Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2008, 22:17   #92
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Samotna walka z trójką Tronów, szkolnych na dzien. i godzinę wydawała się posunięciem iście szaleńczym. Szczęk stali, zwarcie, uderzenie, nie liczyło się nic więcej. Szczęk, szczęk. Nie było już nic więcej. Oni walczyli bez woli, lecz i w Twej walce nie było do końca pasji.
Nie to, co w dantejskich scenach przed Twymi oczyma. Asmodeusz i Fanel siłowali się miotając po ścianach. Echo uderzeń przeplatało się w złowieszczym koncercie ze skrzyżowanymi mieczem Twoim i niebiańskiej gwardii. Cóż to było za uczucie, czysta rozkosz pojedynku. Te podniosłe odczucie napawało niczym narkotyk, niczym dotyk ukochanego anioła.

-Dosyć.

Azazael zawsze był dumnym aniołem i tę dumę zachowywał do końca. Podniósł się z wielka gracją i mocarnie uderzył Fanuela. Chociaż nie w pełni sil pochwycił tamten ogień i go zgasił. Tak oto archanioł nie otrzymał swej kary. Boski Ogień był miotany raz od zyskującego siły Azazela do Asmodeusza. Na tą chwilę praktycznie nie przejmowali się Tobą.
Metafizyczny ból przeszył twe ramię, potem kark pod ostrzami aniołów. Padłeś pochwycony przez nich. Bolało ich czysty dotyk, bolało żelazne postanowienie i bolał cios ostrzem. Lecz chociaż nazwać to bólem, nie był to taki okropny ból, jak męki ziemskiej egzystencji. Ratunek, Fanuel trzymany przez Asmodeusza i czysty gniew Azazela, tak straszny w tych chwilach, że mógłby wystraszyć same słońce. I faktycznie, w pomieszczeniu pociemniało, a Trony uciekły, złamane wolą. Archanioł pokiwał przecząco głową. Spoglądał raz na Ciebie, raz na Fanuela.

-Ambustielu, można Ci zaufać?

Rzucił porozumiewawcze spojrzenie do Asmodeusza, sam był jeszcze słaby. Lecz to co pokazywał przechodziło najśmielsze oczekiwania, wielki duet manipulatora i dewianta wraz z pyszałkiem i brutalem. Lecz w tym tkwiła moc.

-Nie możemy pozwolić aby Satnael upadł, nie on.

Fanuel nawet się nie szarpał. Zimne oblicze, pewność siebie, myślenie. I te grymas twarzy, wyrzutu, surowego wykonawcy wyroków. Uśmieszek Asmodeusza. Dumna głowa Azazela.
Ból przeszedł w mrowienie. Znowu w niebie, czemu tak.

-Musimy lecieć dalej, a ktoś musi przypilnować tego tu... Dasz radę utrzymać archanioła? Maluczki, a silny na duchu?

Azazael położył ci rękę na ramieniu jakby generał nowej armii, dodając otuchy. Przez sklepienie było widać ostatnich z aniołów goniących za Satanaelem.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline