Choć wątpił, by ludzie mogli poświęcić swoje tzw. "idee" dla reszty. Obawiał się tej odpowiedzialności za ich czyny, którą mogą wykorzystać przeciwko niemu. Czy dożyje czasów, gdy wszyscy będą zgrani i Halaz nie będzie musiał uważać na swoje plecy? Ponadto nie wiedział, kto należy do drugiej drużyny, choć podświadomie się ich obawiał. To nie są amatorzy. To zawodowcy. - jego umysł bardzo szybko wyłuskał główny problem. Choć musiał przyznać, że jego grupa również nie należy do pospolitego mięsa. Mimo wszystko ludzie mają pewne cenne umiejętności. Co do własnych, Halaz był ich pewien.
 

Ostatnio edytowane przez Terrapodian : 21-11-2008 o 17:42.
Terrapodian jest offline