Leciałeś i krążył w te miejsce. Serfaninowie i ich pieśni gdzieś znikły, tylko Lewiatan błąkał się w obłędzie i żalu. Nad sobą miałeś Tronów i innych aniołów wracających po boju, pod sobą – małe grupki wygranych którzy przytrzymywali buntowników i prowadzili ich pod sąd któregoś z archaniołów czy Książąt. Był to żałosny widok, n tyle żałosny i przepełniający Twe serce żałością i przepełniający Twój duch żałością, że przyćmił cudne uczucie szybowania na niebiańskim wiatr.. Jakże innym jak ta ziemska wichura, jakże inny. Zleciałeś w miejscu swego upadku. Było podobnie, stałeś tam gdzie niegdyś Twe ukochane lica, a grupa aniołów targała jednym buntownikiem który tylko modlił się do Boga. -Panie, czy to z Twego rozkazu walczymy? Czy gniewasz się na nas?
Słowa utknęły mu w pół gardła kiedy zatoczył się pod mocarnym ciosem oprawcy. Czy tak milo być? Gdzieś w oddali pobrzmiewał głos Uzjela wydającego rozkazy, a dalej – Zakfariela, archanioła i bezwolnego Trona w jednym. Odgłosy biły jednak dalej niżeli sięgał wzrok. Tutaj nawet myśl miała fizyczną wartość.
W błękitnych szatach zakrywających całe ciało, o czarnych skrzydłach i dzierżąc Księgę Tajemnic w której powiadano, że zapisano wszystko – wzlatywał Razjel. Jeszcze nigdy nie było takiego poruszenia w niebie.
Ani śladu tego co szukałeś, nic. Grupa aniołów odeszła. Z świstem miliardów strzał Lewiatan upadł w pobliżu jakby tracąc chęć lotu. Pełzł niczym robak, niczym istota której odebrano chęć życia. Błękitne oczy gdzie poczerniały, cudne oblicze zmarszczyło, przeminęła chwała Serfina, jednego z tych którzy byli cały czas koło stwórcy i śpiewali ku jego chwale. Pełzł w Twą stronę. -Zwołać do mnie trzecie i pierwsze oddziały!
Mocarny krzyk Uzjela odbijał się echem od chmur i promieni słońca jakby dalej mu ono sprzyjało. Lewiatan zadarł łeb aby spojrzeć w źródło dźwięku i wypłakał kilka łez.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |