Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2008, 14:45   #57
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Takiego bólu Rangers nie poczuł jeszcze nigdy. Czuł się tak jakby rozpalone do czerwoności żelazne kleszcze poruszane siłą jakichś tytanach rąk rozrywały jego duszę na strzępy. Jakby każda komórka jego organizmu była torturowana najwymyślniejszymi sposobami. Zaczął tracić przytomność…ciemność wirowała przed oczami…Mrok kanału…sylwetki rebeliantów… postać Dagaty i świecący Acheont zdawali się zlewać w jedną szaro – burą nicość, którego centrum była czerwona sukienka Karolinki i jej wielkie dziecięce oczy… wpatrujące się w niego…i ból, ból który sprawiał, że z jego ust wydobywał się teraz zwierzęcy skowyt.

Siły go opuszczały… jakby niewidzialny demon drenował jego witalność. Gdzieś na obrębach świadomości wychwytywał działania reszty. Jakaś niewidzialna siła czerpała z jego witalność swoją korzyść… nagle poczuł, jak ktoś staje w jego obronie, próbując wbić się mentalną tarczą i oddzielić go od źródła bólu. Nie wiedział kto to… to coś chciał przerwać to wszystko… przerwać jego cierpienie i osłabianie… jakaś nieznana żołnierzowi siła odrzuciła Dagatę od Tima ze straszliwą siłą…

Żołnierz osunął się na ziemię… trzymając na rękach półprzytomną Karolinkę. Dziecko spojrzało na niego tymi swoimi, wielkimi oczami, oczami, które jeszcze kilka chwil temu stanowiły źródło niewyobrażalnego bólu. Dziewczynka powiedziała tylko:

- Dziękuję i przepraszam. – by zasnąć w jego ramionach. Pyton spróbował wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa… czuł się strasznie osłabiony… głowę wypełniał tępy ból, przemieszany z chaosem emocjonalnym. Teraz pokonałoby go nawet dziecko…

*****

Korytarze kanałów, którymi wędrowali były jeszcze bardziej śmierdzące niż brudne uliczki na powierzchni tej nieznanej im ziemi. Szli pośrodku rozciągniętej kolumny rebeliantów… nie stawiając żadnych oporów. Tim nie miał siły nawet na ten marsz, ale siłą woli zmuszał się by wykonywać kolejne kroki, głównie dzięki pomocy Dagaty, na której ramieniu się wspierał.

Młody zastępca dowódcy, Rojek zdaje się, zadawał wiele pytań. Jak na gust Langera zbyt wiele… zbyt wiele pytań, na które nawet oni nie znali odpowiedzi. Na szczęście nie musieli na nie szczegółowo odpowiadać, bo chyba dotarli na miejsce. Zapyziałe i zatęchłe kanały zastąpił szeroki i dobrze oświetlony korytarz. Co kilkanaście metrów rozstawieni byli strażnicy… uzbrojeni po zęby w te dziwne rodzaje broni, które wprawne oko żołnierza wychwytywało podczas wędrówki. Twarze gwardzistów mówiły tylko jedno: „Nie zadzieraj z nami jeśli nie chcesz mieć przesrane”. I póki co Tim postanowił się tego trzymać.

- Witamy w naszym Mateczniku. – powiedział dowódca i wskazał palcem małe drzwi ledwie odznaczające się na ścianie korytarza – Mamy mało czasu, Arachna na was czeka. Rojek idź z nimi.

Przez małe stalowe odrzwia przeszli tylko oni i młody zastępca. W Sali panował półmrok… na szczęście nie towarzyszył mu smród kanałów. Wysoka, czarnowłosa kobieta, ubrana w prosty strój stanęła przed nimi. Jej twarz była częściowo zasłonięta czarną woalą… dokładnie widzieli tylko jej oczy… dziwnie podobne do kocich oczu.


- Nazywam się Arachna i ja tu dowodzę. Widziałam, was we śnie i wiem, po co przybyliście. Wysłałam patrol żeby was zgarnął…– zerknęła ukradkiem na Tima. - Ale patrząc na was wygląda na to, ze się nieco spóźnili. Całe szczęście, że jesteście cali. Nasze cele są podobne…

- Nieco się spóźnili? Nas zgarnął? Chyba czegoś nie rozumiesz, gdyby nie my twoi ludzie już dawno robili by za tarcze strzeleckie dla tej biomechanicznej pokraki… - Tim nie mógł się powstrzymać od odpowiedzi. W końcu to oni ratowali dupy rebeliantom, którzy przeprowadzali „niezbyt taktyczne przegrupowanie”, czyli mówiąc po ludzku spierdalali w podskokach.

Rangers z satysfakcją obserwował mściwy grymas na twarzy dowódcy oddziału rebeliantów.

Arachna jednak przemilczała ten komentarz, kontynuując dalej swoją przemowę.

- Wszystko jedno. I tak po dzisiejszej nocy, wszystko się zmieni. Szykujemy małą akcję i jeśli chcecie dostać to co trzymają w najwyższej wieży to będziecie musieli przyłączyć się do nas. Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale to nie jest piękna księżniczka, tylko przedmiot mający niewyobrażalną moc przemiany. Macie trzy godziny na decyzję, za ten czas zaczynamy. Jak coś, to wiecie już gdzie mnie szukać.

Tim spoglądał ukradkiem na Dagatę i małą Karolinkę, nie miał pojęcia co miał powiedzieć. Nie chciał decydować za wszystkich, nie wiedział też czy tej Arachnie można ufać i jej podkomendnym. Rebelianci zawsze kojarzyli mu się z anarchią i chaosem, a on zawsze wolał polegać na sprawdzonych i zweryfikowanych danych. Ryzyko pomyłki mniejsze a bezpieczeństwo większe o niebo. Jednak teraz wszystkie taktyczne i socjologiczne reguły jakie wpojono mu w Akademii można było potłuc o kant dupy, doprowadziły do tego te wszystkie dziwne zdarzenia, których był świadkiem i uczestnikiem.

Kobieta odeszła zostawiając ich samych. Stali…wpatrując się w siebie z wyczekiwaniem. Kolejne wątpliwości doszły do przydługawej już listy.

- Co robimy? – zapytał cicho – Idziemy z nimi? Czy sami coś kombinujemy? Sam nie wiem czy jej zaufać, ale oni mają coś czego my nie mamy. Mają informacje… o położeniu przedmiotu i drodze dotarcia do niego, pyzatym mają zaplecze kadrowe i logistyczne? A my nic… sam nie wiem co zrobić… po raz pierwszy w życiu nie wiem. Może tylko ja z nimi pójdę? Nie będziecie musieli niepotrzebnie ryzykować. Jeśli to pułapka to tylko mi się przydarzy coś złego… Wy będziecie mogli kontynuować misję jeśli coś źle pójdzie?
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline