Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-11-2008, 22:11   #51
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Timothy biegł ostatni za całą grupą. Jego ciężkie, sznurowane, wojskowe buty uderzały głucho o asfalt uliczki. Brudne błoto pod ciężkimi krokami rozchlapywało się na boki… ręce w nomexowych rękawicach bez palców, pociły się na gumowanych uchwytach karabinu, przerzucona przez plecy snajperka obijała się boleśnie. Co jakiś czas oglądał się za siebie… wyczekując widoku jakiejś piekielnej machiny.

Uciekający, obszarpani mężczyźni zatrzymali się przy stercie kartonów na końcu ślepej uliczki… byli w pułapce… Żołnierz zatrzymał się i odwrócił, wyczekując aż źródło piekielnego hałasu i paniki u uciekających wychyli się zza narożnika szarego, wysokiego budynku.

To co zobaczył sprawiło, że ugięły się pod nim kolana. Nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego, ogromna machina wyłoniła się zza załomu murów. Sięgała wysokością trzeciego piętra, ogromne pokrywające jej pancerz mięśnie drgały niespokojnie, a czujniki podczerwieni na czymś przypominającym głowę, omiatały wnętrze uliczki. To coś wyglądało jak zmora z najczarniejszych horrorów, hybryda maszyny z żywym organizmem… Tim przysiągłby, że słyszy niemalże świszczący i urywany oddech tego cyborga. Mimo swoich ogromnych gabarytów machina poruszała się z niebezpieczną i zabójczą gracją.

Rangers odwrócił się do reszty, widząc, że uciekinierzy i Acheont odkopują kartony, musiał podjąć decyzję. Wybiegł kilka kroków naprzód, wprowadzając granat „Hellfire” do komory podwieszanego granatnika. „Muszę dać im czas, może zdążą uciec”. Maszyna zbliżała się coraz szybciej…wydając z siebie coraz to przeraźliwsze warczenia i łoskoty… przełknął głośno ślinę… Uniósł broń do ramienia… celując w potężne kończyny dolne stwora, podejrzewał, że granatnik nie zrobi na nim wrażenia, ale może choć uda się go unieruchomić.

Eksplozja białego ognia zapłonęła u stóp nieustannie i nieubłaganie zbliżającej się, niemalże jak Apokalipsa, maszyny. Kiedy płomienie przygasły, „Puszka” nadal niewzruszenie zbliżała się do nich… Kolejny granat wprowadzony do komory i oddany strzał…z takim samym skutkiem… I kolejny… „Puszka” cały czas szła do przodu, niczym taran…

Tim przeładował raz jeszcze… ale usłyszał tylko szczęk zamka… nie miał więcej granatów…

- Mam! – usłyszał za swoimi plecami wrzask Acheonta – Tu jest właz!!!

Trójka uciekinierów szarpała się z wejściem…po chwili zaczęli znikać we wnętrzu podziemnego schronienia… potężny stwór uniósł w stronę Tima masywne ramię i wycelował. Żołnierz nie wiedział czego się spodziewać, ale w takich sytuacjach sprawdzała się bezbłędnie zasada, „że należy się spodziewać najgorszego”.

Odwrócił się w kierunku reszty, Dagata właśnie znikała we wnętrzu ziejącego czernią otworu. Została tylko Karolinka, celując swoją parasolką w zbliżającego się potwora. Ranger rzucił się ku niej, porywając ją ze sobą i rzucając się na oślep we wnętrze włazu.

Wokół wszystko rozbłysło… biały blask oślepił go na chwilę, potem poczuł potężne uderzenie pleców o twardą posadzkę, Karolinka cały czas była w jego ramionach…potem ogarnęła go Ciemność.

*****

Poczuł jak czyjeś ręce zdejmują z niego ciało nieprzytomnej dziewczynki. Chciał zareagować, obronić Małą, ale kiedy spróbował unieść ręce, cały świat zawirował mu w głowie a kończyny odmówiły posłuszeństwa. Kręcący się w ciemnościach ludzie, chyba nie zdawali sobie sprawy, że już odzyskał przytomność.


- Dziewczynka jest nieprzytomna. – powiedział tajemniczy głos. – Musimy ją stąd zabrać jak najszybciej. Pomóżcie pozostałym.

- A co mamy zrobić z tym świecącym czymś?
- Wymyślcie coś, nie każcie mi myśleć Rojek, że mam zastępcę debila. – zadrwił i dopiero teraz zauważył, że dziwni goście obudzili się.

- Dzień dobry ptaszynki. Nie wiem kim jesteście, co też później skrupulatnie ustalimy, ale wiem, że macie przejebane. Chcąc nie chcąc właśnie dołączyliście do rebelii. Witamy w oddziale.

Osobnik mówiący te słowa, wydawał się Timowi najbrudniejszym, najbardziej zarośniętym i ubranym w najgorsze łachmany ze wszystkich, jakich zdołał zauważyć. „Zapewne ich dowódca” – pomyślał… Ten ktoś trzymał nieruchome ciało dziewczynki na rękach.

Rangers podniósł się z brudnej posadzki, zarazem niezauważenie odpiął kaburę pistoletu, a nóż znajdował się w kaburze na udzie na wyciągnięcie ręki. Obliczyło odległość… „Jeśli spróbuje ją skrzywdzić… to nie zdąży” – zimne oczy komandosa lustrowały postać przywódcy „łachmaniarzy”.

- Nie wiem kim jesteście, nie wiem też o jakiej rebelii mówicie, przed chwilą uratowaliśmy dupę trzem twoim ludziom, przed tym okropnym czymś. Co to kurwa w ogóle jest? Oddaj mi Małą, ona jest pod Moją… Naszą opieką.

Podszedł do niego, wpatrując się twardo w herszta… wyciągnął ręce po dziewczynkę. Usłyszał szczęk przeładowywanych broni „łachmaniarzy”… ich przywódca uniósł dłoń do góry, a wszyscy opuścili broń. Tim wziął dziewczynkę w ramiona, wyczuwał słaby oddech i puls u Karolinki. Trzymając ją delikatnie w swoich szerokich ramionach, podszedł do Dagaty

- Nie wiem czy możesz jej pomóc… ale jeśli możesz… to zrób to. Zrób to a moje życie będzie należeć do Ciebie… uratuj ją… ona chciała nas ratować… - spojrzał błagalnie w brązowe i głęboki oczy kobiety.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 09-11-2008, 12:34   #52
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Małe nóżki Siostrzyczki nie nadążały za uciekającymi. Siłą rzeczy zostały więc mocno z tyłu za gnającą w obłędnym strachu trójką mężczyzn. Ich rozpacz i przerażenie były dla Wiedźmy niemal fizycznie namacalne. Sprawiały, że ogarnęły ją fale mdłości na myśl o tym, co szło za nimi. Wiedziała, że popłoch, z jakim uciekali nie był bezpodstawny. Czuła TO za swoimi plecami. Ziało nienawiścią i żądzą zabijania. Było przerażające. Równocześnie żywe i martwe, czujące i bezduszne, trzymające się sztywno wyznaczonego celu i bezlitosne.

Zacisnęła mocniej palce na małej dłoni Karolinki i co sił ciągnęła ją za sobą. Tuż obok śmignęła Świetlista Kula i z rozpędem wbiła się w stos kartonów, rozrzucanych chaotycznie przez trzech obszarpanych uciekinierów.

Tupot ciężkich butów za ich plecami ustał na chwilę poprzedzającą huk i podmuch gorąca… kilka nierównych kroków, metaliczny szczęk i kolejny huk…

Zatrzymały się. Rozejrzała się drżąc jak w gorączce. Dalej nie było przejścia. Odwróciła się, trzymając machającą parasolką dziewczynkę za sobą. Ramieniem Tima szarpnęła siła odrzutu odpalanego ładunku. Jeszcze jeden huk i dywan białego ognia zalewający czarną, twardą ziemię pod ścigającym ich gigantycznym potworem o czerwonych żarzących się ślepiach. Powietrze uszło z jej płuc z głuchym jękiem. Wściekły ryk zagłuszył wszystko. Żołnierz cofał się powoli, wpatrzony w nadchodzącego stwora.

Stała niezdecydowana, zastanawiając się desperacko, co dalej i czy będzie jeszcze dla nich jakieś „dalej”.
Jedno zmrużenie oczu. Dziesiątki świateł w ciemnościach… tylko kilka z nich w pobliżu… reszta w ruchu… gdzieś niżej… jak kolonia szczurów… pod powierzchnią… przyćmiona i zamglona… strach… powszechny strach i zwierzęca wola przetrwania… migoczące słabiutko, niemal gasnące iskierki nadziei…
Nagła myśl. Pierścień! Dostała przecież pierścień!
Puściła rączkę Karolinki tylko na moment, by wydobyć schowany przedmiot i założyć go na palec. Zmienił się natychmiast, gdy tylko objął jej palec, przybierając kształt czegoś w rodzaju stylizowanego oka z zielono błękitną, zamgloną lekko źrenicą.



-Tędy, szybko!
Szarpnięcie za ramię. Ktoś pociągnął ją za rękę, przytrzymując mocnym chwytem. Próbowała się wyrwać i wrócić po Siostrzyczkę. Ramię stwora podniosło się i skierowało ku nim. Tim pędem rzucił się w ślad za nimi, w biegu chwytając Karolinkę. Kilka sekund narastającego świstu, potworny huk i wstrząs, jakby waliła się ziemia… spadanie w ciemność… martwa cisza…

*****

Cuchnęło. Wszędzie unosił się kurz. Leżała na wilgotnym, śmierdzącym szlamem i nieczystościami twardym podłożu. Tim spoczywał tuż obok. Nie ruszał się, ale żył. Podobnie jak Karolinka. Potrafiła już rozpoznać ich „światło”. Czuła wokół siebie wiele ludzkich istnień. Powoli, starając się nie poruszyć, otworzyła piekące powieki. Byli w ciemnym tunelu. Wokół kręciło się sporo obdartych, wynędzniałych, lecz uzbrojonych podobnie do Żołnierza ludzi. Poruszyła lekko rękami i nogami. Były wolne, a więc nie potraktowano ich jak więźniów. Obserwowała.

Przedstawiali nędzny widok. Większość była dość młoda. Widziała wiele skulonych w ciemnościach postaci. Na ich twarzach zastygł strach, beznadzieja, na innych dziwny smutek, ale wszyscy oni mieli świadomość, że nie ma odwrotu i nie ma przyszłości.

Z rozmyślań wyrwało ją lekkie sapnięcie Tima. Budził się. Wciąż trzymał w ramionach nieruchome dziecko. Jeden z ludzi pochylił się nad nimi.

- Dziewczynka jest nieprzytomna – powiedział. – Musimy ją stąd zabrać jak najszybciej. Pomóżcie pozostałym.
- A co mamy zrobić z tym świecącym czymś? – odezwał się ktoś w oddali. A więc Świetlna Kula też gdzieś tu była, choć Dagata nie potrafiła jej na razie zlokalizować.
- Wymyślcie coś, nie każcie mi myśleć Rojek, że mam zastępcę debila – zadrwił z kogoś mężczyzna i wyłuskał z ramion Tima Karolinkę, podnosząc jej przelewające się mu przez ręce małe ciałko.
Tim jęknął głośniej, poruszył się lekko i próbował zatrzymać dziecko, opadł jednak bezsilnie z powrotem na posadzkę. Dagata wpiła wzrok w zabierającego dziewczynke człowieka i usiadła szybko.
- Dzień dobry ptaszynki. Nie wiem, kim jesteście, co też później skrupulatnie ustalimy, ale wiem, że macie przejebane. Chcąc nie chcąc właśnie dołączyliście do rebelii. Witamy w oddziale. Za pięć minut wyruszamy.

Tim także otrząsnął się ze słabości i szybko podniósł się na nogi. Jego dłoń znalazła się niebezpiecznie blisko kabury, w której tkwił pistolet.
- Nie wiem, kim jesteście, nie wiem też, o jakiej rebelii mówicie, przed chwilą uratowaliśmy dupę trzem twoim ludziom, przed tym okropnym czymś. Co to kurwa w ogóle jest? Oddaj mi Małą, ona jest pod Moją… Naszą opieką – wyrzucił z siebie twardym, nieustępliwym tonem, równocześnie zbliżając się do obcego mężczyzny. Chyba przywódcy grupy.
Ciemne korytarze zabrzmiały zwielokrotnionym echem szczęku odbezpieczanej broni. Po chwili pełnej napięcia i oczekiwania, dłoń przywódcy dała znak, powstrzymujący atak.

Żołnierz wyjął ostrożnie Karolinkę z rąk rebelianta i chwyciwszy delikatnie rączkę dziewczynki, pochylił głowę wsłuchując się w jej oddech. Odetchnął i przymknął oczy przytulając ją do siebie. Wzrok Czarownicy rozjaśnił się na chwilę. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak ujął Wiedźmę swoją troską o Małą. Kiedy podniósł głowę, odszukał ją wzrokiem i stał chwilę wpatrując się w nią z dziwnym marsem na czole. Nie odrywała od niego fosforyzującego w ciemnościach spojrzenia. Wolnym krokiem ruszył w stronę Wiedźmy i przyklęknąwszy, wyciągną ku niej nieruchome ciało dziewczynki.

- Nie wiem czy możesz jej pomóc… ale jeśli możesz… to zrób to. Zrób to, a moje życie będzie należeć do Ciebie… uratuj ją… ona chciała nas ratować… - spojrzał jej błagalnie w oczy.
- Zastanowiłeś się dobrze, Panie? Nie wiesz, co czynisz składając taką propozycję. Nie wiesz, co czeka Cię, jeśli poważnie przyjmę Twoją ofertę. Jesteś pewien? Oddałbyś życie za to dziecko?
Nie odwrócił wzroku, choć widziała w nim niepokój. Słyszała jego przyspieszony oddech.
Odebrała dziecko z jego rąk i ułożyła je sobie na kolanach, wspierając jasną główkę o swoje ramię. Chciała poznać jego myśli, chciała wiedzieć na ile jest zdecydowany dotrzymać umowy. Niech udowodni.
- Podaj mi dłoń – zażądała. Wystarczyło dotknięcie, żeby wejść w jego jaźń. Musiała przełamać opór. Raz jej się przeciwstawił, ale teraz była silna. Zadrżał, zacisnął szczęki, a gałki jego oczu błysnęły białkami odwracając się niemal do wewnątrz.
- Oddasz jej swoje siły, swoje życie, swoją energię. Może ją ocalisz. Jesteś zdecydowany? Musisz tego chcieć. Oddać się dobrowolnie.
Stężał. Naprawdę się bał, lecz po chwili odprężył się i zobojętniał.
- Tak, pomóż jej proszę.

Dagata także się bała. Nie miała pojęcia, z czym tak naprawdę ma do czynienia. Ciało Karolinki wydawało się zdrowe i całe. Jeśli miała się dowiedzieć, co jej się stało musiała przyjrzeć się jej duszy, a wiedząc o niezwykłej mocy Siostrzyczki po prostu obawiała się zrobić tego wprost. Mogła jednak użyć umysłu i ciała Żołnierza, jako swoistego bufora, zapewniającego jej pewną miarę bezpieczeństwa.

Ujęła dłoń Tima i przyłożyła ją do czoła dziewczynki. Zawył. Dziecko trwało w uśpieniu, jednak coś, co w nim czuwało natychmiast zaczęło wysysać z mężczyzny siły. Musiała nad tym zapanować. Natychmiast…
Stanęła mu na drodze...
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 09-11-2008 o 15:51.
Lilith jest offline  
Stary 13-11-2008, 17:57   #53
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Niaa podążała powoli za starym drzewcem – jak w myślach nazwała humanoidalne drzewo, które miało być ich przewodnikiem – Jej czujne spojrzenie przebiegało teraz po zielonych liściach, które w swym szumie kryły podekscytowane szepty. Obcy w ogrodzie ich pani to niezwykła rzadkość, szczególnie od kiedy została oficjalnie wyklęta z szeregów Opiekunów.

- Widzę cię moja panno i nie myśl, że ujdzie ci to na sucho. – drzewiec wyrwał kocicę z zamyślenia.

Tym razem wyjątkowo, to nie ona była winna, lecz Karolinka, którą wyraźnie rozpierała energia. Że też Kapelusznik wypuszczał to dziecko samopas w wszechświat... przecież ona była kumulacją niezogniskowanej mocy - była niczym bomba i to w dodatku z odbezpieczonym zapalnikiem!

A może właśnie o to chodziło? Może dziewczynka była tylko bronią w rękach Opiekuna?

"Pieprzony strateg-podglądacz..." - pomyślała kocica buntowniczo.

To, że Pan K. ich teraz obserwował było niemal pewne, pytanie brzmiało natomiast: ile z bieżących wydarzeń on sam zaplanował?

Zbyt wiele myśli trapiło kocią główkę, przez co, mimo uśmiechu towarzyszącemu całej sytuacji niesienia przez Nigela drzewca, oczy Niaa nie miały w sobie tego ognia, co zwykle. Były dziwnie... stare.

Nie chcąc zwracać na siebie uwagi towarzyszy, a już szczególnie Lodowej Róży, która zdawała się być nadzwyczaj wnikliwą obserwatorką, kocica pochyliła się spokojną taflą jeziora. Uważnie obserwując otoczenie i domek Kalisty zanurzyła języczek w wodzie i upiła łyk.

„Mocznik!”

Niaa prychała i pluła, demonstracyjnie próbując pozbyć się paskudnego smaku z ust.

- Ta woda nie jest do picia. – skarcił ją po fakcie już drzewiec, na co posłusznie wsunęła języczek z powrotem do ust i łapką zasłoniła twarz wstydząc się wyraźnie za planowaną psotę. Tylko tak mogła ukryć wiedzę, którą akurat zdobyła na temat zawartości jeziorka.

Teraz obie z Karolinką wyglądały jak małe dziewczynki, które ktoś okrzyczał za wchodzenie na drzewo bez opieki rodziców. Czy naprawdę to miały być istoty, od których zależał los świata? Nigel nie mógł się doprawdy nadziwić wyborowi Kapelusznika.

Kiedy wreszcie dotarli do Kalisty, która ubrała się w postać młodej, złotowłosej dziewczyny, Niaa schowała się nieco za towarzyszy, obserwując czujnie heretyczkę. Coś zakłuło ją, gdy zobaczyła jej powłokę, gdy usłyszała melodyjny głos - przeczucie zbliżającego się niebezpieczeństwa? A może... ukłucie zazdrości?

- Czego ktoś tak potężny jak Kapelusznik, chce od mojej skromnej osoby? Pewnie nie wspomniał wam o tym, że byliśmy bardzo, bardzo bliskimi znajomymi i…i że przez niego zostałam wykluczona z grona istot wyższych? – na ustach Pani Kaydoo pojawił się smutny, pełen goryczy uśmiech – Oczywiście, że wam o tym nie wspominał inaczej nikt z was nie zgodziłby się na przybycie tutaj. No, ale nie marnujmy sobie nawzajem czasu. Czego chcecie?

Kocica wpatrywała się w kobietę wielkimi jak monety oczami. Teraz zobaczyła ją w zupełnie innym świetle i poczuła jakąś dziwną wspólnotę... z istotą, która do niedawna gardziła – z heretyczką.

- Pan w kapeluszu skrzywdził ładną panią? – wreszcie wysunęła się z cienia i spojrzała spode łba na KalistęNiaa się na to nie zgadza! Niaa pyta: co się stało? Niaa chce wiedzieć czy może ładnej pani pomóc, bo Niaa... bardzo by chciała pomagać!
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 15-11-2008, 16:45   #54
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Świat Kaydoo, siedziba pani Kalisty

Lorelei nastawiła się na to, że zobaczy jakąś okropną, niebezpieczną i rozwrzeszczaną istotę, która nawet nie będzie chciała ich wysłuchać. To, co przekazał im Kapelusznik w ogromnym stopniu mijało się z prawdą. Przynajmniej taką miała nadzieję. Kalista zrobiła na niej pozytywne wrażenie, na dodatek posługiwała się Mocą jakże podobną do jej własnych zdolności. To stawiało ją wysoko w oczach Lorelei, choć nie musiało wcale oznaczać, iż zadanie będzie łatwe. Zanim zdążyła to wszystko przemyśleć i odezwać się, znowu uprzedziła ją Niaa. Lodowa Róża w duchu uśmiechnęła się i czule pomyślała o dobrym sercu kocicy, ale jej żywiołowe reakcje mogły stanowić faux pas w ostrożnej dyplomacji. A może właśnie należało poniechać oficjalnego tonu i dać się ponieść spontanicznym uczuciom?


- Wybacz pani poufałość mojej towarzyszki. - powiedziała na wszelki wypadek i skłoniła się lekko. - Prawdą jest, że nie znamy ani twej historii, ani powiązań z Kapelusznikiem. Jednakże nawet jeśli Pan K. zdradziłby nam jakiekolwiek szczegóły dotyczące twojej osoby, nie zawahalibyśmy się przyjść tu i również prosić cię o pomoc. Nie chodzi bowiem o sprawy prywatne, które nie powinny mieć w tym wypadku znaczenia. Chodzi o los całego wszechświata i wszystkich poszczególnych światów, w tym i twojego. Gdy dojdzie do zbliżającej się katastrofy, nic już nie będzie miało znaczenia. Jeśli cię to pocieszy, poznaliśmy Kapelusznika ledwie wczoraj i zdążyliśmy się przekonać, że jego charakter odbiega znacznie od ideału. A jednak chodzi tu o istnienie wszystkich naszych światów, więc osobiste animozje odstawiliśmy na bok. Jesteś istotą o wiele potężniejszą od nas, więc zapewne już wiesz o wszystkich zakrzywieniach w czasoprzestrzeni, katastrofach i nadchodzącej zagładzie. Jedynym ratunkiem, według Kapelusznika, jest zebranie wszystkich czterech boskich przedmiotów. Ty, pani, jesteś w posiadaniu jednego z nich. Przybyliśmy tutaj, by prosić Cię, abyś nam go powierzyła. Wiem, że możesz nam nie ufać, czy też nie ufać Kapelusznikowi, lub mieć tysiące powodów, by go nam nie oddawać. Ale jeśli tego nie uczynisz, możesz mieć do stracenia jeszcze więcej – własny świat i własne życie. Światy tysięcy stworzeń zależą od twojej decyzji, pani. Lecz jeśli powierzysz nam ów przedmiot, możesz liczyć na naszą, oraz Kapelusznika dozgonną wdzięczność. Jestem pewna, że gdy uda nam się dzięki temu uratować wszechświat, Kapelusznik osobiście ci podziękuje.


Lorelei zrobiła chwilę przerwy i nagle jakby coś ją olśniło:


- Albo... - zawahała się przez chwilę, nie wiedząc czy jej propozycja nie będzie błędem.


- Albo zechciej, pani, przyłączyć się do nas, by mieć pewność, że nasze intencje są czyste i że nie chcemy cię oszukać. Myślę, że... Co prawda nie mam pojęcia o sprawach istot wyższych, o waszym życiu, potędze i wzajemnych stosunkach, wszystko to dla mnie nowość, lecz wydaje mi się, że pomoc w takim przedsięwzięciu, jak uratowanie wszechświata, będzie ci pani policzona jako wielka zasługa i być może to pozwoli Ci powrócić do owego grona, z którego zapewne niesprawiedliwie zostałaś wykluczona? Rozważ, proszę, moje słowa i bądź pewna, że tak jak mówiła Niaa, chcemy jedynie pomóc, zarówno tobie, jak i całemu wszechświatu.


Obdarzona wreszcie skończyła mówić i bacznie obserwowała Kalistę, jej reakcję na całą przemowę, jak i na końcową propozycję. Nie wiedziała kim ta kobieta jest naprawdę i choć sprawiała wrażenie o wiele bardziej godnej zaufania niż Kapelusznik, pozory często mogły mylić. Trudno jednak o jakąkolwiek logikę i wybór odpowiedniej drogi, gdy ledwie wczoraj zostało się wplątanym w sprawy wszechświata i nie ma się pojęcia o prawach nim rządzących. Lodowa Róża miała jedynie nadzieję, że instynkt jej nie zawiedzie.
 
Milly jest offline  
Stary 16-11-2008, 22:23   #55
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany
Acheont minąwszy kolejny załom betonowej ściany, zatrzymał się spostrzegłszy, że jest jedynym członkiem peletonu.

- Que pasa? Gdzie podziały się te obdartusy? Pewne te cieniasy nie wytrzymały tępa ucieczki. Od razu było po nich widać, ze to amatorzy…

Wyjrzawszy za róg Świetlisty dostrzegł kolosalne monstrum, które w niebywałym tempie zbliżało się w jego kierunku. Nieopodal trzej mężczyźni nerwowo rozgrzebywali stos kartonów. Jako, że Acheont czuł się niebywale nieswojo bezczynie patrząc, jak z marnym skutkiem trzech łachmaniarzy próbuje się schować pod kartonowymi płachtami na tle szarżującego kolosa, więc postanowił się do nich przyłączyć, w charakterze wzoru do naśladowania.

- Karton, tektura, karton, tektura, właz, karto….zaraz! Właz! O i gazeta! Ej słuchajcie w "Pulsie" reklamują knajpę z wyśmienitymi łazankami! Ten adres na pewno się przyda!

W chwili, gdy Świetlisty podniósł wzrok znad gazety spostrzegł, jak okryta hełmem głowa Thimotego niknie w odmętach studzienki. Spostrzegłszy, w jakiej znalazł się sytuacji, wpadł pod zasuwane, stalowe wieko zupełnie jak wystrzelony z procy. Acheont niczym kometa przeciął swoją aurą mroczny strop kanału, kończąc z nie lada chlupnięciem w zawiesinie wypełniającej dno ścieków. Pewnie niejeden z towarzyszy spostrzegłszy spadającą gwiazdkę pomyślało życzenie: „Niech, chociaż ciupkę się przytopi i straci głos”

***

Mała, lewitująca kula światła wyrwawszy się z odmętów ścieku, zaczęła zwiedzać otoczenie z gracją pijanej muchy.

- To już koniec! Ciemność, ciemność widzę… A nawet otchłań pełną ciemności! Cholera trochę powagi! Ona do mnie macha!
- mężczyzna ze zwisającą z ramienia bronią pochylił się nad Świetlistym.

- Szefie oni odzyskali przytomność!
- Aua moja głowa... Co się stało? Pamiętam tylko jak całe życie szybko przeleciało mi przed oczami. Nie wiem czy to przez ten smród, czy przez impet upadku, ale obiad to mi tylko śmignął.
- A co mamy zrobić z tym świecącym czymś?
- Wymyślcie coś, nie każcie mi myśleć Rojek, że mam zastępcę debila. –
zadrwił i dopiero teraz zauważył, że dziwni goście obudzili się.
- Świecącym czymś?! –
wykrzyknął jak zwykle wielce oburzony Acheont. Słowa rebelianta zadziałały na Pana Świetlika lepiej niż sole trzeźwiące. Bez namysłu mała kulka światła podleciała do dowódcy oddziału i wzleciawszy na wysokość jego oczu wpatrywała się w niego świdrującym spojrzeniem. Widząc to rebeliant załadował broń. Wtem w rozbłysku światła Acheont rozpłynął się w powietrzu, pojawiając się za plecami Thimotiego

- Dzień dobry ptaszynki. Nie wiem, kim jesteście, co też później skrupulatnie ustalimy, ale wiem, że macie przejebane. Chcąc nie chcąc właśnie dołączyliście do rebelii. Witamy w oddziale.
- Hej Timi On uraził moją dumę i przeklina w obecności dziecka! Pokaż mu, kto tu wydaje rozkazy! Pofatygowałbym się sam, ale widzę, że cię ręka swędzi.–
widząc brak jakiekolwiek reakcji u kolegi Acheont spróbował ponownie:

- No widzę, że potrzebujesz motywacji. Weź mu jebinj, a ja Ci oddam.

Wtem Świetlisty dostrzegł lekceważące spojrzenie dowódcy oddziału. Nie mógł puścić tego płazem, więc zrobił to, co wydawało mu się, że robi najlepiej, choć jak zwykle się mylił.

- Stary, żal mi ciebie. Nie chcę. Ba! Nie mogę znów na to patrzeć. Jak on cię dorwie, to ja wychodzę i biorę małą, bo to nie sceny dla dzieci. Stary ratuj się! Próbuj uciekać. Błagaj na kolanach o litość. Ja nie wiem. Gdzie twój instynkt samozachowawczy? Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z jego potencjału? Ludzi, których zidentyfikowano po tym jak weszli mu w drogę można zliczyć używając palców jednej dłoni, no może i dwóch, ale to wieloletniego pracownika tartaku. My dwaj jesteśmy jak bracia, ale podobieństwo zewnętrzne jest całkowicie przypadkowe. Może i on jest okrutnym i bezlitosnym człowiekiem, ale szanuje się ludzi za zalety, kocha za wady. Do jego zalet zaliczam: podnoszenie konia jednorącz, całodzienne bieganie bez zmęczenia i umiejętność podkradania się do zwierzyny tak, blisko, że często umierała ona na zawał wywołany szokiem, zanim zdążył użyć broni albo chociażby przyłożyć pięścią. Wiesz, co? Jak on chwyci kartkę papieru, to ona się sama zwija w kulkę, bo boi się, że on zrobi to za mocno. Gdy rzuca nią do kosza nigdy nie chybia. Czasem kosz się przesuwał, by nie chybił, ale to wszystko z szacunku! A na pewno nie zgadniesz, kto nauczył prąd kopać. Właśnie, że nie on, tylko ja. Także sobie uważaj. I wiesz, co ci powiem „ptaszku” żyję już trochę na tym świecie i zauważyłam, że, jak kto ma w sobie dar by błyszczeć, to będzie błyszczeć nawet przez sześć warstw brudu, a ci, co błysku nie mają, błyszczeć nie będą, choćby ich nie wiem jak polerować. Przyczepiłeś się do mnie, bo po prostu mi zazdrościsz. Tobie by nawet froterowanie tyłka nie pomogło w ustaleniu koloru skóry! Wiesz, co ci powiem panie rebelianciku? Dla was ludzi to takie typowe, tak bardzo lubicie oszukiwać się wzajemnie, że wymyśliliście rząd, by robił to za was. I tu nagle, jeden z drugim się obudził i myśli sobie, że coś jest „nie halo”. „Ten świat nie wygląda tak, jak nam obiecywali”. Wtem czas ludzie zakładają rebelię. We wszystkich światach wygląda to tak samo. Chowacie się pod ziemie, jak karaluchy i trwacie konspirując we wspaniałym oczekiwaniu na nic specjalnego. No to się doczekaliście. Tadam! O to jesteśmy! I znów wyniesiemy kolejny uciskany lód z podziemi do samych gwiazd! W taki przypadkach najważniejsza jest praca u podstaw. I to macie sobie zapamiętać! Nie wolno przeklinać przy dzieciach! Jasne?

- Kim wy do diaska jesteście? –
odparł niepewnym głosem dowódca.

- Należymy do najtajniejszego związku, jaki możesz sobie wyobrazić.
- Naprawdę? A jak was zwą?
- Strażnikami Wszechporządku, Emisariuszami Woli Kreatora, Opiekunami Serca Wieloświata, to tylko kilka z nazwy, którymi określano nas poprzez eony odkąd Twórca skończył swe dzieło.
- Co?-
wykrzywił się zdziwiony mężczyzna.- Nigdy o was nie słyszałem!
- Sam widzisz, jacy jesteśmy dobrzy.
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d
g_o_l_d jest offline  
Stary 19-11-2008, 12:48   #56
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Aigen, 135 rok, 5 miesiąc, 54 dzień Nowego Porządku

Acheont, Dagata, Thimoty



Nie bacząc na denerwujące przekrzykiwania Acheonta, dowódca i ludzie z jego oddziału, stali w ciszy wpatrując się w niezwykłą scenę, jaka rozgrywała się tuż przed ich oczami, gdzie stawką nie było już życie samej dziewczynki, ale i Thimotiego.

Dagata już po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że dokonała złego wybory pozwalając na to poświęcenie. Uśpiona świadomość Karolinki zachłannie wysysała życie z żołnierza w tempie, którego Wiedźma nie mogła się spodziewać. Oderwanie rąk było by najgorszym rozwiązaniem…musiała to sama powstrzymać inaczej w przeciągu paru chwil Tim będzie martwy.

Skupiła swoje myśli, próbując zatamować to co sama wywołała, lecz napotkała ogromny opór ze strony dziecka, które nie dopuszczało jej do swego żywiciela. Musiała włożyć w to więcej mocy.

Szybko!

Thimoty zaczął krzyczeć, ból stawał się nie do zniesienia.

Łzy pociekły po policzkach Dagaty, która uderzyła ponownie. Mocniej i dotkliwiej. Siłą woli zdołała powstrzymać porażającą moc, z jaką dziewczynka przyssała się do Rangersa…niestety jedynie na ułamek sekundy. Nie zdąży wezwać mocy Czwórjedynej, nie zdąży ocalić życia mężczyźnie.

NIE!

Coś obudziło się w umyśle mężczyzny. Nieznana dotąd siła, zadziałała jak niewidzialna tarcza i targnęła Dagatą, odrywając ją od Thimotiego. Ciarki przeszły po całym ciele zaskoczonej kobiety. Po chwili zdała sobie dopiero sprawę, że już raz doświadczyła tej mocy, w świecie przepełnionym wywołująca koszmarne halucynację mgłą…

Thimoty szybko ocknął się z agonii. Czuł się okropnie osłabiony. W głowie mu huczało a ciało było niczym z waty. Z trudem mógł się poruszać. Spojrzał na Karolinkę leżącą na jego kolankach, a ta z szeroko otworzonymi oczkami wpatrywała się w jego twarz.

- Dziękuję i przepraszam. – wyszeptała, po czym niewiele myśląc przytuliła się lekko do mężczyzny i zamknęła oczka. Zasnęła.

- Dobra, teatrzyk skończony. Pomóżcie im wstać i ruszamy stąd. Wy idziecie z nami. – wskazał palcem na drużynę. Dowódca był barczystym postawnym mężczyzną z długimi siwymi włosami spiętymi w kucyk. Jego twarz była poprzecinana licznymi bliznami, które mimo kilkudniowego zarostu wyraźnie się odznaczały.

Zanim się odwrócił, spojrzał z jeszcze z wyraźnym obrzydzeniem na Acheonta i splunął na ziemie.
- Nie wiem jak w innych światach to wygląda przybyszu, ale z pewnością nie tak jak u nas, o czym się jeszcze zdążysz przekonać. To was Arachna widziała w swoim proroczym śnię, ale mi to nie zamydli oczu. Jesteście potencjalnym zagrożeniem dla nas, więc jeden fałszywy ruch a moi ludzie podziurawią was bez mrugnięcia okiem.

Oddział składał się z piętnastu mężczyzn, całkiem nieźle uzbrojonych i trzech oberwańców, którzy również przed chwilą uniknęli śmierci z rąk „puszki”. Thimoty nie miał tylu sił, żeby nieść Karolinkę, sam ledwo trzymał się na nogach tylko dzięki pomocy Dagaty, toteż Małą niósł na barana młody zastępca dowódcy.


Spoglądał na nich z zaciekawieniem w szczególności gapiąc się na Świetlistego, który musiał być niepocieszony, kiedy jego przydługi monolog nie spotkał się z oczekiwanym przyjęciem. Choć musiał przyznać, ze dowódca wyglądał na przestraszonego, kiedy ten zawisnął tuż przed jego twarzą.

- Miałeś szczęście stary. – odezwał się uśmiechnięty chłopak do Acheonta. – Początkowo wzięliśmy ciebie za kleszcza…taką sondę szpiegowską, znaczy się i niewiele zabrakło żebyśmy odpalili w ciebie ze wszystkiego co mamy. – aż dziwne, że młody mężczyzna jak i pozostali niewiele sobie robili z obecności Świetlistego. Choć mierząc się z takimi potworami jak ta przerażająca bojowa machina, widok święcącej na biało kulki raczej był dla nich miłą odmianą.

Podążali kolejnymi śmierdzącymi kanałami, idąc w dość rozciągniętej kolumnie. Najwyraźniej nie spodziewali się żadnego zagrożenia.

- Naprawdę nie jesteście z tego świata? – zapytał Rojek konspiracyjnie, a gdy uzyskał twierdzącą odpowiedź oczy mu się zaszkliły. – Niesamowite. Arachna mówiła o was, one jest dotknięta. Też chciałbym móc tak po prostu móc uciec z tego świata i tak sobie myślę…

- Rojek nie rozmawiaj z przybyszami! – skarcił go dowódca, ale chłopak niewiele sobie z tego robiąc pokiwał kilka razy głową i mówił ciągnął dalej.

- Powiedziałeś, że nie macie pojęcia o rebelii – tym razem zwrócił się do osłabionego Rangersa - to w takim razie jak zamierzacie wykraść diabelskie serce? Po to się zjawiliście prawda? Żeby ocalić nasz świat i zabrać tą przeklętą rzecz. O już prawie jesteśmy…

Na szczęście nikt nie musiał odpowiadać na serię trudnych pytań młodego człowieka. Minęli dwie blokady z uzbrojonymi po zęby strażnikami, a zapyziałe kanały zamieniły się na dobrze oświetlony tunel. Jego ściany nieźle tłumiły dźwięk, ponieważ nawet z bliska nie usłyszeli tłumu ludzi nerwowo biegających wewnątrz, to w jedną to w drugą stronę. Każdy był uzbrojony.


- Witamy w naszym Mateczniku. – powiedział dowódca i wskazał palcem małe drzwi ledwie odznaczające się na ścianie korytarza – Mamy mało czasu, Arachna na was czeka. Rojek idź z nimi.

- Nie ma takiej potrzeby. – szorstki kobiecy głos odezwał się i po chwili stanęła przed nimi wysoka, czarnowłosa kobieta z zasłoniętą częściowo twarzą. Z jej oczami było coś nie w porządku. Dało się to zauważyć na pierwszy rzut oka. Dagata wyczuła dziwną energię otaczającą tajemniczą postać.


- Nazywam się Arachna i ja tu dowodzę. Widziałam, was we śnie i wiem, po co przybyliście. Wysłałam patrol żeby was zgarnął…– zerknęła ukradkiem na Tima. - Ale patrząc na was wygląda na to, ze się nieco spóźnili. Całe szczęście, że jesteście cali. Nasze cele są podobne…

- Czy powinniśmy mówić im o wszystkim…- przerwał jej dowódca oddziału, ale kobieta nie dała się tak łatwo przekonać.

- Wszystko jedno. I tak po dzisiejszej nocy, wszystko się zmieni. Szykujemy małą akcję i jeśli chcecie dostać to co trzymają w najwyższej wieży to będziecie musieli przyłączyć się do nas. Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale to nie jest piękna księżniczka, tylko przedmiot mający niewyobrażalną moc przemiany. – przygryzła wargi i odwróciła wzrok od przybyłych. – Macie trzy godziny na decyzję, za ten czas zaczynamy. Jak coś, to wiecie już gdzie mnie szukać.

Kobieta odwróciła się na pięcie i udała się wprost do niewielkich drzwi.

Czyżby znowu znaleźli się w środku czegoś paskudnego?

A może tym razem szczęście im sprzyja i wykorzystają rebelię, jaką swą szansę?


Kaydoo

Lorelei, Niaa, Nigel



Kalista z kamienną twarzą wysłuchała najpierw gorącej propozycji Niaa a później przemowy Lorelei nie przerywając, aż do samego końca.

- Niesprawiedliwie wykluczona? – uśmiechnęła się gorzko. – Oj sprawiedliwie i zasłużenie doga pani, nawet sobie nie zdajesz sprawy jak bardzo. – jej nieco rozbawiony ton przyprawił Obdarzoną o dreszcze - A powrót jest już niemożliwy, zresztą nie miałabym ochoty wracać do „tego grona”. Jest mi tutaj dobrze i cenie sobie prywatność i swobodę działania. Propozycja przyłączenia się do was jest oczywiście nie do zaakceptowania. Nie zamierzam wystawiać choćby nosa poza mój świat, inaczej podpisałabym na siebie wyrok śmierci. Na Kaydoo jestem bezpieczna, lecz poza nim wystawiłabym się na celownik całej społeczności opiekunów.

Kobieta jeszcze bardziej posmutniała, najwidoczniej bolesne wspomnienia kosztowały ją sporo zdrowia. Odwróciła się do ich przewodnika i poważnym tonem rzekła.

- Hithlome przygotuj ceremonię trzech strażników.


W odpowiedzi na jej słowa spróchniałe drzewo wydało z siebie zduszony jęk i otworzyło szerzej oczy. – Pani jesteś pewna, czy to jest rozsądny wybór? A jeśli im się uda?

- Przecież o to właśnie chodzi drogi przyjacielu. Jestem pewna.

Strażnik ukłonił się równie nie-majestatycznie jak poprzednio i wyraźnie podekscytowany odszedł w charakterystycznym dla niego żółwiowym tempie. Dopiero, gdy zniknął z pola widzenia Kalista przemówiła ponownie.

- Widzicie, nie bardzo obchodzą mnie inne światy jak długo mój, jest bezpieczny, ale…ale rzeczywiście zdaję sobie sprawę, że nawet moja moc nie uchroni go przed zbliżającym się kataklizmem. Nie pozwolę, aby mojemu ludowi stałą się krzywda i jestem w stanie zrobić dla niego wszystko. Między innymi wykraść nawet boski artefakt. – złapała się za głowę najwyraźniej niezadowolona z tego co musi powiedzieć. – Tak, przeklęty Kapelusznik jak zawszę nie mylił się. Mam szkatułkę, lecz nie zamierzam jej oddać w niepowołane ręce. Tak się składa, iż Kapelusznik podzielił się ze mną swoim genialnym planem, ale to nie zmienia faktu, że nie ufam mu ani trochę. Wam też radzę nie wierzyć w jego każde słowo. – po raz pierwszy na jej bladej cerze pojawił się rumieniec. Kobieta dotknęła delikatnie policzka, rozkoszując się jego ciepłem. Trwało to zaledwie parę sekund, jednak Kalista przez ten moment wyglądała jak normalna dziewczyna, zawstydzona wyznaniem skrywanego uczucia. Niaa wpatrywała się w nią jak niemal w swoją następną ofiarę…

- Szkatułkę sami będziecie sobie musieli zabrać. – wróciła równie szybko na ziemie. – Tak jak mówiłam, nie oddam jej byle komu. Będziecie musieli przejść przez ceremonie trzech strażników, taki sprawdzian waszych umiejętności. Jeśli uda wam się, dostaniecie szkatułkę a ty kocico… – zwróciła się po raz pierwszy do Niaa, choć unikała ciekawskiego spojrzenia kotołaka. – Dostaniesz odpowiedzi na swoje wszystkie pytania dotyczące Kapelusznika. Możecie jeszcze zawrócić i odejść. Wybierajcie.

W jej dłoni pojawił się kawałek zwiniętego pergaminu, zabezpieczonego trzema pieczęciami.


- A jak nam się nie uda?- drżącym głosem spytał Nigel, choć dobrze wiedział jaka jest odpowiedź.

- Jeżeli wam się nie powiedzie, to oczywiście zginiecie. – powiedziała to równie spokojnie jakby mówiła o podarciu się ubrania. Życie przybyszów nie przedstawiało dla niej najwyraźniej żadnej wartości.

- To jak będzie?

Mogli się zgodzić na jej warunku, bądź mogli spróbować podstępu i zaryzykować?
Wybór należał do nich.
 
mataichi jest offline  
Stary 22-11-2008, 14:45   #57
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Takiego bólu Rangers nie poczuł jeszcze nigdy. Czuł się tak jakby rozpalone do czerwoności żelazne kleszcze poruszane siłą jakichś tytanach rąk rozrywały jego duszę na strzępy. Jakby każda komórka jego organizmu była torturowana najwymyślniejszymi sposobami. Zaczął tracić przytomność…ciemność wirowała przed oczami…Mrok kanału…sylwetki rebeliantów… postać Dagaty i świecący Acheont zdawali się zlewać w jedną szaro – burą nicość, którego centrum była czerwona sukienka Karolinki i jej wielkie dziecięce oczy… wpatrujące się w niego…i ból, ból który sprawiał, że z jego ust wydobywał się teraz zwierzęcy skowyt.

Siły go opuszczały… jakby niewidzialny demon drenował jego witalność. Gdzieś na obrębach świadomości wychwytywał działania reszty. Jakaś niewidzialna siła czerpała z jego witalność swoją korzyść… nagle poczuł, jak ktoś staje w jego obronie, próbując wbić się mentalną tarczą i oddzielić go od źródła bólu. Nie wiedział kto to… to coś chciał przerwać to wszystko… przerwać jego cierpienie i osłabianie… jakaś nieznana żołnierzowi siła odrzuciła Dagatę od Tima ze straszliwą siłą…

Żołnierz osunął się na ziemię… trzymając na rękach półprzytomną Karolinkę. Dziecko spojrzało na niego tymi swoimi, wielkimi oczami, oczami, które jeszcze kilka chwil temu stanowiły źródło niewyobrażalnego bólu. Dziewczynka powiedziała tylko:

- Dziękuję i przepraszam. – by zasnąć w jego ramionach. Pyton spróbował wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa… czuł się strasznie osłabiony… głowę wypełniał tępy ból, przemieszany z chaosem emocjonalnym. Teraz pokonałoby go nawet dziecko…

*****

Korytarze kanałów, którymi wędrowali były jeszcze bardziej śmierdzące niż brudne uliczki na powierzchni tej nieznanej im ziemi. Szli pośrodku rozciągniętej kolumny rebeliantów… nie stawiając żadnych oporów. Tim nie miał siły nawet na ten marsz, ale siłą woli zmuszał się by wykonywać kolejne kroki, głównie dzięki pomocy Dagaty, na której ramieniu się wspierał.

Młody zastępca dowódcy, Rojek zdaje się, zadawał wiele pytań. Jak na gust Langera zbyt wiele… zbyt wiele pytań, na które nawet oni nie znali odpowiedzi. Na szczęście nie musieli na nie szczegółowo odpowiadać, bo chyba dotarli na miejsce. Zapyziałe i zatęchłe kanały zastąpił szeroki i dobrze oświetlony korytarz. Co kilkanaście metrów rozstawieni byli strażnicy… uzbrojeni po zęby w te dziwne rodzaje broni, które wprawne oko żołnierza wychwytywało podczas wędrówki. Twarze gwardzistów mówiły tylko jedno: „Nie zadzieraj z nami jeśli nie chcesz mieć przesrane”. I póki co Tim postanowił się tego trzymać.

- Witamy w naszym Mateczniku. – powiedział dowódca i wskazał palcem małe drzwi ledwie odznaczające się na ścianie korytarza – Mamy mało czasu, Arachna na was czeka. Rojek idź z nimi.

Przez małe stalowe odrzwia przeszli tylko oni i młody zastępca. W Sali panował półmrok… na szczęście nie towarzyszył mu smród kanałów. Wysoka, czarnowłosa kobieta, ubrana w prosty strój stanęła przed nimi. Jej twarz była częściowo zasłonięta czarną woalą… dokładnie widzieli tylko jej oczy… dziwnie podobne do kocich oczu.


- Nazywam się Arachna i ja tu dowodzę. Widziałam, was we śnie i wiem, po co przybyliście. Wysłałam patrol żeby was zgarnął…– zerknęła ukradkiem na Tima. - Ale patrząc na was wygląda na to, ze się nieco spóźnili. Całe szczęście, że jesteście cali. Nasze cele są podobne…

- Nieco się spóźnili? Nas zgarnął? Chyba czegoś nie rozumiesz, gdyby nie my twoi ludzie już dawno robili by za tarcze strzeleckie dla tej biomechanicznej pokraki… - Tim nie mógł się powstrzymać od odpowiedzi. W końcu to oni ratowali dupy rebeliantom, którzy przeprowadzali „niezbyt taktyczne przegrupowanie”, czyli mówiąc po ludzku spierdalali w podskokach.

Rangers z satysfakcją obserwował mściwy grymas na twarzy dowódcy oddziału rebeliantów.

Arachna jednak przemilczała ten komentarz, kontynuując dalej swoją przemowę.

- Wszystko jedno. I tak po dzisiejszej nocy, wszystko się zmieni. Szykujemy małą akcję i jeśli chcecie dostać to co trzymają w najwyższej wieży to będziecie musieli przyłączyć się do nas. Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale to nie jest piękna księżniczka, tylko przedmiot mający niewyobrażalną moc przemiany. Macie trzy godziny na decyzję, za ten czas zaczynamy. Jak coś, to wiecie już gdzie mnie szukać.

Tim spoglądał ukradkiem na Dagatę i małą Karolinkę, nie miał pojęcia co miał powiedzieć. Nie chciał decydować za wszystkich, nie wiedział też czy tej Arachnie można ufać i jej podkomendnym. Rebelianci zawsze kojarzyli mu się z anarchią i chaosem, a on zawsze wolał polegać na sprawdzonych i zweryfikowanych danych. Ryzyko pomyłki mniejsze a bezpieczeństwo większe o niebo. Jednak teraz wszystkie taktyczne i socjologiczne reguły jakie wpojono mu w Akademii można było potłuc o kant dupy, doprowadziły do tego te wszystkie dziwne zdarzenia, których był świadkiem i uczestnikiem.

Kobieta odeszła zostawiając ich samych. Stali…wpatrując się w siebie z wyczekiwaniem. Kolejne wątpliwości doszły do przydługawej już listy.

- Co robimy? – zapytał cicho – Idziemy z nimi? Czy sami coś kombinujemy? Sam nie wiem czy jej zaufać, ale oni mają coś czego my nie mamy. Mają informacje… o położeniu przedmiotu i drodze dotarcia do niego, pyzatym mają zaplecze kadrowe i logistyczne? A my nic… sam nie wiem co zrobić… po raz pierwszy w życiu nie wiem. Może tylko ja z nimi pójdę? Nie będziecie musieli niepotrzebnie ryzykować. Jeśli to pułapka to tylko mi się przydarzy coś złego… Wy będziecie mogli kontynuować misję jeśli coś źle pójdzie?
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 27-11-2008, 15:58   #58
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Nie spodziewała się tak ogromnej mocy. Dziecko w błyskawicznym tempie wchłaniało w siebie siły żywotne Tima. W niekontrolowany sposób, jak człowiek, który długo dręczony mękami pragnienia, nie odrywa ust od naczynia z wodą, póki nie osuszy go do ostatniej kropli. Nie napotkawszy najmniejszego nawet oporu, brała od niego to, co jej ofiarował, a ofiarował wszystko co miał, znosząc cierpienie i ból umierania.

Nie mogła teraz rozdzielić ich fizycznie. To zabiłoby Żołnierza w jednej chwili. Żałowała, że pozwoliła mu na udział w tym niepewnym eksperymencie. Być może wcześniej nie czułaby skrupułów. Wyraził przecież zgodę. Może nie był w pełni świadomy ryzyka i konsekwencji, ale była to jego decyzja. Teraz jednak Dagata nagle uświadomiła sobie, że tak naprawdę nie zależy jej na tym, aby wziąć na nim jakiś odwet, a tym bardziej na jego śmierci.

Próby odciągnięcia Karolinki nie dawały rezultatu. Odcinała całkowicie Dagacie kontakt z mężczyzną i odpychała, praktycznie nie zwracając na nią większej uwagi. Nie było czasu na łagodne środki. Głód życia niezwykłej istotki był zbyt silny, by Wiedźma mogła do niej dotrzeć w ten sposób, a poświęcenie Tima zbyt wielkie, by nieprzytomna dziewczynka sama zauważyła, że za chwilę wyssie z niego wszystko, zabijając tym samym swego wybawcę.

Wiedźma zebrała w sobie cała moc, całą dobrą wolę, jaką dysponowała, skupiła ją i wepchnęła jak klin pomiędzy związane dusze mężczyzny i dziecka. Krzyk cierpienia Tima przeszył ją boleścią i litością. Ogrom jego dobrowolnej ofiary zerwał tamę uczuć. Całą sobą pragnęła go ocalić. Tak bardzo potrzebowała teraz wsparcia Czwórjedynej. Nie miała jednak szans jej wezwać. Łzy spłynęły po jej policzkach. Krzyk mężczyzny przeszedł w bolesne skomlenie.

- Przestańcie! -mentalne błaganie uderzyło w obydwoje na raz. - Siostrzyczko zabijesz go! Timie, pomóż mi! Nie musisz umierać! Zamknij drogę, proszę zamknij jej drogę!

Nie mogła dalej jej wstrzymać. Tim chyba zrozumiał wezwanie, lecz dziecko odtrąciło ją i odepchnęło.

-NIE!!!

W tym samym ułamku sekundy, w którym dziecko wpijało ponownie mentalne żądło, nadeszła niespodziewana odpowiedź. Potężna eksplozja mocy w jaźni Żołnierza rozlała się falą uderzeniową na zewnątrz jego umysłu i zastygła twardą skorupą otaczając go niby sferyczna tarcza. Pchnięcie odrzuciło Wiedźmę od Tima, pozostawiając Karolinkę w jego objęciach. Wiedźma oszołomionymi, szeroko otwartymi oczyma przypatrzyła się mężczyźnie. Charakterystyczna moc przypomniała jej mglisty świat, z którego umknęli i okropne przeżycia ze spotkania z psychicznym pasożytem, który ich zaatakował. Przeraził ją fakt, iż to właśnie ów rodzaj mocy wypłynął z Wojownika. Z drugiej jednak strony czuła niesłychaną ulgę, ponieważ moc ta powstrzymała Karolinkę i osłoniła go przed pewną zgubą.

Dziewczynka uchyliła powieki, intensywnie wpatrując się w umęczone oblicze pochylonego nad nią, drżącego z wyczerpania mężczyzny. Tim ocknął się z letargu, tocząc wokół półprzytomnym wzrokiem i łapczywie chwytając powietrze. Osunął się miękko na ziemię.

-Dziękuję i przepraszam - wyszeptała Siostrzyczka, przytulając się ufnie do niego. Niemal natychmiast zasnęła.

Wiedźma nieśmiało przysunęła się do dyszącego z wysiłkiem mężczyzny. Próbował się podnieść, jednak nie zdołał. Wszystko, na co było go teraz stać, to objęcie drżącymi rękami przytulonej do niego dziewczynki i lekkie uniesienie głowy. Pomogła mu więc usiąść, unosząc go za ramiona. Delikatnie zdjęła zamotaną wokół szyi chustę, która przeszkadzała mu teraz w swobodnym oddychaniu.

Nie pozwolono im odpocząć. Przywódca grupy zarządził wymarsz.
Półprzytomny Thymothy słaniał się z nóg. Przyklęknął z Karolinką w ramionach, nie mogąc dźwignąć się w górę. Młody człowiek o rezolutnym spojrzeniu, którego dowódca nazywał Rojkiem, wziął śpiące dziecko na ręce. Ktoś pomógł mu usadowić je na plecach, na barana i zabezpieczyć, aby nie spadło.

Żołnierz przyglądał się temu zamglonym wzrokiem, chwiejąc się i walcząc z ogarniającymi go falami słabości. Dagata szybko odpięła sprzączki i zsunęła mu z ramion szelki plecaka. Potem zdjęła hełm. Jednak, kiedy spróbowała odebrać mu broń, błyskawicznie przytrzymał jej rękę. Skarcona spojrzeniem ciemnych, zmrużonych oczu, pomogła mu wstać z klęczek i skłoniła aby oparł się na niej.

* * * * *

Szli ciemnymi, cuchnącymi tunelami. Tim ciężko wsparty na jej ramieniu potykał się i powłóczył nogami. Tuż przed nimi majaczyło przysłonięte założonym na bakier hełmem, światło Acheonta, targającego obładowany plecak Tima i paplającego bez przerwy z rozmownym i towarzyskim Rojkiem.

- Naprawdę nie jesteście z tego świata? – usłyszała jego konspiracyjny szept. – Niesamowite. Arachna mówiła o was, ona jest dotknięta. Też chciałbym móc tak po prostu uciec z tego świata i tak sobie myślę…

- Rojek nie rozmawiaj z przybyszami! – skarcił go dowódca. Dagacie wydawało się, że dostrzegła, jak wzruszył tylko na to ramionami.

- Powiedziałeś, że nie macie pojęcia o rebelii – chłopak odwrócił się naraz i zagadał do Żołnierza - to w takim razie jak zamierzacie wykraść diabelskie serce? Po to się zjawiliście prawda? Żeby ocalić nasz świat i zabrać tą przeklętą rzecz - Wiedźma drgnęła zaskoczona, lecz nie zdążyła zapytać, co ma na myśli. - O już prawie jesteśmy… - urwał.

Z mroków kanału wyłoniły się nagle nowe sylwetki uzbrojonych ludzi, odprowadzających ich nieruchomym, zimnym jak stal wzrokiem. Krótki odcinek wąskiego korytarza i kolejny posterunek czujnych, gotowych na wszystko zbrojnych. Jeszcze jeden przesmyk, zmuszający ich do przeciskania się pojedynczo między śliskimi, murszejącymi ścianami i ich oczy poraził blask silnego sztucznego oświetlenia.

Tunel poszerzył się tuż za załomem muru. Było tu jasno, a przede wszystkim sucho. Otoczył ich tłum ludzi. Wyglądało na to, że zajęci byli jakimiś gorączkowymi przygotowaniami. Większość podążała swoją drogą, w pośpiechu nie zwracając na nich większej uwagi. Tylko nieliczni rzucali im mniej lub bardziej zaciekawione spojrzenia, albo przystawali na chwilę by im się uważniej przyjrzeć. Wszyscy, absolutnie wszyscy byli uzbrojeni. To niepokoiło Wiedźmę.

-Witam w naszym Mateczniku - dowódca, starszy mężczyzna z długimi, siwymi juz włosami wskazał na niewielkie drzwi w ścianie korytarza. - Mamy mało czasu, Arachna na was czeka. Rojek idź z nimi.

Rzeczywiście kobieta, która do nich w tym momencie wyszła, wyraźnie ich oczekiwała. Była wysoka, szczupła i czarnowłosa. Jej twarz zasłaniał ciemny woal. Jedynie oczy błyskały w ich stronę dziwnymi, chorobliwymi iskrami. Już z daleka zauważyła, że coś jest z nimi nie tak. Powieki były sino purpurowe od wybroczyn, jak po stłuczeniach, albo zakażeniu, a niemal żółte małe tęczówki tkwiły w gałkach żywo czerwonych od krwawych wylewów. Wiedźma wyczuła moc emanującą z kobiety. Rojek określił Arachnę, jako "dotkniętą". Słowa kobiety wydawały sie potwierdzać przypuszczenia Dagaty. Musiała być "widzącą". Widziała ich w snach, oczekiwała ich przybycia.
Nie poświęciła im zbyt wiele uwagi, udzielając jedynie kilku krótkich, zwięzłych informacji. Pozostawiając im wybór, odwróciła się i zniknęła we wnętrzu tych samych drzwi, z których do nich wyszła.

Rojek nadal trzymający Karolinkę na rękach, przyglądał im się wyczekująco, jak gdyby spodziewał się, iż natychmiast zadeklarują swoje decyzje. Ani jednak Dagata, ani Tim i Acheont nie śpieszyli się z odpowiedzią, dręczeni jak się wydawało, podobnymi wątpliwościami. Nieco rozczarowany tym Rojek, zauważył chyba niespokojne spojrzenie rzucone przez Żołnierza na Karolinkę, bo nagle jakby dotarło do niego, w jakim położeniu znalazła się ich nowo przybyła czwórka.

- Heh, no tak -westchnął, zauważając przytomnie - chyba powinniście trochę odetchnąć. Znajdziemy jakiś ciepły, suchy kąt dla małej, żeby mogła spokojnie pospać. Nie mamy tu zbyt dużo dzieci - rozejrzał się z namysłem. - Chodźcie, coś wymyślę.

