Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2008, 11:58   #108
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Dolina Słoni 20.15 - 21.30


Patrick i Kit
posuwali się ostrożnie naprzód. Jasny sierp księżyca wisiał nad dżunglą zalewając okolicę mdłym, jasnym światłem. Busz wyglądał może dzięki temu idyllicznie, ale obaj najemnicy klęli go w żywy kamień. Zdecydowanie woleliby czarne chmury i spowijający wszystko mrok.





Ścieżka zagłębiała się powoli w wąski parów i obaj chwilę naradzali się, czy poruszać się dalej szlakiem, czy przebijać się przez zarośla jego krawędzią.

Zdecydował czas, a raczej jego upływ.

Minęło już dobre 30 minut odkąd wyruszyli i jeśli mieli dokonać rozpoznania, które byłoby coś warte musieli się spieszyć. Wkraczali ostrożnie między coraz wyższe ściany. Coś zaniepokoiło Paddyego, ruchem dłoni nakazał postój. Faktycznie dobiegał ich z przodu cichy szmer.

Powoli zbliżyli się do łagodnego zakrętu. Na lewo mieli odchodząca prawie pod katem prostym do parowu wąską i długa rozpadlinę. To właśnie stamtąd wypływał szeroki może na jard strumień , będący przyczyna hałasu i ginął dalej w głębi jaru.

Mogli teraz posuwać się szybciej, licząc na tao że odgłos ich kroków, czy złamanej nieostrożnym stąpnięciem gałązki stłumi szmer płynącej wody.
Niespodziewanie następny zakręt ukazał im panoramę niewielkiej kotliny.
Zastygli na sekundę, po czym ostrożnie wycofali się na brzeg parowu łagodnym tutaj zboczem. Przylgnęli płasko do ziemi obserwując scenę przed nimi.

W kotlinie długiej może na 300 i szerokiej na 100 metrów płonęło kilkanaście ogni. W ich blasku widać było kilku pijanych Simba z AK w rekach włóczących się pomiędzy nimi.
Byli najwyraźniej pijani.

Kilkanaście leżących ciał leżało ułożonych w szeregu nad strumieniem, widać rybacy bronili się podczas ataku. W głębi doliny w niewyraźnym poblasku ognia stłoczona siedziała na ziemi grupa może 30 - 50 ludzi w tym świetle trudno było dokładnie ocenić ich liczbę pilnowanych przez czterech niewiele trzeźwiejszych od innych rewolucjonistów.

Dwóch z nich wyciągnęło z grupy siedzących młodą kobietę i zaczęło ciągnąc w stronę strumienia. W tym świetle wyglądała jak młodsza siostra Imani i Paddy zacisnął mimowolnie szczęki. Cała trójka zniknęła za strumieniem między dwoma ogniskami skąd dobiegły zaraz rozpaczliwe krzyki dziewczyny.

Chwilowe poruszenie wśród rybaków spacyfikowali szybko kolbami automatów pozostali dwaj Simba.





- Dziesięciu - do rzeczywistości przywrócił O'Connora głos Kita - sześciu lub siedmiu szwenda się pomiędzy ogniskami, dwóch zabawia się z dziewczyną, dwóch pilnuje rybaków. Dziesięciu lub jedenastu... O cholera...

Jego uwagę zwrócił jeden z rebeliantów, który podszedł do leżącego opodal największego ogniska kształtu i podniósł go. Do rozpiętej, zbitej byle jak kwadratowej ramie przywiązany był starszy Murzyn. Nawet z tej odległości było widać, że torturowano go wcześniej. Przywódca rebeliantów zadał kilka pytań, a nie uzyskawszy odpowiedzi kilkakrotnie kopnął brutalnie starca.

- Czego on jeszcze może chcieć od niego ? - zastanawiali się.

Zza strumienia dobiegał przeraźliwy krzyk dziewczyny...





Dolina Słoni obozowisko 20.15 - 21.30


Dziewczęta zasnęły szybko wyraźnie wyczerpane marszem i wrażeniami. Widać nawet wizja krążących być może w pobliżu Simba nie mogla zwalczyć zmęczenia. Jednak ich sny widać nie należały do dobrych, bo obie przewracały się niespokojnie na swych posłaniach.

Dwaj mężczyźni oparci plecami o pień potężnego drzewa wpatrywali się w ścieżkę, nie wiedząc o tym, że z zarośli i ich śledzą czyjeś czujne oczy.

- Minęła już godzina - stwierdził beznamiętnie Eryk - zaraz powinni wracać.

Strzały od kilku kwadransów zamilkły i dżungla powoli wracała do swego nocnego życia pełnego brzęczenia, szelestów i szmerów. Tim pochylił się udając że podnosi jakieś źdźbło trawy.

- Panie von Strachwitz ktoś skrada się w stronę dziewczyn - szepnął.
- Wiem, obserwuje nas od kilku minut, teraz się ruszył - równie cicho odparł porucznik.

Simone
gwałtownie usiadła. Ciężko oddychała, koszmar jaki się jej przyśnił...

Nie, wolała go wyrzucić z pamięci. Lepiej o tym nie myśleć, w końcu nic takiego może się nie zdazyć, jednak wizja leżącej pokrytej wrzodami kobiety, tak podobnej do niej, na pewno nie pozwoli jej juz usnąć.





Obok Narinda też nie spała dobrze. Po jej twarze przebiegały skurcze, pierś pod kocem podnosiła się w ciężkim oddechu. Być może znowu przeżywała śmierć męża. Widać było, że sen bardzo ja męczy.

Simone podrapała się po piekącym przedramieniu, po czym delikatnie szturchnela Afrykanerkę.
-
Obudź sie, to tylko koszmar... Narinda...



 
Arango jest offline