Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2008, 13:05   #109
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kit skinął głową. Domyślał się, że Patrick najpierw sprawdził tamten koniec ścieżki, ale lepiej być przezornym, niż martwym.

- Moja strona prawa - powiedział. - Pójdę trochę z przodu... Z dwa, trzy metry. Potem się zmienimy...

Obeszli polankę, a potem zanurzyli się w mroczną dżunglę.



Niech to szlag... - Kit zaklął. W myślach, by nie robić niepotrzebnego hałasu. - Musiałeś akurat teraz wystawić swoją paskudną gębę...

Spojrzał z wyraźnym brakiem sympatii na lśniący srebrem sierp księżyca. Gdyby to była randka, to pewnie byłby zachwycony obecnością Towarzysza Ziemi, natchnienia poetów i obiektu westchnień wilków. W tym momencie wolałby nów albo czarne chmury i towarzyszący im mrok, dzięki czemu nie byliby widoczni jak na dłoni.


Zatrzymał się na moment widząc, jak ścieżka obniża się i prowadzi między ściany wąskiego parowu. Idealne wprost miejsce na zasadzkę.

- Prosto, czy... - gestem zasugerował wspięcie się na porośnięte krzewami zbocze.

Patrick postukał w tarczę zegarka i wskazał wejście do parowu. Potem ruszył przodem. Faktycznie gonił ich czas. W gruncie rzeczy prawie go już nie mieli...

Mimo gładkiego dna parowu szli niezbyt szybko, rozglądając się na wszystkie strony. Nagle Patrick zatrzymał się, gestem dłoni wskazując lewą stronę, z której dobiegał jakiś szmer.

Strumyk - ucieszył się Kit. Szmer wody mógł zagłuszyć odgłosy ich kroków. Poza tym, jeśli ktokolwiek rozbił obozowisko, to z pewnością zrobiłby to niedaleko wody...

O mały włos wpadłby na Patricka, który cofnął się gwałtownie. Przyczyna takiego gestu była oczywista... Zanurkowawszy w krzakach porastających brzegi parowu mogli spokojnie obserwować to, co znajdowało się na polance.
Spokojnie, w znaczeniu, że nikt im nie przeszkadzał w przyglądaniu się polance i ludziom, którzy tam się znajdowali. To natomiast, co widzieli, raczej nie sprzyjało zachowaniu spokoju.

Cholerne bydlaki - pomyślał Kit, widząc dwóch rebeliantów, ciągnących ze sobą młodą dziewczynę. Z pewnością nie po to, by podziwiać księżyc... Miał tylko nadzieję, że Patrick nie zerwie się, by biec z pomocą. Sam z trudem się opanował, gdy dziewczyna zaczęła krzyczeć.

- Dziesięciu - wyszeptał prosto do ucha Patricka. - Sześciu lub siedmiu szwenda się pomiędzy ogniskami, dwóch zabawia się z dziewczyną, dwóch pilnuje rybaków. Dziesięciu lub jedenastu... O cholera... - syknął na widok przywiązanego do ramy mężczyzny, najwidoczniej wodza.

- Czego on jeszcze może chcieć od niego? - szepnął Patrick.

- Może skarbów z Doliny Słoni - odparł Kit równie cicho. Przygryzł wargi, gdy do jego uszu dotarł kolejny krzyk dziewczyny. Jeszcze bardziej rozpaczliwy.

- Proponowałbym... - zaczął. Uśmiechnął się, ale uśmiech ten z pewnością przyjemny nie był. - Obejdźmy polankę i odwiedźmy tamtych dwóch... Są zajęci i nawet nie zauważą, gdy... - nie kończąc zdania wykonał jednoznaczny gest w okolicy szyi. - Idziemy?

Byli co prawda tylko na zwiadzie, ale nikt nie zabronił im sprzątnąć kilku niemiłych osobników. Na upartego można by to nazwać rozpoznaniem walką...
 
Kerm jest offline