Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2008, 23:07   #45
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Jerzy Andrzej Głodowski h. Przeginia

No to ruszyło towarzystwo z karczmy. Imć Głodowski za szablisko porwał i ruszył ku wyjściu na hultajstwo nie bacząc, zostawiając ich za plecami. Wywołało to niemałe zdziewanie u Litwina, trudno mu było stwierdzić czym to było spowodowane. Być może pokładał nadzieję w braci szlacheckiej co jakąkolwiek zdradę na szablach by roznieśli. Może zaufaniem jakie miał do czujności pana Jacka. A może był aż tak ochotny do bitki, iż zakrzyknął w duchu sobie: Furda! Plecy im pokazując.

Przed karczmą już tłumek się zebrał. W krąg się poczęto formować. Głodowski żupan zrzucił jeno w koszuli ostając. Rękawy podwinął, szablisko dobył i ze świstem młyńców klika wywinął. Na piersi widać było złoty krzyż na rzemieniu zawieszony.

Twarz miał pogodną, radość biła mu z oczu. Ot miłował się on w burdzie! Powłóczył wzrokiem po zebranych gębach – wśród nich dostrzegł małą postać Taratarzynki, która go gromami obrzuciła. Przepatrzył, iż imć Jacek tak się ulokował aby mieć oko na resztę hultajów.

Mości Szczawiński był już gotów. Stał jako i Głodowski w hajdawerach i koszuli. Z dobytą szablą – husarka prezentowała się bardzo zacnie. Po szlachetce nie było widać, że spędził ostatnie godziny na obżarstwie i piciu. Pan Jerzy już miał mu animuszu dodać gdy ten skoczył na niego niczym kot na mysz.

Nastawał z wielką furią, Ciął włęg, wlic, walił w Głodowskiego niczym drwal w drzewo chcąc je powalić i za kolejne się zabrać. Ten z początku impetem sprowadzony do defensywy. Zastawa, unik… odskok. Gdy pierwsza gorączka Szczawińskiego minęła zatrzymał się… poczęli się obchodzić… powietrze z nich wychodziło świszcząc…

- Co waści strach obleciał? Wydyszał Szczawiński
- Postanowiłem sobie na asana pozerkać. Ale snadź, żeś bardziej do pługa nawykły niż do szabli!

Głodowski uderzył, szybko a krótko z nadgarstka. Chciał wypróbować przeciwnika, z kim ma tak naprawdę do czynienia. Cięcie wręcz spotkało się z szybką ripostą wkiść. Majdan pobrzmiewał rytmicznym brzękiem zimnej stali. Szlachcice chlastali się bez finezji od cięcie – zastawa, cięcie – zastawa.

Szczawiński znowu przejął inicjatywę. Zasypał Koroniarza gradem ciosów. Ciął na odlew, przyjął kontruderzenie z podlewu i znowu na odlew. Taką sekwencję powtarzali czas jakiś. Ręce im odruchowo się układały. Oddechy coraz cięższymi się stawały. Gdy Szczawiński tempo spróbował zmienić pan Jerzy wyprzedził go i zwarł się z nim. Szabliska oburącz chwycili przepychać się poczęli.

Wzrok w siebie wbili. Czoło szlachetki pulsowało żyłami co mu na nie wystąpiły. Oczy miał zwężone. Wzrok czujny a srogi. Głodowski zdawał się być wielce radosny. Oczy się mu śmiały. Gęba w półuśmieszku zastygła.

- Żaden z waści gracz na szable! Wysyczał Głodowski.

Odskoczyli od siebie. Teraz imć Jerzy nastąpił na przeciwnika. Zrazu jego przewagi widać nie było ale po kilku wymianach wziął górę. Uderzał z lekkością a finezją. Cięcie, zwód, pchnięcie… począł się cofać pod jego ciosami, osłaniał się coraz bardziej nieporadnie… klingi się ponownie związały. Głodowski przyciął krótko, z nadgarstka w łeb. Wydawałby się cios jeno o włos go minął. Odskoczył!

Na podwórzu rozległy się jakieś okrzyki. Jakiś ruch powstał.

Szczawiński za ucho się złapał, a spod palców jucha mu wypływać poczęła. Mina nietęga. Strach w oczy zaglądnął. Już miał coś wystękać ale Głodowski go zakrzyczał.

- Nie skomlij psi synu! I natarł z impetem.

Szabliska znowu przemówiły. Drapichrust stracił cały animusz. Krew spływała na biel koszuli. Zwarli się na krótko, Głodowski młynca wywinął i szablisko wyłuskał. Nim husarka na ziemi zaległa solidnego kułaka przeciwnikowi wymierzył. Ten za żywot się pochwycił po to tylko by kopniaka w gębę dostać. Imć Jerzy drugiego mu wymierzył jak już leżał. Ten jęknął jeno i co w żywocie miał, na zewnątrz wydobywać się poczęło.

Natenczas imć Bończa obaczył jak zawalidroga w sprawę postanowił się wmieszać i dłoń na krócicę mu powędrowała. Nim zdążył cokolwiek poczynić kto inny wmieszał się we wszystko i jeno czujne spojrzenie Litwina obaczyło co mu Bóg pozwolił obaczyć. Lecz Głodowski tym się nie turbował bo nie dojrzał tego. Do Szczawińskiego dostąpił:

- Precz mi szelmo z oczu! Zbieraj kpów swoich i na trakt dymaj bo jak mnie rozeźlisz to na szmaty rozerwę!

Wtem rwetes się wielki rozległ. Ku wielkiemu zdziwieniu imć Jerzego prym w krzykach piskliwy głosik Nuszyk wiódł. Stała ona obok jakiegoś Koguta Kozackiego. Widać było, że dowcip w nim nie lichy a i na wojennika wyglądał. Nim zdarzył do nich podejść jakieś szaraczki winszować mu poczęły, a Kozak skierował się w drugą stronę.

Jak już się od nich wyswobodził widział jak Zaporożec na stronie z Tatarzynką w wielkiej komitywie na stronie gadał. Głowy by uciąć sobie by nie dał ale odniósł wrażenie jakoby wyjął coś z zapasa i wręczył jej. Wtem Bończa go odnalazł i jakim ciepłym słowem poczęstował.

Ten szczerze się uśmiechnął i jeno głową skiną w kierunku gołąbków. A pan Jacek jeno ramionami wzruszył.

- Furda!! Panowie Bracia pijmy i weselmy się! Żydzie antałki wytaczaj!
Z tymi słowami na ustach w progi karczmy wkroczył. W Moszka cisnął mieszkiem co to na reperację dwora trzymał. I do dzbana z utęsknionym trójniaczkiem się zabrał.
 
baltazar jest offline