- Na grabarzy to może i nie - pokręcił głową pan Jaksa - ale trupy trza by usunąć, by co krok się nie potykać o tego czy owego.
- Ale czekaj waść... - w głowę się stuknął, gdy pan Mariusz o posłaniu kogoś gadał. - Wszak tu wyrostek gdzieś był. Koni po hultajach zostało kilka. Wsadzić go na szkapę jaką i pchnąć do pana Wolskiego. Jego samego pewnie we dworze nie zastanie, ale jacyś żołnierze tam są a i pewnie woźny też.
- Albo gdzieś po szopach się chowa, albo... - rozejrzał się pan Jaksa, czy chłopaka gdzieś nie zoczy - w kuchni albo do piwniczki uciekł...
Wyciągnięty z piwniczki chłopak do kolan Panom Braciom upadł.
- Ja już dawno - ze łzami w oczach przysięgał - od tej służby uciec chciałem paskudnej, jenom dokąd nie miał. A pan Pogorzelski groził, że jak ucieknę, to mnie złapie i pasy żywcem drzeć każe. Tedy i się bałem...
- A znasz ty, chłopcze, ludzi jakowychś, co od Rożyńskiego tu chodzili? - spytał pan Jaksa, nim trupy pod ścianę nosić zaczęli.
Chłopak głową skinął. Widno słuchał, choć na trupa pana Pogorzelskiego z nienawiścią patrzył.
- Bywali tutaj, a jakże. Nie gadali w głos, że od Rożyńskiego są, ale wymiarować z rozmów można to było. I gadali, że w Teleśnicy furta jest, przez którą chadzają. Na miód i dziewki.
- A wiesz ty, gdzie ta furta wychodzi? - spytał pan Jaksa.
Chłopak na pana Jaksę przez moment patrzył, potem ramionami wzruszył.
- Tego nie rzekli - rzekł w końcu. - Jeden jeno cosik o rzece gadać zaczął, ale zara inszy milczeć mu kazał.
- Jeśli mur na rzekę wychodzący przepatrzym - powiedział pan Jaksa do pana Mariusza - to pewnie i furtę najdziem. Za krzakami może, ale i tak ślady jakoweś być muszą, skoro używana.
- A ty - na pacholika spojrzał - podjezdka weźmiesz i do pana Starosty pojedziesz i tam o karczmie tudzież o panu Pogorzelskim i jego zbójach powiesz. Trzymaj - rzucił mu dukata, którą tamten nader zręcznie chwycił, choć zdziwiony był. - A potem wróć tu wraz z panem woźnym i o porządek zadbaj.
Skłonił się do ziemi pacholik i dziękować począł, po czym ku koniom pobiegł i szkapy jednej dosiadłszy w drogę ruszył.
Spojrzał pan Jaksa na dobra różne na stole leżące, tudzież broń, jaką po panu Pogorzelskim i zbirach jego zebrano. A była tam karabela zacna, trzy ormianki i szabla wschodnia roboty przedniej, tudzież trzy pistolety, w tym jeden ciężki, oraz półhak. Takoż prochu i kul sporo.
- Łup przedni - powiedział pan Jaksa. - Pół wioski niezłej można by kupić, kiej by to sprzedać. Co zrobić warto, bo po co z szablami trzema jeździć, albo konie dwa za sobą ciągnąć.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 22-11-2008 o 09:52.
|