Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2008, 17:34   #4
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
W karczmie było gwarno, tłoczno i śmierdziało. W takich właśnie warunkach przyszło Alemirowi Dolinganowi pracować.

Gdyby ktoś spojrzał nieco dokładniej na stół, przy którym siedziała piątka osobników, dostrzegłby że tak naprawdę jest ich sześcioro. Pod czarnym, skórzanym ubraniem chował się bowiem człowiek wysoki na prawie sześć stóp o twarzy zasłoniętej nieco poszarpanym kapturem. Spod nakrycia zaś świeciła para błękitnych oczu. Jednak jeśli ktoś kojarzył ten kolor z niebem i radością, ten szybko zmieniał zdanie po pierwszym kontakcie wzrokowym z zabójcą.
Jedno spojrzenie w oczy Alemira wystarczyło żeby z błękitem pozostało tylko jedno skojarzenie – lód. Pod kapturem natomiast kryła się twarz młodego człowieka, około trzydziestki, którą szpeciła jedynie niewielka szrama pod prawym okiem w kształcie półkola.

W pewnym momencie się poruszył – zapięcia jego skórzanych rękawic mu nie pasowały, musiał je poprawić. Oceniając krytycznie otoczenie stwierdził że nie warto w tak gwarnej tawernie kryć się pod kapturem – jedynie ograniczał mu pole widzenia.
Ściągnął go zatem ukazując kruczoczarne włosy długie do ramion i splecione w koński ogon. Twarz miał nad wyraz poważną i o nieugiętym wyrazie. Wyrażała ona groźbę i ostrzeżenie zarazem. Nie należało z nim zadzierać bez skłonności samobójczych. Alemir powoli ruszył ręką i oparł łokieć o stół, a następnie głowę o zaciśniętą pięść. Odchylił w ten sposób swój płaszcz, przez co można było zobaczyć zawieszoną u pasa broń, długi miecz z głownią zdobioną pojedynczym, lecz jakże lśniącym szafirem. Rozejrzał się po swoich „towarzyszach” z którymi najprawdopodobniej przyjdzie mu pracować.

„ Kobieta, dwóch facetów, krasnolud…” Alemir się skrzywił. Brodaty i barczysty osobnik beknął przeciągle i wziął kolejny, jakże spory łyk piwa z kufla. „… chędożony prostak mi się trafił. Świetnie. A szóstą osobą jest… hmm…”
No właśnie. Ostatni członek zespołu był dość nietypowy, wręcz uniesposób go było opisać. Alemir był jedynie pewien że to nie człowiek.

Zabójca odgarnął płaszcz do tyłu i wyjął zza pasa coś czego w karczmie wyciągać się nie powinno, przynajmniej nie jawnie – sztylet.
Krasnal akurat poszedł po więcej piwa. Chociaż… poszedł to za dużo powiedziane – przemieszczał się nieznanym stylem ruchu w mniej lub bardziej określonym kierunku pasowało lepiej.
Zabójca w tym czasie wyjął brązową ścierkę i zaczął skrupulatnie czyścić broń. Światło w karczmie nie było najlepsze, jednak prawie każdy obserwator mógł zauważyć tętniący na czerwono znak na klindze sztyletu. Kilka osób spojrzało na niego podejrzliwie, usłyszał liczne szepty w okół siebie, jednak je zignorował.

Nagle usłyszał podniesione głosy i krzyki dochodzące ze strony lady. Po chwili zaś zobaczył przepychającego się krasnoluda z pełnym kuflem piwa. Alemir zmarszczył brwi i potrząsnął głową wracając do swojego dotychczasowego zajęcia. Klinga jego krisu lśniła czystością, jednak zabójca kontynuował mozolny proces jej polerowania – ot, z nudów.
Nie zamierzał „nawiązywać” nowych kontaktów bo i po co? To z jakimi ludźmi… i nieludźmi ma do czynienia okaże się już niebawem. Przeżyją tylko silni, a głupcy którzy w dotychczasowym życiu mieli szczęście rychło zginą.

Choćby od jego własnego sztyletu.

Krasnal usiadł przy stole. Kufel uderzył o blat, krzesło jęknęło, kolczuga zgrzytnęła. Alemir chciał już coś powiedzieć – skomentować jego niedyskretne zachowanie, lub obrażająco zapytać się czy jest kaleką, jednak jego plan pokrzyżowało nagłe otwarcie się drzwi.

Stała w nich młoda kobieta. Właściwie to nie stała, lecz wpadła przez nie prawie się potykając. Bezbłędnie trafiła do ich stolika, musiała to zatem być Serafin.
Mówiła zwięźle, szybko, na temat i, co Alemirowi się spodobało, podkradła nieco piwa prostackiemu krasnalowi.
Jednak żadna z tych rzeczy nie zakładała że treść wypowiedzi przypadła zabójcy do gustu. Mieli bowiem zadanie wstępne i to niełatwe. Jakby tego było mało, nie byli jedyną grupą która się zgłosiła do zadania. Podobał mu się natomiast pomysł ratowania Wyszemira. Nie dlatego, że lubił tego starego dziada, lecz ponieważ dawało do idealną okazję do wyrównania rachunków. W subtelny sposób rzecz jasna.

Jednakże najgorszą nowiną dla Alemira było ogłoszenie gburowatego krasnala przywódcą drużyny. Przez krótką chwilę widział pierścień, jaki kobieta rzuciła na blat stołu, ponieważ krasnal szybko go zabrał, jakby w obawie przed złodziejami.


Był zły. Bardzo zły. Mimo wszystko najbardziej go denerwowało to, że nie mógł sobie przypomnieć jego imienia… Krasnolud zaczął coś mówić, jednak zabójca nie wychwycił całej wypowiedzi, ponieważ usłyszał coś innego, głosy dochodzące z boku. Wychwycił słowa takie jak „niebieski kamień” „łup” i „łatwy zarobek”. To mu w zupełności wystarczyło.

DETLEF!” - imię ich nowego przywódcy wpadło do głowy Alemira z siłą godną niejednego olbrzyma gdy tylko krasnal skończył swoją mowę. Jednak miał inne, chwilowe zmartwienie.

Schował ścierkę i wbił trzymany sztylet mocno w blat stołu. W następnym momencie błyskawicznym i ledwo zauważalnym ruchem chwycił za koszulę jakiegoś „stałego klienta” od którego słyszał przed chwilą głos.
Wstał z krzesła.
Jego ofiara była drobnej postury – wychudzony staruch, prawie bezzębny o brudnych, czarnych włosach. Z gęby śmierdziało mu nieprzyjemną mieszaniną czosnku i piwa. Jednak Alemir z niewzruszoną miną wwiercał w niego wzrok swoimi błękitnymi i zimniejszymi od lodu oczami.

- Masz jakiś problem z moim orężem? – zapytał wolno. Człowiek przez niego trzymany trząsł się niesłychanie. Alemir podniósł jego chude ciało na kilka cali. Głowa pijaczyny drgała na prawie wszystkie strony, jednak zabójca nie spodziewał się odpowiedzi. Bo w sumie nie zadał pytania.
- To dobrze. – odpowiedział zimno. Puścił uchwyt, a człowiek, który już zaczynał się dusić, upadł na kolana.
Alemir strzepnął kurz z rękawic i z powrotem usiadł. Wyjął kris ze stołu i schował go za pas.

- Nie jestem zbyt wylewny panie Detlef – zaczął. – Jednak wydaje mi się że dobry sztylet i wytrych mówią wystarczająco wiele za mnie. Tyle powinniście o mnie wiedzieć i tyle będziecie o mnie wiedzieć. Przynajmniej na razie.

Skończywszy wypowiedź odwrócił szybko głowę w bok i jeszcze raz spiorunował starego dziada wzrokiem. Ten ciągle był na klęczkach, a na wzrok zabójcy zareagował jakby mu ktoś przyłożył w mordę mokrą szmatą. I to silnie.
 
Gettor jest offline