Poprowadził ich dalej, do małej wnęki. Ruszyli za nim.

- Co robimy? – zapytał cicho Tim, przytrzymujący się nadal jej ramienia – Idziemy z nimi? Czy sami coś kombinujemy? Sam nie wiem czy jej zaufać, ale oni mają coś, czego my nie mamy. Mają informacje… o położeniu przedmiotu i drodze dotarcia do niego, poza tym mają zaplecze kadrowe i logistyczne? A my nic… sam nie wiem, co zrobić… po raz pierwszy w życiu nie wiem. Może tylko ja z nimi pójdę? Nie będziecie musieli niepotrzebnie ryzykować. Jeśli to pułapka to tylko mi się przydarzy coś złego… Wy będziecie mogli kontynuować misję jeśli coś źle pójdzie?

- Nie ma mowy! - szeptem, ale stanowczo wyraziła swoje zdanie. - Cenię sobie Twoją odwagę Panie i poświęcenie, ale w takim stanie nigdzie sam nie wyruszysz. Mamy przed sobą trochę czasu na przemyślenie propozycji Arachny. Jeśli jednak mamy podjąć jakieś rozsądne decyzje, musimy dowiedzieć się czegoś więcej - przerwała na dłuższą chwilę i zastanowiwszy się ciągnęła dalej ściszonym głosem prawie wprost w ucho idącego przy niej mężczyzny. - Spróbujmy dowiedzieć się czegoś więcej o powodach i celach rebelii, a także o grzebieniu, który mamy zdobyć. Dlaczego Rojek mówił o "diabelskim sercu" i co miał na myśli mówiąc, że przedmiot ten jest przeklęty? Nie podoba mi się to. Wydaje mi się, że dobrze byłoby wypytać Rojka. Tylko ostrożnie, żeby nie wzbudzić w nim niepokoju. Potrafiłbyś? - spojrzała na niego z ukosa. - Wygląda na otwartego i jest dość gadatliwy. Zakazy dowódcy nie robiły na nim większego wrażenia, kiedy tamten zakazał mu gadać z Acheontem. Zresztą Acheont ma z nim chyba niezły kontakt. Mógłby się postarać wyciągnąć z niego więcej informacji. Ja poproszę o widzenie z Arachną. Jeśli mnie przyjmie, może ujawni mi jakieś szczegóły. Jeśli mamy pomóc rebeliantom, musimy wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Nie obawiam się. Arachna może być pewna mojej szczerości. Naprawdę zależy mi na uratowaniu Serca Wszechświata. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby to osiągnąć. Chyba, że zwietrzę jakiś podstęp - uśmiechnęła się mimowolnie do Tima kątem ust. - Powinieneś odpocząć i zjeść coś solidnego. Siły powinny niedługo wrócić, przyrzekam, ale musisz się zdrzemnąć.

We wnęce panował półmrok. Tim oparty plecami o ścianę zsunął się na ziemię siadając na czymś w rodzaju grubej maty, których kilka tu rozłożono. Rojek ułożył śpiącą Karolinkę na innej. Dagata szturchnęła Acheonta zwracając na siebie jego uwagę. Potem schyliła się nad miejscem, które sądząc po układzie hełmu na Świecącej Kuli, mogłoby od biedy uchodzić za ucho. Szepnęła kilka słów...
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 27-11-2008 o 16:17.
Lilith jest offline  
Stary 30-11-2008, 18:44   #59
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Świat Kaydoo, siedziba pani Kalisty

Obdarzona wpatrywała się w Kalistę ze współczuciem. Z pewnością była to nieszczęśliwa kobieta, skrywająca w swoim sercu wiele goryczy i bólu. Lorelei nie rozumiała dlaczego bawiła się z nimi, wymyślając sprawdzian ich umiejętności, skoro i jej zależało na tym, by ocalić własny świat – niezależnie od pobudek. Najwyraźniej jednak tak musiało być. Najbardziej jednak zabolało ją nie to, że Kalista nie chciała brudzić własnych rąk i pomóc w ratowaniu wszechświata, a to, że odnosiła się do nich z pogardą i miała ich życie za nic.


Lodowa Róża spojrzała na swoich nowych przyjaciół i ważyła w duszy swoje dalsze decyzje. Miała przy sobie dziecko o potężnej, lecz nieokiełznanej mocy, kocicę o równie tajemniczych zdolnościach, jak i szczerym sercu oraz człowieka przez przypadek wplątanego w całą tą aferę. Czuła się za nich odpowiedzialna.


- Przyjmuję Twoje wyzwanie. - powiedziała odbierając z rąk Kalisty pergamin. - Nie będę uciekać i nie przestraszę się trudności. Nie chcę stać się podobną do istot wyższych, takich jak ty, które nie potrafią poradzić sobie z trudnościami, nie ufają sobie, unoszą się honorem i na dodatek nie potrafią nawet spojrzeć łaskawym okiem na tych, którzy podjęli się być może samobójczej misji, by choć postarać się zrobić coś, by zapobiec katastrofie. Współczuję ci. Nawet jeśli umrę podczas tych prób, będę odchodzić ze świadomością, że zrobiłam wszystko, żeby uratować mój świat i moich ludzi, a także światy miliardów innych stworzeń. Że chociaż spróbowałam. Współczuję ci dlatego, że kiedy będziesz patrzeć na zagładę swojego świata, nie będziesz mogła poczuć tego samego. Niech się zatem stanie, co ma się stać!


Lorelei odwróciła się od Kalisty, przywołała bliżej swoich towarzyszy i przyklęknęła przy Karolince, kładąc jej dłoń na ramieniu i lekko ściskając.


- Posłuchajcie... Nie musicie brać w tym udziału. Szczerze mówiąc, nie chcę was narażać. - spojrzała przede wszystkim na Nigela i Karolinkę. - Mogę spróbować uporać się z tym sama. To przecież nie może być takie trudne.


Róża uśmiechnęła się i puściła oczko do małej. Miała nadzieję, że nie usłyszy pełnych oburzenia głosów sprzeciwu, bo jak inaczej miałaby ich przekonać, że ich życie jest dla niej ważniejsze niż jej własne?


- Moglibyście poczekać tu na mnie i dopilnować, żeby Kalista nie kombinowała i grała uczciwie. W końcu podobno nikomu nie możemy ufać...
 
Milly jest offline  
Stary 30-11-2008, 21:25   #60
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Na słowa Obdarzonej, kocica gwałtownie pokręciła głową, cały czas wpatrując sie przy tym w Kalistę. Włos na karku stworzenia był zjeżony, tak samo ogon. Widać ostatnie słowa heretyczki nie przypadły Niaa do gustu.

„Ojej, ojej straszne biedactwo, zalotnik ją olał, więc się zmienia w zgryźliwą babę, choć... czy ze mną nie jest podobnie?”

Prychnąwszy pogardliwie, kocica obróciła się tyłem do byłej opiekunki, demonstracyjnie unosząc ogon. Ignorując w ten prosty, żeby nie rzec prostacki sposób kobietę, Niaa zwróciła się pełnym entuzjazmu głosem do swojej małej drużyny.

- Niaa będzie walczyć! Niaa też chce ratować świat i pomóc Pani Czarodziejce, bo Pani Czarodziejka jest taka dobra i pomagała też Niaa. Teraz Niaa będzie walczyć do ostatniej krwi... – nagle kocica znów popatrzyła na Kalistę, tym razem jakby nieco rozumniej – Do ostatniej krwi, nawet jeśli Ładna Pani tego nie zrozumie, bo za bardzo patrzy na siebie. Niaa się nie podda!

"...choćbym miała wyjść z siebie. Dosłownie."


Kotka skinęła głowa, jakby na potwierdzenie własnych słów, po czym uśmiechnęła się szeroko do towarzyszy. Przy niej wszystko zdawało się takie proste i kolorowe... szkoda tylko, że jednak w rzeczywistości często bywało inaczej.

Nigel chwilę wahał się czy i on nie powinien podjąć wyzwania, wiedział jednak jak skromne są jego moce w porównaniu z resztą wybranych przez Kapelusznika osób. Na dodatek te dwie – Lorelei i Niaa stanowiły dość nietypowy, ale wyjątkowo zgrany duet. Podczas gdy dumna kobieta była z pewnością mózgiem i sumieniem ich organizmu, kocica była pazurami, oczami, nosem i... ogonem oczywiście. Choć zdawała się być nieco gapowata, to Nigel nie dał się zwieść temu wrażeniu.
Zwierzołak był stale czujny, a jego uwaga dzieliła się na kilka, jak gdyby posiadał on więcej niż jedną jaźń, co czasem było widoczne w błysku oczu Niaa.

Decyzja została podjęta.
Kobieta i kocica stanęły obok siebie gotując się... no właśnie, na co?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172