Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2008, 21:32   #91
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Ambu klęcząc czuł, jak jego dusza krwawi. Opadł na ziemię, ręce opuścił wzdłuż ciała. Wszystko przepływało przez niego, a on nie myślał. Kiedy martwe ciało obsunęło się na ziemię, miał wrażenie, jakby ktoś wyrwał mu serce z piersi. Jego własne ciało zdawało się zupełnie bezwładne. Nie podlegające woli.

A potem grzmoty, błyski, deszcz. Docierały do jego duszy, zdając się rozrywać ją na kawałki. Ostatnim wysiłkiem woli zakrył uszy, lecz to nie pomogło. Słyszał każde słowo Archanioła. Słyszał każdą kroplę deszczu bijącą wściekle z nieba. Pomiędzy nimi zniknęły łzy.

Teraz był przynajmniej pewien jednego - znalazł się w środku wojny. Bunt toczył się dalej. A on ponownie odpowiedział się po tej samej stronie. Przynajmniej na razie. Zapalniczka zdawała się parzyć ciało, mimo że znajdowała się w kieszeni kurtki.

Ambu stracił czucie z zimna, jakby dusza odcięła się od fizycznej powłoki. W głowie miał mętlik. Wyjaśnienia Asmoda by najmniej nie pomagały. Zdawało się upadłemu, że tylko dzięki dłoni Archanioła stoi na nogach.

"Czy to Bóg się złości na mnie? Czy mnie nienawidzi? Ale to On mnie porzucił. Zostawił mnie i ogród. Odszedł. To ja Go powinienem nienawidzić! Nie potrafię. Zgubiłem się. Panie, komu mam wierzyć? Jak Cię znów odnaleźć? Jak uratować Formidiela?"

Nie wiedział, co się dzieje. Ta dziwny promień nad głową. Przed oczami przelatywały kolejne sceny. Jego ciało zdawało się odrzucać duszę. Nie wiedział, jakie sceny pozwalają mu obejrzeć. Choć to ostatnie zdaje się pokłonem człowiekowi. Ambu przymknął oczy. A jeśli teraz się zagubi? Jedyną pewną rzeczą, była dłoń Archanioła. Ambu zacisnął mocnej palce. Ale co z Morfem?

Głos Archanioła odsunął niepewność. Dokoła pozostałości po bitwie. I to uczucie, jakby znów był dawnym sobą. Mógł poruszyć skrzydłami. Co ważniejsze, MIAŁ skrzydła. Patrząc na Asmoda zdał sobie sprawę, że on sam tez musiał wyglądać inaczej. Czy Ambroży Stiel bardzo różnił się od Ambusitiela? Zapewne nawet znacznie.

Na pytania Archanioła jedynie potakiwał posłusznie głową. Wydawało mu się, że jeśli puści jego dłoń zniknie na zawsze. Ruszył za Asmodem, kiedy ten lekko pociągnął go za rękę. Wszystko docierało do niego jakby zza szyby. Wspomnienia wróciły. Ziemia w porównaniu z Niebem była taka... na wskroś fizyczna. Tutaj każdy krok zdawał się wypełniać ciało przyjemnością. Szkoda, że trwał tak krótko. W końcu dotarli do celu.

Niby-kaplica do złudzenia przypominała tę, w której przez kilka chwil trzymano go zaraz po pożarze. Ambu zapatrzył się w ogień, który Fanuel trzymał pomiędzy dłońmi. Nie zauważył, kiedy Asmod zaczął siłować się z drugim Archaniołem. Poczuł jedynie, że jego dłoń stała się pusta. Spojrzał lekko nieprzytomnie na Trójkę Tronów. Potem na swój miecz.

"Po co my tu...? A tak. Uratować Azazela. To po toś bratku przybył do szpitala, co? "

Ambusitiel uśmiechnął się, jak szaleniec. Lista grzechów robiła się coraz dłuższa. Niech i tak będzie. Zaśmiał się i zaatakował Trony, które zdążyły zalewie postąpić dwa kroki, odcinając im drogę do Azazela.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline